Sytuacja wydawała się być naprawdę beznadziejna. Song Ana nie można nazwać najlepszym w naprawianiu rzeczy. Wręcz przeciwnie, niemal wszystko paliło mu się w dłoniach. Nie inaczej z połamaną drabiną, którą w żaden sposób nie potrafił poskładać do kupy. Nie miał najmniejszego pojęcia o stolarce. Właściwie pogodził się z faktem, że będzie musiał przyznać się parze staruszków do zniszczenia ich własności.
- Wiesz co, mógłbym spróbować ją naprawić - usłyszał w pewnym momencie Merlina. Na te słowa Song An rozpromienił się. W końcu zauważył światełko w tunelu - przynajmniej miał taką nadzieję.
Boski sługa nie krył swojej ekscytacji. Nic dziwnego, ponieważ bardzo nie chciał zawieść tej uroczej pary staruszków. Co jeśli ta drabina była dla nich ważna? Może łączyły ich jakieś zażyłości? Nigdy nie wiadomo, a Song An wolał dmuchać na zimne. Dlatego poczuł gotowość, aby naprawić przedmiot. Jeszcze teraz, gdy poznany niedawno chłopak powiedział, że istnieje jakaś na to szansa.
Zaczął więc dopytywać Merlina, w jaki sposób planuje wprowadzić naprawę w życie. Równie szybko się dowiedział, że napotkany chłopak jest czarodziejem.
Prawdziwym c z a r o d z i e j e m. Song An otworzył usta z zaskoczenia. Nigdy wcześniej nie spotkał żadnego! Znaczy się, jakieś tam magiczne zdolności też posiadał, chociaż ich zakres użycia skrócił się w momencie opuszczenia Gromu. Teraz nie miał nic więcej oprócz zwykłych pozostałości dawnej siły, namiastkę tego, co potrafił kiedyś. Także nie mógł się nawet równać z prawdziwym czarodziejem! Pokładał w Merlinie duże nadzieje, ale nie starał się wywierać na nim żadnej presji.
- Nie martw się, jeśli nie wyjdzie - zapewniał. Song An doskonale wiedział, że pomyłki się zdarzają. On ciągle popełnia jakieś błędy i kompletnie się nimi nie przejmuje. Wszystko to, co się dzieje, jest idealną chwilą na naukę czegoś zupełnie nowego. Kierował się zasadą, że błądzić jest rzeczą ludzką. A on przecież był teraz człowiekiem. No, prawie. Ale nikt inny oprócz tego nie musiał o tym wiedzieć.
- Co ci właściwie będzie potrzebne? - dopytywał. Skoro Song An już tutaj jest, postanowił wziął odpowiedzialność na swoje barki. Chciał jak pomóc Merlinowi najlepiej, jak tylko potrafi.
Szybko dowiedział się, że będzie potrzebna szybko rosnąca roślina. Na przykład trawa, bo o bambus tutaj ciężko. Song An od razu zabrał się do pracy.
Zadanie to, choć mogło wydawać się banalne, o tej porze roku wcale takie nie było. Trawa zdążyła już przygasnąć pod wpływem jesieni i znalezienie odpowiedniego źdźbła tak naprawdę mogło graniczyć z cudem.
Wszystkie pasma trawy, na jakie natknął się Song An zostały już nadgryzione przez jesień. Większość była poskręcana, brązowa lub żółta. Chłopak wątpił, że coś takiego w ogóle nada się do naprawy. Domyślał się, że skoro ma coś szybko rosnąć, nie może być już martwe.
- Myślisz, że jest jeszcze jakieś miejsce, gdzie uda nam się znaleźć całkiem zieloną trawę? - zapytał z nadzieją Song An, kiedy w okolicy nie potrafił zerwać niczego sensownego. Nie miał najmniejszego pomysłu, gdzie rośnie cokolwiek jeszcze zielonego.
Merlin, również zajęty poszukiwaniami, zatrzymał się na chwilę, aby się zastanowić.
- Może poszukamy bliżej wody? - zaproponował, a na jego słowa Song An rozpromienił się. Faktycznie! Im lepiej nawodnione są rośliny, tym dłużej powinny się trzymać, prawda? Przynajmniej taką nadzieję miał boski sługa.
- Czy gdzieś w pobliżu możemy ją znaleźć? - zapytał Song An, choć był gotowy wyruszyć w poszukiwaniu zbiornika wodnego nawet na drugi koniec świata.
Czarodziej myślał kilka sekund, jednocześnie delikatnie głaszcząc trzymanego przez siebie smoka.
- Wydaje mi się, że mijaliśmy niewielki staw niedaleko stąd - odparł w końcu. - Sprawdźmy tam!
Song Anowi nie trzeba długo powtarzać. Od razu ruszył we wskazanym kierunku, aby po kilku minutach trafić nad wspomniane małe jezioro.
Rozmiarowo było ono naprawdę niewielkie. Ot, zwykły zbiornik wody, którego tafla została przykryta całkowicie brązowymi liśćmi, które jak małe łódeczki pływały po powierzchni, rozbijając się o siebie.
Młodzieniec patrzył przez chwilę na staw i poczuł dreszcze. Domyślał się, że woda tam musi być zimna, a on bardzo takiej nie lubił. W ogóle unikał tego typu zbiorników. Nie należał do osób przepadających za pływaniem. Nie licząc gorących źródeł, trzymał się z daleka od innych kąpielisk. Obawiał się, że nawet nie potrafiłby utrzymać się na powierzchni, tylko od razu poszedł na dno. Okropieństwo.
Wtedy Song An przypomniał sobie, co tutaj właściwie robi. Miał znaleźć trawę. Jeszcze żywą i zieloną. Rozejrzał się wokół, a jego wzrok zatrzymał się na Merlinie, który pochylał się nad wiązką roślin. Boski sługa poszedł bliżej. Jak się okazało udało mu się odnaleźć niezbędny do naprawy materiał.
- Myślisz, że się nada? - upewniał się Song An, zaraz po tym jak zerwał kilka ze źdźbeł trawy. Na szczęście były one jeszcze całkiem zielone. Trzymał je naprawdę delikatnie, aby przypadkiem żadnego z nich nie uszkodzić.
- Zaraz się przekonamy - odpowiedział Merlin, a następnie razem wrócili do miejsca, gdzie zostawili drabinę. Leżała ona tak, jak pękła. Song An podniósł jedną z części i starał się ją dopasować do drugiej. Wbrew pozorom, nie było to aż tak łatwe zadanie. Merlin musiał odłożyć swojego smoka w bezpieczne miejsce i pomóc boskiemu słudze uporać się z połamanym przedmiotem. W tym czasie Falkor przyglądał się zaciekawiony, ale nie podchodził blisko. Najpewniej ze względu na Song Ana, któremu raz po raz rzucał ukradkowe spojrzenia.
- Chyba nam się udało! - powiedział z entuzjazmem Song An niedługo później, kiedy w końcu dali radę dopasować obie części. Ostatecznie musieli wspomagać się znalezionymi w pobliżu patykami oraz kamykami, z których stworzyli prowizoryczne rusztowanie. Inaczej drabina rozpadała się i całą zabawę musieli zaczynać od początku.
A nie mieli specjalnie wiele czasu. Powoli nadchodził zmrok, a w ciemności naprawa raczej byłaby jeszcze trudniejsza. Dlatego musieli się streszczać.
- Resztę zostawiam tobie - powiedział Song An do Merlina, lekko odsuwając się od konstrukcji, aby przypadkiem nie zawadzać. - Ale będę trzymać kciuki.
Boski sługa zostawił miejsce dla czarodzieja i w ekscytacji obserwował jego ruchy. Bardzo chciał zobaczyć pokaz magii prawdziwego czarodzieja! No i oczywiście, liczył, że uda mu się naprawić drabinę. Chociaż właściwie nie brał pod uwagi nawet tego, że ich plan mógłby nie zadziałać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz