05 kwietnia 2024

Od Raouna do Bashara

Tak, Raoun wrobił Bashara.
W momencie, w którym zdał sobie sprawę, że baba z HR-ów już się nie podda z zaciągnięciem go do AllTube'a, uznał, że sam na pewno nie będzie się w to bawił. Delikatnie zatem wciągnął w to wszystko Bashara, a ich pani-wróg na to, że ach, to bardzo dobry pomysł, bo co dwie głowy, to nie jedna, a słowa padające z ust dwóch lekarzy brzmią bardziej przekonująco!
Tak oto zaczęły się przygotowania do wielkiego debiutu.
W dzień, w który mieli nagrać swój pierwszy filmik, Bashar od samego rana miał zły humor. Cóż, bóg nie mógł się mu dziwić – sam uśmiechał się i żartował, ale w duchu przez ostatni czas dużo o tym myślał. W końcu jego twarz miała pojawić się w Internecie. Czy mu się to podobało? Cóż, kiedyś na pewno byłby zachwycony, ale teraz jakoś niekoniecznie. Już raz zostało o tym wspomniane, ale on nie zamierzał chwytać się sławy. Co jak co, ale w obecnych czasach nie potrzebował w Riftreach wiernych ani ich zamienników, czyli fanów. Dlatego musiał wcześniej sprawdzić kilka rzeczy, upewnić się co do niektórych kwestii.
— Słuchaj, Bashar — zaczął — dostałem potwierdzenie, że ten pomysł nie wypali, więc po prostu odbębnijmy parę filmików, HRy zobaczą, że nic z tego nie będzie, szkoda hajsu i nam darują.
Wlepił demonowi kubek kawy z pobliskiej kawiarni, w ten sposób powstrzymując go przed niemiłą podróżą po gorzką śmierć, jaką wypuszczały szpitalne automaty. Doktor Karim potarł wewnętrzne kąciki swoich nieco podkrążonych oczu; nie tylko poprzedniego dnia przeprowadził długą operację, ale też dzisiaj musiał kręcić to pieroństwo w postaci filmiku na AllTube'a. Pociągnął łyk napoju, westchnął ciężko.
— Skąd masz to potwierdzenie? — spytał boga.
— A z takiego jednego dobrego źródła — odparł tamten, puścił mu oczko.
Bashar popatrzył na niego trochę sceptycznie, jednak nie odezwał się więcej w tej kwestii.
— W ogóle co z twoimi oczami?
Raoun zamrugał dwa razy.
— A, bo wiesz, białe źrenice nieco rzucają się w oczy. To tak na wszelki. — Wzruszył teatralnie ramionami.
Pierwszy raz, odkąd przybył do Riftreach, przybrał swój bardziej ludzki wygląd, zamieniając boskie źrenice na te czarne, typowe dla śmiertelników. Mówili, że przezorny zawsze ubezpieczony i skoro w tym świecie pojawił się inny białooki, to równie dobrze mogło być ich więcej, a Raounowi zdecydowanie wystarczał Yonki pod jednym dachem. Plus ktoś inny mógłby pokojarzyć (ach, nie dajcie, Złotoskrzydli) z tamtym bogiem Raounem. On już swoje odsiedział, więcej nie chciał.
Godzina sądu wybiła, a oni musieli iść do sali, w której miało się odbyć to całe odlotowe nagrywanie. Oczywiście modnie się spóźnili, a krótkie narzekania pani z HR-ów pokwitowali tekstami, że trzeba było się solidnie przygotować.
Jak na złość sprzęt był już rozłożony i czekał cierpliwie razem z kamerzystą na swoje gwiazdy AllTube'a. Doktorzy stanęli w wyznaczonym miejscu, jeszcze raz przekartkowali scenariusz, który otrzymali dwa dni wcześniej, aż wreszcie przyszła pora na zapalenie się czerwonej lampki w kamerze.
— Witamy w naszym pierwszym edukacyjnym filmiku! — zaczął Raoun. — Ja jestem doktor Raoun Noir...
— A ja doktor Bashar Karim — odpowiedział trochę beznamiętnie demon (dopiero za trzecim podejściem udało mu się to zrobić z jakimikolwiek, choćby sztucznymi, emocjami).
— I dzisiaj porozmawiamy o bólach głowy.
Uśmiechnął się lekko, choć spojrzenie niemal jednolicie czarnych, z pozoru zwyczajnych oczu zdradzał minimalny, mikroskopijny wręcz cień... bólu. Mentalnego.
Ze wszystkiego, o czym mogli mówić, mówili o bólach głowy. Bólach głowy! Lepszego tematu HR-y nie mogły wymyślić! Na cholerę tak poważnym lekarzom, jak transplantologowi i onkologowi rozmawiać o tym, od czego może kogoś boleć łepetyna?! Boleć to zaraz będzie głowa ordynatora, jak Raoun wpadnie do jego gabinetu z wizytą.
Musiał jednak przynajmniej na ten moment zacisnąć zęby. Dostał informację, że pomysł z AllTube'em nie wypali, a dwójka lekarzy po kilku filmikach będzie miała spokój. Wystarczyło jedynie przeboleć je, poudawać, że choć trochę zależy, a potem luz, blues, gra gitara i tak dalej.
Na wstępie omówili przyczyny tego jakże popularnego zjawiska. Tym się zajął Bashar, wymieniając po kolei stres, zmęczenie, wahania hormonalne, problemy z krążeniem i inne duperele, w praktyce zupełnie obce Raounowi. W sumie to akurat nie było jakieś specjalnie dziwne – na zdecydowaną większość dolegliwości, jakimi zajmowali się lekarze, Raoun był odporny. Nie mógł mieć problemów z krążeniem ani z hormonami, ani związanych z niezdrowym dla śmiertelników trybem życia. Głowa go bolała co najwyżej, jak ktoś w nią porządnie uderzył. Ale to na pewno nie był ból, z którym musiałby się udać do specjalisty.
Bogu przypadło wymienienie rodzajów bóli wraz z opisaniem każdego z nich. Wiadomo, jak bolało, na przykład, w okolicach skroni, to mogło to świadczyć nie tylko o zwykłych migrenach, ale też guzach, infekcjach bakteryjnych lub wirusowych, chorobach naczyń krwionośnych i całej gamie innych schorzeń. Najważniejsze w tym segmencie było uświadomienie potencjalnego widza, że tych dolegliwości nie powinno się zawzięcie ignorować, jak to robiło wielu i gdy nawracały, zgłosić się z tym do lekarza o specjalistyczną diagnozę. W końcu tabletka przeciwbólowa pozbywała się tylko objawów, a nie przyczyn.
Czyli w dużym, jednowyrazowym skrócie nudy.
Samo nagrywanie trwało ponad godzinę... Tak, ponad godzinę! Tyle czasu zmarnowali! Raoun mógłby tyle rzeczy zrobić: przyjąć pacjenta, obejrzeć odcinek serialu, porozmawiać z innymi pracownikami szpitala, napisać list do Celtrioza albo Pramatki, przeczytać parę przepisów na jakieś dobre dania. To nie, to stał tutaj i udawał, że chce pomóc śmiertelnikom po drugiej stronie Internetu. Filmiki edukacyjne, no twoja stara, HR!
Na szczęście w końcu dotarli do tego wyczekiwanego momentu. Nadzorująca wszystko niczym reżyser (chyba ktoś tu minął się z powołaniem) HR-owczyni podsumowała wszystko, coś zamierzała jeszcze dodać, lecz lekarze ulotnili się szybciej niż uczniowie po dzwonku na przerwę i zniknęli w trzewiach szpitala.



Następnego dnia dwójka wiekowych bytów siedziała w gabinecie doktora Noira, wpatrując się w monitor komputera. Siedzieli w absolutnej ciszy, oboje zapatrzeni w ich własny filmik. Jak jeden mąż przenieśli wzrok na liczbę wyświetleń i łapek w górę.
— To skąd miałeś to potwierdzenie? — spytał Bashar.
Raoun nie odpowiedział. Wciąż wpatrzony w wyświetlenia, zacisnął dłoń w pięść.
— Aish, ten mały zgred — wycedził przez zęby.
Został oszukany! Oszukany! Ten pyskaty gówniarz nagadał mu bzdur, a on jak ostatni głupi śmierciuch uwierzył mu! Oooooo, niech tylko go dorwie...!
To była katastrofa. Ich debiutancki filmik nie przyjął się dobrze – przyjął się wręcz wspaniale. Liczba wyświetleń szybko dobiła dziesięciu tysięcy, a teraz prawie sięgała setki. Co ludzie w nich takiego widzieli?!
Poruszył kółkiem na myszce, zjechał niżej na komentarze. Razem z Basharem zaczęli czytać te z góry.
Nareszcie jakieś łatwo przyswajalne informacje!
Nie wiedziałem, że ból głowy może świadczyć o takich rzeczach. Teraz już wiem, że muszę się udać do lekarza
Czy tylko ja to oglądam dla twarzy lekarzy?
Chciałabym, żeby ci lekarze rozkroili mnie na stole
Bóg zamknął pospiesznie kartę przeglądarki z AllTube'em, zamrugał parę razy.
Jak się zapominało?
— Dobra, Bashar, nie jest tak źle... — zaczął.
— Jest tragicznie — dokończył za niego demon. — Pomyśleć, że tobie zaufałem.
— A skąd mogłem wiedzieć, że to nie wypali?! — oburzył się.
Dwójka wymieniła się spojrzeniami.
— Dobra, racja, mówiłem, że mam pewne źródło — bronił się doktor Noir — ale nie spodziewałem się, że to „źródło” okaże się zdradzieckie!
Powinien był po prostu zaciągnąć tu Tesdin, żeby mu pomogła. Nigdy więcej nie zaufa temu różnookiemu szczylowi!
To była tylko kwestia czasu, nim baba z HR-ów znowu ich nawiedzi. Cała rozpromieniona, z oślepiającym wręcz uśmiechem (w negatywnym tego określenia znaczeniu) zapowiedziała kolejne nagrywania, tym razem na jeszcze denniejszy temat, czyli jak opatrywać sobie rany. Raoun próbował zaproponować coś wyższego lotu, na przykład o nowotworach albo przeszczepach, ale dostał odpowiedź, że to zbyt poważne, bla-bla-bla, że ludzie potrzebują czegoś bliższego ziemi, bla-bla-nudy-na-pudy. Blisko ziemi to prawie była jej twarz, ale bóg w ostatniej chwili się powstrzymał. Choć było o mały włos. Bardzo mały.
Przynajmniej po swoim dyżurze w szpitalu ulżył sobie opieprzeniem swojego „już byłego źródła” z góry na dół.



— Jakieś pomysły? — spytał bóg.
Bashar siedział w swoim fotelu, od dobrych kilku minut milcząc. Przeglądał jakieś papiery, tradycyjnie udając, że tak bardzo chce się nimi zająć. W sumie to z pewnością wolałby je od kolejnego filmiku, którego kręcenie czekało ich już za niecałe pół godziny.
— Myślę, że po prostu nas wepchnąłeś w bagno — odparł wreszcie, odkładając kartkę na stos innych.
— Dzięki, że mi to tak podsumowałeś — burknął tamten, ściągając brwi w irytacji.
Oparł się plecami o zajmowane przez niego krzesełko, odchylił głowę lekko do tyłu. Wziął głęboki wdech, zmrużył nieco oczy.
Doktor Karim sprawdził godzinę na wiszącym na ścianie zegarze.
— Na razie zróbmy, co mamy zrobić — powiedział w końcu, nie ukrywając jednak wszechogarniającej go niechęci. — Potrzebujemy więcej czasu na namysł, a teraz go ewidentnie nie mamy.
I tak doczłapali się do sali skazańców, to znaczy sali nagrań.
Minuty mijały zaskakująco wolno, kiedy nagrywali drugi filmik. Odbijali kwestie między sobą niczym piłeczkę w ping-pongu, podobnie jak towarzyszące im emocje. Część swoich słów wzbogacali o schematyczne, acz wyjaśniające wszystko, własnoręcznie wykonywane rysunki na tablicy... Dobra, raz Raoun musiał poprawić swój szkic, ponieważ pani z HR-ów kształt i wielkość się nie podobały, ot. Bóg gniewnie zmazał całość, narysował znowu, z nieszczerym uśmiechem pytając, czy już w porządku. Na szczęście otrzymał przepustkę na kontynuację swojego niesamowicie ciekawego wywodu o złamaniach otwartych (czy tego nie uczono w szkołach?).
Gdy Bashar z powrotem przejął pałeczkę, bóg stał przy białej tablicy, sprawnie obracając w palcach marker. Choć nie dało się tego po nim określić, robił wszystko, żeby nie rzucić pisakiem prosto między oczy pilnującej całego kręcenia ejczerowej reżyserki. Jakby użył swojej boskiej siły i się tak solidnie zamachnął, to może by zrobił dziurę w głowie... Nie, nie powinien o czymś takim myśleć, bo tylko bardziej go korciło.
Cholera, wyobraził sobie.
Nie, spokój. Musiał zachować spokój. Już się wybawił czterysta lat temu, teraz był dobry Raoun w Riftreach. A dobry Raoun w Riftreach nie rozwalał głów śmiertelników markerem do białej tablicy.
Był pewien, że zaraz pofrunie z radości, gdy poczuł w kieszeni kitla burczenie komórki. Wzrok wszystkich, włącznie z typem zajmującym się samym nagrywaniem, spoczął na nim.
— Myślałam, że telefony będą wyciszone — odezwała się przez zwężone usta kobieta z HR.
— Ach, proszę pani, lekarz na dyżurze nigdy nie wycisza telefonu — zwrócił jej uwagę bóg. — Dlatego też pozwolę sobie sprawdzić, kto mnie dzisiaj ratuje.
Nie pozwoli, by pozbawiono go szansy na choć odrobinę przerwy od tej żenady. Wbrew skrzywionej minie reżyserki wyciągnął urządzenie, sprawdził, kto dzwonił. Widząc podpis, uniósł jedną brew. Odebrał.
— Tak? — chwilę słuchał.
Bashar postanowił wykorzystać okazję na odsapnięcie. Sięgnął po skrytą poza kadrem butelkę z wodą, upił dwa łyki.
Wtem Raoun otworzył szerzej oczy.
— Czekaj, co się stało? Spokojnie, oddychaj. Co powiedziałaś? — Znów moment ciszy. — CO?! GDZIE?!
Trochę niewyraźnie przeprosił na moment i wypadł z sali niczym burza, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Tylko przez pół sekundy było jeszcze widać koniec jego kitla; kamerzysta rzucił pod nosem, że doktor Noir był bardzo szybki, a następnie zapadła cisza.
Bóg wrócił nie moment, a dopiero kwadrans później. Bez słowa wszedł, zdecydowanie mniej energicznie, niż wyszedł. Poprawił swoje włosy, wziął głęboki wdech, cicho odchrząknął. Bashar przyjrzał mu się, zapewne dostrzegł inne nastawienie, lecz na tę chwilę jeszcze nic nie powiedział.
Nagrania zostały wznowione, ale postęp znacząco spadł. Doktor Noir nie potrafił się skupić, nie zwracał uwagi na to, co jego towarzysz mówił, a punktem kulminacyjnym była brutalna gafa przy opisywaniu postępowania w przypadku poparzeń.
— Doktorze Noir, wszystko w porządku? — zapytała bardziej z formalności niż zmartwienia reżyserka.
— Słucham? — Raoun spojrzał na nią. — Ach, tak, tak, w porządku.
Mniej pewniej nie mógł brzmieć.
Doszło jeszcze do kilku ujęć, aż w końcu kobieta uznała, że powinni sobie na dzisiaj darować. Kamerzysta z westchnięciem zaczął składać sprzęt, lekarze natomiast opuścili salę.
Bashar stanął koło boga, zmierzył go dokładnie wzrokiem.
— Raoun...
— Hm? — Odwrócił się.
Widząc spojrzenie tamtego, poruszył się minimalnie. Wtem udał, że się rozgląda, po czym przywołał na twarz uśmiech.
— Ha, widzisz, jak ich urobiłem? — Koleżeńsko trącił go ramieniem. — Udawałem, że nie potrafię się skupić, aż w końcu sobie odpuścili! Ma się ten boski geniusz!
I choć tak się uśmiechał do Bashara, blask w jego na powrót białych źrenicach osłabł nieco, a wzrok w rzeczywistości nie był utkwiony na twarzy demona, tylko zaglądał gdzieś w głąb myśli samego białookiego.
Bashar znał Raouna na tyle długo, że z pewnością zauważył zmianę w zachowaniu towarzysza. Że wcale nie taki był plan boga, a wydarzyło się coś niespodziewanego. Coś, co zdołało zachwiać rzekomo niezniszczalnym nastrojem białookiego. Coś, przez co onkolog chyba pierwszy raz go widział w takim stanie.
Cokolwiek to jednak było, Raoun się tym nie podzielił. Mówiąc krótko, że musi iść, udał się w tylko sobie znanym kierunku.
Dopiero dwa dni później tradycyjnie wparował do gabinetu demona. Rozsiadł się na krzesełku przed biurkiem niczym władca, bez wahania pochwycił do ręki losowy długopis z kubeczka. Ustawił go w dłoni, jakby zamierzał nim zaraz rzucić i zaczął mierzyć w tylko sobie znany punkt – dokładniej wyimaginowane czoło baby z HR-ów.
Po tej czynności Bashar mógł stwierdzić, że z Raounem było już lepiej.
— Dobra, co robimy z tą tyranicą? — rzucił bóg. — Znam takie dobre miejsce, gdzie nie znajdą jej ciała oraz mam kontakty w Zaświatach.
— Czy jest ono tak dobre, jak to twoje źródło prognozy, że nasza internetowa kariera się nie uda? — odparł złośliwie demon, na mniej przejętego wyglądać nie mógł.
Raoun uniósł brwi, chwilę milczał.
— A, on... — Chwilę siedział w ciszy, po czym machnął niezgrabnie ręką. — Nie no, słuchaj, musimy coś zrobić. I jak nie będziemy mieli żadnych dobrych opcji, to serio wrzucę ją do Ma'ehr Saephii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz