21 lipca 2024

Od Serafina do Isidoro

Powierzchnia wyczarowanej mapy leniwie lewitowała pół metra nad ziemią, prezentując oczom arcymaga bezkres piasków pustyni, dwanaście magicznych wież, dwie stolice, ten przeklęty górski łańcuch i dolinę w której pochowano niejednego godnie urodzonego człowieka. Gładka tafla pulsowała słabo w miejscach potwierdzonych anomalii magicznych; większość z nich skupiała się na północy kraju, przy linii brzegowej i samej delcie Akhmu, część rozlała się na południowym krańcu białej pustyni. Przedziwne skupisko zaobserwowano także na wschodzie od El-Batret, jakby pod wpływem znalazła się cała Sallandira.
Serafin poprawił się na mięsistych poduszkach, bez przekonania przeciągnął spojrzeniem po mapie, uniósł brew. Czuł, że magia zbiera się w tych miejscach w dziwny sposób, ale struktura mocy zdawała się przeciekać mu przez palce. Niezbadana i nie dająca się zbadać.
Pierwszy raz spotykał się z czymś tak irytującym.
– Chcesz mi powiedzieć – zaczął powoli, leniwie sięgając po lewitującą obok czarkę herbaty – że po tym całym ambarasie z antymagicznym polem, bałaganem z wieżami, którego dopuścili się moi sayyidzi, odbudowywaniem przeklętej Wieży Wiatru, pokonaniu Wolanda i wyłonieniu nowego zwierzchnika czarnoksiężników – ceramiczne naczynie delikatnie skruszało pod naciskiem złotych szponów – po rozwiązaniu wszystkich zagadek sfinksa i uwolnieniu tego stworzenia… czekają nas kolejne “problemy”? – Serafin niemal wypluł to słowo.
Siedzący na poduszce obok Isidoro skinął głową z entuzjazmem godnym lepszej sprawy. Czarka – pękła.
– I jak zwykle nie możesz mi o nich powiedzieć wprost?
Pogodny uśmiech astrologa nie zmienił wyrazu ani odrobinę.
– Zgadza się.
Serafin przez chwilę patrzył na niego tak intensywnie, jakby samym spojrzeniem miał wydrzeć z niego tę tajemnicę, ale ku jego wyraźnemu niezadowoleniu – nic takiego nie miało miejsca. Prychnął więc, jednym ruchem podniósł się z poduszek, machnął dłonią na odlew. Mapa rozwiała się posłusznie pozostawiając po sobie migoczące w powietrzu drobiny magii.
– Co zatem możesz mi powiedzieć?
– Że nadciąga zmiana.
– Zmiana czego?
– Wszystkiego.
Serafin zatrzymał się, obejrzał przez ramię. Astrolog uśmiechał się, niewinny niczym wiosenny poranek.
– Czasem zastanawiam się, czy czerpiesz z tego radość. Mam się czym przejmować? Zmiana wszystkiego brzmi dość… enigmatycznie, ale jednocześnie zbyt ogólnie. Te anomalie – Serafin machnął szponami w stronę nieistniejącej mapy – nie mają jednolitego charakteru. Nie spotkałem jeszcze podobnego rodzaju magii, nie zdarzyło się żeby moc przeciekała mi przez palce w taki sposób. Zawsze istniał sposób na jej pochwycenie.
– Nie każdą magię da się ujarzmić, Serafinie.
– Czy ty mnie obrażasz?
Astrolog tylko uśmiechnął się szerzej i podniósł z zajmowanej poduszki. Serafin burknął pod nosem coś, co brzmiało łudząco podobnie do “dziwka fortuna”.
– Przejdźmy się – zaoferował Isidoro. Drzwi komnaty otworzyły się bezszelestnie; Wieża arcymaga nagięła się do woli Isidoro, magia wpełzła na ściany korytarza, przekształcając go wraz z ich każdym kolejnym krokiem. Budynek dopasowywał się do życzenia, do obranego celu, budując najkrótszą możliwą drogę.
– Przyszłość nigdy nie ukazuje mi się w jasny sposób. To bardziej jak szukanie gwiazdozbioru na niebie – jeśli wiesz jaki przybiera kształt, to prędko go wypatrzysz.
– A co mówi ci przeczucie?
Isidoro przechylił lekko głowę; szara grzywka przesunęła się po czole, przesłoniła błękitne oko.
– Że to jeden z wielu rozdziałów, Serafinie. Kolejny etap twojej drogi.
– Nie wiem czy mnie to pociesza. Przy poprzednim “etapie mojej drogi” nieomal wyzionąłeś ducha.
– Sprawa jednak zakończyła się pomyślnie, najlepszym możliwym obrotem. Sam przyznaj.
– Ja bym powiedział, że dziwka fortuna w końcu się znudziła, ale niech ci będzie – Serafin nagle zmarszczył brwi, przystanął wpół kroku. Przed nimi, na końcu korytarza, otworzyło się wyjście na taras.
– Naprawdę chcesz tam teraz iść?
– Naprawdę.
– Zadziwia mnie twoja tolerancja na południowe słońce.
Gdy przekroczyli próg i znaleźli się na tarasie, Serafin schował dłonie w obszernych rękawach szaty i przeciągnął spojrzeniem po rozpościerającej się przed nimi pustyni. Bezmiar złotego piasku miał w sobie coś kojącego, łudząco przypominał morze i łudząco odzwierciedlał jego niebezpieczeństwa. Jedna z wydm – ta położona nieco dalej od wieży – nagle rozprysła się na miliony rozrzuconych w boki drobin; z głębin pustyni wyłonił się ogromny, rogaty wąż. Łuski pokrywające gada mieniły się w słońcu osobliwie, odbijały światło, momentami czyniąc bestię przeźroczystą. Serpentyn gładko przeciął dolinę, a sunące po piachu ogromne cielsko wprawiło mury wieży w lekkie drżenie.
– Cokolwiek nadchodzi – mruknął Serafin, obserwując drogę bestii spojrzeniem na wpół znudzonym, na wpół zirytowanym – wywabia na powierzchnię stwory, które powinny spać od co najmniej ćwierćwiecza. Spójrz na jego łuski.
Isidoro przechylił się nieznacznie przez barierkę, przesłonił oczy dłonią.
– Czy to normalne? To odbijanie światła?
– Po części – mruknął Serafin – sprawa rozbija się o to, że gubi swoje właściwości, powinien być całkiem niewidoczny gdy wynurza się na powierzchnię. – Wysunął dłonie z rękawów szaty, złote szpony zalśniły w słońcu niepokojącym blaskiem. Nagły podmuch wiatru był ostry i potężny, podniósł ze sobą pylistą kurzawę przesłaniającą widok w dolinie. Serpentyn zasyczał głośno; osobliwy dźwięk wwiercał się w uszy, w ciało, w umysł, pozostawiając po sobie rezonujące echo.
Szał żywiołu skończył się tak nagle, jak się zaczął; pył, piasek i kurz opadły, wydmy zmieniły swoje położenie, serpentyn zniknął. Ponad powierzchnią piasku wystawały jedynie dwa rogi.
– Był duży i stary, przed tym też powinien się obronić – kolejne mruknięcie, niespecjalnie wesołe. Serafin w zamyśleniu uniósł dłoń, podkręcił wąsa. – Najbliższa anomalia to południowo-wschodni rejon białej pustyni, kawałek stąd. A mimo to, jej wpływ odczuwalny jest nawet tutaj.
Wymienione przez mężczyzn spojrzenie było długie, ciężkie od napływających wniosków.
– Musimy wrócić do grobowca Saladyna i go odpieczętować – obwieścił w końcu Serafin i roztarł palcami skroń; czuł nadchodzącą migrenę.
– Prialan – szepnął Isidoro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz