17 lipca 2024

Od Song Ana do Yonkiego

– No, trochę nas nie będzie – powiedział Garry, jeden z członków drużyny koszykarskiej. – Niedługo jedziemy na obóz treningowy, więc nie planujemy grać żadnych sparingów.
– Obóz treningowy? – powtórzył zaskoczony Song An, który pierwszy raz słyszał o czymś takim. – Co masz przez to na myśli?
– Jedziemy nad morze – wyjaśniał koszykarz, nawet przez chwilę nie kryjąc swojego podekscytowania. – Wiesz, będą tam też inne drużyny, trochę razem potrenujemy, tak no, bardziej przyjacielsko. Bez żadnej rywalizacji i tak dalej. Przy okazji pozwiedzamy trochę i pooddychamy nadmorskim, jodowym powietrzem!
– To brzmi naprawdę super! – Song Anowi taki pomysł naprawdę się spodobał. – Czy też mógłbym pojechać?
– Pytałem już o to trenera. – Głos Garrego stał się bardziej markotny. – Powiedział, że nie mamy już miejsc w autobusie. Ale! Dodał, że zapłaci ci za mecze, które się nie odbędą. Potraktuj to jako urlop za pieniądze.
Cóż, Song An wolałby pojechać z całą drużyną na wycieczkę niż przez kolejny miesiąc kręcić się po mieście bez żadnego celu. Zaakceptował jednak odmowę, życzył wszystkim miłego wypadu, a następnie zabrał swoje rzeczy i ruszył w drogę do domu.
Rozczarowanie szybko mu przeszło. Na pewno znajdzie dla siebie nowe zajęcie! Następne kilkadziesiąt dni spędzi z przyjaciółmi, jedząc dobre jedzenie, poznając lepiej świat śmiertelników.
Song An przeskakiwał wesoło przerwy pomiędzy płytami chodnikowymi. Raz na jednej nodze, raz na dwóch – przypominało to, jakby grał w klasy (choć nigdy w prawdziwe nie grał, a nawet pewnie nie wiedział o ich istnieniu). Niemal całkiem zapomniał o wcześniejszych zmartwieniach. W takowy sposób dotarł pod blok. Wszedł na klatkę i już miał ruszyć w stronę schodów, gdy nagle zobaczył wystającą z przeznaczonej do jego mieszkania skrzynki pocztowej niechlujnie wciśnięty kawałek papieru.
Boski sługa wyciągnął pogiętą ulotkę i z ciekawością zapoznał się z jej treścią.


– Obóz? Zaproszenie dla wszystkich? – czytał na głos tekst z ulotki. Podane zostało również miejsce spotkania. Chociaż brzmiało to lekko tajemniczo, a w głowie Song Ana pojawiło się wiele pytań, przypomniał sobie, jak Garry zachwalał takie obozy. Ten pewnie też wcale nie odbiegał od kanonu sobie podobnych! Przynajmniej taką nadzieję miał boski sługa. Był w stanie uwierzyć, że reklamowany obóz na pewno spełni jego oczekiwania: dobrą zabawę oraz poznanie nowych osób!
Przyjrzał się zapisanej dacie, która wskazywała na to, że obóz zaczyna się od jutra! Musiał się więc streszczać! Ruszył szybko po schodach, przeskakując co dwa schodki. W mgnieniu oka znalazł się na odpowiednim piętrze, gdzie wpadł jak strzała do mieszkania.
W swoim pokoju wyciągnął torbę podróżną, zapakował ubrania na zmianę, środki higieny, ręcznik i wszystko inne, co mogłoby się przydać na takim obozie. Podczas pakowania się Song An wyobrażał sobie obozowisko pośrodku lasu, ognisko do pieczenia pianek, wesołą muzykę wygrywaną na gitarze… Przynajmniej taki obraz obozowisk boski sługa poznał w czytanych przez siebie książkach. Nigdy wcześniej na żadnym nie był, stąd nie mógł wypowiedzieć się o własnym doświadczeniu. Ale liczył, że wszystko to niedługo nadrobi i będzie miał o czym opowiadać Georgowi!
Song An nie mógł zasnąć niemal przez całą noc. Cały ten czas myślał o obozie, na który już niedługo się wybierze! Miał nadzieję, że spotka tam samych wspaniałych ludzi!
O świcie zjadł śniadanie, założył wygodne ubrania, chwycił swoją torbę i opuścił swój pokój. Wiedział, że ma jeszcze wiele czasu do zbiórki, ale nie potrafił się doczekać. W podskokach trafił na dworzec (chociaż nie obyło się bez problemów – kilkukrotnie zgubił drogę, musiał o nią pytać, kręcił się w kółko). Na szczęście, trafił do celu, usiadł na ławce i czekał, aż reszta chętnych na obóz osób w końcu się zbierze.
Pierwsi przyszli obozowicze przybyli po godzinie 14. Song An próbował się z nimi zaprzyjaźnić, ale raczej każdy z nich zachowywał dziwaczny dystans, odpowiadał półsłówkami. Boski sługa zauważył, że część z tych osób była także ubrana dość niespotykanie: w podłużne, czarne szaty, zasłaniające nawet twarz. Ale Song Anowi to nie przeszkadzało. Sam lubił ubierać się w podobny sposób. Zwyczajnie w pierwszej chwili trochę go to zaskoczyło. Mimo wszystko ucieszył się, ponieważ zauważył w tym szansę na spotkanie osób o podobnym guście.
Wybiła godzina zbiórki. Na dworcu zebrała się całkiem pokaźna grupa osób. Wyglądali oni raczej ponuro, łypali wrogo na przechodniów, a wśród nich pośrodku siedział uśmiechnięty od ucha do ucha Song An. Niedługo później przyjechał autobus. Wszyscy zostali zaproszeni do środka. Przy wejściu, jednakże, stał zakapturzony mężczyzna i pytał o powód chęci uczestnictwa w obozie:
– Co się do nas sprowadza? – Usłyszał Song An, zatrzymany w wejściu do pojazdu.
– Hm.. Chciałbym poznać podobnych sobie…? - odpowiedział boski sługa po chwili zastanowienia. Wierzył, że w czasie pobytu w obozowisku na pewno spotka kogoś, kto będzie miał zainteresowanie bliskie jemu!
– Bardzo dobrze – przytaknął tajemniczy mężczyzna, przesuwając się i udostępniając Song Anowi wejście. Boski sługa podziękował i z uśmiechem na ustach zagłębił się we wnętrze autobusu. Zajął miejsce obok jakiejś kobiety. Niestety, nie udało mu się przez całą drogę nawiązać z nią konwersacji. Wydawała mu się być nieobecna, jakby myślami płynęła daleko, daleko stąd. “Musi być zmęczona” pomyślał Song An i postanowił dłużej jej nie męczyć.
Droga bardzo mu się dłużyła. Obserwował przez okno mijane wioski, drzewa, ulice, zniszczone budynki, zastanawiając się, ile jeszcze drogi przed nimi. Zaczynało być coraz ciemniej, świat za szybą powoli zanikał…
Obudził go gwar. Wszyscy podnosili się z miejsc i zbierali swoje rzeczy. Także Song An szybko się przebudził, rzucił ramię torby za szyję, aby chwilę później wyskoczyć z autobusu. Na zewnątrz przeciągnął się, wyprostował i wziął głęboki oddech.
Była późna noc. Otaczał go las. Boski sługa nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie się znajduje, ale nawet trochę mu to nie przeszkadzało. Rozglądał się zatem radośnie po obozowisku.
Widział ogrodzoną drewnianym płotem polanę. Deski otaczały czarne (lub po prostu zaciemnione przez noc) namioty. Pośrodku tego wszystkiego zbudowane zostało wysokie ognisko. Nie zapalono go jeszcze. Najpewniej organizatorzy czekali, aż chętni na obóz uczestnicy w końcu się pojawią. Song An już nie mógł się doczekać pieczenia tam pianek!
Zadowolony ze swojej decyzji Song An ruszył w stronę obozu. Cieszył się, że się tutaj wybrał! Rosnący wokoło las uspokajał go, zachęcał do spacerów i eksploracji. Boski sługa obiecał sobie, że następnego dnia na pewno wybierze się pomiędzy drzewa!
Dzisiaj było już na to zbyt późno. Wszystkich wykończyła droga, dlatego też każdy z obozowiczów został przydzielony do namiotu, który miał dzielić z inną osobą. Song An przyjechał tutaj sam, więc nie mógł nocować z nikim znajomym. Ale wcale mu to nie przeszkadzało! W końcu – to idealna szansa, aby poznać kogoś nowego!
Dlatego też, gdy tylko usłyszał, w którym namiocie miał spędzić najbliższe noce, od razu się tam udał, aby przywitać się ze swoim nieznanym współlokatorem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz