Przez cały ranek Elias miał wrażenie, że o czymś zapomniał. Głowił się nad tym, wiercił w łóżku, ale nie potrafił odnaleźć w mętach pamięci tej kluczowej informacji, która tak zaprzątała mu myśli. Czyżby chodziło o coś związanego z jego pracą na uniwersytecie? Wątpił w to, bo przecież rok akademicki dobiegł końca, co oznaczało dla niego jeszcze więcej wolnego czasu i spokój od jakichkolwiek formalności, czy też obowiązków. Może miał coś innego w planach, a może zupełnie mu się coś ubzdurało i wcale o niczym nie zapomniał?
Męczyła go ta niewiedza, ale nie aż tak bardzo jak nieprzyjemna i zdecydowanie zbyt przedwczesna pobudka, która została spowodowana przez buchający z zewnątrz upał. Zaklęcia ochładzające przynosiły ulgę, ale nie pomogły już w ponownym zaśnięciu. Z tego też powodu elf aktualnie leżał sobie beztrosko brzuchem do góry, z poduszką pod głową, kołdra gdzieś tam walała się po podłodze, a w ręku grymuar - nowy dodatek w już i tak absurdalnie dużej kolekcji.
Spokojnie sunął wzrokiem po linijkach tekstu zapisanego w wymarłym języku. Chłonął informacje, które dawne pokolenia chciały przekazać tym którzy zajmą ich miejsce, nieświadomi, że z czasem księga będzie możliwa do rozszyfrowania jedynie przez wąskie grono osób. Odręcznie sporządzone ilustracje przyciągały jego uwagę i przyłapywał się na tym, że palcami śledził nieco wyblakłe czy nawet gdzieniegdzie przetarte linie. Uwielbiał studiować tego typu magiczne książki. Nie tylko mógł się z nich dowiedzieć ciekawych rzeczy, ale także przypominały mu o czasach, w których miał przyjemność jeszcze niedawno żyć.
Nagle zamknął z impetem swoją lekturę i odłożył ją na materac łóżka, a następnie przeciągnął się leniwie. Nie chciało mu się wstawać, ale musiał w przecież wypróbować nowe zaklęcie.
– Czas na eksperyment… – mruknął sam do siebie, po czym podniósł się na nogi. Musiał dostać się do szafy z ubraniami, co w sumie nie byłoby żadnym wyzwaniem, gdyby nie to, że jego sypialnia, z resztą tak jak reszta mieszkania, była cała zawalona w grymuarach i innych rupieciach. Elf musiał ostrożnie stawiać swoje kroki, aby nie zburzyć misternie zbudowanych na podłodze kopców lub żeby nie przewrócić się i tym samym nie utopić się w tym bałaganie. Kiedy w końcu udało mu się dotrzeć do dużej szafy, której wewnętrzny stan jak najbardziej współgrał z tym panującym dookoła, zaczął wyrzucać stosy ubrań w poszukiwaniu jednej konkretnej rzeczy.
W pewnym momencie usiadł w kałuży miękkich materiałów, która powstała po opróżnieniu połowy szafy i spojrzał uważnie na stary, znoszony sweter. Odnalazł palcami niewielką dziurę, która znajdowała się mniej więcej na poziomie brzucha. To był moment, by się trochę pobawić.
Magia zaczęła przepływać przez jego ciało, aż w końcu opuściła jego wnętrze i objęła trzymany przez ręce czarodzieja sweter. Elias skupił się na dokładnym odwzorowaniu zaklęcia i gdy przed jego oczami pojawiła się niby nić stworzona z jego many, śledził jej krętą drogę, prowadzącą prosto do dziury w materiale. Czerwonowłosy pozwolił czarowi się dopełnić i w ciągu kilku sekund po dziurze nie było nawet śladu. Z delikatnym uśmieszkiem na ustach elf przyjrzał się ubraniu. Ściegi były idealnie dopasowane i nie było nawet widać, że coś było zszywane, czy naprawiane. I to wszystko za sprawą odrobiny magii, bez konieczności posiadania jakichkolwiek zdolności manualnych!
Czarodziej pewnie by siedział jeszcze tak z pół godziny i zachwycał się wynikami nowego zaklęcia, gdyby nie to, że zaczął mu doskwierać głód, któremu towarzyszyło głośne burczenie brzucha. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, rzucił sweter z powrotem do szafy a resztę ciuchów, póki co pozostawił na podłodze. Powoli i ostrożnie skierował się do kuchni połączonej ze skromnym salonem. Nie miał ambitnych planów co do tego, co zjeść na śniadanie. Pewnie miał zamiar pójść na łatwiznę i zrobić sobie jakąś kanapkę z serem i margaryną, a następnie wróciłby do wylegiwania się na łóżku, aby dokończyć czytanie grymuaru.
Już był gotowy, by otworzyć lodówkę, gdy w oczy rzucił mu się wiszący na ścianie kalendarz. Sam w sobie kalendarz nie wyróżniał się niczym specjalnym. Przedstawiał zdjęcia kotków i piesków, jednak to, co przykuło uwagę czarodzieja, było czerwone kółko dosadnie zakreślone przy dzisiejszej dacie, a zaraz obok mała, odręczna notatka.
– Och…
Elias skierował się spokojnym krokiem do recepcji instytutu badań nad magią i portalami. Ubrany był w czarne spodnie materiałowe (magicznie wyprasowane) i jaskrawą, przewiewną koszulę z krótkimi rękawkami z jakimiś wakacyjnymi wzorkami typu palmy, flamingi, kokosy.
– Nie przyjmujemy stażystów… – oznajmiła młoda kobieta siedząca za wysepką. Przeglądała coś na swoim telefonie i rzuciła w stronę czarodzieja jedno krótkie spojrzenie, niezbyt zainteresowana jego obecnością.
– Byłem umówiony na spotkanie.
Na te słowa recepcjonistka odłożyła komórkę na blat stanowiska i jeszcze raz przyjrzała się stojącemu przed nią mężczyźnie. Nie była przekonana co do jego słów, w końcu stojący przed nią elf wyglądał, jakby po wakacjach miał wrócić prosto do szkolnej ławki.
– Nie sądzę… – odparła z powątpiewaniem w głosie i już miała wznowić swoje poprzednie zajęcie, ale czerwonowłosy przyzwyczajony już do podobnych sytuacji sprezentował jej przepustkę służbową. Zdziwiona kobieta wzięła do ręki kawałek plastiku i z niedowierzaniem spojrzała na właściciela przedmiotu.
– Przecież to jest jakieś 20 lat po terminie…
Elias wzruszył jedynie ramionami. Jakoś nigdy nie było mu po drodze, by odnowić przepustkę i dotychczas nikt nie robił mu z tego powodu większych problemów, więc nic dziwnego, że nie śpieszyło mu się z tym. Jednak w głowie pracownicy w końcu coś kliknęło i postanowiła wprowadzić dane czarodzieja do systemu. Trochę postukała o klawiaturę, poklikała myszką, potem wyraźnie zaskoczona wytrzeszczyła oczy do ekranu monitora i odchrząknęła.
– Spóźnił się pan.
– Wiem.
– Dwie godziny!
– Wiem. Musiałem zajść do McRonald.
– Słucham…?
– Happy Box – odpowiedział krótko z kamiennym wyrazem twarzy. Podniósł na wysokość wzroku kobiety kartonowe pudełko z nadrukowaną uśmiechniętą buźką, w którym znajdowała się resztka jego śniadania, które oczywiście miał zamiar później dokończyć.
– O boże… – szepnęła sama do siebie, jakby już miała psychicznie dość rozmowy z elfem, który bez nawet cienia zdenerwowania, czy irytacji czekał na jakąś decyzję albo polecenie. – Zaraz skontaktuję się z kimś z góry, aby pana przejął.
Czarodziej skinął jedynie głową i postanowił w czasie oczekiwania powędrować sobie wzrokiem po wnętrzu budynku. Instytut był imponującym budynkiem z zewnątrz jak i wewnątrz, było na czym zawiesić oko i popodziwiać nowoczesne rozwiązania architektoniczne.
Nagle Elias zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu wyczuwał czyjąś manę, jednak aż do teraz nie przeszło mu przez myśl, aby odnaleźć źródło jej pochodzenia. Pracownica była zwykłym człowiekiem, więc oznaczało to, że w recepcji musiał przebywać ktoś jeszcze, ktoś, kogo musiał całkowicie nie zauważyć podczas wchodzenia do instytutu.
Czerwonowłosy spojrzał w stronę skórzanych krzeseł, a także kanap ustawionych pod ścianą za jego plecami i dopiero teraz zauważył siedzącą tam postać, ubraną w eleganckie, ale jednocześnie luźne w kroju ubrania, w przyjemnych dla oka odcieniach koloru niebieskiego. Jegomość siedział bokiem do wysepki, przy której stał Elias i wydawał się być skupiony na jakimś magazynie, którego strony powolnie przekartkowywał, najwyraźniej w oczekiwaniu na coś lub kogoś.
Teraz gdy elf był bardziej skupiony na swoim otoczeniu, mógł dokładnie wyczuć i zaznajomić się z magią przepływającą przez ciało młodego mężczyzny. Nie miała ona typowego charakteru, który zazwyczaj przypisałby magowi, było w niej coś innego, tajemniczego, ale jednocześnie był pewien, że już kiedyś się z czymś takim spotkał. Czyżby…
Jasnowidz?
Nim zdążył się nad tym dłużej zastanowić, drzwi od windy otworzyły się z melodyjnym dźwiękiem, a z jej wnętrza wyłonił się w wysoki mężczyzna w średnim wieku, odziany w dopasowany garnitur dwurzędowy. Zatrzymał się na chwilę, omiótł wzrokiem recepcję i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Już się bałem, że jednak panowie nie dotrą na dzisiejsze spotkanie! – oznajmił niby żartobliwie, chcąc prawdopodobnie wyjść na wyluzowanego, tak jakby wcale godzinę wcześniej nie zamartwiał się, czy to wszystko dojdzie do skutku. Elias zauważył, że nieznajomy poruszył się ze swojego miejsca i wziął to za podpowiedź, aby również zbliżyć się do przedstawiciela instytutu.
– Pan D’Arienzo - Richard (bo takie imię zdradzała przyczepiona do jego ubrania plakietka) grzecznie wskazał dłonią na mężczyznę o popielatych włosach. – Skontaktował się wczoraj z naszym sekretariatem i uprzedził, że może dojść dzisiaj do opóźnienia. Jestem naprawdę pod wrażeniem, bo udało mu się przewidzieć co do minuty ten nasz incydentalny poślizg!
Jasnowidz.
Spiczaste uszy drgnęły lekko, zdradzając tym samym zainteresowanie elfa, który zadarł lekko podbródek, aby móc przyjrzeć się dokładniej twarzy nowego znajomego.
– Skoro już i tak tu stoimy, to powinienem się panom oficjalnie przedstawić – mężczyzna kontynuował z pogodnym uśmiechem, który chyba nigdy nie schodził mu z ust. – Nazywam się Richard Lefoy i będę koordynatorem waszej wyprawy badawczej! Po mojej prawej, jak już wspomniałem pan Isidoro D’Arienzo – skinął głową w stronę jasnowłosego i uścisnął jego dłoń, po czym spojrzał na czarodzieja, aby powitać go tym samym gestem. - A po lewej pan Elias.
– Wystarczy Elias, bez „pan” – odparł spokojnie elf i znowu powędrował wzrokiem w stronę jasnowidza, tym razem wyciągając do niego rękę. – Miło mi poznać i przepraszam za spóźnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz