18 lipca 2024

Od Maeve do Hotaru

Maeve dobrze wiedziała, że niektóre kotki, nawet nieścigane na siłę, wcale nie chcą przyjść na kolanka. Czasem nawet sikają do butów, mimo najszczerszych chęci i najlepszych smakołyków. Dlatego porównanie wydało jej się tym trafniejsze, gdy początkowy entuzjazm gdzieś zniknął. Wróżka ćwiczyła całkiem sporo, przynajmniej w porównaniu do przeciętnego mieszkańca stolicy, zwłaszcza takiego pracującego za biurkiem. Na scenie kondycja była potrzebna nawet wtedy, kiedy się nie tańczyło, silne i rozciągnięte mięśnie również się przydawały podczas nieco bardziej wymagających ról. Sesja ćwiczeń z Hotaru uświadomiła jej jednak, że jej własne treningi koło rozciągania nawet nie stały. I zdała sobie sprawę, że jeśli chciała choć trochę tańczyć jak Hotaru, czekało ją naprawdę dużo pracy. Znacznie więcej niż jej się wydawało. Teraz jednak było zdecydowanie za późno, aby się poddać, rozmyślić. Choć może nie tyle za późno, co wróżka uwierzyła w słowa koleżanki i też sama sobie chciała udowodnić, że potrafi to zrobić, a wybranie jej do roli Christine nie był pomyłką. A już tym bardziej nie był spowodowany znajomościami. Z tym musiała się mierzyć właściwie od samego początku. Nie mogło być inaczej, skoro jej matka była dyrektorką teatru. Była to jedna z przyczyn, dla której za każdym razem starała się, jak tylko mogła. No i chciała utrzeć nosa wszystkim tym, którzy w nią nie wierzyli.
Na wspomnienie o czystej kartce uśmiechnęła się nieco gorzko, wciąż wpatrując się w przepiękną baletnicę na ekranie laptopa.
– Cóż, zapomnienie o tym, skąd pochodzę, wcale nie jest takie trudne – powiedziała, zerkając na Hotaru. W głosie wróżki nie było jednak słychać wyrzutu czy smutku. Pobrzmiewało w nim raczej rozbawienie. 
– Och, przepraszam, Maeve, nie chciałam…
– Nie, nic nie szkodzi. – Wróżka machnęła ręką i roześmiała się. – Masz rację. Gdy wcielam się w którąś ze swoich ról, zapominam o tym, kim jestem z całkowitą premedytacją. Być może gdy tańczę, też powinnam przestać tak uparcie skupiać się na pojedynczych ruchach i odliczaniu, a po prostu stać się Christine – przyznała. – Na jej emocjach i uczuciach, a nie na tym, że stopa powinna być pod nieco innym kątem. Prawda? – zapytała, spoglądając na Hotaru. Dziewczyna przytaknęła lekko i już otworzyła usta, żeby coś dodać, ale Maeve jej na to nie pozwoliła. 
– Tak, wiem. Ćwiczenia i rozciąganie się są równie ważne. Nie chodzi w końcu o to, żeby pląsać bez ładu i składu – powiedziała z szerokim, rozbawionym uśmiechem. 
– Nie pląsasz bez ładu i składu. Maeve. Już mówiłam, że nie jest źle, tylko potrzebujesz trochę więcej ćwiczeń.
– Tak, wiem. Po prostu… naprawdę zależy mi, żeby wyszło jak najlepiej. 
Hotaru uśmiechnęła się łagodnie.
– To oczywiste, że ci na tym zależy. Popracujemy nad tym – obiecała. Znów zapatrzyły się na ekran, szukając tych subtelnych różnic między gestami i ruchami, na pozór tymi samymi. Zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękiem dobiegającym z głośników i mruczeniem Płomyka, którego Maeve bezwiednie drapała za uchem, wyciągając rękę w stronę kanapy. Dopiero po chwili spojrzała na koleżankę.
– Jest tak wiele metod odgrywania ról, chociaż ta z czystą kartką wydaje się zarazem najtrudniejsza, jak i najmniej szkodliwa dla otoczenia – powiedziała w końcu, by nieco zmienić temat. – Niektórzy próbują poznać wręcz każdy atom odgrywanej przez siebie postaci. Wyobrażają sobie jej dzieciństwo, zastanawiają się nad każdą motywacją i decyzją. Chociaż to jeszcze nie jest takie złe. Za kompletne szaleństwo uważam tę metodę, gdy aktor pozostaje cały czas w swojej roli, nawet poza planem czy deskami teatru. Nie wyobrażam sobie, by traktować w ten sposób najbliższych i co jakiś czas zmuszać ich do obcowania z inną mną – Maeve pokręciła lekko głową. – To musiałoby być strasznie męczące. A w zależności od roli, też przerażające… och, pracował u nas aktor, który bardzo lubił tę metodę. Nie mogłam go znieść – przyznała wróżka. Gdy tylko mogła, unikała go wtedy za wszelką cenę. Zwłaszcza że lubił tłumaczyć się w ten sposób, zaczepiając i zmuszając innych, by robili, co jemu akurat się podoba. – Na szczęście już u nas nie pracuje. Naprawdę odetchnęłam z ulgą, gdy przestał przychodzić. – Pokręciła głową, odgarnęła rudy kosmyk włosów, które po ćwiczeniach zaczęły żyć własnym życiem. – Nieważne, nie o tym chcę rozmawiać. Hotaru… będziesz ze mną ćwiczyć, prawda? – zapytała. – Nie chciałabym zajmować ci czasu, ale mam wrażenie, że pod twoim okiem będzie mi lepiej szło. Z tego, co już doświadczyłam, czasem milimetry innego ustawienia sprawiają, że efekty są po prostu lepsze. Póki sama się tego nie nauczę, chciałabym, żebyś mi to pokazała. Możemy ćwiczyć w ogródku! – Ożywiła się. – Za domem. Jest tam całkiem sporo miejsca, a pogoda teraz sprzyja. – Uśmiechnęła się do dziewczyny, chyba zaraźliwie, bo Hotaru zaraz odwzajemniła się tym samym.
– Oczywiście, że ci pomogę. W końcu to właśnie ci obiecałam – powiedziała łagodnie. – A teraz…
– A teraz zaparzymy nową herbatę – weszła jej w słowo Maeve, może trochę niegrzecznie, ale nie chciała ryzykować, że zaczną kolejne wygibasy. Wstała z dywanu, choć z niemałym trudem. – O jejku… mam nogi jak z gąbki! – poskarżyła się, wywołując u Hotaru cichy śmiech.
– Zobaczysz, opłaci ci się to – odparła dziewczyna, wstając ze znacznie większą gracją niż przed chwilą wróżka. – Pomogę ci z herbatą – zaproponowała. Płomyk, przeczuwając smaczki, ruszył za nimi, plącząc się pod nogami. W końcu szły do kuchni, a on nie jadł nic od pół godziny. 

Ćwiczenia z Hotaru weszły w grafik na stałe. Przynajmniej raz w tygodniu dziewczyny spotykały się, by wspólnie ćwiczyć, a z każdym kolejnym razem Maeve czuła, że jeśli to wszystko faktycznie się uda, to tylko i wyłącznie dzięki Hotaru. Jako nauczycielka, nie miała litości dla wróżkowych mięśni, które faktycznie z każdym treningiem stawały się coraz bardziej plastyczne. Jako koleżanka sprawiała, że Maeve przynajmniej na chwilę zapominała o stresie związanym z premierą, a ta zbliżała się wielkimi krokami. Właściwie – trochę ją zaskoczyła. 
– Jesteś gotowa, Maeve. I wcale nie chcę cię pocieszyć. Po prostu mówię, jak jest – zapewniła ją Hotaru na sekundy przed rozpoczęciem spektaklu. – Na pewno świetnie sobie poradzisz, zobaczysz. 
Maeve uśmiechnęła się, choć niezbyt przekonująco. Spojrzała na tancerkę i wzięła długi, głęboki oddech, chłonąc bijący od dziewczyny spokój. W tej chwili tylko to mogło ją uratować.
A potem się zaczęło. 
Tożsamość Maeve została za kulisami. Na scenę weszła Christine i to ona tam pozostała przez kolejne minuty trwania spektaklu. To Christine była rozdarta między miłością swojego życia a tajemniczym Upiorem, który tak dobrze ją rozumiał, to Christine ukochała śpiew i ostatecznie czuła żal po śmierci tego, który tak wiele ją nauczył. Później wybuchły oklaski, aktorzy ustawili się w linii, by ukłonić się kilkukrotnie przed widownią. Maeve na powrót stała się sobą, jednak nie tą przerażoną, która miała wejść na scenę, a szczęśliwą, która czuła całą sobą, że dała z siebie wszystko i wyszło… po prostu pięknie.
– Udało się! – zawołała, podbiegając do Hotaru, chwyciła koleżankę za rękę. – Udało się. Dzięki tobie – przyznała z szerokim uśmiechem. – Było dobrze, prawda? – zapytała jeszcze. Po tej całej pracy, którą Hotaru w nią włożyła, chciała, aby była z niej dumna. – Ja… mam coś dla ciebie. W podziękowaniu.
Pociągnęła dziewczynę za rękę, prowadząc do swojej garderoby. Tam przez chwilę mogły odpocząć od zamieszania panującego za kulisami, ciągłych okrzyków, gratulacji i śmiechów. Wróżka zamknęła za nimi drzwi i podeszła do toaletki, na której stała przewiązana wstążką doniczka. Maeve chwyciła ją i z uśmiechem podeszła do Hotaru. Wśród zielonych liści czerwieniły się pachnące kwiaty hibiskusa. 
– Dziękuję. Naprawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – powiedziała Maeve ze szczerą wdzięcznością, wręczając Hotaru prezent.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz