28 grudnia 2023

Od Song Ana do Merlina

 Cóż, właściwie to Song An nigdy nie słyszał o mleku kokosowym. O krowim i kozim oczywiście niejednokrotnie obiło mu się o uszy - czasami nawet jego mistrz przynosił mu je do picia, “aby rósł duży” (choć nigdy się to nie stało).
To, że kokosy dają mleko, wydawało mu się być trochę abstrakcyjne, ale postanowił zaakceptować takowy stan rzeczy. Nie był kimś, kto ma prawo kłócić się z ułożeniem świata. Raczej chciał go dopiero poznawać, a właśnie teraz dowiedział się czegoś nowego. I nawet jeśli trochę go bawiło istnienie kokosowego mleka i nie potrafił wyobrazić sobie całego procesu powstawania, czuł się naprawdę zadowolony. Każda nowa informacja o śmiertelnym świecie była dla niego na wagę złota. Tak absurdalna również.
Niestety, w domu Merlina brakowało kokosowego mleka. Sam opiekun Falkora wyraził też obawy, co do podania mu tego zwykłego. Wtedy Song An wyskoczył z pomysłem, aby udać się na zakupy:
— Wiesz co, może po prostu chodźmy do sklepu. Twoja mama i tak mówiła, żebyś jej powiedział, jeśli będziemy szli. Może też czegoś potrzebuje? Moglibyśmy ją wtedy wyręczyć.
Merlin zgodził się i od razu poszedł zapytać swojej mamy, co takiego potrzebuje. Song An został na chwilę sam i poświęcił tę chwilę na to, aby jeszcze raz spojrzeć na przepis, który został podyktowany mu wcześniej. Nigdy nie piekł ciastek, ale patrząc na składniki, nie wydawało mu się to być wcale trudne. Oczywiście, pomijając wszystkie komplikacje związane z wariującą elektroniką.
Niedługo później Merlin powrócił z długą listą zakupów w dłoni.
– A więc faktycznie mamy misję do wykonania – zauważył Song An, a uśmiech nie znikał mu z twarzy.
– Mama spisała naprawdę całą listę życzeń – stwierdził Merlin. Następnie zaczął czytać poszczególne przedmioty, które mieli za zadanie kupić: - Płatki, konwaliowy proszek do prania, kukurydzę w puszkach, kilogram mandarynek, przyprawę do ziemniaków…
Mógł podawać kolejne artykuły całą wieczność. Song An jedynie kiwał rytmicznie głową, starając się zapamiętać chociaż część z tych rzeczy. Pamięć, na szczęście, miał dobrą i przychodziło mu to z łatwością, nawet jeśli przedmiotów było dużo - w końcu Merlin posiadał naprawdę liczną rodzinę.
– Czy sklep jest daleko? – zapytał Song An. Szykowali się właśnie do wyjścia. Na dworze robiło się coraz zimniej, więc musieli narzucić na siebie jakieś cieplejsze odzienie.
– Nie, czeka nas tylko krótki spacer.
I wtedy, śpiący do tej pory Falkor, podniósł głowę. Czujnie przyjrzał się wychodzącym właśnie młodzieńcom, a następnie jak błyskawica skoczył w kierunku Merlina.
– Chyba usłyszał słowo-klucz… – jęknął chłopak. Smok wesoło skakał wokół nóg swojego opiekuna. Chyba liczył, że wyprawa nie odbędzie się bez niego.
– Domyślam się, że nie ma szans, aby tutaj teraz został – zaśmiał się Song An, obserwując podekscytowanego pupila Merlina.
– Idę po szelki – westchnął chłopak.
Podróż do sklepu trochę się opóźniła, ale cała trójka w końcu wyszła z domu. Falkor wesoło szedł przed nimi, podskakując z radości płynącej z nieoczekiwanego spaceru.
Do celu swojej podróży dotarli kilka minut później. Był to najzwyklejszy market, gdzie można było odnaleźć jednocześnie wszystko i nic.
Weszli do środka. Na szczęście, zwierzaki również miały wstęp. Inaczej mieliby problem, co zrobić z Falkorem.
Z pierwszym postawionym przez Song Ana krokiem światło w sklepie kilkukrotnie zamrugało, ale ostatecznie się uspokoiło. Chłopak odetchnął cicho z ulgą. Nie chciał, aby sama jego obecność i wynikające z niej problemy z elektroniką pokrzyżowały plany zakupów.
Pierwsza sekcja, do której udało im się dotrzeć, była w całości wypełniona środkami czystości. Pchający wózek Song An zatrzymał się przy jednym z pachnących chemią regałów.
– Proszek do prania, tak? – zawołał w stronę idącego nieopodal Merlina.
– Konwaliowy – potwierdził wyższy chłopak, podchodząc bliżej, choć dla pewności zerknął jednak jeszcze raz na listę. – Widzisz go gdzieś?
– Co najmniej siedem – stwierdził Song An ze wzruszeniem ramion. Spoglądał na regał pełen proszków i dziwił się, dlaczego śmiertelnicy potrzebują ich aż tak wielu.
– Mama chyba najczęściej wybiera ten – podjął decyzję Merlin. Podniósł jeden z kartonów i wrzucił go do wózka. Przedmiot postawił tuż obok siedzącego w małym pojeździe Falkora. Smok obwąchał nową rzecz dokładnie, ale nie wyraził szczególnego zainteresowania.
Song An popchnął wózek dalej. Co chwilę się jednak zatrzymywał, aby Merlin mógł dorzucać kolejne rzeczy. Niedługo później sklepowy pojazd prawie w całości został zapełniony.
– Czegoś jeszcze potrzebujemy? – zapytał boski sługa, gdy sklep został już dokładnie okrążony.
Merlin przejechał oczami po spisanej liście. Jednocześnie sprawdzał, czy wypisane na niej artykuły znajdują się w koszyku.
– Chyba brakuje nam tylko dwóch soków pomarańczowych i mamy wszystko – odparł z uśmiechem na ustach.
Niedługo później udało im się zdobyć ostatnie produkty i razem udali się do kasy. Dłuższą chwilę zajęło im ogarnięcie wszystkiego związanego z płaceniem oraz pakowaniem. Chłopcy musieli zabrać do domu Merlina kilka potężnych toreb z zakupami, a dodatkowo prowadzić jeszcze Falkora. Dlatego też droga powrotna zajęła im trochę więcej czasu, niż zwykle.
Kilkukrotnie Merlin pytał Song Ana, czy ten nie potrzebuje pomocy z niesieniem rzeczy. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że niższemu chłopakowi dźwiganie cięższych rzeczy mogłoby sprawiać trudność. Nic bardziej mylnego - radził sobie doskonale, w ogóle nie odczuwał najmniejszych trudności. Mógłby nawet wziąć całe te zakupy, ale nie chciał specjalnie się wychylać. Nie zapomniał, że dalej grał rolę zwykłego człowieka. Musiał zachowywać pozory.
Kilka minut później dotarli do domu Merlina. W kuchni zaczęli rozpakowywanie zakupów. Właściwie to wyglądało tak, że Song An podawał swojemu przyjacielowi rzeczy, a ten roznosił je na odpowiednie miejsce. Współpraca szła im sprawnie, dlatego też minęła krótka chwila i udało im się wszystko uporządkować.
– Dobra robota! – powiedział na koniec Song An, przeciągając się. – To na czym skończyliśmy?
– Poszliśmy po mleko kokosowe i…
Wtedy Merlin zamilkł. Spojrzał na swojego rozmówcę, który również nie spuszczał z niego wzroku.
– Mleko kokosowe – powtórzył cicho boski sługa. – Gdzie jest mleko kokosowe?
– Zapomnieliśmy… – westchnął równie zmarnowanym głosem Merlin.
Song An zakrył twarz dłońmi. Mieli tylko jedno zadanie i nawalili po całości. Byli naprawdę blisko osiągnięcia swojego celu.
– Właściwie, jak już byliśmy w sklepie, mogliśmy kupić te ciastka dla Falkora – powiedział pokonany rzeczywistością boski sługa. Usiadł na stojącym niedaleko krześle i oparł się o blat stołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz