Yule. Hoshime nie znał tego święta, co prawda o nim słyszał, ale w Kyosei jakoś nigdy nikt nie przejmował się zagranicznymi świętami. Nie obchodzono ich, nawet o nich nie rozmawiano, co najwyżej dzieciakom pozwalano na organizowanie imitacji takich świąt. Dorośli rzadko kiedy mieli o nich jakiekolwiek pojęcie.
Hoshime należał do tych dorosłych, którym Yule jedynie obiło się o uszy. Jest coś takiego, podobno bardzo szeroko obchodzone, jednak w Senkawie niezbyt istniało, może z wyjątkiem dużych miast. Kiedy przybył do Stellaire na okres próbny, jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył ośnieżone ulice ustrojone kolorowymi światełkami, ozdoby przypominające pierniki i masę zniżek związanych z Yule. Gdyby nie przybył wraz z Sorą, z pewnością zagubiłby się w tak rozświetlonym mieście.
Jak on nienawidził światła.
Sora odnalazł się niespodziewanie szybko, biegając to tu, to tam, organizując jakieś wypady na miasto, zapoznając Hoshime ze zwyczajami Stellaire i pomagając mu przyzwyczaić się do nowego, zupełnie obcego środowiska. Największym kamieniem milowym była bariera językowa, w końcu ani Sora, ani Imugi nie potrafili mówić w tutejszym języku, ale cud technologii pozwalał jakoś omijać tą barierę. No i znaleźli sklepy, gdzie sprzedawały osoby mówiące po senkawańsku, dzięki czemu stali się tam regularnymi klientami.
A któregoś cudownego, mroźnego i śnieżnego wieczora, Hoshime wrócił do wynajmowanego przez ich dwójkę apartamentu, by zostać przywitanym przez coś, co, gdyby nie znał tak dobrze Sory jak znał, uznałby za romantyczną kolację. Masa świec, przysmaki porozstawiane na stole, najładniejsze ozdoby, jakie Imugi widział i grubo zasłonięte okna, by nie dostały się do środka ani dźwięk, ani światła z zewnątrz. "Człowiek" krzątał się po kuchni w czerwonej sukience z białymi futerkami na każdej krawędzi, co mentalnie załamało Hoshime, choć z drugiej strony miał ochotę się śmiać. Jeszcze zanim zdjął kurtkę, Sora przybiegł do niego w swojej sukieneczce ledwo sięgającej kolan i wepchnął mu piernik do ust.
– Co myślisz? Tylko szczerze! Dostałem przepis od Marecli i musiałem spróbować. No, dalej! Jak smakuje?
Hoszka próbował jednocześnie się nie udusić, zjeść i posmakować tego cholernego piernikowego ludka, którego tak bezceremonialnie wepchnięto mu do ust. Przy okazji zauważył silny makijaż na twarzy Sory i zaczął się zastanawiać, czy zaraz nie zacznie żyć z kobietą. Nie przeszkadzało by mu to, ale jakoś... wolał, kiedy Sora był facetem. W końcu przełknąć mordercze ciastko.
– Dobre.
– Szczerze?
– Szczerze.
– Zajebiście!
I niższy mężczyzna wrócił pędem do kuchni, by ujawnić istnienie całej tacy piernikowych ludzików.
– Rozbieraj się i chodź jeść! Zamówiłem nam kurczaka, bo Yule to nie do końca nasze święto i nawet nie znam przepisów na świąteczne dania, ale mamy przynajmniej pierniki i ozdoby. Mam też prezent dla ciebie.
– Och... – Tu Hoshime się zapeszył. Aż prawie się przewrócił, zdejmując buty na stojąco. – A ja dla ciebie nic nie mam...
– Masz, masz, tylko o tym nie wiesz. Siadaj i jedz.
– Co mam, pieniądze? – zażartował Imugi, za co oberwał grożącym spojrzeniem. Uniżony usiadł grzecznie do stołu.
– Zobaczysz.
Zobaczył. Tuż po kolacji. Niech to szlag weźmie Sorę i jego sztuczną ludzkość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz