03 grudnia 2023

Od Sorena do Charlie

Ciepły, lecz przygaszony blask licznie zapalonych w mieszkaniu świeczek i mniejszych lamp dało się dostrzec nawet z ulicy — wśród panującej wokół nieprzeniknionej szarzyzny pokój młodego mężczyzny zdawał się lśnić niczym słońce, służyć przechodniom jako uliczna latarnia. W środku pomieszczenia panował niesamowity wręcz spokój — wokół unosił się subtelny zapach wanilii i cynamonu, a w tle rozbrzmiewała przyciszona muzyka, płynąca z ukrytych sprytnie głośników. Sam Soren siedział na miękkim, obitym welurem fotelu, z nogami opartymi o podnóżek. Był zrelaksowany, nawet bardziej niż zazwyczaj, napawając się chwilą spokoju i schnącą na twarzy maseczką. Przez chwilę wydawało mu się, że nie ma na tym świecie nikogo poza nim i nic nie będzie w stanie zakłócić tej, jakże błogiej, chwili. Jakże się jednak mylił, o czym wkrótce pomogło mu się przekonać głośne trzaśnięcie drzwiami, poprzedzone stłumionymi skrzypnięciami podłogi i unoszącą się w powietrzu, drażniącą wonią tytoniu.
– Coś ty znowu do cholery zrobił? – Angus brzmiał na niesamowicie wręcz zirytowanego
Soren nie spojrzał na niego. Skutecznie uniemożliwiały mu to ciążące na powiekach plastry ogórków, jednak mógł sobie wyobrazić, że twarz menadżera raziła soczystym odcieniem czerwieni.
– Też miło cię widzieć. Jestem teraz zajęty, przyjdź z tym jutro rano. – Przez zastygającą na twarzy maseczkę brzmiał, jakby każde słowo cedził przez zęby.
– Jutro srutro. Masz wyjaśnić mi to tu i teraz.
Soren westchnął ciężko, zdjął ogórki z oczu i od niechcenia wziął do ręki trzymany przez menadżera świstek papieru. Wiadomość była krótka, pozbawiona jakiejkolwiek finezji i zbędnych epitetów, jednak pełna pustych pogróżek i nazwisk, które Acedia widział pierwszy raz w życiu. ”Masz ogromny talent do wtrącania nosa w nie swoje, jakże prywatne, sprawy i mordowania według własnych zachcianek. Nie tylko ja o tym wiem. Charlotte Merimange ostrzy na ciebie zęby, a jako dobry obywatel nie chciałbym zobaczyć, jak kolejna wschodząca gwiazda gaśnie na zawsze. Zrób z tą informacją, co tylko chcesz, nim będzie za późno”. Chłopak przeczytał liścik kilkakrotnie, zanim z politowaniem wymalowanym na twarzy przeniósł swą uwagę z powrotem na Angusa.
– Po co mi to pokazujesz, czy to znowu coś o Elli? Ona od miesiąca gryzie piach, a internet aż huczy od teorii spiskowych. Myślisz, że o tym nie wiem? – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się łobuzersko. – Wejdź na pierwsze lepsze social media, połowa z nich maluje mnie jako mordercę, a to pewnie kolejny samozwańczy detektyw bez żadnych dowodów. Nie mam na to czasu.
– Soren, do jasnej cholery, nie wszystko kręci się wokół twojej przeklętej byłej dziewczyny. To jest list z pogróżkami. Ona, kimkolwiek jest, chce cię zabić, czy ty nie rozumiesz?
– Chętnie zobaczę, jak próbuje. – Soren zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, próbując powrócić do wcześniejszego, zrelaksowanego stanu.
– Soren, słuchaj mnie. W każdych innych okolicznościach miałbym głęboko w dupie, co się z tobą stanie. Niestety pech sprawił, że nie potrafisz trzymać języka za zębami i mówisz mi absolutnie o wszystkim, przez co siłą rzeczy staję się współwinny wszystkich twoich odskoków. Jeśli ktoś ostrzy zęby na ciebie, to najprawdopodobniej skróci o głowę również mnie. – Angus wziął głęboki wdech, ewidentnie próbując się uspokoić. – Jako twój przyjaciel, a przede wszystkim menadżer i ktoś, kto całkiem lubi swoje życie, radzę ci, żebyś zrobił to, z czym radzisz sobie najlepiej i po prostu ją załatwił. I to szybko.
Mężczyzna okręcił się na pięcie i wyszedł z pokoju w akompaniamencie kolejnego trzaśnięcia drzwiami i wiązanki wyjątkowo barwnych jak na niego przekleństw. Soren westchnął ciężko i spojrzał na zegarek w telefonie. Była 22:00, noc jeszcze młoda. Jeśli chciał jeszcze kiedykolwiek zaznać spokoju i uniknąć narzekań Angusa, musiał działać niemal natychmiastowo. Chłopak podniósł więc pozostawioną na stole kopertę z liścikiem i dopiero wtedy zauważył wepchniętą do środka drugą, dużo mniejszą karteczkę. Cóż za miły gest ze strony szantażysty, że zdecydował się zebrać dla niego podstawowe informacje o niejakiej Charlotte, żeby ułatwić mu zadanie. Namiary okazały się jednak wyjątkowo szczątkowe, pozbawione jakichkolwiek wskazówek na temat wyglądu domniemanej zabójczyni. Na kartce znajdowało się jedynie imię, adres klubu o jakże dźwięcznej nazwie The Web oraz rysunek pająka, cokolwiek on oznaczał. Wyglądało na to, że chłopak nie miał innego wyjścia, niż wproszenie się na imprezę.


Gdy tylko znalazł się w leżu Charlotte, mógł przysiąc, że ktoś go obserwował. Uśmiechnął się na samą myśl, że dziewczyna być może kryła się właśnie w cieniach, czekając na dogodny moment, by zaatakować. Czy spodziewała się jego nadejścia? Czy może to ona podesłała liścik, by tylko zwabić go w swoje sidła? Soren czuł, jak jego serce przyspiesza z ekscytacji, a uśmiech staje się coraz szerszy. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak podekscytowany na samą myśl o czyhającym go zagrożeniu, o kolejnej zabawie w kotka i myszkę, z której nie miał stuprocentowej pewności wyjść zwycięsko. Gdy przy pomocy teleportacji, w nieco nielegalny sposób, znalazł się poza zasięgiem wzroku wykidajły, niemal natychmiast skierował się na parkiet. Nie łudził się, że zdoła wmieszać się w tłum, unikając tym samym spojrzenia Charlotte — Soren najzwyczajniej w świecie wychodził z przekonania, że jeśli istniał choć cień szansy, że nie dożyje jutra, nie może pozwolić, by jego ostatnie chwile życia nie były przepełnione dobrą zabawą. Jeśli dziewczynie tak bardzo na nim zależy, wkrótce najpewniej sama do niego przyjdzie.
Muzyka zdawała się pulsować w powietrzu. Nie było w klubie miejsca, gdzie dałoby się schronić przed jej brzmieniem. Soren szybko znalazł się na parkiecie przepełnionym ludźmi, którzy zdawali się tak pochłonięci tańcem, że nie liczyło się wówczas dla nich nic innego. Ich ciała migotały w blasku przydymionych, klubowych świateł, poruszając się w chaotycznym, lecz w pewien sposób zsynchronizowanym, rytmie. W powietrzu unosiła się mieszanka zapachów - od woni intensywnych perfum po dym papierosowy i zapach świeżo otwartego alkoholu. Fetor szybko okazał się jednak przytłaczający, nie pozwalając chłopakowi w pełni skupić się zarówno na własnej uciesze, jak i na celu, przez który w ogóle pojawił się w The Web. Z pewnym smutkiem i rozczarowaniem wymalowanym na twarzy Soren skierował się w stronę baru. Kto wie, być może dowie się tam znacznie więcej, niż mógłby się spodziewać.
Przy barze zgromadziła się spora grupa ludzi - niektórzy wciąż z wytęsknieniem czekali na swoje drinki, inni pogrążeni w rozmowie i kolejnych łykach alkoholu zdawali się nieświadomi rzeczy, które działy się wokół nich. Sorenowi stosunkowo szybko udało się dopchać do lady, a jeszcze szybciej udało mu się przyciągnąć uwagę barmana. Przystojny. Gdyby Acedia nie miał na głowie ważniejszych spraw, być może zrobiłby z tym faktem coś więcej.
– Mimozę poproszę. – Zaszczycił chłopaka wyjątkowo szerokim, filuternym uśmiechem.
Soren zdążył jedynie rzucić kilka zalotnych komentarzy i złapać przygotowanego drinka do ręki, nim jego uwagę całkowicie pochłonęła druga stojąca za barem osoba. Dziewczyna znajdowała się nieco dalej od Sorena, energicznie potrząsając shakerem do drinków. Jednak tym, co szczególnie przyciągnęło jego uwagę, były jej oczy, zarówno ich nietypowy kolor, jak i fakt, że posiadała ich znacznie więcej niż przeciętny człowiek. Pajęczyca. Czy to właśnie do tego nawiązywał rysunek ukryty w kopercie? Serce Sorena zabiło szybciej na samą myśl, że być może odnalazł w końcu odpowiednią osobę. Tą, która rzekomo czyhała na jego życie. Chłopak z bólem serca pożegnał więc urokliwego barmana, przepychając się pomiędzy ludźmi, byle tylko znaleźć się tuż obok nieznajomej, byle tylko zagaić rozmowę, nim ta rozpłynie się w powietrzu.
– Cześć, znalazłabyś chwilkę na zrobienie mi szota? – W końcu oparł się o bar, posyłając jej zaciekawione spojrzenie.
Nie zamierzał przechodzić do sedna już na samym początku. Nie miał przecież pewności, że trafił na odpowiednią osobę. Dziewczyna była jednak atrakcyjna i nawet, gdyby okazało się, że to nie jej szukał, z pewnością nie zmarnuje swojego czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz