Yule zawsze było świętem, którego starannie unikała. Z resztą nie tylko ona, ale i zdecydowana większość dzieciaków z sierocińca zawsze marzyła tylko o tym, by po prostu jakoś przetrwać ten nieznośny czas, podczas którego starania opiekunek w sierocińcu jedynie pogłębiała to nieznośne poczucie, że na świecie są kompletnie sami. Nie mieli rodzin, z którymi mogliby celebrować tę chwilę, nie mieli komu być wdzięczni, jedynie sobie. Ci, dla których szklanka była do połowy pełna, czekali na ten dzień z powodu uczty, która była trochę bardziej smaczna i urozmaicona niż na co dzień i nawet starali się cieszyć z prezentów, na które składały się zazwyczaj rzeczy praktyczne, jak nowa koszula czy dodatkowa para skarpet. Wszyscy wiedzieli, że to się przyda, jednak trudno było cieszyć się z podobnych podarków, zwłaszcza, gdy ich wręczaniu towarzyszyły nieudolnie kryjące zmęczenie i irytację opiekunki.
To był właśnie ten czas w roku, gdy samotność doskwierała najbardziej. Charlie wymykała się wtedy poza teren domu dziecka, by spacerować świątecznie przystrojonymi ulicami Stellaire i zaglądać ludziom w okna w ramach jakiegoś specyficznego samobiczowania. Zazdrościła im, to oczywiste, choć oczywiście, nigdy by się do tego nie przyznała. Później dochodziła do wniosku, że wcale tego nie potrzebuje, a całe to świąteczne zamieszanie może wykorzystać dla siebie.
Większość przedświątecznego czasu spędzała w centrach handlowych. Wśród ogarniętych gorączką zakupów mieszkańców stolicy łatwo było się wzbogadzić. Później, gdy zaprzyjaźniła się z Emmą, to dla niej kradła różne błyskotki. Wtedy też zrozumiała, o co chodzi w tym całym obdarowywaniu bliskich. Uśmiech na twarzy jasnowłosej dziewczynki cieszył ją tak, jakby to sama arachnesa dostała prezent.
Arsen też nie przykładał większej uwagi do świąt. W ramach dekoracji stawiał w kącie pokoju biednie wyglądające drzewko, którego ozdoby nie zmieniały się przez lata, a pod jego gałęziami zawsze czekał na Charlie jakiś drobny upominek. Na świąteczną kolację odgrzewali gotowe dania. Na pewno znaleźliby się tacy, którzy powiedzieliby, że to smutne, a może wręcz żałosne, jednak Yule spędzone z Syleusem i resztą bandy wspominała z sentymentem i jakiegoś rodzaju tęsknotą. I do tego, oczywiście, też by się w życiu nie przyznała.
Odkąd przestała kraść, święto jeszcze bardziej straciło znaczenie, przynajmniej w kwestiach osobistych. Oczywistym było, że gdy tylko wszyscy odturlają się od stołów, być może zechcą spalić nagromadzony tłuszczyk. A może po prostu będą chcieli zapomnieć o wszystkim, o własnej samotności, jak to niegdyś robiła ona, i przyjdą do The Web, aby oddać się muzyce i kolorowym drinkom. Ludzie uwielbiali tematyczne imprezy, więc właśnie taką planowała zorganizować. Gdy Connor wpadł do biura z naręczem sosnowych gałązek i zawieszonymi na uszach bombkami, jedynie pokręciła głową.
– Nie masz nic lepszego do roboty? Wiesz, ile później będzie sprzątania? – zapytała sceptycznie, gdy zaczął utykać tą cholerną sosnę gdzie się dało.
– Jesteś za mało zielona, żeby marudzić na święta. Chcesz czy nie, zapraszamy cię z Arielem na świąteczną kolację. – Zignorował teatralne przewrócenie wszystkimi czterema oczami.
– Mam robotę.
– Robota nie zając, a Yule jest tylko raz w roku! – pacnął ją gałązką po włosach, nic sobie nie robiąc z jej zirytowanej miny. – Gdybyś widziała, jaki Ariel sobie garniak ogarnął, to byś tak nie marudziła…
– Dobrze wiesz, że to akurat nie garniak zapobiega marudzeniu. – Wstała od biurka, by uniknąć tego świątecznego chaosu, który wprowadził Connor i założyła płaszcz.
– A ty dokąd? – zapytał, mrużąc podejrzliwie oczy.
– Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. – Na pożegnanie pokazała mu język i wyszła z biura.
Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że dołączy do tego zwariowanego stada poszukiwaczy prezentów, to prawdopodobnie by go wyśmiała. A jednak już kolejny rok z rzędu włączała się w ten chaotyczny tłum, poszukując odpowiednich podarków dla tych dwóch cymbałów, którzy uparli się na świętowanie. Choć, z drugiej strony, niewerbalne przekazywanie tego, jak bardzo są dla niej ważni, było dość wygodne. Może właśnie po to istniało to święto?
Wsunęła dłonie w kieszenie płaszcza, spacerując dusznymi, pachnącymi na każdy możliwy sposób korytarzami centrum handlowego. Przewieszona przez ramię torba ciążyła już nieco, wypełniona przedmiotami, za które nawet zapłaciła, a jednak wciąż przyglądała się błyszczącym od ozdób witrynom sklepowym, mimowolnie wracając do dawnych, tak odmiennych czasów. Czasów, gdy podczas Yule czuła się zupełnie inaczej.
Zatrzymała się przed perfumerią. Intensywność zapachów przyprawiała wręcz o mdłości, ale i tak weszła do środka. Przechadzała się między półkami, przyglądając kolorowym, wymyślnym buteleczkom. Każda z nich opatrzona była etykietką z opisem zapachów skrytych w barwnym szkle.
– Jakich perfum pani poszukuje? – zapytała młoda, elegancka kobieta, która nagle wyrosła obok Charlie. Arachnesie nie umknęła skryta w oczach sprzedawczyni podejrzliwość. Zupełnie tak, jakby nie można było ufać ludziom ubranym na czarno i mających dwie pary oczu.
– Tylko się rozglądam – odpowiedziała z lekko kpiącym uśmiechem. Co prawda mogła powiedzieć o tym, że szuka perfum dla eleganckiego elfa, ale czemu jeszcze trochę nie powkurwiać kobiety, nie pokręcić się po sklepie, wbudzając coraz większe podejrzenia? Taki prezent od byłej złodziejki dla zadzierającej nosa laski.
– Oczywiście – odpowiedziała dziewczyna i oddaliła się, choć wciąż nie spuszczała wzroku z Charlie.
Arachnesa ponowiła swoją wędrówkę, przebiegając wzrokiem po etykietkach, wąchając niektóre testery. Co prawda dla Ariela miała już kupiony prezent, ale wiedziała, że z perfum też się ucieszy. Oczywiście, nie mogła wybrać pierwszych lepszych. Nawet zapach musiał być idealnie do niego dobrany.
Po kolejnych kilku próbkach westchnęła cicho, wątpiąc, że znajdzie to, czego szuka. Od intensywnych zapachów zaczynała boleć ją glowa, jednak postanowiła dać szansę ostatniemu, fioletowemu flakonowi. Psiknęła na papierowy tester, machnęła nim z lekką irytacją i, gdy był gotowy, przysunęła do nosa.
Drgnęła lekko, gdy wraz z aromatem perfum powróciły wspomnienia, których raczej się nie spodziewała. Pod przymkniętymi powiekami dostrzegła przebłysk złotych oczu i białych włosów. Wraz z nutą gorzkiej czekolady i jeszcze innego zapachu, którego nie potrafiła określić, nadeszło wspomnienie morderczego pocałunku i zdziwienia wypisanego na twarzy boskiego modela, który usiłował ją zabić. I to z wzajemnością.
Wzięła flakon i przyjrzała mu się z namysłem. Uśmiechnęła się, widząc wypisane złotymi literami Poison. Nie zastanawiała się dłużej. Z opakowaniem perfum podeszła do kasy.
– Proszę zapakować na prezent – powiedziała do ekspedientki, nie spuszczając wzroku, gdy podejrzliwość w niebieskich oczach kobiety przybrała na intensywności. Rozejrzała się jeszcze po sklepie, gdy dziewczyna owijała perfumy w kolorowy papier. Wyciągnęła z kieszeni telefon. Jeszcze tylko musiała poznać adres i zamówić kuriera, który dostarczy prezent. Była ciekawa, czy Sorena rozbawi to równie mocno, jak ją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz