Ogrywanie Dantego w różnego rodzaju gry stało się swoistym rytuałem i czymś tak oczywistym, jak fazy księżyca. Najpierw pojawiał się, całkowicie pewny siebie, że tym razem da sobie radę i z nawiązką odpłaci się za każdą krzywdę, która spotkała jego portfel, a Charlie nie wyprowadzała go z błędu do chwili, aż porażka syrena była właściwie przesądzona. Później następowała obraza majestatu, paskudne oskarżenia (Charlie nigdy nie powiedziała, że niesłuszne. Ale też nie przytakiwała) i na jakiś czas krawiec znikał, by później pojawić się znów, wytężając swoją szarą (a może różową?) komórkę w celu rozgryzienia arachnesy. To był znak, że za jakiś czas przyjdzie, by przegrać kolejną grę i rozpocząć cały cykl od nowa. Nigdy dotąd jednak nie przyprowadził kolegów, by mogli podziwiać jego sromotne porażki, a nawet w nich uczestniczyć. Było to naprawdę ciekawe urozmaicenie wieczoru i Charlie musiała przyznać, że nigdy nie bawiła się tak dobrze. Nie, że przy rozgrywkach. Bardziej bawiła ją irytacja i frustracja przeciwników niż zbyt łatwa wygrana, która tak naprawdę nie wymagała żadnego wysiłku.
Ogranie asury też nie było niczym wyjątkowym. Z rozbawieniem przyglądała się, jak ten w pocie czoła kalkuluje kąt, pod którym powinien wypuścić swój krążek, a wynik tych obliczeń wypadał naprawdę różnie. Charlie jedynie raz czy dwa spojrzała, czy chłopcy na barze na pewno sobie radzą i czy nie potrzebują pomocy, jednak, na szczęście, wszystko wyglądało w porządku. Żal byłoby jej przerywać ogrywanie ich wszystkich, ku jeszcze większej frustracji Dantego, który nie szczędził kąśliwych uwag Ignisowi i to z całą wzajemnością. Kąciki ust arachnesy drgnęły w tłumionym uśmiechu, zaledwie kątem ucha wyłapując coś o twojej starej i taktycznym myśleniu na poziomie kiszonego śledzia. Kłótnia trwała nadal, gdy Raam w końcu został ograny i musiał pogodzić się ze świadomością, że dla niego darmowych drinków nie będzie.
Uśmiech, który pojawił się na twarzy Seymoura, wzbudził jej zainteresowanie. Zwiastował rozgrywkę znacznie ciekawszą niż te poprzednie, jednak arachnesie nawet przez myśl nie przeszło, że jej cały misterny plan z małymi szpiegami został przez niego rozszyfrowany. Właściwie to do tej pory udało się to zaledwie garstce osób, z Arielem na czele, który właśnie w ten sposób sprawił, że Charlie postanowiła kontynuować znajomość z elfem. W końcu kogoś, kto potrafił dość szybko rozszyfrować czyjeś sztuczki i taktyki, warto było mieć po swojej stronie. Wtedy nie tylko nie przeszkadzał, ale bywał również szalenie przydatny.
Dlatego też zatrzymała się na krótką chwilę, zawieszając na mężczyźnie spojrzenie, próbując rozszyfrować myśli krążące po jego głowie. W końcu jednak poszła po planszę, która spoczęła na przetartym blacie baru.
– Ja zgaduję? – zapytała, a Seymour od razu przytaknął, wciąż z uśmiechem na twarzy. Knuł coś, czuła to pod skórą. I koniecznie chciała wiedzieć co.
– Osiem prób? – zapytał spokojnie Seymour, przyglądając się kolorowym pionkom. Charlie nieznacznie zmrużyła oczy.
– Niech będzie. Jak liczymy punktację? – zgodziła się, czując narastającą ekscytację. Jej niewidzialni asystenci skryli się w cieniach nad blond głową muzyka, wyraźnie widząc całą planszę i kolorowe pionki, które miały posłużyć do ułożenia kodu.
– Na większość punktów? – Tym razem to Charlie skinęła głową. Ta gra nie powinna przynieść jej żadnych trudności. Oczywiście, aby utrzymać cały teatrzyk, nie może odgadnąć kodu od razu, jednak odpowiednio balansując kolejnymi próbami, nie powinna mieć z tym większych problemów…
I wtedy Seymour, układając pionki, pochylił się nad planszą, opierając łokcie o blat baru i całkowicie zasłaniając sobą tę część planszy, gdzie właśnie powstawał kod. Zrobił to tak niedbale, że była gotowa uwierzyć w to, że to czysty przypadek, a on o niczym nie ma pojęcia. Stłumiła uśmiech, który wkradał się na jej twarz i bez wątpienia zdradziłby ją z tym, że wie, że on wie.
W tej jednej chwili gra stała się naprawdę interesująca i jak się szybko okazało, nie tylko dla tej dwójki. Wybrzmiewająca gdzieś w tle sprzeczka również ucichła gwałtownie jak ucięta nożem, kiedy tylko Ignis i Dante zorientowali się, że barmance nie idzie już tak dobrze, jak jeszcze przed chwilą, gdy grała z nimi czy z Raamem. Charlie również oparła łokcie na blacie, splotła ze sobą dłonie i oparła na nich brodę, w pełnym skupieniu przyglądając się planszy. W tym momencie jej ośmionodzy przyjaciele nie mogli jej pomóc. Seymour doskonale wiedział, co robi, ustawiając się w taki, a nie inny sposób. Wykorzystanie pająków tak, by nie zdradzić się, że w ogóle z nich korzysta, było właściwie niemożliwe. Jeden z nich musiałby dosłownie usiąść na ramieniu muzyka. W najlepszym przypadku skończyłoby się to na tym, że ktoś powiedziałby „ej, pająk siedzi ci na ramieniu”, a w najgorszym na panice i kompletnym chaosie wywołanym przez przecież całkiem niewinne, urocze stworzonko. Chociaż wątpiła, by ktokolwiek z arachnofobią przychodził akurat do jej lokalu, to jednak nie chciała ryzykować. Od zobaczenia pająka na ramieniu ogrywanej osoby do połączenia kropek, że Charlie korzysta z nich, by odnosić zwycięstwo, była już naprawdę krótka droga. I teraz była już niemal pewna, że Seymour doskonale o tym wie.
To nie było tak, że bez pająków była kompletnie bezradna, choć to było oczywiste, że bez ich pomocy zwycięstwo nie było już takie oczywiste. Szansa na nie malała wraz z każdym popełnionym błędem, które jeszcze bardziej zagęszczały atmosferę. Ignis uśmiechał się jedynie pod nosem, bo kogo jak kogo, ale Seymoura naprawdę trudno było zagiąć. Na twarzy syrena natomiast coraz wyraźniej rysował się obraz satysfakcji.
– Ha! Jednak nie jesteś taka niepokonana, co?! – zawołał triumfalnie, kiedy rozgrywka zakończyła się sukcesem Seymoura. Charlie westchnęła, wzruszyła ramionami i zdmuchnęła biały kosmyk włosów, który opadł jej na czoło.
– To była bardzo ciekawa rozgrywka, gratuluję zwycięstwa. – Uśmiechnęła się do muzyka i wyciągnęła w jego stronę dłoń, by ją uścisnąć. Umiała przegrywać i doceniała spryt przeciwnika. Na szczęście jedynie w grze. Seymour wydawał się kimś, kogo, po raz kolejny, warto mieć po swojej stronie. Spojrzała mężczyźnie w oczy, bezgłośnie przekazując jedno, krótkie pytanie: „wiedziałeś, prawda?”. Nie chciała go zadawać na głos, licząc na to, że i Seymour zachowa odpowiednią dyskrecję. Nie chciała słyszeć dociekliwych pytań ze strony reszty muzyków, poza tym, gdyby Dante dowiedział się, w jaki sposób za każdym razem z nim wygrywa, nie chciałby już więcej z nią grać, a to w jakiś sposób stało się jedną z ulubionych rozrywek Charlie w ciągu miesiąca. W życiu by tego nie przyznała, ale gdy zbliżał się ten termin, gdy krawiec powinien zajrzeć do lokalu, wyglądała go z jakąś dziwną niecierpliwością, byle znów mu dogryźć. Tak, z czystej sympatii, bo czemu nie?
– Zgodnie z obietnicą, ty dzisiaj pijesz za darmo. – Kątem oka spojrzała na Dantego. Tym razem nawet nie próbowała ukryć uśmiechu. – Wiesz co? To było spektakularne zwycięstwo, więc masz darmowe drinki przez cały wieczór, a nie tylko jednego.
– Co?! – Dłoń Dantego z mocą uderzyła w przeszklony blat. Arachnesa spojrzała tylko, czy oprócz długów po niezapłaconych drinkach nie dojdzie jeszcze przypadkiem koszt postawienia nowej lady. – To niesprawiedliwe!
– Hej! – Charlie uniosła dłonie w obronnym geście z bardzo zdziwioną miną. – Sam ustalałeś zasady. Poza tym, mogę sobie na to pozwolić, prawda? Odkuję się na reszcie – posłała krawcowi promienny uśmiech. Odezwała się natychmiast, gdy ten znów otworzył usta, by coś powiedzieć. – Właściwie to wszystkim powinnam odpuścić, z wyjątkiem ciebie, oczywiście. W końcu, jeśli się nie mylę, przegrali przez twój genialny pomysł? – zapytała, unosząc brwi, a złośliwy uśmiech nie schodził jej z ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz