Świat żywych skamielin
czyli o dinozaurach w Turiazaurii
Każdy, kto zainteresuje się nowo odkrytą Turiazaurią, dozna niemałego szoku, gdy dowie się, że rzekomo wymarłe miliony lat temu dinozaury tutaj trzymają się całe i zdrowe. Normalnie zaobserwujemy je przy drodze, w lesie, na równinach, w morzu – ha, nawet na ulicach i w parkach, prowadzone przez ludzi lub ich wożące. Dla wszystkich Turiazaurianów jest to zupełna norma, typowy wtorek. Ale jak to dokładnie wygląda? Które dinozaury powinniśmy omijać szerokim łukiem, a które stanowią dobrego towarzysza do oglądania filmów? Tutaj do akcji wkracza drużyna Auranthium!
Wpierw zacznijmy od tych dinozaurów, które po prostu sobie żyją. Dobrymi przykładami są duże roślinożerne, takie jak brontozaury czy triceratopsy. Mimo masywnych ciał, którymi mogłyby zrobić z człowieka jedną mokrą plamę, są nad wyraz spokojne. Do niektórych z nich (głównie tych o długich szyjach) można nawet bezpiecznie podejść. Z reguły ignorują ludzi, zajmując się swoim żywieniowym biznesem. A jedzą sporo, bo przy takiej wielkości kilka listków nie jest w stanie zaspokoić ich apetytu. Trzeba jedynie uważać, żeby czasem ich nie wystraszyć. Zagrożone, jak każde inne zwierzę, przystąpią do obrony.
Z pewnością trzeba zachować odpowiednią ostrożność przy dinozaurach drapieżnych. Te żyjące w pobliżu terenów zamieszkałych przez ludzi z reguły będą nas unikać, ale im dalej od cywilizacji, tym groźniejsze się robią. Większość z nich porusza się na dwóch tylnych łapach, a z długimi ogonami i/lub masywną budową bez problemu dogonią przeciętną osobę. W przypadku spotkania z nimi należy zachować spokój i powoli oddalić od zwierzęcia.
Akurat u drapieżników ciekawe mogą być te duże osobniki jak na przykład dobrze znane wszystkim T. rexy. Żyją one z dala od człowieka, aczkolwiek gdy zauważą kogoś, z reguły ignorują, zajęte swoimi sprawami. Nawet w trakcie polowań zwykle wolą szukać większej ofiary… chyba że będą głodne do tego stopnia, że zaakceptują małą przekąskę.
A teraz najlepsza rzecz: niektóre dinozaury żyją z ludźmi! Egzystując od zawsze na tych samych ziemiach, człowiek zdołał oswoić całkiem pokaźną liczbę gatunków. I to nie niedawno, a wiele lat temu. Do połowy zeszłego wieku ankylozaury pomagały w oraniu pola. Używały do tego twardych końców własnego ogona. Przydatne również były chasmozaury. Dinozaury o wymiarach podobnych do konia stanowią dobry sposób przebywanie większych odległości. Ceratopsy i ankylozaury nadają się do dłuższych dystansów, podczas gdy allozaury, mażungazaury, albertozaury i inne podobne do nich -zaury świetnie się sprawdzają, gdy zależy nam na szybkości. Część gatunków się nawet jada. Ale to nie wszystko! Małe dinozaury są chowane jako zwierzęta do towarzystwa. Wiele z nich jest łatwych w utrzymaniu, a ponadto można ich nauczyć komend! Według statystyk najpopularniejszym domowym dinozaurem jest welociraptor. Ludzie zdecydowanie kochają go jako pupilka. Zaraz za nim jest troodon, który z kolei wykazuje się największą inteligencją. Jeśli znajdziemy w sieci filmik z gadem wykonującym skomplikowane sztuczki, najczęściej będzie to właśnie troodon. To taki dinozaurowy odpowiednik border collie.
Świat dinozaurów jest niesamowity. Kto by przypuszczał, że będziemy mieć możliwość widywania ich codziennie? Niestety jest to bardzo świeża sprawa, dlatego przy przenoszeniu naszego małego gadziego pupila przez portale musimy się liczyć z długotrwałą papierologią, dzięki której na pozostałych odłamkach nie spotkamy się z kłopotami, ponieważ inni uznają małego dinozaura za zagrożenie.
Cud Mulyarangi – vegemite
Mieszkańcy Mulyarangi niemal na samym początku interakcji z innymi odłamkami przedstawili nam wiele tutejszych cudów: dinozaury, nowe rozwiązania technologiczne, zaklinanie kokosów i vegemite. Jak się można domyślić, w tym artykule skupimy się na tym ostatnim: czym jest, z czego się składa i z czym to się je?
Vegemite jest pastą zrobioną z wyciągu drożdży z warzywami i przyprawami. Swym kolorem niezbyt zachęca obcokrajowców, też szybko pojawiły się różne memy i teorie o równie niezachęcającym smaku, ale to opinie, na które nie powinniśmy zwracać uwagi, tym bardziej że ostatecznie każdy ma inny gust i nie dowiemy się czy coś nam smakuje, dopóki tego nie spróbujemy. Vegemite smakiem przypomina tamari lub dobrze znany wszystkim sos sojowy; niektórzy też mówią, że czuć w nim mięso (choć żadnego nie ma). Jeśli po tym opisie nazwa pasty nie brzmi odpychająco, to zdecydowanie zachęcamy do skosztowania.
Najczęstszym sposobem użycia vegemite jest posmarowanie nią kromki chleba lub ciepłego tosta. Dla początkujących najlepiej nałożyć mało pasty, a nie pożałować sobie masła. Dzięki temu będzie można bezpieczniej zaznajomić się ze smakiem. Dobrą radą od Mulyarangów jest nie nakładanie jej tyle, aż nie będziemy widzieć powierzchni chleba. Vegemite ma intensywny smak, więc starajmy się z nim obchodzić podobnie jak z sosem sojowym.
To jednak nie wszystko! Vegemite można wykorzystać w wielu różnego rodzaju daniach! Specjalnie dla naszych czytelników przygotowaliśmy dwa przepisy.
Makaron z vegemite, inaczej zwane vegemite spaghetti
Składniki (2 porcje):
- 150g makaronu typu spaghetti
- 50g masła
- ½ łyżki stołowej vegemite
Makaron gotować, aż będzie al dente, po czym odcedzić (zostawiając przy tym jedną szklankę wody na potem). W tym samym garnku roztopić masło. Dodać vegemite, wodę po makaronie i wymieszać. Przełożyć do garnka makaron, wszystko razem wymieszać. Podawać można z serem żółty, np. parmezanem.
Vegemitowe zakrętasy
Składniki:
- zamrożone ciasto novendyjskie (1 płat)
- 1 łyżka stołowa masła
- 1 łyżka stołowa vegemite
- ½ kubka startego sera żółtego
- 1 łyżka stołowa zwykłej mąki
- 1 łyżka stołowa mleka
Rozmrozić ciasto. Rozgrzać piekarnik do 180°C. Przygotować blachę z papierem do pieczenia. Rozłożyć płat ciasta, posmarować kolejno masłem i vegemite, posypać serem. Złożyć ciasto na pół, żeby zamknąć w nim pozostałe składniki, następnie posypać mąką i rozwałkować do oryginalnej wielkości. Pokroić na dwanaście pasków, skręcić 2-3 razy. Ułożyć ciasto na blachę, przejechać pędzlem z mlekiem (lub lekko ubitym jajkiem). Piec przez 10 minut do złocistej skórki. Można podawać na ciepło i zimno.
Niesamowita fauna Turiazaurii
Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że zarówno flora, jak i fauna Turiazaurii zdecydowanie się różni od tej, którą znamy w pozostałych odłamkach. Szczególną furorę robią dinozaury, które do niedawna uważaliśmy za wymarłe. Nie tylko one jednak potrafią przegrzać mózg – istnieje sporo zwierzaków, na których widok obcokrajowcy robią wielkie oczy, a ten numer Auranthium przybliży kilka z nich!
Koala
Uroczy torbacz spędzający większość swojego życia w wyższych partiach drzew eukaliptusowych. Żywi się wyłącznie liśćmi kilku gatunków, w tym głównie eukaliptusowymi. Śpi około 18 na dobę, jest zwierzęciem o nocnej aktywności. Żyje samotnie lub w grupach, aczkolwiek każdy osobnik przesiaduje na osobnym drzewie. Ciekawy jest fakt, że koala posiada po dwa przeciwstawne kciuki w przednich łapach.
Dziobak
Ssak z dziobem, tego jeszcze nie grali! Żeby tego było mało, należy do stekowców, czyli ssaków, które składają jaja! Żeby i tego było mało, to posiada zdolność elektrolokacji (wykrywania bodźców elektrycznych do orientowania się w otoczeniu)! A jakby i to nie wystarczyło, to ten futrzak jest jadowity! Samce na tylnych łapach posiada ostrogi wydzielające jad, który jest w stanie zabić zwierzę wielkości psa, a człowiekowi wyrządzić długotrwały uszczerbek na zdrowiu.
Lotopałanka karłowata
To małe, futerkowe stworzono wielu bije na kolanach swoim urokiem. W Mulyarandze stopniowo zyskuje popularność jako zwierzątko domowe. Dzięki fałdom skórnym może poruszać się lotem ślizgowym, podobnie jak latające wiewiórki. Potrafi rozwinąć więź z człowiekiem, jest bardzo towarzyska. Przy kupnie jednak trzeba zwrócić uwagę na potrzebną przestrzeń, dietę oraz stadny styl życia. Tak jak w przypadku szczurów, lotopałanki powinno się kupować co najmniej dwie.
Kazuar
Ten ciekawie wyglądający ptak przypominający nieco miks strusia i indyka jest najbliższym ptasim krewnym dinozaurów! Wskazują na to między innymi łapy z dużym pazurem służącym jako niebezpieczna broń, budowa dzioba oraz tak zwany hełm na głowie o jeszcze nie do końca odkrytej funkcji. Ciekawostką jest to, że kazuary nie posiadają języka. Żywią się głównie owocami, unikają ludzi, lecz sprowokowane potrafią zaatakować, i to boleśnie, dlatego należy na nie uważać. Nawet można natknąć się na przydrożne znaki ostrzegające o obecności kazuarów!
Kakapo
Jest najcięższą papugą, jaką dotychczas odkryliśmy! Nielotna, porusza się na ziemi, a dzięki zielono-żółtemu upierzeniu wtapia się w tło, gdy szybko przemyka (lub raczej galopuje) między krzewami i trawami. Dosyć długowieczna, żyje średnio 90 lat, a w porywach nawet 120! W dodatku jest to jedyna papuga, która ma poligyniczny system rozmnażania – samce lubią mieć swój własny mały harem~
Diugoń
To bardzo interesująco wyglądający morski ssak, wyglądem przypominający śmieszną krzyżówkę ssaka i ryby. Należy do brzegowców, żyje w wodzie, nie potrafi poruszać się na lądzie. Osiąga długość 3 m i masę około 400 kg, lecz o dziwo w jego diecie znajduje się głównie trawa morska, którą może skubać całymi dniami! Zaobserwować je można w morskich wodach Pantalazji oraz w pobliżu wschodniego wybrzeża Mulyarangi.
Blobfish
Ta ryba na pewno zapisze się w pamięci wielu ze względu na jej zabawny wygląd. Na zdjęciach osób, którzy ją trzymają, wygląda, jakby miała zaraz się rozpuścić. Wyraźne usta i nos tylko sprawiają, że ryba cieszy się w Turiazaurii popularnością – można nabyć naklejki, ozdoby, pluszaki, a nawet kapcie idealnie przedstawiające jej wygląd. Nie jest to jednak naturalny wygląd blobfisha. Żyje na głębokości 600-1200 m, przez co ma ciało bardziej żelatynowe, niepotrzebujące tyle mięśni. Gdy zostaje wyciągnięta na powierzchnię, duża różnica ciśnień powoduje aparycję, z której ją głównie znamy.
Kiwi
To bardzo ciekawy ptak wielkością zbliżony do kury domowej. Okrąglutki, puszysty, nielotny, a zatem poruszający się na ziemi (przy okazji warto zaznaczyć, że całkiem szybko biegają). Długi dziób umożliwia im wyłapywanie owadów z ziemi. Jest to rodzaj endemiczny dla Pantalazji (tak, nie tylko wodne cuda tam znajdziemy), obecnie liczący pięć gatunków. Na terenach bliskich cywilizacji prowadzi nocny tryb życia, podczas gdy na tych z dala od ludzi aktywny jest także za dnia. Niejedna osoba marzy o kiwi jako domowym pupilku, lecz ze względu na małą liczebność nie jest to wskazane. Na marginesie można dodać, że te ptaki wydają dosyć nieprzyjemny odgłosy… a raczej krzyki.
Wodne życie Pantalazji
Pantalazja to niezwykły kraj, który mimo pewnego podobieństwa do Senkawy jest niepowtarzalny. Myśleliśmy, że Senkawanie kochają wodę? To Pantalazjanie są z nią jednością!
Niewielki archipelag i kilka odrębnych wysp już witają nas ciepłym klimatem, słoneczną pogodą (za wyjątkiem sezonu burzowego), a także florą i fauną, której nigdzie indziej nie zobaczymy. Mimo niewielkich terenów lądowych natkniemy się na urzekające widoki w postaci rozległych plaż, pól uprawnych, niewielkich lasów czy gór wulkanicznych, a to wszystko z oceanem w tle.
Żyje w Pantalazji nie kończy się jednak na wyspach. Wręcz przeciwnie, zdecydowana jego większość toczy się pod wodą. Dzięki błogosławieństwu Bogini Oceanu Samundar każdy, nawet obcokrajowiec, może przebywać w oceanie! Otrzymuje wtedy sprawne skrzela, nierzadko płetwy i błony pławne, a czasem nawet dodatkowe lub przemienione kończyny!
Żyjąc w dwóch różnych środowiskach, Pantalazjanie musieli okazać się innowatywnością. Ciągłe przeskakiwanie między wodą a lądem zmusiło mieszkańców do adaptacji nie tylko naturalnej, ale też technologicznej. A mimo wakacyjnego i odpoczynkowego klimatu Pantalazja to kraj, który dość prężnie się rozwija.
Pierwsza rzecz: ubrania. Nie ma nic gorszego niż wyjście z wody i późniejsze chodzenie w ciężkich, przemoczonych ubraniach. Mieszkanie w podwodnym domku z pracą na lądzie, która wymaga eleganckiego odzienia, musi być takie irytujące! Właśnie, że nie! Pantalazyjscy czarodzieje dopięli swego i dzięki ich współpracy wszystkie ubrania, które kupimy w sklepach, są szybko schnące, a do tego bardzo dobrze znoszące wodne warunki! Możemy spędzić pod wodą cały dzień, a potem wyjść na ląd i hyc, w kilka sekund mamy suche ciuszki! Dodatkowo przyspieszają one ogólne schnięcie ciała, więc równie szybko znika wodna forma. W sklepie znajdziemy jeszcze osobny dział na ubrania, które same się naprawiają w przypadku, gdy nasze wodne formy są bogatsze.
Jeśli szafa została tak przemyślana, to technologia nie mogła zostać w tyle! W Pantalazji nie ma prądu, za to wszystko jest zasilane energią magiczną, do tego w sposób ekologiczny. Dzięki temu podwodny świat nie jest wcale uwsteczniony, a prezentuje się tak, jak ten lądowy. Neonowe napisy, wielkie ekrany reklamujące różne produkty czy wydarzenia, pływacy z komórkami w rękach, słuchawkami w uszach. Nawet są podwodne pojazdy! Część z nich przypomina ulepszone mini łodzie podwodne, zdecydowana większość to kabriolety, są nawet takie ustrojstwa z silniczkami, które po prostu trzymamy w rękach jak kierownicę i one ciągną nas przez ulice. Ponadto wprowadzono jakiś czas temu pojazdy dwuterenowe, które pozwalają na podróż zarówno po lądzie, jak i w morskich głębinach! Jedynie są znacznie droższe od tych zwyczajnych.
Jeszcze wiele cudów kryje się w Pantalazji, lecz tym, którzy naprawdę chcą je poznać, polecamy wybrać się na wycieczkę i zobaczyć na własne oczy, jak niesamowite jest to miejsce! Zapewniamy, że wyjazd do Pantalazji będzie niezapomniany!
Kult Bogini Oceanu Samundar
Każda kultura ma swoich bogów, którzy czuwali lub też wciąż czuwają nad ludem. W Auranthium byli bogowie wojny, w tym Cogadh, w Tenjitsu znajdziemy bóstwa strzegące swoich gór, Sallandira również może się pochwalić całym panteonem bogów. Waranganie również czczą przedziwne bóstwa, na których temat nie znamy szczegółów ze względu na skryty od cywilizacji styl życia ludu. Pantalazjanie też mają swojego patrona – i to właśnie na nim się dzisiaj skupimy.
Pantalazji od ponad tysiąca lat pilnuje Bogini Oceanu Samundar. Zgodnie z legendami wiele lat temu, gdy postanowiła opuścić swoje podwodne królestwo i udać się na przechadzkę po najbliższych lądach, przypadkowo natknęła się na małe społeczeństwo ludzi, którzy próbowali wiązać koniec z końcem na wyspach Archipelagu Nakahi. Bogini zainteresowała się nimi, więc objawiła im się któregoś dnia i spytała, jak długo już tu mieszkają. Śmiertelnicy odpowiedzieli, że żyją na wyspach od kilku już pokoleń, a ich przodkowie rozbili się tutaj dawno temu i nikt nie jest w stanie przybyć na ratunek, więc trzeba było po prostu pogodzić się z nową rzeczywistością. Życie jednak nie było proste na wyspach: brakowało surowców i materiałów, mieszkańcy mogli sobie pozwolić jedynie na proste schronienia i narzędzia. Ponadto ich dieta była dość uboga, a nocami musieli ukrywać się przed okolicznymi dinozaurami. Usłyszawszy tę historię, Samundar zaczęła bardzo współczuć ludziom, aż oznajmiła, że użyje swej boskiej mocy i pomoże im przetrwać. Pobłogosławiła wszystkich, zaś wody, nad którymi panowała, zaklęła odpowiednio i od tamtej pory mieszkańcy wyspy mogli zanurzyć się w morzu i zamieszkać w nim razem z boginią.
Samundar to jedna z niewielu bogów, którzy do dnia dzisiejszego są aktywni. W czasach obecnych boskie istoty coraz mniej się ujawniają, część odeszła, część została zapomniana, więc religijność stopniowo staje się coraz mniej popularnym zjawiskiem. Ale nie w Pantalazji. Tam Bogini Oceanu do dzisiaj czuwa nad wszystkimi, którzy postanowią odwiedzić jej tereny. Choć nie objawia się często, kapłani głównej świątyni regularnie ją widują, a ponadto mówi się, że dzięki swej wielkiej mocy Samundar potrafi zmieniać swój wygląd i w ten sposób niepostrzeżenie się wmieszać w tłum. Tak oto obserwuje swoich wiernych i pilnuje, by żadna tragedia ich nie dotknęła.
Świątynie bogini są często występujące i łatwo dostępne. Znajdują się w każdej wiosce, już w mniejszych miastach jest ich kilka, a co dopiero w tych wielkich. Znajdziemy je nawet na lądzie; a tam są zawsze otoczone fontannami, źródełkami i strumykami. Każdy szanujący się Pantalazjan regularnie odwiedza najbliższą świątynię, nie tylko żeby się pomodlić i oddać cześć, ale również nabrać trochę wody (na lądzie) lub w niej trochę pobyć (ocean), bowiem wykazuje ona właściwości poprawiające zdrowię i samopoczucie.
Największym świętem w roku jest Hakari o Samundar – jak się można domyślić po nazwie, poświęcone jest one w całości Bogini Oceanu. Przypada ono na lato i trwa cały tydzień. W tym czasie wszyscy mają wolne od codziennych prac, żeby móc w pełni świętować i dziękować bogini za opiekę. Gra muzyka, sprzedawane są lokalne smakołyki, a każdego wieczoru ma miejsce inne wydarzenie. Harmonogram festiwalu co roku się zmienia, jednak zawsze pierwszego dnia w stolicy ma miejsce objawienie Samundar. W każdych kolejnych dniach boska opiekunka wędruje do innych miast, czasem też wiosek, trudno więc o to, żeby jej w tym okresie nie zobaczyć w prawdziwej formie.
Pantalazjanie są wiernymi, jakich w dzisiejszych czasach coraz mniej. Pomimo upływu wielu lat ich wiara nie osłabła, a wręcz wydaje się utrzymywać na tak samo wysokim poziomie. Wiedzą, że Samundar zawsze będzie nad nimi czuwać.
Sportowa Turiazauria
Każdy kraj ma jakiś sport, z którego słynie. Novendia popisuje się piłką nożną, Medwia regularnie wygrywa skoki narciarskie, Yeongsanguk pokonuje wszystkich w taekwondo. Czy Turiazauria zatem również może się pochwalić jakąś dyscypliną? O tak, i to niejedną!
Podróż po sportach w nowym odłamku koniecznie trzeba zacząć od wyścigów allozaurów. Zasady są bardzo podobne do wyścigów konnych, tutaj jednak jeźdźcy ścigają się na przedstawicielach świata dinozaurów, czyli allozaurach. Są to szybkie, dwunożne gady, dawniej bardzo popularne jako środek transportu, dzisiaj Mulyarangowie ujeżdżają je bardziej dla hobby lub właśnie sportu. Ciekawe jest to, że wyścigi allozaurów w Mulyarandze są traktowane w zasadzie tak samo, jak wyścigi konne czy wilków w pozostałych odłamkach: dochodzi do zakładów. Widzowie mogą postawić na wybranego przez siebie zawodnika dowolną kwotę, a po wyścigu wzbogacić się lub też stracić. Co więcej, profesjonaliści dokonują bardzo dogłębnych analiz! Sprawdzają nie tylko wyniki danego dinozaura w poprzednich wyścigach, ale też ich wielkość, budowę, towarzyszącego jeźdźca, a nawet długość pazurów w tylnych łapach! Co za poświęcenie!
Drugim popularnym sportem jest surfowanie. Mulyarangowie oraz Pantalazjanie są wielkimi fanami ujarzmiania fal na desce! Co roku są organizowane zawody na skalę odłamka, przed którymi trwają krajowe eliminacje, a także całkiem często można się natknąć na lokalne mini zawody! Szkółki znajdziemy w każdym mieście, a żeby tego było mało, nawet na wychowaniu fizycznym w piątej klasie dzieci są uczone podstaw surfingu. Jak zaczniemy pytać losowych obywateli Mulyarangi i Pantalazji o surfowanie, praktycznie każdy odpowie, że przynajmniej w szkole miał z nim do czynienia. Z tego powodu Solmaria siedzi na szpilkach, ponieważ zyskała godnego konkurenta! Na następnych światowych zawodach zobaczymy, kto tak naprawdę jest królem fal!
W artykule warto jeszcze wspomnieć o niezbyt oficjalnym sporcie w Mulyarandze, a mianowicie… boksie z kangurami. Ta dyscyplina powstała niedawno przez pewnego fanatyka boksu, który uznał, że świetnym pomysłem będą walki z kangurami. I żeby było zabawniej, pierwsze lokalne zawody szybko się wybiły w Internecie, a sam sport zyskał na popularności, tym bardziej że od kilku edycji tytułu mistrza broni zaciekle kangur Dorn Cruach, czyli Stalowa Pięść. Ile osób potrzeba, żeby pokonać w boksie kangura? Na odpowiedź do tego żartu jeszcze czekamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz