17 lipca 2024

Od Charlie do Seymoura

Chociaż wciąż hobbystycznie ogrywała Dantego (zazwyczaj za zapłatę biorąc jego oburzenie i z czasem coraz bardziej przymykając oko na długi), to jednak zespół, który uratował jej tyłek podczas tej nieszczęsnej awarii prądu, zdecydowanie mógł liczyć na darmowe drinki jeszcze przez długi czas. Sama rzadko udzielała się charytatywnie, wyznając zasadę, że nie ma nic za darmo, ale jednak wiedziała, czym jest wdzięczność (zarówno za dobro, jak i za zło jej wyrządzone), tak więc rabaty i prezenty w postaci gratisowych pikantnych skrzydełek czy piwa były tuż obok wynegocjowanego wynagrodzenia na umowie, którą podpisali przed koncertem. Wtedy jeszcze nie spodziewała się, że chętnie poświęci muzykom nieco więcej czasu, bo okażą się ludźmi, na których zdecydowanie warto ten rodzaj waluty poświęcić.
Było zabawnie, kiedy Connor napinał się, próbując wygrać siłowanie się na rękę z Raamem, nawet partia szachów między Seymourem a Arielem okazała się znacznie bardziej fascynująca, niż mogłoby się wydawać. Charlie nie przepadała za szachami. W tej dyscyplinie zdecydowanie trudniej było nieco nagiąć zasady. No i zawsze przegrywała z elfem, który ewidentnie zamiast mózgu miał komputer. Z czasem panowie z Voxa zaczęli otrzymywać zaproszenia na wieczory filmowe, kiedy to The Web zamykało się na postronnych, na parkiecie ustawiano wygodną, dużą kanapę i mnóstwo workowatych puf, bar był otwarty dla wszystkich zaproszonych, a projektor wyświetlał na ścianie wszystko to, na co mieli ochotę. Było miło. Zbyt miło i w końcu, aby wszechświat był zadowolony, musiało się w końcu coś zjebać.
Gdzieś głęboko w środku czuła irytujące kąsanie wyrzutów sumienia. Od jakiegoś czasu Ariel chciał porozmawiać z nią o czymś ważnym, a ona nie miała czasu. Do i tak już napiętego grafiku dołączyło rozpracowywanie jakiegoś skończonego kretyna, który usiłował pozbyć się jej i pewnego modela o twarzy anioła i morderczych skłonnościach. Ten drugi również zaczął zaprzątać jej umysł zdecydowanie bardziej, niż powinien. Na pewno wydawał się bardziej fascynujący niż to, że Arielowi nie zgadzają się jakieś cyferki w tabelkach – w końcu to już się zdarzało i zawsze jakoś udawało się problem rozwiązać, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Zwłaszcza że przecież gdyby działo się coś naprawdę niepokojącego, jej ośmionoga straż z pewnością dałaby jej znać. Nikt w całym Stellaire nie miał lepszego i bardziej skutecznego monitoringu niż ona dzięki swoim umiejętnościom. 
A jednak, jak się teraz okazywało, powinna go wtedy wysłuchać. Była wściekła. Przede wszystkim na siebie. Tak trudno było naleźć balans między realną oceną zagrożenia, a paranoję, w którą tak łatwo było wpaść, gdy trzeba było uważać na każdym kroku. Tym razem źle oceniła sytuację, która wcale nie okazała się błaha, a zapłacił za nią nie kto inny, jak właśnie Ariel.
A przynajmniej wszystko na to wskazywało. Elf po prostu zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Nie odbierał telefonu, nie pojawił się w klubie, nie było go w mieszkaniu, nie było go nigdzie. Wysłana na poszukiwania armia pajęczaków wracała z niczym, Connor poruszył wszystkie kontakty, aby dowiedzieć się do czegokolwiek. Rozpieprzony, szklany stolik, który do tej pory stał w gabinecie, był jasnym dowodem na to, że nie udało mu się niczego znaleźć. 
– No i co teraz zrobimy? – pytał, chodząc w kółko po gabinecie, jak zamknięte w klatce dzikie zwierzę. Charlie zdradzała zdenerwowanie jedynie nerwowym stukaniem paznokci o blat biurka. Tego samego, przy którym zazwyczaj siedział Ariel. Pajęczyca tkwiła nieruchomo na środku swojej sieci rozpiętej pomiędzy ramionami biurowej lampki. – Jeśli ten ktoś wie, jak oszukać twoje pająki, nie zostawia żadnego śladu, to najwyraźniej dobrze nas zna. Nie wiemy, komu możemy zaufać – mówił dalej, choć powtarzał to już miliony razy. Charlie zamknęła oczy, ucisnęła palcami nasadę nosa. Miała wrażenie, że zaraz rozsadzi jej głowę z nieokazywanego strachu i wściekłości. 
– Musimy więc poprosić kogoś z zewnątrz… – powiedziała w końcu, w nagłym przypływie olśnienia. Nawet miała już pomysł, kogo. 
O ile znali Seymoura już jakiś czas, nadal było to zbyt krótko, aby mieć pewność, czy mogą mu zaufać i czy w ogóle zechce im pomóc. Z drugiej jednak strony nie mieli zbyt wielu opcji. Właściwie nie mieli już żadnej, a chodziło tu o życie Ariela. Żadne z nich nie chciało nawet dopuścić do siebie myśli, że mogą poszukiwać nie jego, a jego zwłok. 
Wymówka z piwem była pierwszą lepszą, która przyszła Charlie do głowy, a brzmiała wystarczająco wiarygodnie, by nie przyciągnąć niepotrzebnej uwagi postronnych. W końcu muzyk bywał już w The Web, bywał też na piętrze, gdzie wstęp mieli wyłącznie nieliczni i przez pracowników klubu był traktowany jako dobry znajomy szefowej. 
Connor milczał, krzyżując ramiona na piersi, z marsową miną patrząc na Seymoura. Już samo to świadczyło o tym, że sytuacja jest naprawdę poważna, inaczej wilkołak nie powstrzymałby się przed kilkoma żartami. 
– Nie, nie będziemy rozmawiać o piwie – potwierdziła Charlie. Jej głos brzmiał spokojnie, w ogóle była zdumiewająco spokojna, co doprowadzało Connora do szału. – Chcemy prosić cię o przysługę – Słowa te naprawdę dziwnie brzmiały w jej ustach. Zazwyczaj to ona była proszona o przysługi. Później ci, którzy to wypowiadali, gorączkowo zastanawiali się, jak spłacić swoje długi. – Ariel zniknął. Nie ma go od dwóch dni. – Wskazała Seymourowi fotel przy biurku, sama zajęła drugi. Pajęczyca przy lampce nawet nie drgnęła. – Od jakiegoś czasu sygnalizował, że coś dzieje się nie tak w klubie. Faktury się nie zgadzały, towaru ubywało więcej, niż powinno…
– A ty to olałaś – dodał uszczypliwie Connor, święcie przekonany, że to była przyczyna obecnej sytuacji. Posłała mu jedynie krótkie spojrzenie, jednak nic nie powiedziała. To nie był czas na awantury. Poza tym, co mogła powiedzieć? Przecież miał rację.
– Wiesz, że wiem o wszystkim, co dzieje się w klubie – zwróciła się ponownie do Seymoura. – Wiem, komu powiedzieć, na zdrowie, jeśli teraz kichnie w piwnicy. Kamery to tylko formalność, bo o wszystkim informują mnie one – wskazała palcem na czarną wdowę, wciąż tkwiącą nieruchomo. – Ale tym razem… niczego nie zauważyłam. Nikt niczego nie zauważył. – Znów spojrzała na Connora. Mięśnie na jego szczęce drgnęły, zaciśnięte nagle. – Takie przekręty, że ktoś kradł towar, to nie jest nic nowego. Zwykle dość szybko udawało się znaleźć złodzieja. Tym razem jednak nie wiem zupełnie nic. I w końcu zniknął też Ariel, który najwyraźniej wiedział za dużo. Rozpłynął się wręcz w powietrzu. Nie mamy żadnego śladu, który mógłby nas naprowadzić na to, co się z nim stało. – Nie było jej łatwo się do tego przyznać. Jednak jeśli Seymour miał im pomóc, musiała mówić, jak jest. – Nie prosiłabym o to, gdyby sprawa nie była naprawdę poważna – podkreśliła. Zdołała już przecież wyczuć jego niechęć do posługiwania się magią. Ale co w tej sytuacji tak naprawdę im pozostało?
– Nie przyszła też żadna wiadomość z żądaniem okupu – dodał ponuro Connor. To dawałoby znacznie większą nadzieję na to, że elf jeszcze żyje. Teraz nie mieli co do tego żadnej pewności, jednak nie zmieniało to faktu, że powinni działać szybko, jeśli chcieli mieć jakąkolwiek szansę na ponowne zobaczenie Ariela całego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz