01 lipca 2024

Od Hotaru do Maeve

— Co to, to nie — odparła Hotaru, kryjąc śmiech za otwartą dłonią. — Na pewno nie było tragicznie. Było bardzo ładnie, naprawdę.
— Chcesz mnie po prostu pocieszyć, co?
— Nie, mówię poważnie. — Tancerka zrobiła niewielką pauzę, uśmiech przybrał inne zabarwienie. — Ale „bardzo ładnie” to niestety za mało, tak dla ciebie, jak i dla publiczności.
Maeve westchnęła.
— Dobrze, faktycznie nie chcesz mnie pocieszyć.
— Chcę ci pokazać, gdzie jesteś na swojej tanecznej drodze — uściśliła. — Widzisz, już zaszłaś w niej dużo, dużo dalej, niż zwykły człowiek. Potrafisz poruszać się z gracją, jesteś świadoma swego ciała i wiesz, jak za pomocą gestów i mimiki przekazać swoje emocje. To bardzo wiele. I poza tym… — Hotaru przechyliła głowę, splotła dłonie. — Jak każdy profesjonalista wiesz, że początkowe postępy są szybkie i widoczne od razu, a jeśli chce się osiągnąć perfekcję, ilość włożonej pracy musi być olbrzymia, by było widać jakąkolwiek zmianę.
Wróżka pokiwała głową, też splotła dłonie. Płomyk zerknął na obie kobiety spod oka, wyciągnął się mocniej na swoim miejscu.
— I wiem też, że takie zmiany zajmują dużo czasu — przyznała Maeve. — To całe przedsięwzięcie zaczyna wyglądać na nieosiągalne.
— Nie, na pewno nie jest nieosiągalne — Hotaru pokręciła głową, znów posłała Maeve uśmiech, kolejny ze swej palety. — Myślę, że żeby poradzić sobie z tym problemem, musimy wrócić do początków. Nie atakować go od frontu, tylko podejść sposobem.
— I ty już znasz ten sposób?
Coś rozbłysło w oczach tancerki.
— Oczywiście. Po prostu mi zaufaj.


Ćwiczenia rozciągające okazały się problemem, gdy Hotaru, wiedząc, że Maeve już jest dość rozciągnięta, w porównaniu do przeciętnej osoby, pozwoliła sobie wybrać intensywniejsze wersje co poniektórych pozycji. Wróżka oddychała ciężko, starając się sięgnąć dłonią, albo utrzymać wyciągniętą pod przedziwnym kątem nogę tak, jak robiła to Hotaru.
— W tańcu twoje ciało jest medium, za pomocą którego przekazujesz widzowi całą historię, wszystkie emocje i zdarzenia — powiedziała Hotaru, chwytając własną kostkę i wyciągając nogę pełnym gracji ruchem. W jej wykonaniu pozycja wydawała się równie swobodna i lekka, co siedzenie w wygodnym fotelu. — Musisz je więc opanować na tyle dobrze, żeby stało się dla ciebie językiem ojczysty. Wszystkie te ruchy i gesty, niczym słowa, których odmienna intonacja przekazują to, co dzieje się w sercu postaci.
Trzymana przez Maeve kostka lekko drżała, kobieta jednak wytrwale utrzymywała pozycję, w skupieniu patrząc w jeden punkt, starając się zachować równowagę.
— Wiem, że to trudne, ale postaraj się zrelaksować — powiedziała miękko Hotaru.
Maeve uśmiechnęła się, uśmiech nie sięgał jednak oczu.
— Zrelaksować się?
— Napięte mięśnie nie chcą się rozciągać. Walczą przeciw temu, co chcesz zrobić dla ich dobra. Zrelaksowane zaś stają się plastyczne niczym glina — powiedziała Hotaru. — Oddychaj głęboko. Pozwól, żeby ten rytm uspokoił serce. Żadna z tych pozycji nie zrobi ci krzywdy – spokój w umyśle sprawi, że ciało również to zrozumie.
Intensywniejsze pozycje wymagały stania, głębokich skłonów, unoszenia stopy tak wysoko, jak nie robiło się tego na co dzień. Hotaru działała jednak z głębszym przemyśleniem, nie chciała, by Maeve zmęczyła się zbyt szybko. Nie wiadomo kiedy, obie siedziały na dywanie, leżąc, choć pozycję tę dało się nazwać wygodną jedynie dla Hotaru.
— Nie dociskaj pleców — powiedziała tancerka. — Pozwól, by twój tułów opadł sam.
— Ale ja nawet nie sięgam palców! — Maeve ściągnęła brwi.
— Sięgniesz — odparła Hotaru. — To jak z łapaniem kota. Nie przyjdzie do ciebie, kiedy go ścigasz, ale usiądzie ci na kolanach, gdy przestaniesz go bez przerwy ganiać. Oddychaj głęboko i nie staraj się go złapać.
Maeve westchnęła, przymknęła oczy. Czas płynął, z każdą sekundą Hotaru czuła, jak jej własne ciało odpowiada na jej wolę, kątem oka zaś widziała, jak wróżka rozpłaszcza się coraz bardziej na dywanie, rozciągając mięśnie i stawy. W końcu obie kobiety leżały plackiem na dywanie, odpoczywając po sesji zaawansowanego stretchingu.
— Takie spokojne ćwiczenia pozwalają mi ułożyć myśli — odezwała się Hotaru. — I pomyślałam nad kolejnym elementem.
— Mam się bać?
Tancerka uśmiechnęła się.
— Może trochę.
Aktorka odpowiedziała tym samym. Przekręciła lekko głowę, by spojrzeć na leżącą zaraz obok kobietę.
— I co takiego wymyśliłaś?
— Czystą kartkę — odparła, unosząc się z dywanu. Wsparła się dłońmi z tyłu, zerknęła na wróżkę. — Między aktorką i tancerką nie ma wielkiej różnicy. Medium różni się nieco, ale zasady są te same. Jesteśmy dużo bliżej spokrewnione, niż można się spodziewać.
To powiedziawszy, Hotaru uniosła się z gracją, podeszła do otwartego laptopa. Wcześniej oglądały na nim fragmenty musicalu, puszczały konkretne utwory, potem Hotaru czegoś szukała, kobiety analizowały jakieś filmiki. Teraz, po wszystkich tych ćwiczeniach, przyszedł czas na to, by ponownie wrócić do siedzenia i analizy. Hotaru poklikała chwilę, znalazła odpowiedni fragment.
— Widzisz… doświadczenie życiowe bardzo często pomaga w tym, żeby wcielić się w daną rolę, sprawia też, że każdy robi to w swój unikalny sposób. Ale czasem potrafi przeszkodzić. Wtedy… Wtedy myślę, że warto jest myśleć o sobie, jak o czystej kartce, pustym naczyniu pozbawionym własnego „ja”. To pomaga wcielić się w role, których elementy są dla nas bardzo odległe, albo wręcz przeciwnie – zbyt bliskie duszy. — Tancerka wróciła spojrzeniem do laptopa. — Spójrz tutaj.
Hotaru specjalnie wybrała coś z novendyjskiego repertuaru, celując w rzeczy lepiej znane Maeve. I oto na ekranie pojawił się filmik, prosto z jednego z najbardziej znanych baletów.
Odziana w czarny strój baletnica wykonywała ruch, pozornie nieskomplikowany, po prostu unosiła dłonie nad głowę, by zaraz je opuścić, tak jak dzieci naśladują łopotanie skrzydeł ptaków. Lecz w jej przypadku ruch był przepełniony emocjami, doskonale precyzyjny i sugestywny – wystarczyło jedno spojrzenie, by ujrzeć czarnego łabędzia, górującego nad salą balową, triumfalnie łopoczącego skrzydłami. A potem Hotaru przewinęła filmik i oto dało się zobaczyć kolejnego łabędzia, tym razem białego, wspinającego się na sam szczyt klifu. Dłonie tancerki uniosły się rozpaczliwym gestem, pozornie tym samym, co i czarnego łabędzia, lecz tak odmiennym, gdy zdrada ukochanego strzaskała wrażliwe serce, odarła przemienioną w łabędzia księżniczkę z resztek nadziei.
— To ten sam ruch — powiedziała Hotaru, gdy baletnica skoczyła w morską toń, zniknęła wśród posępnego wycia wiatru. — Ale jest tak różny, przekazuje kompletnie inne emocje. Rola Odetty i Otylii jest tak trudna, bo to jedna tancerka musi wcielić się w nie obie.
— Poczekaj, czy niemal w każdej scenie na deskach nie pojawia się albo Odetta, albo Otylia? — Ni to spytała, ni to stwierdziła Maeve.
— To prawda — Hotaru skinęła głową. — Początki i powstanie tego baletu są nieco niejasne i trudno jednoznacznie powiedzieć, czy jedna primabalerina miała wcielić się w obie postaci, niemniej jednak środowisko baletowe zgadza się, że takie podejście nadaje temu baletowi wiele głębi. Oczywiście, że jest to niebywale wymagające dla tancerki, nie tylko pod względem braku czasu na odpoczynek i ledwie chwili, by zmienić strój. Jest też kwestia tego, że Odetta i Otylia są tak różne, że przejście między odgrywaniem ich jest bardzo trudne. Jedyną możliwością, by tego dokonać, było to, by stać się czystą kartką.
— To znaczy?
— Oderwać się od wszystkiego tego, co działo się wcześniej, porzucić myśli i uczucia. Pozwolić, by kostium postaci stał się codziennym ubiorem, jej twarz twoją twarzą, jej słowa i myśli twoimi — powiedziała z powag Hotaru. — To niełatwe, ale czasem nie ma innej możliwości.
Maeve milczała przez pewien czas, nim się odezwała.
— A tobie coś takiego kiedyś pomogło?
Zapadła chwila ciszy.
— Tak — odparła w końcu Hotaru. — Ja… nie urodziłam się tancerką. Ale gdy zapomnę o tym, skąd pochodzę, łatwiej mi bez strachu stanąć na scenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz