21 grudnia 2023

Od George'a - Yule

Do Stellaire w końcu zawitała zima. Temperatura powietrza spadała, sprawiając, że natura przechodziła w stan spoczynku. Odwrotnie zdawało się to wyglądać w przypadku organizmów będących częścią ludzkiego społeczeństwa. Część z nich odżywała, napędzana energią Yule. Ludzie, jak i inne stworzenia o podobnej budowie mózgowia uwielbiali święta i związane z nimi tradycje. Kochali je na tyle, by marnować cenny czas niesamowicie zapracowanych sześciolatków na lekcje o nich.
Stąd młody George dowiedział się o tym, jak właściwie wyglądać powinno Yule. Wracając ze szkoły w ostatni dzień przed przerwą świąteczną, podekscytowany, by podzielić się swoją nową wiedzą ze swoją matką, dreptał po trzeszczącym pod nim śniegu. Otoczony był migającymi światełkami, które dla tak młodego dziecka były perfekcyjnie stymulujące. Zapewne spędziłby więcej czasu na dworze, by napatrzeć się na kolorowe lampki, ale zimny wiatr szczypiący go w policzki sprawił, że szybkim krokiem poruszał się w stronę domu.
Kiedy dotarł przed drzwi mieszkania, zapukał do nich. Po odczekanej chwili ponowił akcję z niecierpliwością. Po właśnie odbytym spacerze w minusowej temperaturze miał szczerą nadzieję na trochę rodzinnego ciepła i łyk gorącej herbaty. Niestety, nikt nie zjawił się, by otworzyć mu drzwi, a więc chłopiec był zmuszony do sięgnięcia pod wycieraczkę, by zmrożonymi palcami wydobyć spod niej klucz.
Zapadki w zamku przesunęły się w odpowiednie miejsce, a George pociągnął za klamkę. Przed jego oczami pojawiło się w końcu ciemne pomieszczenie, a do nabłonka węchowego dotarł wyraźny zapach alkoholu, doprowadzający go do mdłości. Robiąc swój pierwszy krok w głąb mieszkania, młodzieniec zamknął za sobą drzwi, a co za tym idzie, pozbył się jedynego źródła światła, jakim było oświetlenie klatki schodowej. Ostrożnie stąpał po cicho skrzypiącej podłodze, jednak na jego drodze znalazło się parę butelek, które przewróciły się z hukiem. George stał w miejscu, niepewny swojego następnego ruchu, kiedy do jego uszu dobiegł głos jego matki mruczącej przekleństwa. Sięgnął po kabel lampki i w końcu zobaczył kobiecą sylwetkę, układającą się w wyraźnie niewygodną pozycję na starej, zniszczonej i poplamionej kanapie. Jej twarz wskazywała na młody wiek, a ciemne półokręgi pod oczami, akcentowane przez słabe, żółte światło, były dowodem na stały stan niewyspania dwudziestodwuletniej dziewczyny. Zmęczenie całym jej marnym życiem, a także jego konsekwencje były wyraźnie wymalowane w jej stanie fizjologicznym. Niestety podekscytowane dzieci nie są czynnikiem wpływającym na sen pozytywnie.
— Mamo! Wiesz, o czym miałem lekcje? — zapytał George z uśmiechem, potrząsając lekko ramieniem kobiety, której czoło zmarszczyło się, a oczy z trudem rozkleiły się, by ta mogła zbadać syna zdenerwowanym wzrokiem.
— Czego znowu chcesz? — słysząc to chłopiec, uświadomił sobie, że nie trafił na dobry moment. Powoli cofnął rękę i odwrócił wzrok, spoglądając w stronę włączonej przez niego lampki. Na stoliku oprócz niej leżał również obiekt, którego wcześniej nigdy nie widział. Było to zdjęcie, na którym przedstawiona była młoda dziewczyna wraz z parą starszych ludzi.
— Przepraszam — wyszeptał, a wcześniej istniejąca w nim iskra szczęścia zgasła. Przez chwilę żadna ze stron nie odzywała się, zostawiając w powietrzu napięcie. W końcu sześciolatek zdobył się na ponowne spojrzenie matce w oczy, w których zauważył łzy.
— Nie budź mnie — wysapała kobieta, po czym sięgnęła po kabel od lampki. George'a ponownie otoczyła ciemność, która zdawała mu się zawierać samotność i smutek, a co najgorsze: codzienność i normalność.



Jako czternastoletni chłopak, George wiedział już czego spodziewać się w święta. Po wielu próbach jego matce udało się rzucić uzależnienia, a ich miejsce zajęły inne, nieco zdrowsze metody na radzenie sobie z problemami. W związku z tym, kiedy obudził się w dzień obchodzony przez wszystkich jako Yule, niechętnie wygrzebał się z łóżka, by przejść do drugiego pokoju małego mieszkania, które zajmował wraz z matką, by na blacie kuchennym zobaczyć to samo powiadomienie, co przez parę ostatnich lat.
Jestem dzisiaj w pracy, wrócę późno.
Przepraszam, kocham cię.
Czytając zawartość małej karteczki, George chwycił mandarynkę, która miała stać się jego śniadaniem. Po jakimś czasie udało mu się uwolnić owoc ze skórki, której części zebrał. Stopą otworzył śmietnik, do którego miał wrzucić zawartość dłoni, jednak zatrzymał się gdy na dnie pojemnika zauważył stare zdjęcie, które w życiu widział tylko parę razy. Niechlujnie rzucił obierki na blat, by zanurkować ręką do śmieci. Po wyłowieniu interesującego go obiektu przyjrzał się mu, czego nie miał nigdy wcześniej okazji zrobić. Po chwili dotarło do niego, że zdjęcie przedstawiało dziewczynę w formalnym stroju, która była podejrzanie podobna do jego matki. Na jej ramionach spoczywały dłonie dwóch starszych osób. Chłopak domyślił się, że byli to jej rodzice. Dzięki ich niezadowolonym twarzom nie ciężko też było dojść do wniosku, że nie była to wyjątkowo szczęśliwa rodzina. Mimo to, w umyśle George'a narodziło się wiele pytań. Nigdy nie widział żadnego z członków jego rodziny, wyłączając matkę. Oczywiście jako młody dzieciak zadawał pytania, lecz kobieta nie wiedziała nigdy jak na nie odpowiedzieć, pozostawiając go w niewiedzy. Chłopak westchnął, chowając zdjęcie do kieszeni. Wyrzucił w końcu skórkę mandarynki, po czym wziął w ręce sam owoc. Po chwili zastanowienia przepołowił go i trzymając swoje pożywne śniadanie, składające się z połowy małego cytrusa, skierował się do swojego pokoju.
Zawsze miał trochę nadziei na to, że dowie się więcej o innych członkach jego rodziny. Jego wyimaginowana relacja z nimi stała się czymś, do czego często uciekały myśli chłopaka w okresie Yule. Kiedy słyszał o tradycjach, wyobrażał sobie, jak mogłyby wyglądać święta spędzone w rodzinnej atmosferze. Chociaż wydawało mu się to głupie, chciał wierzyć, że istnieje szansa, że ktoś mógłby go kochać.



Z biegiem czasu, niektóre, nawet najpewniejsze rzeczy potrafią ulec zmianie. Tak stało się parę miesięcy po szesnastych urodzinach George'a, kiedy przyszła znowu pora na migające światełka, prezenty i zapach sosny. Chłopak w tym czasie, jak co roku, tkwił gdzieś między niechęcią a zazdrością. Dzięki tym niezbyt pozytywnym emocjom, w dzień Yule mógłby nie wyjść wcale z łóżka, gdyby tylko było to możliwe. Spokojne wylegiwanie się przerwał mu jednak dźwięk kroków dochodzących z kuchni. Zaciekawiony zmuszony był do opuszczenia swojej nory.
Kiedy wyjrzał poza swój pokój, ujrzał swoją matkę w głębi mieszkania, która po zauważeniu go uśmiechnęła się ciepło. Szybko spojrzał na zegar, by dowiedzieć się, czy nie wstał zbyt wcześnie. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się zobaczyć swojej matki przed wyjściem do pracy w święta.
— Nie zostawiasz mnie dzisiaj? — zapytał, podchodząc bliżej.
— Zazwyczaj nie tak się wita z ludźmi, George — powiedziała żartobliwie kobieta. — Oczywiście, że cię nie zostawiam. Skąd ten pomysł? -— zawsze, kiedy jego matka próbowała udawać normalność, George'owi wydawało się, że śni. Przez tyle lat był sam, ale nie przeszkadzało to jej zapytać, dlaczego myśli, że zawsze tak będzie. Chłopak starał się zignorować poczucie nierealności.
— O co z tym wszystkim chodzi? — mówiąc to, wskazał na znajdujące się na blacie kuchennym przedmioty. Były to worki cukru, mąki, cukru i inne produkty spożywcze.
— Pomyślałam, że chciałabym z tobą upiec pierniki — wyjaśniła, opierając się o blat. George robił wszystko, co mógł, by nie reagować na to, jak dziwna wydawała mu się ta sytuacja. Mimo że przez tyle lat wyobrażał sobie, jak mogłyby wyglądać święta spędzone z rodziną, wydawało mu się to tak nieprawdopodobne, że czuł się nieswojo.
— Masz jakiś przepis? — zapytał w końcu, próbując przyzwyczaić się do sytuacji.
— Nic takiego nie potrzebujemy — odpowiedziała z wesołym uśmiechem.
Słowa jego matki okazały się prawdziwe. Po jakimś czasie szesnastolatek wraz z kobietą siedzieli na kanapie, oglądając świąteczny film i jedząc najlepsze pierniki, jakich mieli okazję spróbować. Chłopak szczerze nie był w stanie skupić się na produkcji, która została puszczona na ich przestarzałym telewizorze. Ciężko jednak ustalić, na czym tak właściwie spoczywała uwaga młodzieńca i co tak właściwie kierowało nim, kiedy on czuł, jakby patrzył na życie kogoś innego.
— George — rodzicielka chłopaka przykuła jego uwagę, zanim złapała jego dłonie w swoje. Szesnastolatek spojrzał w jej oczy, próbując przygotować się na nagłe zerwanie iluzji normalności.
— Nie zostawię cię już — usłyszenie tego bolało bardziej, niż gdyby Anna nigdy nie potwierdziła jego wcześniejszej samotności. Słowa te znaczyły, że wcześniej zdawała sobie sprawę z emocjonalnych krzywd, które mu wyrządziła. George mógłby być na nią zły, nie wybaczyć jej i do końca winić ją za swoje problemy, ale przeszkadzała mu w tym jedna rzecz: teraz było inaczej. Nie zawsze było dobrze, ale w tamtej chwili widoczna w końcu była jakaś poprawa. Chłopak patrzył w oczy osobie, która robiła krok do przodu. Westchnął ciężko i przytulił Annę, która od razu to odwzajemniła, trzymając go jak ostatnią deskę ratunku.
— Jestem z ciebie dumny — powiedział i lekko poklepał kobietę po plecach. Po jakimś czasie ta była gotowa, by powrócić do udawania perfekcyjnej matki, a więc przewinęła film nieco do tyłu, by móc w całości zrozumieć skomplikowaną fabułę świątecznej produkcji.
Podczas zimy, kiedy świat przyrody przechodzi w stan spoczynku, niektóre wybryki natury, jakim są ludzie, odżywają napędzeni energią Yule. George miał nadzieję, że on, jak i Anna, będą kiedyś należeć do tej grupy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz