Stał w ciszy, aby tylko w żadnym najmniejszym stopniu nie rozproszyć Merlina. Bał się, że zbyt głośny doping mógłby wyrwać chłopaka ze skupienia. Kto jak kto, ale Song An doskonale potrafił kibicować. Nie bez powodu dostał się do swojej pracy. Znaczy się, oczywiście, chętnych też nie było wielu, ale chłopak raczej wolał myśleć, że zdobył swoją posadę ze względu na pozytywny charakter. We wszystkim starał się zobaczyć jakąś dobrą stronę. Teraz patrzył z nadzieją na czarodzieja i jego mały warsztat. Trawa w dłoni Merlina powoli zaczęła się wykruszać i jak na zawołanie, połamana drabina nagle zaczęła się zrastać. Song An nie potrafił oderwać od tego wzroku! Odkąd tu dotarł, niczego tak niesamowitego jeszcze nie zobaczył!
- O rany, działa! - wykrzyczał, całkiem zapominając o swoim postanowieniu siedzenia w milczeniu. Emocje wygrały kolejny raz, ale Song An nie czuł się z tym źle. Widział zmotywowanemu do działania Merlina i nie zamierzał hamować się z pochwałami.
Dlatego też, kiedy drabina w całej swej okazałości została naprawiona, Song An przystąpił do czarodzieja i zasypał go gradem gratulacji. Merlin naprawdę uratował im skórę! Teraz z czystym sumieniem mogli oddać przedmiot właścicielom. Para staruszków nigdy nie dowiedziała się o tym wypadku, a Song An i opiekun smoka ruszyli w swoją stronę.
W każdym razie, nie było to jednak ich ostatnie spotkanie. Song An po tym wydarzeniu niejednokrotnie spotykał się z Merlinem. Bardzo polubił chłopaka i jego nietuzinkowego pupila. Co ciekawe, nawet Falkor powoli zaczynał przekonywać się do boskiego sługi. Chociaż początek ich znajomości nie należał do zbyt szczęśliwych, tak smok ostatecznie dał się ugłaskać i zaakceptował nowego przyjaciela swojego opiekuna.
Czas mijał, a Falkor właściwie rósł w oczach Song Ana. Za każdym razem, jak Merlin brał go ze sobą, pupil wydawał się dużo większy. Coraz bardziej zaczął z opisu przypominać stworzenia, o których opowiadał mu jego mistrz. Znaczy sie, Falkor nie był jeszcze tak ogromny, ale Song An bardzo mu kibicował.
Niedługo później boskiemu słudze przypadł naprawdę duży zaszczyt spotkania rodziny Merlina.
Czarodziej miał NAPRAWDĘ dużo bliskich. Ale dla Song Ana taka gromada osób nie była żadnym wyzwaniem. W końcu - jego celem dalej pozostawało poznanie jak najwięcej ludzi i zaprzyjaźnienie się z nimi. Znalazł więc chwilę zarówno dla rodziców Merlina, jak i dla wszystkich jego dziewięciu sióstr. Młody boski sługa był naprawdę pod dużym wrażeniem liczebności owej rodziny. Równie bardzo spodobał mu się klimat domu czarodziejów. Domyślał się, że taka ilość pozytywnych bliskich działała na pewno działała kojąco na człowieka.
Song An niewiele wspominał o swojej rodzinie. Zresztą, co miałby powiedzieć? Nie mając nikogo takiego, raczej niechętnie opowiadał o bliskich. A Merlin taktownie o to nie dopytywał. Sam Song An wspomniał jedynie o „ojcu” (o ile swojego mistrza mógłby tak nazwać), z którym mieszkał przed wyprowadzką.
Rodzina Merlina, jak i sam Merlin wzbudzili w młodzieńcu taką sympatię, że zapragnął on odwiedzać ich jak najczęściej. Oczywiście, że nie zawsze było to możliwe ze względu na posiadane przez nich obowiązki, ale tego dnia udało się Song Anowi z wielką radością przyjąć zaproszenie czarodzieja i zajść do jego domu, aby wspólnie zająć się smokiem.
Song An wszedł do przestronnej zagrody będącej całkowicie przeznaczoną Falkorowi. Już od wiejścia chłopakowi rzuciły się w oczy kolorowe rampy, deski czy inne przedmioty, których sam nie potrafił nawet nazwać. Rzeczy tych było naprawdę wiele, a prawie na każdej z nich widoczne były ślady użytkowania przez smoka - głównie zadrapania od pazurów.
Pierwszy obecność Song Ana zauważył właśnie Falkor, który natychmiast odwrócił główkę w jego kierunku. Oczy smoka zalśniły z ekscytacji i w podskokach ruszył w kierunku gościa. W związku z tym, chłopak musiał się odrobinę odsunąć, aby powitanie nie skończyło się bolesne w skutkach. Song An nie należał do osób specjalnie wysokich czy dobrze zbudowanych, więc impet podekscytowanego smoka bez problemu zwaliłyby go z nóg.
- Witaj, Falkor! - na początku przytiwał się ze smokiem, którego uprzejmie po powitaniu puścił przodem, aby wspólnie podejść do stojącego nieopodal Merlina. - Cześć!
Przywitanie trwało krótko, a następnie obydwaj wraz ze smokiem przystąpili do zabawy. Czy treningu. Zwał, jak zwał.
Falkor radośnie przeskakiwał czy pokonywał kolejne przeszkody. Z czasem, kiedy trochę podrósł, niektóre z nich przestały chyba sprawiać mu większe problemy. Song An z zachwytem patrzył na smoka. Było to naprawdę niesamowite stworzenie!
Lubił patrzeć jak Falkor zwinnie pokonuje kolejne rampy. Pupil Merlina wydawał się być wtedy naprawdę skupiony i oddany całej sprawie. Za każdym razem pokonywał tor przeszkód coraz to szybciej. Chłopcy liczyli rekordy smoka, a on sam wydwał się być dumny z każdej zaosczędzonej sekundy.
Niedługo później jednak przerwali zabawę, aby Falkor specjalnie się nie przemęczył. Dzisiaj chłopcy mieli ambitne plany polegające na tym, aby nauczyć smoka jakiejś nowej komendy. Nie mógł więc padać ze zmęczenia.
- Poczekaj chwilę - polecił Merlin i skierował swoje kroki do wyjścia z zagrody. - Przyniosę jakieś smakołyki, aby był chętniejszy do współpracy.
Song An przytaknął zgodnie i został w zagrodzie sam na sam ze smokiem. Falkor przyglądał mu się ciekawie. Co jakiś czas wydwał z siebie zabawne dźwięki. Sam boski sługa obiecał sobie nie spuszczać go ze wzroku, aby sytuacja z zaginionym pupilem nigdy więcej się nie powtórzyła. Szanse na ucieczkę Falkora były marne, bo nawet trochę nie wydwał się być zainteresowany wyjściem ze swojego placu zabaw, ale Song An wolał dmuchać na zimne.
Merlin wrócił niedługo później, ale po jego minie boski sługa odgadł, że coś jest nie tak. Nie zwlekał nawet chwili i podszedł do chłopaka, aby zorientować się w sprawie.
- Coś się stalo? - zapytał od razu po tym, jak czarodziej przestąpił teren zagrody.
- Skończyły się przysmaki - odpowiedział Merlin i podał Song Anowi pusty karton po specjalnych ciastkach dla smoczych pupili. Falkor, widząc pudełko, zaczął wykazywać jeszcze większe zainteresowanie. Podbiegł bliżej i uniósł głowę, aby przyjrzeć się zawartości opakowania. Nie zdawał sobie sprawy, że jest ono całkowicie puste.
Song An domyślał się, że bez zewnętrznego motywatora nauka może nie przechodzić tak pomyślnie, jak zakładali. Chociaż na początku treningu nowej komendy smakołyki przekonują do współpracy.
- Może sami spróbowalibyśmy je zrobić? - zaproponował nagle Song An.
- Ale że ciastka? - zgadywał z lekkim zwątpieniem Merlin.
- Tak! - przytaknął boski sługa. - Przecież pieczenie czegoś takiego nie może być specjalnie trudne, prawda? Na pewno damy radę!
Chociaż tak naprawdę nie miał nigdy wcześniej okazji piec, a urządzenia elektryczne trochę lubiły wariować w jego towarzystwie, Song An był pewien, że jak połączy swoje siły z Merlinem, na pewno wspólnie dadzą radę przygotować porcję smakołyków dla smoka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz