Drogi Władco Powietrza Aerindzie,
Kolejny rok zmierza ku końcowi. Przyznam, że nawet nie zauważyłem, kiedy to zleciało. Z jednej strony nic wielkiego się nie wydarzyło, z drugiej gdybym pisał ogólne podsumowanie, wiele rzeczy bym w nim zamieścił.
Poznałem Merlina, którego uczę kontroli powietrza – dokładnie tak, jak Ty mnie nauczałeś. Przekazuję mu wszystko, co Ty mi przekazałeś i znów są pozytywne efekty. Widać, że Twoje nauki są po prostu niezawodne. I cieszę się, że moja pamięć zdołała je wszystkie pomieścić przez te lata. Właśnie, Merlin ostatnio przedstawił mnie swojemu pupilowi, Falkorowi. To smok, najprawdziwszy smok! Znasz smoki, prawda? Hm, w sumie u Ciebie mogą się one inaczej nazywać. To takie duże jaszczurki z błoniastymi, podobnymi do nietoperza skrzydłami, zionące ogniem. Chociaż Falkor jeszcze nie jest duży. Wielkością bliżej mu do psa. Jest niegroźny i całkiem uroczy. Choć jeszcze nie odważyłem się go pogłaskać. A chciałbym... Może spytam Cheoryego, kiedy będzie dobra okazja.
O, Cheoryeon i Suyeon. Tak, w tym roku poznałem tych bliźniaków i zdobyłem jako przyjaciół. To naprawdę interesująca dwójka. Suyeon jest bardzo miła, opanowana (mimo że trochę się kłóci z bratem), pomocna i do tego mądra. Gdyby wybuchła apokalipsa zombie, to znaczy poruszających się martwych ludzi, tak zwanych „żywych umarlaków”, którzy poprzez ugryzienie zarażają innych, Suyeon na pewno byłaby na wszystko przygotowana i z nią przetrwalibyśmy bez większego problemu. W zasadzie tutaj też by się przydały jasnowidzące zdolności Cheoryeona. To trochę szalony jasnowidz (jak pewnie już parę razy wspomniałem w innych listach), bywa też momentami irytujący, ale im więcej czasu z nim spędzam, tym lepiej go poznaję i nie jest taki zły, jak się może wydawać. Nie przypuszczałem, że ktoś tak ekstrawertyczny i głośny jak on może mieć tyle głębi. W dodatku ta historia jego blizny. Ach, Cheoryeon ma podłużną bliznę na prawej dłoni. Niestety wybacz, Władco Powietrza, ale nie mogę jej Tobie zdradzić. Obiecałem Cheoryemu, że nikomu bez jego pozwolenia nie powiem.
A moja rodzina? Cóż... Po staremu. Właśnie korzystam z chwili wolnego czasu od pomagania w przygotowaniach do świątecznej kolacji, żeby pisać ten list. Mama od rana biega po kuchni. Wczoraj upiekła ciasto i stos pierników, ale uznała, że sernik to za mało i dzisiaj zaczęła robić ciasto marchewkowe. Nie wiem, o co jej chodzi z tą marchewką, ale co roku ma takie piekarskie pomysły. Ojciec został zagoniony do sprzątania, bo dzisiaj przyjeżdżają goście. Ach, goście... Co prawda to tylko dziadkowie od strony ojca, ale oni tak samo mają faworyta w postaci Hiana... który swoją drogą od paru godzin nie wyszedł ze swojego pokoju pod pretekstem, że się uczy. Ta, już ja to widzę. On i się uczyć.
Na szczęście w tegorocznym Yule muszę przetrwać z bratem tylko jeden dzień. Pojutrze wraca do swojego mieszkania, a ja jutro robię wspólne święta z przyjaciółmi. Wszyscy spotykamy się w mieszkaniu Yen i Lei; mój dom niestety odpada, a u bliźniaków nie ma miejsca na pięć osób. Złożyliśmy się na jedzenie, ja z domu przyniosę trochę ciasta. Szczerze mówiąc, to są święta, na które tak naprawdę czekam. Ach, i zrobiliśmy sobie secret santa. To taka zabawa, że losujemy kogoś i musimy dla tej osoby, bez jej wiedzy, przygotować prezent mieszczący się w określonym z góry limicie. Mnie się trafił Cheoryeon. Na początku nie podobała mi się ta wizja, ponieważ, jak znam życie, on sprawdził w przyszłości, co od kogo dostanie, oszust jeden. Teraz sobie tylko myślę, że przynajmniej nie będzie miał zepsutej reakcji. Kupiłem mu bluzę ze szczurem. A, też dorzuciłem kubełek lodów miętowo-czekoladowych i ręcznie wykonany przez mamę sweterek dla Kamyka. Mam nadzieję, że mu się spodoba.
U Ciebie też się szykują święta? Ach, chyba nie. W Twoim świecie nowy rok zaczyna się wiosną. A może masz już wiosnę? Przyznam szczerze, że już się gubię z tą różnicą czasu. Nie wiem, ile u Ciebie minęło, jaka jest pora, jaki rok. Przepraszam, obyś mi to wybaczył. Ale jeśli zbliża się jakieś święto (może któregoś z bogów), to życzę wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że miło spędzisz ten czas. U nas na Yule wręcza się prezenty, więc spróbowałem załączyć do listu kwiatka, którego ostatnio mi wręczyła kwiaciarka. Powiedziała, że wyczuwa ode mnie energię powietrza, a ten kwiatek kojarzy się z wiatrem. I nie kłamała, ponieważ jest to zawilec, a choć ja nie znam się na kwiatach, ten jeden kojarzę. Nie jest on bardzo, hm, bujny ani olśniewający, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba. W zasadzie to nie jestem pewien, czy dotrze do Ciebie. To taki mały test. Daj znać, czy go otrzymałeś.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Souel
Promienie słoneczne rozjaśniały i ogrzewały ziemię. Ptaki radośnie szybowały, lubiące ciepło zwierzątka chwytały słońce. Niebo było niemal bezchmurne, wiał niemocny wietrzyk, pogoda zatem dopisywała. Aż kusiło, by wyjść na zewnątrz, przejść się gdzieś, coś porobić na świeżym powietrzu; co niejedni robili, korzystając, póki mogli.
Na skraju klifu stały dwie osoby. Jedna z nich, wysoki brunet, poprawiał swoją charakterystyczną, rozdzieloną na dwie części pelerynę, ze wzorem przypominającym pierzaste skrzydła. Wziął głęboki wdech, ciesząc się powiewem, gdy nagle tuż przed nim coś się pojawiło. Otworzył szerzej oczy, jednocześnie unosząc wyżej brwi. Wyciągnął rękę, pochwycił w nią kartkę, której koniec owijał niewielki kwiat.
Zmierzył swymi lśniącymi, białymi źrenicami starannie napisany list, rozpoczęty słowami: Drogi Władco Powietrza Aerindzie. Jego twarz momentalnie pojaśniała. Od razu rozpoznał pismo.
— Co tam masz? — usłyszał.
Do niego podszedł niziutki chłopak z zaokrągloną buzią i dużymi, trójkątnymi oczami. Jego sięgająca policzków, starannie ułożona brązowa grzywka z kolorowymi odbłyskami delikatnie powiewała na wietrze. Zatrzymał się tuż obok, stanął nieco na palcach, by zobaczyć treść listu, jego uwagę jednak szybko przyciągnął fioletowoniebieski kwiat z ciemnym środkiem.
— Przysłano ci kwiatek? — spytał z ciekawością.
— Tak — odparł z uśmiechem Aerind, biorąc roślinę do drugiej ręki. — Patrz, jaki uroczy!
— Jest jadalny?
Słysząc te słowa, zamrugał parę razy.
— Nie wiem? — Wzruszył ramionami; przyjrzał się roślinie, po czym spojrzał na towarzysza. — W ogóle czemu to jest twoja pierwsza reakcja, czemu nie pytasz, od kogo?
— Bo to pewnie od jednego z wiernych, których wcale nie masz setki tysięcy. — Wywrócił oczami. — Naprawdę chcesz, żebym ci zazdrościł? — Posłał mu wymowne spojrzenie.
— Przecież sam mówiłeś, że masz gdzieś wiernych.
W reakcji chłopak uciszył go, przykładając palec do swoich ust. Odsunął się na parę kroków, przestąpił z nogi na nogę.
— Poczytasz sobie później, teraz chodź się ścigać — popędzał. — Już mnie aż plecy swędzą, no!
Poskoczył kilkukrotnie niczym dziecko namawiające rodziców na lody.
Aerind zmierzył go wzrokiem. Przywołał do ręki zdobioną, małą kuszę, przyczepił do niej list wraz z kwiatkiem i odesłał. Zgrabnym krokiem zbliżył się do krawędzi klifu, spuścił wzrok na ciągnącą się daleko pod nim taflę wody.
Obok niego stanął chłopak.
— Tym razem wygram! — zawołał głosem przepełnionym pewnością siebie.
— Też mi co! — zaprzeczył Aerind. — Chyba zapomniałeś, przeciwko komu startujesz! Jestem Bóg Powietrza Aerind, kontroluję powietrze tak idealnie, że niepotrzebne mi są żadne skrzydła, żeby cię pokonać!
— Ha, chyba zapomniałeś, przeciwko komu ty startujesz! — Stanął dumnie na samiusieńkiej krawędzi, odwrócił się na pięcie do tamtego. — Albowiem jam jest Wielki...!
Dokładnie w tym momencie ziemia pod stopami chłopaka się osunęła, a on zaczął spadać. Aerind podążył za nim wzrokiem, otworzył szeroko oczy.
— Nie możesz przedwcześnie startować! — zawołał, nie ukrywając niezadowolenia.
— Drzemiesz, przegrywasz! — odkrzyknął tamten, głos jego obił się echem po okolicy.
Nie zwlekając dłużej, Władca Powietrza skoczył za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz