28 grudnia 2023

Od Maeve do Ignisa

Na krótką chwilę odpłynęła myślami, powracając do roli, o którą zapytał ją Ignis. Postać księżniczki, która wskutek wypadku zapomniała o tym, kim jest, poruszyła ją szczególnie mocno, chociaż nadal nie potrafiła pojąć dlaczego. Jedynym wytłumaczeniem było to, że podobnie jak fikcyjna postać, miała poważne problemy z pamięcią. Prócz dziwnych przebłysków w snach, które równie dobrze mogły być czystą fikcją, nie pamiętała zupełnie niczego z wczesnego dzieciństwa. Nie wiedziała, kim są jej prawdziwi rodzice, a jakiekolwiek poszukiwania zakończyły się porażką. Prowadzący jej sprawę policjanci doszli w końcu do wniosku, że musiała dostać się do Novendii przez dziki portal, z być może nieodkrytego jeszcze kawałka. Przez pierwsze dni była tak oszołomiona, że nie była nawet wskazać miejsca, którym dostała się właśnie tutaj. Choć szybko karciła się za absurd podobnych myśli, to jednak w chwili słabości zaczynała się zastanawiać, czy też nie jest taką zaginioną księżniczką. 
Drgnęła nagle, gdy uświadomiła sobie, że zbyt długo milczy, a Ignis przygląda jej się niepewnie, jakby zastanawiał się, czy rozmowa z nim w ogóle ją interesuje. Chyba nie darowałaby sobie, gdyby właśnie teraz wszystko zepsuła. Chciała mu zadać tak wiele pytań, tak wiele powiedzieć, że nie miała pojęcia, od czego zacząć. Upiła łyk drinka, aby kupić sobie nieco więcej czasu i znów uśmiechnęła się do Ignisa. 
– Często o niej myślę. Zdecydowanie za często, wybacz – wytłumaczyła się w końcu. Jeśli po czymś takim nie uzna jej za wariatkę, to chyba wszystko, co kłębiło się w jej głowie, mogło zostać wypowiedziane bez większego ryzyka. 
– To niesamowite, jak wiele można przekazać inaczej niż słowami, prawda? – zapytała, na krótką chwilę spuszczając wzrok na resztki kolorowego drinka w kieliszku, który obracała w palcach – Chociaż wydaje się, że tak jest łatwiej, to jednak czasem słowa są niewystarczające. Albo zwodnicze. Czasem mam wrażenie, że znacznie więcej można przekazać gestami, spojrzeniem, dobrze dobranymi barwami albo… muzyką, na przykład – podniosła wzrok na Ignisa, znów przechylając lekko głowę. – Dlatego nie jesteśmy w stanie działać wbrew sobie, prawda? Słowa przychodzą lekko, ale sztuka nie toleruje kłamstwa. Nie można nią kłamać. Ja… – urwała na krótką chwilę. Znów spojrzała w stronę rozbawionych gości Dantego. Gdzieś w tłumie wyłapała niebieskie włosy Sapphire. Uśmiechnęła się lekko do wspomnień. Przez krótką chwilę zastanowiła się, ile razy Ignis miał szansę usłyszeć coś podobnego, jednak było już za późno, aby się wycofać. – Na wasz pierwszy koncert zabrała mnie moja przyjaciółka. Ta, która pytała cię o rybki – wyjaśniła, starając się za wszelką cenę zapanować nad nerwami. Nie patrzyła na Ignisa, wciąż łapała inne, uśmiechnięte i podekscytowane twarze. Tak było znacznie łatwiej. Roześmiała się cicho, przypominając sobie swoje pierwsze wrażenia. – Wiesz, nigdy dotąd nie spotkałam kogoś, kto przemawiałby swoją muzyką wprost do serca. To jasne, że taka jest rola sztuki, by szarpać za struny emocji, jednak to było… cóż. Coś, czego nie jestem w stanie wyrazić słowami. – Uśmiechnęła się nieco nieśmiało, mogąc jedynie liczyć na to, że nie brzmi jak jakaś nawiedzona psychofanka. Gdzieś pod skórą czuła, że stąpa po naprawdę cienkiej granicy. – Po prostu… nigdy jeszcze nie spotkałam kogoś, kto też potrafiłby… wprost przekazywać swoje uczucia i emocje innym. – Dopiero gdy wybrzmiały te słowa, odważyła się spojrzeć na genashiego. Jego zaskoczona mina nie zdziwiła jej ani trochę. Cóż, to był chyba dobry znak. Nie dostrzegła w jego oczach niechęci, nie rozglądał się, jakby szukał ratunku przed szaloną wróżką, z którą niefortunnie nawiązał rozmowę. Nie czekała jednak, aż jej odpowie. Musiała dać wybrzmieć swoim myślom, zanim ostatecznie stchórzy, a okazja, by wypowiedzieć to wszystko, przepadnie na zawsze.
– Po koncercie długo malowałam. Właściwie całą noc nie wyszłam z pracowni, przelewając na płótno waszą muzykę. A przynajmniej… starałam się to zrobić. 
Pomyślała o obrazach, które bezpiecznie tkwiły w jej pracowni. Te o mocnych, wyrazistych kolorach, kształtach powstałych dzięki dłoni pewnej jak jeszcze nigdy wcześniej. Musiała w jakiś sposób dać upust emocjom, które wrzały w żyłach, zmuszały serce do mocniejszego bicia, odbijały się nieznośnym echem od czaszki, grożąc, że nie odpuszczą, póki nie znajdą żadnego ujścia, choćby w farbach zdobiących kolejne płótna. Gdzieś w głębi serca zastanawiała się, co o tych obrazach powiedziałby Ignis. Czy zgodziłby się z nimi, czy też uznał, że są całkowicie nietrafione? Wątpiła, aby było to możliwe. W końcu widziała wszystko jasno i czysto, a jednak jakaś irracjonalna niepewność ani na chwilę nie chciała odpuścić. 
– To świetne uczucie. Inspirować innych artystów. Myślę, że Ioannis byłby bardzo zainteresowany twoimi obrazami. Sam był przecież malarzem, zanim dołączył do zespołu – odpowiedział Ignis z miłym uśmiechem, który wróżka od razu odwzajemniła. W swojej głowie wiele razy odtwarzała tę rozmowę. Zwykle brak pewności siebie sprawiał, że odpowiedź muzyka brzmiała zgoła inaczej. Bardziej w stylu muszę lecieć, zostawiłem żelazko na gazie
– W takim razie chętnie bym z nim o tym porozmawiała. – Uśmiechnęła się promiennie. – Chociaż nie wiem, czy byłabym gotowa na ostrą krytykę. No, ale teraz moja kolej – powiedziała w końcu, nabierając nieco odwagi po tym, jak jej dziwaczne wyznanie zostało pozytywnie przyjęte. – Wiem, że to trochę jak pytać o ulubione dziecko, ale… zastanawiam się, czy masz swoją specjalną piosenkę. Taką, która zawsze gości w twoim sercu i towarzyszy ci każdego dnia? – zapytała, tym razem już nie odwracając wzroku od genasiego. Mężczyzna bez chwili wahania skinął głową.
Crazy Little Thing Called Love – powiedział, a wróżka uśmiechnęła się promiennie.
– Znam tę piosenkę! To zespołu King, prawda? – zapytała, a genashi potwierdził kolejnym skinieniem głowy i pełnym aprobaty uśmiechem. Maeve odgarnęła włosy za ucho i odstawiła kieliszek, który był już pusty, chociaż sama nie miała pewności, kiedy to się stało. 
– Zdaje się, że leciało całkiem niedawno – dodała, próbując wyłapać, co tym razem znalazło się w kolejce pieczołowicie przygotowanej przez Dantego playlisty. Zorientowała się, że rozmowa z Ignisem pochłonęła ją na tyle, że przestała zwiększać uwagę na otoczenie. Na strzelające w ich stronę co jakiś czas spojrzenia syreny, która później pewnie nie da jej spokoju, na to, jaka muzyka leci, czy gości jest więcej, mniej, czy ktoś tańczy, czy też wszyscy postawili na sączenie drinków i innych napoi. W sumie nie zdziwiłaby się, gdyby Ignis maczał swoje palce w oprawie muzycznej imprezy, a Dante wybrał kilka kawałków zgodnych z upodobaniami przyjaciela, czy, jak czasem go nazywał, zwęglonego brykieta. Tego określenia używał wyjątkowo często, gdy tylko Maeve złośliwie mu sugerowała, że wypiera się swoich prawdziwych emocji w stosunku do muzyka. Im mocniej zaprzeczał, tym bardziej Maeve wiedziała swoje. Choć jeden i drugi mogli temu zaprzeczać, to przecież byli dobrymi przyjaciółmi i nie byli w stanie tego przed nią ukryć. Gdzieś w tłumie wyłapała Dantego, który poświęcił im kilka sekund swojej uwagi i spojrzał w ich stronę. Uśmiechnęła się do niego lekko. 
– Widzę, że masz puste ręce. Nie wolno – powiedziała Sapphire, pojawiając się nie wiadomo skąd i wciskając w dłonie wróżki kolejnego, różowego tym razem drinka. Wyszczerzyła się do nich obojga, zawieszając na niego dłużej spojrzenie na Ignisie. – Nie będę wam przeszkadzać – rzuciła z na pozór niewinnym uśmiechem i nim Maeve zdążyła zareagować, ulotniła się.
– Przepraszam za nią – mruknęła Maeve, kręcąc głową za przyjaciółką. Sapphire umiała w subtelność, ale, na nieszczęście Maeve, rzadko miała na to ochotę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz