06 grudnia 2023

Od Dantego do Maeve

Może nie musiał wcale tak się spieszyć, ale cholera, to była Maeve, dzwoniąca w środku nocy, z głosem tak drżącym i wystraszonym, że wręcz namacalne przez telefon było jej przerażenie, to jak jąkała się, nie mogąc znaleźć właściwych słów, zwyczajnie ściskało mu serce i pchało w stronę przedpokoju. Całe szczęście nie był pijany, wykaraskał się z wanny jeszcze zanim rozmowa dobiegła końca, ręcznik olał, popędził od razu do szafy w sypialni, przecierając w międzyczasie oczy. Każda chwila zwłoki to była każda chwila dłużej, w której Maeve była sama, trzęsąca się na całym ciele przez rzeczy, nad którymi na dobrą sprawę nie mogła sama zapanować. Dante wiedział, jak to jest, gdy w środku nocy własny umysł obraca się przeciwko tobie i wiedział, jak obecność drugiego człowieka potrafi zdziałać cuda w takiej sytuacji, choćby się nie chciało do tego przyznać.
Jeansy, bluza, prawie przewrócił się o stolik w salonie, zaklął, dopadł glanów stojących przed drzwiami. Woda skapywała z mokrych włosów, znaczyła szlak jego kroków po podłodze, rozpryskiwała się teraz na czubkach butów. Coś z tyłu głowy marudziło (ludzie zwykle nazywali to rozsądkiem, syren mało o takowym wiedział, nigdy się za bardzo nie zakolegowali, ciężko się z tym typem piło piwo i w barze napierdalało), że noc, wiatr i pedałowanie na rowerze w szaleńczym tempie jako przemoczony szczur to nie jest dobre połączenie, ale Dante bardziej skupił się na wyszukiwaniu w telefonie adresu najbliższego nocnego, niż słuchaniu porad, które jedyne wydłużały jego czas dotarcia do Maeve.
Niby próbował chować włosy pod kurtkę, trzymać kaptur na łbie, ale zwyczajnie ten drań nie reagował na żaden ściągający sznurek, zwiewało go i nawet groźby krawca obiecującego odciąć go tępymi nożyczkami od całej reszty nie działały. W pewnym momencie Dante po prostu się poddał, fuknął przekleństwo pod nosem, przez co po dotarciu do nocnego głowa już wyraźnie go bolała z wyziębienia, a uszy były przewiane.
Na szczęście sklep miał lody pistacjowe, nie musiał nigdzie dalej jeździć, wystarczyło teraz dotrzeć do Maeve. Kawałek za miasto, prosta droga łatwo wyprowadzająca z najgęściej zaludnionych i zabudowanych dzielnic. Syren wpakował do torby lody, obowiązkowo dwa pudełka, zadrżał przelotnie z zimna, odetchnął głębiej. Da radę. Dla Maeve.
Wsiadł na rower, nagle kichnął silnie. Dla Maeve, która potem go zdzieli przez te wilgotne kłaki za to, że się przez nią rozchoruje, ale przynajmniej wtedy już wszystkie koszmary zostaną pokonane. Myśl wywołała pogodny uśmiech, Dante ruszył cichą ulicą, za jedyne towarzystwo mając przez chwilę nocny autobus i jego przysypiających pasażerów.


Miejska strzała stanęła na podpórce pod rozłożystym drzewem, tylko jasny odcień różowej ramy dawał radę słabo przebić się przez spowijającą okolicę ciemność. Dante zmarszczył brwi, łapiąc oddech po przejażdżce. Skoro Maeve nie spała, to dlaczego nawet jedno światło nie paliło się w środku domu? Zaniepokojony podszedł do drzwi, nacisnął dzwonek, zapukał jeszcze.
— Maeve! — zawołał, wypatrując jej w niewielkim okienku zaraz obok wejścia. Skrzydła mignęły mu na chwilę przed oczami, zamek kliknął, w progu pojawiła się wróżka, z lekkimi sińcami pod oczami i potarganymi włosami.
— Dante — szepnęła, a syren widział napięcie ustępujące z jej łagodnej twarzy, zostawiające miejsce dla ulgi i komfortu. Posłała mu lekki, wdzięczny uśmiech, dziękując tym już za samo przybycie.
Silne ramiona nie czekały, ścisnęły tak mocno, że wymusiły skromny śmiech z drobnej piersi, uniosły wróżkę bez problemu w górę, zaraz odstawiły ją z powrotem na ziemię.
— Maeve, nic ci nie jest? — Dante odstąpił na krok, zatroskany wzrok przeskakiwał po kobiecej twarzy, pobłądził ponad rudą czupryną. — Dlaczego siedzisz po ciemku? Nie jest ci zimno? — Maeve kręciła przecząco głową na każde z pytań, pozwoliła krawcowi swobodnie wejść do środka żywym krokiem, rozejrzeć się we wszystkie możliwe strony. Glany kręciło się w kółko, błękit szukał wyimaginowanego złoczyńcy na półkach i w doniczkach. — Gdzie masz te koszmary? Gdzie się te kurwy chowają?
Jak miło było usłyszeć ponownie jej śmiech, jak miło było wiedzieć, że cokolwiek co właśnie robił, było dla niej jakąś pomocą. Zatrzymał się, popatrzył na wróżkę z uśmiechem.
— Tutaj — odparła, pukając się palcem w głowę.
— Niedobrze. — Uśmiech zniknął, zastąpił go wielce lodowaty wyraz, Dante podszedł znów do przyjaciółki. Twarde, błękitne spojrzenie wbiło się w nią, brwi wróżki podskoczyły w zdziwieniu, a kąciki ust uniosły się nieco w górę, czekając na rozwój wydarzeń. — Będę musiał użyć ciężkiej artylerii.
Wypędzające złe sny buziaki spadły na czoło, rude włosy, Maeve roześmiała się głośno, garbiąc się nieznacznie przy każdym troskliwym ataku syrena. Bokserskie ramiona zgarnęły ją na nowo w swoje objęcia, zapewniły, że już nie ma się czego bać, że teraz to strachy muszą bać się jego.
— I może coś jeszcze siedzi za oknem… — Niepewny głosik wybrzmiał gdzieś przy jego uchu. Drgnął, popatrzył w modre oczęta, nagle speszone własnymi słowami. — To znaczy, na pewno mi się wydawało, ale… Coś tam trzaskało i było ciemno, a ja… — Uciekła wzrokiem, jakby rzeczywiście było się czego wstydzić. — Poza tym prąd wysiadł i…
— Prąd wysiadł? Wpierdolę nie tylko tym koszmarom, ale i elektrykom najwyraźniej — burknął, włączył prędko latarkę w telefonie, podchodząc do każdego z okien na parterze po kolei. Świecił przez szybę, wpatrywał się w parapet, biorąc całkowicie na poważnie obawy Maeve, nie lekceważąc ani wyśmiewając. — Wygląda na to, że cokolwiek, co się czaiło przy twoim domu, to spierdoliło na sam mój widok. — Odwrócił się do wróżki, charakterystyczny półuśmiech wypłynął na wargi. — Ale może dla bezpieczeństwa zostanę tutaj na noc, co ty na to?
Skrzydełka zatrzepotały na sugestię, przestały wystraszone przylegać do pleców.
— Tak, proszę — odpowiedziała, Dante chciał coś dodać, lecz wtem kichnął głośno, zimny dreszcz przebiegł po plecach. — Czy ty się przeziębiłeś w drodze tutaj? — zapytała Maeve z naganą w głosie.
Szlag. Może lepiej było samemu spierdalać. Syren uniósł powoli głowę, zaśmiał się niezręcznie, próbując jeszcze jakoś wybrnąć z sytuacji, umknąć spod słabo widocznego przy świetle latarki, karcącego spojrzenia wróżki.
— Nie? — spróbował ją słodko udobruchać.


Maeve nie miała niczego cieplejszego, w co mógłby się przebrać, ale inna taktyka została zastosowana – po wspólnym rozświetleniu domu armią świeczek, masą niewielkich o zapachu poziomek i paroma długimi wsadzonymi w świeczniki, Dante został owinięty w dwa pluszowe koce i posadzony w nogach przyjaciółki, która starała się dosuszyć wilgotne, złote loki ręcznikiem. Przez brak prądu nie mogła mu zrobić niczego ciepłego do picia, syren powiedział, że dobrodusznie przyjmie rekompensatę w postaci łyżeczki do lodów.
— Wyziębisz mi się do reszty — mruknęła, trąc ostatni raz ręcznikiem przy skroni.
— No gdzie, taki seksiak? Ja jes-apsik! Jestem zbyt gorący w środku i na zewnątrz, żeby się wyziębić. Psik!
— Właśnie słyszę.
Przekomarzali się jeszcze chwilę, w końcu jednak wywalczył tę łyżeczkę, z którą zapadł się mocniej w kanapowe poduszki, układając między fałdami koców zielone pudełko z lodami, obok legło opakowanie chusteczek z nadrukiem szarych kotków. Rozmowa popłynęła gładko, skupiona na mało poważnych tematach, wypełniona jeszcze mniej poważnymi żartami i jedną groźbą rzucenia w Maeve małą porcją lodów z łyżeczki. W końcu jednak i cisza zagościła między dwójką, wypełniła salon, przerywana pojedynczymi mlaśnięciami. Nie przeszkadzała mu ona, nie z Maeve, której samo towarzystwo lubił, lecz umysł sam zakręcił się myślami wokół nowych tematów do rozmowy, bo tak jak lubił po prostu jej obecność, tak równie mocno cieszył się z ich wspólnych dyskusji.
Zawahał się, nim zadał nasuwające się na język pytanie, wróżka zerknęła na niego z zaciekawieniem. Blask świecy prześlizgnął się po złotych włosach, rozświetlił na chwilę zatroskane, błękitne spojrzenie.
— Co ci się w ogóle przyśniło?
Poruszył jakąś wrażliwszą strunę, wiedział to, ale nie zdążył zareagować, kazać jej zignorować jego słowa. Maeve poprawiła się na kanapie, odłożyła łyżeczkę do pudełka, zaczęła mówić przyciszonym głosem.
— To… ciężko wytłumaczyć. Mam takie przebłyski różnych… sytuacji, których nie potrafię zrozumieć. — Zwróciła się w stronę ustawionych na stole świec, a ogień prędko obnażył zmartwienie czające się w łagodnych rysach. — Są tam jakieś uczucia i twarze, których nie pamiętam, ale się ich boję.
Dante nie rozumiał do końca, ale nie potrzebował rozumieć, żeby wyczuć jej przejęcie, żeby zdenerwować się, gdy usłyszał ją przez telefon, zobaczyć jej drżenie, jeszcze zanim stanął na progu wróżkowego domu. Znał to z doświadczenia, pamiętał własne, nieprzespane noce, bo nie mógł otrząsnąć się z sennej mary, w pobliżu zaś nie było nikogo, kto by go wsparł, ukoił rozdygotane ciało i myśli. Lecz Maeve nie musiała przeżywać tego samotnie, od tego tutaj był, żeby oszczędzić jej tego. Łyżeczka rozgrzebała lody, Dante zastukał nią o kant pudełka, próbując dobrać właściwe słowa.
— Nie wiem, czy ci to w czymś pomoże, ale… Mnie też prześladują w snach różne rzeczy. W większości te, których bardzo mocno żałuję. — Westchnął ciężko, skrzywił się. Nigdy nie był dobry w mówieniu o takich sprawach. — Chcę przez to powiedzieć, że sam mam ciągle koszmary i nie powinnaś czuć wstydu albo czuć się winna, jak potrzebujesz pomocy, gdy coś takiego wychodzi. To nie są przyjemne rzeczy.
Posłał jej pokrzepiający uśmiech, Maeve przyjęła go, samej uśmiechając się skromnie.
— Nie, nie są — odparła, wsunęła kolejną łyżkę lodów.
— I wcale nie jesteś wariatką przez nie.
— Kłóciłabym się.
— Nie próbuj, bo mnie nie przegadasz. — Prychnął. — A nawet jeśli, to wtedy wychodzi na to, że oboje jesteśmy wariatami i powinniśmy siebie nawzajem wspierać w swoim wariactwie.
Maeve zaśmiała się, odbiła piłeczkę.
— Co tobie się śni w takim razie?
Syren wciągnął głębiej powietrze, w pierwszym odruchu zastanawiając, jak przestawić rozmowę na inne tory, z daleka od siebie. Zdusił tę myśl, odchrząknął, nie zamierzając kazać jedynie wróżce się otworzyć, skoro sam zaczął temat.
— Ludzie, których skrzywdziłem na różne sposoby. Też sytuacje, którym, wydaje mi się, mogłem zaradzić — mruknął, próbując nie odbiegać za daleko wspomnieniami.
Błękit uniósł się na przysuwającą się do niego Maeve, zerknął na dłoń położoną delikatnie na otulających go kocach.
— Na pewno zrobiłeś wtedy wszystko, co mogłeś — zapewniła go, Dante odpowiedział nieco pobłażliwym uśmiechem.
— Przez bardzo długi okres życia nie byłem najlepszym człowiekiem, Maeve. I to się też tyczy tych snów.
Pokiwała głową na boki, nie za bardzo przekonana.
— Kłóciłabym się znowu.
— Coś ty taka awanturnicza się zrobiła? — Wygrzebał rękę spod pluszu, załaskotał przyjaciółkę w bok. Ta się zgięła, pacnęła go w dłoń, wspólny śmiech rozwiał ciążące na duszy słowa, odegnał je w chwilowe zapomnienie. — Dobra, smucimy za bardzo, opowiedz mi o jakimś swoim dobrym wspomnieniu albo śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz