Isidoro objął wzrokiem pana Richarda, uśmiechnął się lekko. Widywał już takich ludzi – wiecznie pogodnych i wygadanych, potrafiących szybko przełamać pierwsze lody, idealnych do tego, by poradzić sobie z dwójką mężczyzn, dla których posługiwanie się słowem zawsze było równie wygodne, co posługiwanie się tą niedominującą dłonią. Może i ocenianie Eliasa, którego przecież dopiero co zobaczył, i dostrzeganie w nim tych cech, które i sam Isidoro posiadał, mogło wydawać się niezbyt uprzejme – w końcu nieelegancko jest oceniać człowieka po tym, jakie pierwsze wrażenie robi – ale Isidoro był jasnowidzem, przeznaczenie zaś mówiło do niego nie tylko przez karty, gwiazdy i kamienie wróżebne, ale potrafiło też odezwać się niewyjaśnionym przeczuciem, intuicją, szepczącą mu podpowiedzi, pozwalającą sprawniej nawigować w życiu.
Sam Elias zrobił na nim dobre wrażenie, Isidoro zaś nie walczył z trudnym do wyjaśnienia przeczuciem, że odnajdą w końcu wspólny język i jakoś sobie poradzą. Jasnowidz nie należał do osób mających łatwość w zawieraniu kontaktów, a osoby, którym udało się zaakceptować nieco ekscentryczny sposób bycia mężczyzny i się z nim zaprzyjaźnić, mógł policzyć na palcach jednej ręki. Dlatego też, gdy spotykał kogoś, kto miał wokół siebie aurę odpowiadającą aurze jego samego, tym bardziej cenna stawała się dla niego taka osoba. Isidoro popatrzył na te charakterystyczne włosy o głębokim, czerwonym zabarwieniu i na kontrastujące z nimi oczy o intensywnie niebieskiej barwie przypominającej niebo. Wydawały się oglądać rzeczywistość z wyrazem stanowiącym wypadkową uprzejmego zainteresowania i spokojnego zamyślenia, jakby ich właściciel dysponował niemal nieograniczonym czasem na wykonanie każdego postawionego przed nim zadania.
Isidoro uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń, przywitał się i przedstawił, zapewnił też, że nie żywi żadnej urazy za spóźnienie, następnie zaś rozmowę przejął Richard, łagodnie sprowadzając ją w stronę założonego tematu.
— Skoro powitania są już za nami, zapraszam do mojego gabinetu – tam przestawię wam szczegóły sprawy i jestem przekonany, że jeśli wasza ciekawość nie została jeszcze dostatecznie rozbudzona, to teraz na pewno to uczyni!
Richard zatarł ręce, obdarzył ich kolejnym uśmiechem z repertuaru uśmiechów na każdą okazję, następnie zaś poprowadził w zaplątane, nowoczesne wnętrze budynku Instytutu. Zatonęli w labiryncie kamienia, stali i przypominającego kryształ szkła, Isidoro zaś poczuł gdzieś we wnętrzu to wrażenie, dla którego nie znalazł jeszcze dobrego określenia. Bo déjà vu odnosiło się do sytuacji, która zdawałoby się, że już się wydarzyła, on jednak, skoro widział przyszłość, często odczuwał, że coś podobnego do chwili obecnej wydarzy się już niedługo. Kamień, metal, kryształ, prowadzące ich labiryntem ku nieznanemu. To wrażenie drapało go gdzieś z tyłu głowy.
Richard skręcił po raz kolejny, rzucił jakiś dowcip o tym, że w tych nowych budynkach to naprawdę można się zgubić, a potem dotarli do właściwych drzwi, mężczyzna wpuścił ich do środka.
Gabinet Richarda wpasowywał się idealnie w styl, w jakim zaprojektowano sam Instytut. Isidoro najczęściej nie narzekał na wystrój, dopóki wszystko do siebie w miarę pasowało, a samo pomieszczenie utrzymane było we względnej czystości. Gabinet spełniał oba te kryteria, toteż jasnowidz usiadł w jednym z foteli, drugi zostawiając Eliasowi i czekając, aż Richard zajmie miejsce za swym rozległym biurkiem, włączy wszystkie ekrany swojego nowoczesnego komputera i przygotuje się do spotkania.
— Rozumiem, że pamiętacie treść wiadomości, którą wysłałem, w sprawie całej wyprawy… — zaczął, zacierając dłonie.
Wzrok Eliasa pobłądził po ustawionej z boku półce, prześlizgnął się po tytułach zgromadzonych tam książek, lecz widać mężczyzna nie znalazł tam niczego ciekawego, zajął się więc oglądaniem kolejnej półki. Isidoro nie przerywał wypowiedzi Richarda, czekając cierpliwie na ciąg dalszy.
— Tak… — kontynuował przedstawiciel Instytutu, nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, lecz zaraz odzyskał swój typowy, pogodny ton. — Dobrze, w porządku, to nie szkoła ani studia, egzaminów nie będzie. Przejdźmy ponownie przez te informacje, żebyśmy mieli pewność, że wszyscy patrzymy na sprawę w ten sam sposób.
Isidoro skinął głową, Elias wrócił wzrokiem ku mężczyźnie.
— Otóż nasz Instytut wszedł w posiadanie pozwolenia na przeprowadzenie badań terenowych w jednej z kopalni w Medwi. Sama kopalnia należała do najdłużej działających kopalni w kraju, już patrzę… — Richard zerknął w jakieś rubryczki, wyświetlające się na ekranie. — Aż sześćset lat.
Informacja chyba nie wywołała na gościach tak piorunującego wrażenia, na jakie Richard liczył, więc mężczyzna po prostu westchnął i kontynuował.
— Krasnoludy wyczerpały żyłę mithrilu i adamantium, które tam biegły, wydobyły też kobalt, platynę oraz wolfram, nieco niskiej jakości miedzi, śladowe ilości złota oraz srebra. — Spojrzenie Richarda przebiegło dalej po informacjach z ekranu. — Pierwotny plan zakładał, żeby kopalnię zamknąć, a wykopanych tuneli użyć jako składowisko urobku z innych, działających kopalni, lecz plany zmieniono, gdy podczas zabezpieczania niższych tuneli i demontażu maszyn krasnoludy trafiły na promieniowanie trudnej do opisania magii.
— Co dokładnie masz na myśli, że trafiły na „promieniowanie trudnej do opisania magii”? — odezwał się od razu Elias.
— Cóż, w raportach z Medwi brakuje konkretnych danych. Myślę, że typowo dla krasnoludów – nie chcą dzielić się swoimi tajemnicami, i wolą, by wszystko przekazać nie przez pośrednika — wskazał na siebie — ale żeby informacje trafiły do osób bezpośrednio zaangażowanych w projekt. Konkretniejsze informacje powinny czekać na was na miejscu, podobnie jak i rzeczy, których możecie tam potrzebować. W granicach rozsądku, rzecz jasna.
Richard odchylił się na swym olbrzymim siedzisku, splótł dłonie.
— Krasnoludy charakteryzują się interesującą relacją z magią – niby są na nią bardziej odporne, niby słabiej ją wyczuwają, a jednak nie mają sobie równych jeśli chodzi o jej zaklinanie w przedmiotach. Jeśli krasnoludom udało się wyczuć jakąś trudną do opisania magię, której źródło znajduje się tak niemożliwie głęboko pod powierzchnią ziemi, to na pewno nie będzie to nic zwyczajnego ani nieinteresującego. Czy przypadkowego.
Tym razem mężczyzna pochylił się, oparł łokcie o blat, wzrok odbiegł w stronę Eliasa.
— Dlatego potrzeba kogoś, kto ma wieloletnie... nie, wielowiekowe doświadczenie w kwestii badania rzeczy niezwykłych i ukrytych, a także włada magią na tyle potężną, by obronić się, jeśli wydarzy się coś nieprzewidzianego. W końcu po tak długim czasie to, co zostało kiedyś stworzone, może nie działać poprawnie i stać się niebezpieczne, nawet, jeśli twórcy nigdy nie pragnęli czegoś takiego. — Richard zrobił efektowną pauzę, zwrócił się do Isidoro. — Potrzeba też…
— Jasnowidza — wszedł mu w słowo mężczyzna. — Żeby odnalazł tam najlepszą możliwą drogę i poprowadził tam, gdzie wiedzie przeznaczenie.
Widać, że te jego żarty o tym, że pod ziemią jeszcze go nie było, okazały się czymś więcej, niż tylko żartami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz