— Kurka, no powiem ci, że jeszcze nie zdarzyło mi się piec ciastek dla smoka — powiedział Merlin, wybity lekko z rytmu nagłą sugestią.
Nie przewidział, że przysmaki się skończą, i to jeszcze w takim momencie, ale trzeba było przyznać, że Merlin ogólnie nie należał do osób, które planowały coś z większym wyprzedzeniem, a nawet jeśli, to słabo im to planowanie wychodziło. W każdym razie – jak nie zaplanował i ciastka się skończyły, to nie pozostawało mu nic innego, jak spróbować poradzić sobie z sytuacją.
— To nie może być aż takie trudne — powiedział Song An. — Ludzie pieką ciastka, tak normalnie, z przepisów w książkach. A ciastka dla smoków nie mogą być bardzo różne od ciastek dla ludzi.
— W sumie racja, Falkor właściwie je prawie wszystko to, co my jemy… No, je dużo więcej mięsa, i to takiego surowego, ale generalnie to… — Merlin się zamyślił. — Chyba nic, co jest w normalnych ciastkach by mu nie zaszkodziło. Tylko nie wiem, czy by mu smakowały.
Falkor wydał z siebie jakiś zabawny dźwięk, kłapnął paszczą i oblizał białe zęby.
— Wydaje mi się, że jemu to wszystko by smakowało — Song An parsknął śmiechem, pogłaskał Falkora po łbie. — Prawda?
Smok puścił nosem strużkę dymu, machnął ochoczo ogonem.
— No to chyba sprawa jest przesądzona — podsumował Merlin. — Dobra, to idziemy do kuchni.
Jak postanowili, tak zrobili. Pora była akurat taka, że zmywarka powoli kończyła swój cykl po obiedzie, a do kolacji zostało jeszcze sporo czasu. Kuchni nikt nie używał, siostry siedziały u siebie odrabiając lekcje, ucząc się, albo zbijając bąki, jak to najczęściej robiły w weekend, części nie było, umówiły się gdzieś z koleżankami i miały wrócić dopiero na wieczór. Tata majstrował coś w warsztacie, mama zajęła się wyszywaniem jakichś amuletów i zdziwiła nieco, gdy Merlin spytał, czy mogą z Song Anem zająć całą kuchnię.
— Pewnie, możecie — odparła Hermiona. — W szafkach powinno być wszystko, ale jeśli czegoś nie będzie, to dajcie znać, jeśli będziecie iść do sklepu, dobrze?
— Dobrze, pani Spellman — Song An posłał jej pogodny uśmiech.
— Jasne, mamo. — Merlin zerknął to na Falkora, to znów na Song Ana. — Dobrze, drużyno. To chodźmy do tej kuchni.
Kuchnia, w której codziennie przygotowywano posiłki dla dwunastoosobowej rodziny, kota, a teraz także i dla smoka, odznaczała się pokaźnymi rozmiarami, mnogością sprzętów, szafek i wielkich garnków. Większość rzeczy była tu w rozmiarze XXL, nawet piekarnik przypominał coś, co dało się znaleźć w restauracji, a nie w normalnym domu. Przeróżne rzeczy stały tu i tam, najczęściej nosząc na sobie ślady używania od dłuższego czasu, albo kompletnego zapomnienia, bo przecież nie było tak, że ta wyciskarka do soku, którą dostali kiedyś od sąsiadki, była często używana. Poza tym kuchnia była czysta – Hermiona bardzo szybko wpoiła wszystkim swoim dzieciom zasadę, że jak się nabrudzi, to trzeba od razu po sobie posprzątać, wyjątków nie było. Przy tak licznej rodzinie nie dało się niczego zostawiać na potem, w rozlany sok ktoś mógł wdepnąć, a usmarowany tłustymi łapami uchwyt od lodówki momentalnie stałby się źródłem roznoszenia tego tłuszczu po reszcie domu.
— Dobra, to zacznijmy od… Może zacznijmy od ogarnięcia jakiegoś przepisu — powiedział Merlin, wspierając dłonie na biodrach, starając się przybrać jakąś bojową pozycję człowieka gotowego do działania. — Wydaje mi się, że gdzieś w sieci widziałem przepisy na ciastka dla zwierzaków. Same normalne składniki, to powinniśmy dać radę.
— Pewnie, że damy radę. Nawet, jakby składniki nie były normalne, to przecież dla Falkora zawsze damy radę!
Falkor zadrobił pazurkami po podłodze, znów poruszył ogonem w ekscytacji. Merlin domyślał się, że smok chyba coraz więcej ogarnia z ludzkiej mowy, bo wodził wzrokiem za mówiącymi coś osobami, i to nie tylko wtedy, gdy usłyszał własne imię, albo słowa-klucze, jak „jedzenie” albo „spacer”. Smok rósł, zarówno w kwestii samego rozmiaru, jak i ogólnego zrozumienia wszystkiego, co się dookoła niego działo.
— O, tu jest całkiem prosta. — Merlin wyświetlił jakąś stronę. — To ja ci przeczytam, a ty może zapisz na tym bloczku co jest na lodówce, to nam się nic nie pogubi.
— Jasna sprawa!
Song An zaraz zapalił się do robienia wszystkiego, zgarnął bloczek magnetyczny z lodówki, zgarnął też przyczepiony do niego ołówek. Położył wszystko na kuchennym blacie, podsunął sobie krzesło, profesjonalnie zasiadł do pisania.
— Potrzebujemy tak… szklankę mąki gryczanej… — Merlin zmarszczył brwi. — Kurka, aż sprawdzę, czy mamy gryczaną. Bo białą to spoko, ale taką inną, to nie wiem.
Chłopak oderwał się od telefonu, zaczął przetrząsać szafki, znalazł jakiś do połowy pełny słoik.
— To powinna być chyba szklanka, prawda? Jak jest pół słoika to będzie cała szklanka? — spytał Song An.
— Bez problemu, pewnie nawet więcej.
— Dobrze, czyli mąkę mamy. Czego jeszcze potrzebujemy? — Song An wrócił do pisania, Merlin zaś wrócił do przeglądania składników.
— Jedno jajko, to na pewno jest… Łyżkę miodu…
— To będą serio świetne ciastka — wtrącił młodzieniec, starannie wszystko notując. Merlin wyszczerzył zęby.
— Chyba nawet ja bym takie zjadł — powiedział, a Falkor rzucił mu podejrzliwe spojrzenie. Czarodziej parsknął śmiechem na reakcję swojego pupila. — Ale spokojnie, większość jest dla ciebie. No, popatrzmy, co jeszcze jest do ogarnięcia, hm… Olej kokosowy i mleko kokosowe.
Ołówek przemknął po kartce, pojawiły się kolejne dwie linijki.
— I co dalej? — Song An uniósł głowę, zerknął na Merlina. — Coś jeszcze?
— Tak, marchewka, tę też na pewno mamy, tylko z tym mlekiem kokosowym będzie problem.
Młodzieniec uniósł brwi.
— Nie można dać zwykłego?
— Nie mam pojęcia. — Merlin przeniósł wzrok na Falkora. — W sumie to on nigdy nie pił mleka, to nie wiem, co będzie jakby dostał…
Obaj westchnęli, Song An dopisał jeszcze marchewkę, nim odłożył bloczek z ołówkiem na lodówkę.
— Wiesz co, może po prostu chodźmy do sklepu. Twoja mama i tak mówiła, żebyś jej powiedział, jeśli będziemy szli. Może też czegoś potrzebuje? Moglibyśmy ją wtedy wyręczyć.
Merlin skinął głową.
— Dobry pomysł. Dobra, to skoczymy szybko do sklepu i bierzemy się za pieczenie ciastek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz