27 lipca 2024

Od Bashara do Hugona

— Jak wy tego w ogóle dokonaliście? — spytał z niedowierzaniem Bashar, a trzymany w dłoni kieliszek wody gazowanej zamarł w pół drogi do ust.
Siedzący po drugiej stronie stołu Dante odpowiedział mu swym ikonicznym uśmiechem, robiąc efektowną pauzę.
— Profesjonalnie, Bashar. Widzisz, zmiana się dłużyła, byliśmy głodni, a przecież wiadomo, że nikt nie będzie jadł zapiekanek na zimno, więc po prostu włożyliśmy zapiekanki do mikrofali i…
Dante miał ten talent, że nie ważne, jaka była historia – syren mógł równie dobrze rozwodzić się na temat pielenia grządek – w jego ustach zawsze brzmiała jak fabuła najzabawniejszego serialu. Wszelkie wypadki, nawet te groźne, obracały się w śmieszne zdarzenia, bo przecież wylatująca w powietrze mikrofala, jeszcze taka, co na odchodnym wywołuje pożar w składziku, na pewno nie należała do bezpiecznych przygód, podobnie jak i próby złapania złodzieja buszującego po sklepie. Bashar miał na końcu języka podsumowanie, że dobrze, że nikomu nic się nie stało, ale rozpłynęło się ono w śmiechu, gdy Dante z emfazą opowiadał o bohaterskim obezwładnianiu złodzieja, używając sztućców jako imitacji broni.
— Szkoda, że cię tam nie było, Bashar… — Syren urwał, zafrasował się na moment. — Nie, dobra, wcale nie szkoda, że cię tam nie było, ale szkoda, że tego nie widziałeś. Na nagraniu z monitoringu chuja widać… Ale wracając! — Widelec zakreślił w powietrzu łuk. — Idzie ten debil, wydaje mu się, że nam spierdoli, i wtedy Hugo go TRACH tą miotłą, normalnie złożyło gościa lepiej, niż Zapałkę, jakbym na poważnie mu przyłożył…
I w ten sposób Bashar dowiedział się, kim jest Hugo, jeden z licznych znajomych Dantego i kolejny wspólnik szalonych przygód syrena. Nie spodziewał się jednak, że ów Hugo pojawi mu się pewnego dnia w gabinecie, a przedstawiony mu problem okaże się problemem właśnie takiej natury.


Bashar dał sobie chwilę na to, by przestudiować kartę pacjenta, nim ten wejdzie do gabinetu. Przygotowanie się przed rozmową, w ciszy i spokoju, nie tylko skracało czas wizyty, bo lekarz od razu wiedział, na co zwrócić uwagę i potrafił nakierować wypowiedzi pacjenta tam, gdzie potrzebował, ale i poprawiał sam komfort wizyty, bo pacjent, przychodzący do niego ze swym problemem, czuł, że ktoś bierze go na poważnie i nie bagatelizuje objawów.
Magia ciała – rzadka i trudna dziedzina, będąca ważnym elementem w każdej diagnozie i czynnikiem wpływającym niemalże na dowolne schorzenie, którego pacjent mógł doświadczyć. Bardzo często czarodzieje dysponujący tego rodzaju zdolnościami potrafili oprzeć się większości chorób, bo jeśli dało się regulować własną temperaturę ciała, szybkość podziału komórek bądź stężenie limfocytów we krwi, urazy mechaniczne i choroby wywołane patogenami nie stanowiły wielkiego problemu. Lecz ludzki organizm to była skomplikowana maszyna i nietrudno było w niej coś zepsuć. W tych nielicznych przypadkach ingerencja we własne ciało, pozornie przynosząca coś dobrego, mogła zachwiać innymi, subtelnymi, lecz nadal kluczowymi procesami, stopniowo prowadząc do pogorszenia się stanu pacjenta. Ten, kto pragnie ingerować w taki sposób w ciało, powinien posiadać odpowiednią wiedzę, by tego dokonać. W końcu nie bez powodu studia lekarskie trwają tyle lat.
Do gabinetu wszedł mężczyzna – bez problemu mógł uchodzić za studenta – ale Bashar pamiętał z karty jego wiek, znane było mu też to, czego w karcie nie było, a o czym wspominał mu Dante. Bashar wskazał Hugonowi krzesełko naprzeciwko siebie, obdarzył lekarskim uśmiechem, a gdy jego pacjent usiadł, zadał pytanie.
— Co pana do mnie sprowadza, panie Rosenthal?
— Dante — odparł. — To on mi pana doktora polecił.
Bashar uśmiechnął się nieco inaczej, splótł dłonie na blacie.
— Cieszę się, że mnie polecono. Ale nie było to bez przyczyny – co panu dolega?
Dante był łączącym ich ogniwem, lecz Bashar, dopóki obaj z Hugonem byli w gabinecie, zamierzał zamknąć relację do tej profesjonalnej jej części, dzieląc ich na pacjenta i lekarza.
— Moje organy — odparł Hugo, a jego twarz przybrała poważniejszy, zaniepokojony wyraz. — Ja… czuję, że coś jest z nimi nie w porządku.
— Jak to uczucie się objawia? — dopytał od razu Bashar, przyciągając bliżej kartę, dobywając długopisu. — Czuje pan jakiś ból albo ucisk? O które organy konkretnie chodzi?
— Hm… to dość trudne do wyjaśnienia. — Ramiona pacjenta opadły. — Przyznam, że nie badałem tego dokładniej na własną rękę…
— Słusznie — Bashar pokiwał głową.
— …ale mam wrażenie, że tak jakby… szybciej działają?
Lekarz przechylił lekko głowę.
— Rozumiem. Czy mógłby mi pan w takim razie powiedzieć nieco więcej, jak dokładnie działa pańska moc magiczna? W karcie mam napisane niewiele więcej, poza magia ciała, a i sama karta była aktualizowana… — szybkie zerknięcie na konkretną datę — ...gdy był pan jeszcze dzieckiem. — Bashar wrócił wzrokiem do Hugona. — Skok pokwitaniowy potrafi wiele zmienić w mocach, z którymi co poniektórzy się rodzą. Od jak długiego czasu obserwuje pan u siebie te dolegliwości.
— Hm… będzie jakieś parę miesięcy?
Długopis przemknął po kartce.
— A co do samej mocy… — kontynuował Hugo. — To dziedziczna umiejętność, objawia się u prawie wszystkich w rodzinie i jest podobna. Potrafimy na przykład przyspieszyć wzrost niektórych rzeczy, jak włosy i paznokcie. Zmienić temperaturę ciała…
Bashar dalej notował.
— Potrafi pan zregenerować skaleczenie? Zwichnięty staw? Pozbyć się bólu głowy?
— Um… zregenerować skaleczenie tak, zwichnięty staw też. Głowa… nie boli mnie zbyt często, więc…
— Nie odpowiedział mi pan na pytanie, których organów dotyczą objawy.
— Uh… to nie jest proste do określenia?
Bashar obdarzył go uspokajającym uśmiechem.
— Proszę się nie przejmować. Niech pan po prostu pokaże palcem, gdzie czuje pan dyskomfort.
Hugo zastanowił się chwilę.
— Jakoś tak tutaj — powiedział w końcu, kładąc dłoń w górnej części brzucha.
— To sugeruje wątrobę, żołądek, może woreczek żółciowy… Czy w pana rodzinie zdarzyły się już przypadki problemów wywołanych przez magię, jaką pana rodzina jest obdarzona?
— Och, tak, dobrze, że pan doktor o to pyta. — Pacjent ożywił się wyraźnie. — Mam ciocię… To znaczy, miałem ciocię, Genowefę, bardzo dobra kobieta, swoją drogą, zawsze będę pamiętał jej borowikową, to była taka…
— Przykro mi z powodu pana straty. — Przerwał mu Bashar. — Na jaką przypadłość cierpiała pana ciocia?
— Ona hm… była ciekawa naszej rodowej mocy i um… rozwijała ją w swoim zakresie, myśląc, że skoro panuje nad biologią własnego ciała, to jest odporna na wszystkie problemy zdrowotne. — Hugo westchnął, zmarszczył brwi. — Nie badała się regularnie i gdy w końcu poszła do lekarza, bo nie potrafiła sobie poradzić ze swoimi przypadłościami, lekarz powiedział jej, że rak zaatakował już większość narządów i nawet z pomocą magii i medycyny nie ma dla niej już nadziei.
— Rozumiem, to doprawdy bardzo przykra sytuacja. Proszę przyjąć moje wyrazy współczucia.
— Panie doktorze, ja… Boję się, że idę w jej ślady. To prawda, że ciocia naprawdę bardzo źle się czuła, nim poszła po diagnozę, i ja może trochę rozdmuchuję te objawy…
— Lepiej zapobiegać, niż leczyć.
— Ale naprawdę nie chcę skończyć w ten sam sposób.
— Panie Rosenthal, proszę się nie martwić — powiedział Bashar uspokajającym tonem. — Przyszedł pan do lekarza, opowiedział pan o swoich objawach, a ja nie zamierzam zostawiać pana na lodzie, ani bagatelizować tych objawów. W kwestii potencjalnego rozwoju komórek rakowych w pana organizmie i ich pojawienia się w górnej części jamy brzusznej – jest prawdą, że pana rodowa moc może przyspieszyć rozwój nowotworu.
Na twarzy pana Rosenthala odmalował się wyraz przerażenia.
— Na razie jednak nie wiemy nawet, czy to faktycznie może być nowotwór, czy przyczyna leży gdzieś indziej. Proszę więc nie denerwować się na zapas.
— Tak, to może jest racja, ale to silniejsze ode mnie, pan doktor rozumie…
— W pełni rozumiem, proszę mi wierzyć. Na pewno pochwała należy się panu za przyjście do specjalisty, kiedy tylko poczuł pan, że problem nie przechodzi samoistnie. Diagnostyka jest pierwszym krokiem do poradzenia sobie z przypadłością, jakakolwiek by ona nie była.
To powiedziawszy, Bashar odsunął szufladę, sięgnął po bloczek dużych kartek wypełnionych równymi rządkami, przy każdym z nich znajdował się schludny kwadracik, idealny do zaznaczenia krzyżykiem.
— Poza tym wywiadem, chciałbym zlecić panu jeszcze badania krwi. Widzę, że regularnie oddaje pan krew, ale przy oddawaniu krwi robione są jedynie badania podstawowe, dlatego zlecę panu jeszcze kilka dodatkowych. Zrobi pan morfologię krwi z rozmazem, do tego markery nowotworowe. Chciałbym zobaczyć wyniki więcej, niż jednego – poziom alfafetoproteiny może być wskaźnikiem raka wątroby, ale obecność nowotworu, jeśli to faktycznie nowotwór, może dawać objawy, które ciężko na pierwszy rzut oka połączyć z konkretnym umiejscowieniem owego nowotworu. Zrobimy też profilowanie białkowe, poziom hormonów i jonogram.
Długopis pomknął po skierowaniu, Bashar sprawnie wypełniał kolejne rubryczki. Podniósł wzrok na pacjenta.
— Coś mi mówi, że ma pan jeszcze jakieś pytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz