31 lipca 2024

Od Dantego – Co sześć kółek, to nie dwa

Znajomość z Zahrą zaczęła się od tego, że Dante chciał jej wpierdolić. A patrząc na niego, wcale nie było to aż takim nienormalnym początkiem.
Gdy Virgil spotkał się z syrenem na mieście, żeby pogadać, pośmiać się, przyjacielskie plotki ogarnąć, wilkołak wspomniał coś o dziwnej sytuacji w supermarkecie, że normalnie chciał zrobić zakupy, wszystko było w porządku, aż tu nagle wypadła jakaś dziewczyna z alejki obok, prawie wyjebała się na podłodze, bo buty weszły jej w poślizg, podekscytowany wzrok wlepiła w rzeźbiarza. I zaczyna nawijać o tym, jak super są wilkołaki, ogólnie zwierzaki, wilki całkowita baza, ogon schowany w nogawce spodni jej się wił jak szalony przez cały czas. I mówi dalej, że wyczuła go, to znaczy te wilcze zapachy od niego dające i pyta się, czy pogłaskać go może po przemianie.
— Pojebana — skomentował Dante, ustalając z Vi, że pójdzie z nim do tego marketu znowu i jak spotkają typiarę, to on już ją ogarnie, żeby z tego się jakiś niebezpieczny syf nie zrobił. Oczywiście, jeśli przed tym Seymour nie zamierzał jej dorwać.
Zahra w istocie była pojebana, ale tak pozytywnie. Spotkali ją w tym samym sklepie, zaś atencja dziewczyny rozdzielona na pięć różnych wątków i uzależniona od ilości kolorowych elementów w otoczeniu sprawiła, że jej uwaga przeniosła się z gościa mogącego zmieniać się w wielkiego wilka na oczojebnie różowy rower czekający przed wejściem.
— No i tak się trzeba wozić — rzuciła, zaskarbiając sobie momentalnie syrena, jeszcze chwilę temu gotowego wyrzucić ją prosto przez obrotowe drzwi.
Zostało ustalone, że z Vi to nie ma problemu, jeśli ta przemiana dla dania się pogłaskać przez Zahrę to tak średnio pójdzie, ale może kiedyś (jak już ogarniesz ją bardziej, mruknął wilkołak do przyjaciela) spotkają się na jakieś zabawy w parku. A potem Dante zajął z Zahrą miejsce na parkingu, gdzie zwykle stali starzy, profesjonalnie oceniając możliwości swoich passatów.
— Wykręca to jakieś fajne prędkości? — zapytała, oglądając ramę i koła. Żelastwo robiące za protezę błyszczało się w słońcu, Dante nie interesował się, jak dziewczyna wymieniła skórę i kości na srebro. Wyszczerzył kły, wypiął dumnie pierś.
— Jak ja na niej siedzę.
Ogon zamachał na boki, Zahra posłała mu równie szeroki uśmiech pełen ostrych zębów.
— Ty, a dałbyś radę za taki napęd mi zrobić? Bo ja mam deskorolkę, nie — obkręciła się, poderwała z betonu kawałek drewna gotowy chyba całe wieki temu przejść na emeryturę — i też zajebista jest…
— Kurwa, ta wlepa rekina mi się podoba — odparł, łowiąc wzrokiem ślicznego żarłacza w hawajskiej koszuli i drinkiem z palemką. Zahra wydawała się bardzo zadowolona z faktu znalezienia kogoś z podobnym gustem.
— No, więc może jakbym cię złapała za bagażnik, a ty byś się rozpędził na pełnej, to byśmy jakiś rowerowo-deskorolkowy rekord prędkości osiągnęli…
Z fizyki to były dwa łby, ale zgodnie ustalili, że jak się tak połączą, to będzie z tego kilometrów na minutę w chuj. Wpierw zrobili testy na parkingu, Zahra znalazła odpowiedni kąt trzymania różowego bagażnika, Dante ogarnął, jak prowadzić prosto rower, żeby dziewczyna nie musiała korygować co chwila kursu i przeszli do poważnego podbijania ulic stolicy.
Ale zwykłe zapierdalanie po prostej to było mało, szybko załapali, że nikt ich w tym nie pobije. Potrzebowali więcej rozpierdolu.
— Przebiję się przez drzwi — powiedziała pewnie Zahra, gdy ich zapierdalanie na drodze wywiało ich pod jakiś kościół, dokładniej parafię księdza Mateusza pod wezwaniem Świętego Roweru, a przynajmniej to sobie oboje domówili, widząc dwukołowiec na jakieś plakietce wiszącej przy głównym wejściu. Drzwi były stare, wysłużone, cała budowla zdawała się raczej gotowa do runięcia niż dzielnego wytrzymania kolejną dekadę. I może ten dzień był dniem jej spoczynku.
Dante przekrzywił głowę, nie poddawał pomysłu głębszemu namysłowi, woląc po prostu zadziałać. Poza tym Zahra nie wyglądała mu na osobę, która wycofywała się z raz wypowiedzianych słów albo dawała się łatwo odwieść od swoich popierdolonych zamiarów.
— Dobra.
Właściwie nie wiedział, czego się spodziewał po pierwszej próbie. Zahra zwyczajnie wjebała się w drzwi, rozpłaszczyła na nich jak rabarbarowy placek, ale nie chciała się poddawać. Nie, ona chciała wjebać się w nie jeszcze szybciej.
Za drugim razem coś gruchnęło głośno w jej lewej łapie, Dante jednak nie dociekał, gdy czerwony rogacz poinformował go, że to nic takiego i niedługo będzie okej, takie zadrapanie normalnie, fajnie szczypie. Drzwi wciąż stały.
Przełom nastąpił przy trzecim wystrzale Zahry. Ilość wkurwu i samozaparcia ich dwójka wspólnie musiała zakrzywić elementarne właściwości wszechświata bądź też ten miał zwyczajnie dość tej komedii na sześciu kółkach i zwyczajnie pozwolił im zrealizować swój misterny plan. Zahra krzyknęła coś, skrzekliwy głos poniósł się po okolicy, a potem, ku zdziwieniu Dantego, również wybrzmiał w zatęchłym wnętrzu kościoła. Syren błyskawicznie zawrócił, podjechał pod wejście i zlustrował prędko dziurę idealnie odpowiadającą kształtem dziewczynie na deskorolce.
— Zahra? — rzucił, pochylając się nad kierownicą.
Chwila ciszy, bezruchu. Zaraz posiniaczona twarz wyjrzała na zewnątrz, obłęd zamajaczył w uśmiechu.
— ROZJEBMY TAK DRUGI KOŚCIÓŁ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz