— I wtedy do akcji wkroczyła policja! Zaczęli krzyczeć coś, jeden z jakimś dziwnym akcentem, a ludzie im odkrzykiwali, gdzieś tam ktoś się pobił! Normalnie mówię ci, taka akcja!
Yonki podskoczył, wykonał pół pajacyka, rozkładając ręce. Zapozował prawie jak dziecko na szkolnej scenie, które pokazało na apelu swój wybuchowy talent.
Przed nim na kanapie siedział Cheoryeon, który trochę niepewnie mu się przyglądał. Zmierzył boga wzrokiem z góry na dół; wtem przechylił się nieco w bok i popatrzył bardziej za niego. Widząc ten ruch, Yonki spojrzał za siebie na włączony telewizor, który pokazywał w wiadomościach wydarzenie dokładnie w tym momencie przez chłopaka opisywane.
Pani z telewizji w wyraźniejszy i lepiej przyswajalny sposób streściła manifestację, która miała miejsce dzisiaj w południe pod jednym z zakładów... czegoś, czego Yonki do końca nie zrozumiał, ale działo się to pod jakimś konkretnym budynkiem. Bóg Chaosu odsunął się kawałek, razem z jasnowidzem w absolutnym milczeniu oglądali wiadomości do momentu, jak przez ekran przeskoczyła znajoma sylwetka pewnego dzieciaka.
— Ty patrz, to ja! — zawołał Yonki z szerokim uśmiechem.
— Widzę — odpowiedział z o wiele mniejszym entuzjazmem Cheoryeon. — Ja liczę, że niczego tam nie rozpierniczyłeś, bo jak to wyjdzie na światło dzienne i Raoun się dowie, to ci nogi z dupy powyrywa.
Raouna obecnie nie było. Wyjechał do Sallandiry, zostawiając pozostałą dwójkę białookich samych. Pewnie pojechał się bawić, tylko nakłamał, żeby nie zabierać ich ze sobą! Yonki to by tam z chęcią się zabrał do pustynnego kraju, chciałby zobaczyć, czy tutejsze morza piaskowe były takie, jak te w Haverunie, czy może zupełnie inne. Sam jednak się nie zabierze, bo już wystarczająco wiele razy tak gdzieś leciał. Też prawo w tym świecie było dziwne, przez co on jeszcze coś zepsuje. Plus tutaj miał co robić.
— Nic nie zrobiłem! — zaoponował żywo, krzyżując ręce na piersi. — Za kogo ty mnie uważasz? Jestem Bogiem Chaosu!
— Powiedz to jeszcze raz — rzucił beznamiętnie Cheoryeon.
— Co?
— Powtórz.
— Jestem Bogiem Chao...! — przerwał nagle. — A. Aaaaaaaa.
— Aaaaaaaaaaa — powtórzył za nim Złotoskrzydły, kiwając palcem wskazującym.
Odkąd Raoun wyjechał, Cheory zrobił się jakiś taki... na skorupkach jajek. Ciągle prawił jakieś kazania, że tego nie można, z tym trzeba uważać, że nie wolno niczego zniszczyć w apartamencie i tak dalej. Yonki aż nie rozumiał, jakim cudem to był ten sam typ, który z takim zapałem uczył się latać i poznawał swoje nowe życie. Może to była ta zasada, że gdy najdojrzalszy wyjeżdżał, to jego obowiązki przejmował drugi w kolejce? Ej, nie, przecież Yonki nie był niedojrzały! Po prostu wiedział, co potrafił i czym z pewnością nie powinien się przejmować! To był nerwooszczędny styl życia! Cheoryeon najzwyczajniej w świecie tego nie rozumiał (mimo bycia Złotoskrzydłym Wszechwiedzy)!
I dlatego bóg nie wyjawił mu szczegółów.
Gdy później różnooki chłopak zajmował się w spokoju swoją gitarą, Yonki siedział na balkonie, wypatrując znaku, który mu obiecano. Ach, chwila, bo nie wytłumaczono niczego. Dobra, ekhem.
Na manufakturze...
Nie.
Na nanofestiwalu...
Nie.
Na ma-ni-fes... o, na manifestacji Yonki poznał nową osobę! Bazowo chciał jedynie dowiedzieć się, co się działo, bo gdy sobie latał nad miastem, to zobaczył jakieś zamieszanie, a on, jak to on, koniecznie musiał zobaczyć wszystko z bliska. Gdy wylądował i spróbował wmieszać się w tłum, natrafił na przeszkodę, ponieważ nie rozumiał w ogóle, po co się ten cały tłum zebrał i o co chodziło z tymi prawie rytmicznymi okrzykami. Postanowił zatem kogoś spytać – zrobił szybką wyliczankę, wzrok w końcu wylądował na pewnej wysokiej kobiecie z zieloną skórą. I co się okazało?
Okazało się, że Mishka (tak miała na imię) wszystkiego go nauczy! Super, nie?! Dzięki niej Yonki pozna tajniki tych całych manifascynacji i nawet się dowie więcej o świecie! A przy odrobinie szczęścia będzie nowa przygoda! Ha, nie musiał nigdzie z Raounem jechać, sam sobie znalazł rozrywkę!
Jedynym problemem było czekanie. Mishka powiedziała, że wyśle mu wiadomość, w której poinformuje go o ich super fajnym spotkaniu, ale to wymagało czekania! Jak on miał wytrzymać?! Chciał już teraz lecieć na przygodę, był gotowy skoczyć z balkonu!
Wdrapał się na balustradę, rozłożył ręce.
Ach, jak skoczy, to nie doleci do niego wiadomość.
Wrócił na kafelki, opadł ciężko na krzesło.
— Zaraz przyleci — usłyszał.
Podniósł głowę, spojrzał na stojącego w progu Cheoryeona.
— Sprawdziłeś w przyszłości? — spytał, oczy błysnęły.
— Tak — odparł tamten, przytaknął.
— Czekam! — podekscytował się nagle.
Podskoczył, kucnął na krześle.
— Ej, ale nie sprawdziłeś tej wiadomości, co? — rzucił.
Cheory w końcu był jasnowidzem, więc mógł się dowiedzieć o ich spotkaniu, a Mishka chciała, żeby to zostało zachowane w sekrecie.
— Jak dasz rękę, mogę to zrobić — odparł Złotoskrzydły, wyciągając dłoń.
— Nie! — zaprzeczył, odchylając się od niego. — To super fajne!
— Tajne.
— Tajne!
W odpowiedzi jasnowidz przewrócił oczami, lecz nic więcej nie powiedział na ten temat. Odwrócił się na pięcie i wrócił do środka, zostawiając chaotycznego boga samego.
Yonki podszedł do balustrady, oparł się o nią rękami. Już zaraz. Już za chwilę. Już za moment.
Wyskoczył przez barierkę, wręcz rzucił się na lecącego w jego stronę gołębia. Dorwał ptaka, sam rozwinął skrzydła, by powrócić na balkon. Jedną ręką przytrzymał zdobycz, żeby się przypadkiem nie wyrwała, drugą zabrał przywiązaną do nóżki, zwiniętą w mały rulonik karteczkę. Oddał zwierzakowi wolność, zapominając szybko o nim, czym prędzej rozwinął papierek.
22.20.6 9.1.3.24.32.14.2 20 22.21.16.18.20.4.32
Wiadomość oczywiście została zaszyfrowana, ponieważ Mishka powiedziała, że nie można dopuścić, żeby ktoś nieodpowiedni ją przechwycił, ale Yonki dostał wcześniej instrukcje dotyczące szyfru. Po kilku próbach elfka (miała spiczaste uszy, więc elfka, prawda?) przedstawiła mu dosyć prosty kod. Chodziło jedynie o kolejność w alfabecie. Nic trudniejszego.
— Cheoryeon, jakie są numery alfabetu? — zawołał, wbijając do środka apartamentu.
— „Pod fabryką o północy”! — odpowiedział od razu jasnowidz.
— O, dzięki! — Odwrócił się w stronę wyjścia. — A, tylko nie mów nikomu, Mishka zabroniła!
— Dobra, leć już!
Yonki wyszedł na balkon, schował karteczkę do kieszeni spodenek i wyskoczył przez balustradę.
Nie, nie sprawdził godziny.
Była dwudziesta.
Za bardzo się podekscytował. Ale co tu się dziwić, mimo wielu, wielu lat na karku Yonki był kimś, kto w kwestii przygód, podróży i akcji nie należał do cierpliwych. Nie potrafił usiedzieć na miejscu, kiedy tuż za rogiem czekało coś superowego! Choć nie spamiętał detali spotkania, też Mishka miała mu wszystko dokładnie wytłumaczyć na miejscu, sama myśl o misji skutecznie wybijała go ze spokoju.
Wylądował dwie przecznice przed fabryką, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Spacerowym krokiem dotarł całkiem na miejsce, rozejrzał się dookoła, lecz nigdzie nie dostrzegał zielonej elfki. Uznał, że musiał się zjawić trochę za wcześnie. Pewnie tak, skoro było jeszcze trochę jasno na zewnątrz. Może powinien w takim razie iść gdzieś zabić czas? Ale co, jak przez to przegapi okazję albo się spóźni? Nie chwila, przecież mógł pilnować czasu dzięki komórce! No tak, oczywiście! Jak dobrze, że technologia Riftreach była na tak wygodnym poziomie!
Sięgnął ręką do kieszeni spodenek.
Sięgnął ręką do drugiej kieszeni spodenek.
Sięgnął rękami do kieszeni z tyłu.
Sięgnął rękami do kieszeni bluzy.
Hm, zapomniał komórki. Jeszcze nie zdążył wyrobić nawyku zabierania ze sobą tego urządzenia. Czasami brał, czasami nie, no i ot. No nic, poczeka na miejscu! Jak będzie zmieniał co pewien czas położenie, to nikt się nawet nie zainteresuje, co on robi przy fabryce!
W taki oto sposób spędził niemal cztery godziny na czekaniu. Jak on tego dokonał? Nikt nie miał najmniejszego pojęcia. Po prostu dał radę, przez pierwsze dwie godziny bawiąc się leżącymi nieopodal kamykami, a przez kolejne robiąc z liści balony. Wreszcie jednak zapadł zmrok, ulice opustoszały, a on dostrzegł znajomo wyglądającą dziewczynę.
— Jesteś! — zawołał, w kilku susach znajdując się tuż przy niej.
W pierwszej kolejności Mishka go uciszyła, co tamten od razu zrozumiał, po czym zmierzyła go wzrokiem z góry na dół. Ku zdziwieniu boga nie wyglądała na zadowoloną.
— Co to za ubrania? — spytała.
— Coś nie tak? — Yonki popatrzył po sobie, a potem podniósł wzrok na znacznie wyższą elfkę.
— Z tyloma kolorami zwracasz na siebie uwagę! — szepnęła (trochę głośno jak na szept). — Powinieneś być na czarno!
Ruchem dłoni pokazała swoje odzienie. Gdy białooki podążył za gestem, zauważył, że rzeczywiście, nie było widać żadnego innego koloru na ciuchach. Przeniósł spojrzenie na swoje ubrania. Różowe szorty, zielony T-shirt, fioletowo-pomarańczowa bluza z kapturem, czerwony i niebieski trampek, kolorowe skarpetki. Dobra, fakt, miał trochę więcej kolorów od Mishki. Ale tak tylko trochę. Troszeczkę.
— Na czarno? — Uniósł brew. — Okej!
I był na czarno.
Mishka przyjrzała mu się dokładnie, zamrugała parę razy. Spojrzała na ubrania, które w okamgnieniu, bez jakichkolwiek efektów specjalnych, tak po prostu stały się czarne.
— Jak to zrobiłeś?
— Magia! — Uśmiechnął się niewinnie.
Odpowiedział dokładnie tak, jak Raoun go nauczył. Bóg Spirytyzmu powtarzał regularnie, że jeśli ktokolwiek spyta Yonkiego, jak zrobił jedną ze swoich chaotycznych rzeczy, to miał odpowiadać, że to wszystko dzięki magii. Kolejna zaleta Riftreach. W Haverunie jakiś czas temu to musiał uważać z tym, co robił albo szukać jakichś wymówek czy innych wytłumaczeń. A tutaj słowo „magia” wszystko załatwiało!
— To co robimy? — zapytał głosem pełnym ekscytacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz