Dzień czterdziesty drugi
Nawet nie wiem, od czego zacząć.
Może od tego, że ostatnie noce spędziłem śpiąc na normalnym łóżku i jedząc jedzenie z talerza, nie z menażki. Ale to nie Solmaria, nie udało nam się dotrzeć do portalu.
Właśnie ustaliliśmy, że przebijamy się przez dinozaury, kiedy zobaczyliśmy tego gościa. Prawie się zlałem ze strachu. Chłop siedział sobie na pniaku, tak po prostu, z patykiem w ręku i listkiem na fiutku, a poza tym to nic nie robił, tylko patrzył się na nas, jakbyśmy byli jakimiś śmiesznymi zwierzątkami. Tak nas zatkało, że nikt nawet nie sięgnął po broń. I tak siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie, a potem gość się odezwał i pokazał, żebyśmy za nim szli.
Nie poszliśmy od razu, więc wstał i czekał na nas. Próbował coś do nas mówić, ale za chuja nie rozumieliśmy. On też nas nie rozumiał. W każdym razie zaprowadził nas w inne miejsce dżungli, do strumienia, a potem nazrywał owoców, położył je na jakimś liściu i pokroił. Jego dłoń zmieniła się w pokrzywioną łapę, a te wielkie szpony uporały się z jedzeniem szybciej, niż zdążyliśmy się zdziwić. Nie chcieliśmy jeść, przecież to gówno było trujące, więc gość usiadł z nami, sam ugryzł każdy kawałek owocu, a potem pokazał, żebyśmy też zjedli. I niby nie miałem ochoty brać do ust tego, co zabiło Keitha, bo te jebane melony też tam były, ale na tym etapie doszedłem do wniosku, że może taka śmierć jest lepsza, niż bycie zeżartym przez dinozaury.
Melon był przepyszny, woda ze strumienia orzeźwiająca. Gość pokazał nam, gdzie się położyć, żeby wygodnie pójść spać. Nie chcieliśmy spać wszyscy na raz, więc i tak robiliśmy warty. Gość został z nami i siedział przez całą noc na jakimś pniaku. Spałem dobrze. Mimo wszystkich wydarzeń, mimo całego rozpierdolu, spałem dobrze. Może to była kwestia tego, że dżungla na powrót ożyła i znów było głośno.
Następnego dnia gość też z nami został. Nie prowadził nas nigdzie, tylko przyniósł nam jakieś zwierzę, zabił je przy nas i oprawił, a potem rozpalił ogień, upiekł mięso. Sam zjadł trochę, nim dał nam do zjedzenia. Też miałem najpierw opory, ale potem wziąłem. Było trochę łykowate, jak to dziczyzna, ale bardzo dobre. Dojadłem jeszcze owocami i nie byłem głodny do wieczora.
Próbowaliśmy jakoś na migi mu pokazać, że chcemy wrócić do portalu i że spróbujemy zrobić bam-bam dinozaurom, ale kategorycznie tego zabronił. Nie rozumieliśmy jego słów, ale przekaz był jasny. Poza tym sądziliśmy, że jeśli urwał się kontakt między Solmarią i obozem, to dowództwo wyśle więcej wojska i może do tego czasu uporają się z tymi dinozaurami.
Spędziliśmy nad strumieniem trochę czasu. A potem wstał świt i obudził nas nie nasz dziwny opiekun, tylko terkotanie śmigieł helikoptera. Gość pomachał nam tylko na odchodnym i zniknął gdzieś w dżungli, nas zaś zapakowano na pokład i po paru godzinach lotu dotarliśmy do cywilizacji. W życiu nie cieszyłem się tak na widok wody z kranu.
Następne dni upłynęły nam na próbach porozumienia się z napotkanymi ludźmi. Byli o wiele bardziej rozmowni, choć oczywiście nie posługiwaliśmy się żadnym wspólnym językiem. Ale dostaliśmy kartki, zawsze siedziało z nami parę osób i część notowała coś skrupulatnie, a potem, w miarę, jak próbowaliśmy opowiedzieć, co się nam przytrafiło, udało się stworzyć jakiś metajęzyk, pełen naszych i ich słów, którym porozumiewaliśmy się całkiem sprawnie.
Dzień pięćdziesiąty
Pytaliśmy o to już parę razy, ale dopiero teraz ogarnęliśmy nawzajem tyle słów, żeby dało się pogadać o bardziej abstrakcyjnych rzeczach. Okazało się, że dżungla tutaj jest o wiele bardziej żywa, niż gdzie indziej. A my złamaliśmy sporo jej zasad, więc przyroda postanowiła nas za to ukarać. Litość jest jej obca, więc dostaliśmy wpierdol jak się patrzy. I faktycznie, jak teraz o tym myślę, to wszystko się zaczęło, jak wystrzelaliśmy tamte małpy, wtedy, na samym początku. Od tamtego momentu zwierzęta zrobiły się bardziej agresywne, a rośliny trujące, a my, jak logika podpowiadała, odpowiadaliśmy serią z karabinu na każde zagrożenie. Nie wiem dokładnie, jak trzeba było postąpić. Bo w dżungli można zabijać zwierzęta i zrywać rośliny, tylko my to czasem robiliśmy jakoś źle.
Ale zrozumienie tego nie będzie już moim problemem. Ngarra (tak to się chyba pisze?) właśnie powiedziała nam, że udało im się nawiązać kontakt z Solmarią. Śmigłowiec już po nas leci. Jutro będziemy w domu.
Po wycieku pamiętnika, opinia publiczna zawrzała i już nie tylko obywatele naciskali na rząd Solmarii, by odtajnić informacje o nowo odkrytym odłamku. Stanowcze słowa kanclerza Novendii, poparte słowami prezydenta Medwi oraz maharadży Bharatu, który sam niedawno przeszedł przez trudy związane z pojawieniem się dostępu do nowej krainy, zmusiły Solmarię do odtajnienia wszystkich informacji na temat nowego odłamka. Okazało się, że Mulyaranga, bo tak nazywał się kraj, którego obywatele wyciągnęli ocalałych żołnierzy z dżungli, jest otwarcie nastawiona w kwestii nawiązania stosunków dyplomatycznych, tak z Solmarią, jak i z innymi krajami znanego świata. Waranganie, czyli przedstawiciele plemion zamieszkujących samą dżunglę i większą część kontynentu, zaznaczyli wyraźnie, że nie są zainteresowani lepszym poznaniem się z innymi cywilizacjami, lecz nie okażą wrogości, dopóki prawa przyrody będą respektowane. Odtajnienie informacji o nowym odłamku rzuciło też światło na kolejny kraj, który tam istnieje, a nie został opisany przez żołnierza, mianowicie Pantalazję. Obywatele Pantalazji zapewniają, że chętnie ugoszczą każdego, kto lubi wodę, a umiejętność pływania wcale nie będzie mu potrzebna.
Kochani! To już rok! Jak to zleciało, prawda? Nim się człowiek obejrzał, naszemu kochanemu blogaskowi wybiły pierwsze urodziny! I właśnie z tej okazji mamy dla Was niespodziankę, mianowicie (werble)... nowy odłamek! Cieszymy się, że z nami jesteście, tworzycie tyle wspaniałych postaci i opowiadacie tyle niesamowitych historii. Mamy nadzieję… Nie, właściwie to jesteśmy pewne, że kolejny rok też okaże się tak wspaniały, wholesome i pełen dobrej zabawy z opeczkami, jak obecny! Ekipy Riftreacha nic nie zagnie, wiadoma sprawa <3 A teraz łapcie Turiazaurię i korzystajcie z niej, ile dusza zapragnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz