– Przepięknie wyglądasz – Cynthia nie była skłonna do komplementowania, dlatego Maeve uśmiechnęła się do zjawy stojącej za jej ramieniem. – Miałam kiedyś bardzo podobną suknię, a nie nosiłam byle czego. Krawiec bardzo dobrze się spisał.
– Obym tego teraz tylko nie zepsuła… – powiedziała cicho Maeve, drżącą dłonią poprawiając kosmyk rudych włosów w upięciu. Zjawa westchnęła teatralnie. Tym bardziej że przecież wcale nie potrzebowała oddychać.
– Oczywiście, że nie zepsujesz. Bardzo dobrze się przygotowałaś, znalazłaś też dobrą nauczycielkę. Ta Hotaru wie, co robi – Cynthia skrzyżowała ramiona na piersi. – Jesteś profesjonalistką, Maeve. – Uśmiechnęła się lekko. – I już masz swoich fanów.
Maeve zerknęła w stronę wazonu z bukietem kwiatów, które przyniosła jej jedna z dziewczyn chwilę temu. Nie wzbudził w niej radości, wręcz przyprawił o zimny dreszcz na plecach, bo domyślała się, od kogo jest, choć tym razem nie było żadnego bileciku. Wcale nie pomogło to na tremę, która i tak zżerała ją od środka. Na samą myśl, że ten dziwny mężczyzna będzie siedział gdzieś na widowni, miała ochotę po prostu zabarykadować się w garderobie i w ogóle z niej nie wychodzić.
Ale będzie też Ignis, którego specjalnie na to wydarzenie zaprosiła i nie chciała go rozczarować. I Hotaru, która przecież włożyła naprawdę mnóstwo pracy w to, żeby Maeve nie musiała czuć wstydu podczas występu. Gdyby teraz wróżka nie wyszła na scenę, to znaczyłoby tyle, że wyrzuca cały wysiłek i pracę swoją i tancerki do kosza. A przecież do tego nie mogła dopuścić.
– Ten fan akurat ani trochę nie pomaga. Mam nadzieję, że nie będzie na spektaklu. – Mruknęła. Widmowe brwi Cynthii uniosły się nieco.
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Żołądek Maeve skurczył się jeszcze bardziej, o ile w ogóle to było możliwe. Spojrzała nieco przestraszona w stronę drzwi, zaciskając palce na oparciu krzesła niemal do białości.
– Proszę!
W napięciu oczekiwała, kto stanie w progu. Na widok Ignisa, supeł zaciśnięty na żołądku rozluźnił się nieco, a twarz rozjaśnił uśmiech.
– Ignis! – Odetchnęła głęboko, z wyraźną ulgą. Odwróciła wzrok, słysząc pytanie, nieco zakłopotana. Nie dostrzegła tego, jak Cynthia unosi brwi i uważnie mierzy Ignisa spojrzeniem.
– To jest ten twój…
– Denerwuję się – powiedziała zgodnie z prawdą, przerywając tym samym zjawie. Nie była w stanie ukryć swoich emocji, więc bez sensu było zaprzeczać, że jest wszystko w porządku. Nie było. – To trochę głupie, prawda? W końcu to nie jest mój pierwszy występ, a czuję się tak, jakbym nigdy wcześniej nie wychodziła na scenę… – roześmiała się nerwowo, choć krótko. Wyłapała spojrzenie Ignisa, utkwione w kolorowym bukiecie stojącym na stoliku. Dotarł do niej gorzki posmak wyrzutów sumienia, cierpka nuta irytacji, mieszanina uczuć i emocji tak różnych, że na krótki moment stłumiły jej własną tremę. Wróciła spojrzeniem do muzyka. Nim zdążyła się zastanowić, podeszła nieco bliżej, ścisnęła jego dłoń, by choć na chwilę odwrócić jego i swoją uwagę od nieszczęsnego bukietu. Drobne palce zacisnęły się na rozgrzanej skórze, stwardniałych od strun opuszkach palców. Całe ramię przeszyło przyjemne ciepło, docierając wraz z krwią aż do serca, przyspieszając jego bicie.
– Naprawdę cieszę się, że przyszedłeś, choć może nie widać tego przez moje zdenerwowanie… nie powinnam się tak denerwować, prawda? Mało to profesjonalne…
– TO jest ten twój Ignis? – Cynthia obeszła mężczyznę dookoła, przyglądając mu się uważnie. Skrzywiła się nieco, przyglądając się dłuższym włosom mężczyzny. – Nie mówiłaś, że nie stać go na fryzjera…
– Też się zawsze denerwuję, gdy mamy grać coś nowego – odpowiedział Ignis, kompletnie nieświadomy osądu, któremu właśnie był poddawany, a który Maeve za wszelką cenę próbowała ignorować.
– I ten garnitur… naprawdę, widzisz ten niedoprasowany kołnierzyk?
– Naprawdę? – Maeve starała się za wszelką cenę nie zerkać w stronę Cynthii, która nie ustawała w swoich komentarzach. Teraz już kierowany do Maeve, że powinna znaleźć sobie kogoś z nieco lepszą prezencją. Ignis, wciąż nieświadom, skinął głową w odpowiedzi na pytanie wróżki.
– Pomogę ci trochę – powiedział miękko. A później zaśpiewał.
– Don't stop believin'
Hold on to that feelin'
Streetlights, people…
Wróżka mimowolnie przymknęła powieki, nie opierając się miękkiemu tembrowi głosu Ignisa, jego magii, tak podobnej do jej własnej, zamykała świat w tym przyjemnym uczuciu rozlewającym się ciepło po umyśle i ciele. Mięśnie mimowolnie rozluźniały się, jedynie palce na dłoni mężczyzny wciąż pozostawały zaciśnięte. I czuła, że właśnie tam powinny pozostać.
Wątpliwości powoli znikały, jak ślady na piasku zacierane przez spokojne fale. Oddech stał się jakby trochę lżejszy, serce zwolniło swój galopujący rytm, ramiona prostowały mimowolnie. Mijał strach, że zawali. Poradzi sobie. Na pewno sobie poradzi.
Miała chęć zbliżyć się jeszcze trochę, oprzeć policzek o ramię mężczyzny i całkowicie dać się pochłonąć magicznemu głosowi. Drgnęła jednak, kiedy Cynthia, do tej pory też milcząca i oczarowana głosem Ignisa, krzyknęła cicho.
– Masz makijaż, ubrudzisz mu garnitur! – zawołała zjawa, przywracając nieco wróżkę do rzeczywistości. Na całe szczęście. Maeve odchrząknęła cicho, cofnęła się nieco. Uśmiechnęła się promiennie do Ignisa i puściła w końcu jego rękę. Chyba powinna zrobić to już dawno temu.
– Dziękuję. Naprawdę pomogło. – Głos nie drżał jej już tak bardzo, nie drżały dłonie. Przynajmniej nie z powodu zbliżającego się spektaklu.
– Wiesz co, ja chyba już wiem, co ty w nim widzisz… – powiedziała Cynthia, a jej surowa zazwyczaj twarz nabrała znacznie większej łagodności.
Do drzwi znów ktoś zapukał, nie czekał na zaproszenie. Niski mężczyzna, niziołek w czarnej koszulce i prostych spodniach, ze słuchawką przy uchu, zajrzał do środka.
– Gotowa? Zaraz zaczynamy – powiedział do Maeve. Zmarszczył nieco brwi, zwracając uwagę na Ignisa. – A pan co tu robi? Nieupoważnionym wstęp wzbroniony! – zawołał. Maeve pokręciła głową.
– Wszystko w porządku, to mój… – Głos drgnął, zawahał się przez chwilę. – Przyjaciel. – Uśmiechnęła się lekko do Ignisa. – Chciał mi życzyć powodzenia, to wszystko.
Niziołek zmarszczył lekko brwi, mruknął coś pod nosem i wyszedł.
– Chyba lepiej już pójdę na swoje miejsce – Ignis uśmiechnął się. – Połamania nóg.
– Dzięki – Maeve odwzajemniła gest i odetchnęła głęboko, gdy muzyk wyszedł z garderoby. Spojrzała na siebie jeszcze raz w lustrze. Niebieskie oczy lśniły pewnością siebie, która nie wzięła się znikąd. Wychodzi na to, że sukces będzie zawdzięczać nie tylko Hotaru, ale również Ignisowi.
Zagrała muzyka, rozbłysły światła. Ciężka, aksamitna kurtyna uniosła się wysoko. Nie patrzyła w stronę widowni, bo i tak nie dostrzegłaby nic, z wyjątkiem ciemnych, wpatrzonych w nią sylwetek. Nie szukała więc spojrzeniem Ignisa, nie szukała tajemniczego wróża, który zapewne wysłał jej kwiaty, dając tym samym znać, że nie chce odpuścić. W tej chwili te kwestie nie dotyczyły jej w żadnym stopniu. Teraz była Christine i jedyne, czym się martwiła, to tajemniczy Anioł Muzyki i Raul de Chagny, zakochany w niej bez pamięci, rusza jej na pomoc. Była tylko muzyka, historia, którą opowiadała, radość, namiętność, smutek i strach wypisane na twarzy aktorów niebędących teraz sobą, a właśnie tymi, których losy przedstawiali. Scena stała się całym światem aż iluzję rozwiały donośne oklaski ciemnych sylwetek śledzących dotychczas w milczeniu tragiczną historię o słodko-gorzkim zakończeniu. Dopiero wtedy Maeve z trudem na powrót stała się sobą. Stanęła w rzędzie wraz z innymi aktorami, by ukłonić się nisko, wyciągnęła ręce, by przyjąć kolejny bukiet kwiatów, i pozwoliła Christine powoli odejść i ustąpić miejsca jej samej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz