04 grudnia 2023

Od Sorena do Charlie

Zawiesina powstała z likieru była słodka, pobudzająca kubki smakowe, co wraz z cierpkim smakiem alkoholu tworzyło wyjątkową kompozycję. Soren z lekkim trzaśnięciem odstawił kieliszek na ladę, nie odrywając wzroku od swojej rozmówczyni. Dopiero wtedy, widząc ją z tak niewielkiej odległości, Soren był w stanie zauważyć wszystkie pajęcze atrybuty, które początkowo umknęły jego uwadze. Ktokolwiek przysłał mu liścik, nie mógł opisać jej lepiej niż tym niewielkim, narysowanym w pośpiechu rysunkiem. Charlotte była piękna, intrygująca i nie wątpił, że w każdych innych okolicznościach zdołałaby przyciągnąć go do siebie, zwabić niczym ofiarę mającą skonać w jej własnej sieci, a on absolutnie by nie protestował. Musiał jednak zachować trzeźwość umysłu, skupić się przede wszystkim na przyświecającym mu celu, jakim było ratowanie własnej skóry. Właśnie wtedy, gdy jego oczy bez żadnych skrupułów wodziły po ciele nieznajomej, w głowie zrodził się pewien szalony, zapewne ryzykowny plan. Połączenie przyjemnego z pożytecznym, zaspokojenie własnej ciekawości, przyciągania, które odczuwał w jej stronę, jak i jednoczesne wypełnienie powierzonego zadania. Nic nie stało mu na przeszkodzie, by, podobnie jak swą byłą partnerkę, jak i wielu jej poprzedników, zamordować Charlotte jakże niewinnym, pojedynczym pocałunkiem. Uśmiechnął się na samo wyobrażenie wizji, w której ją uwodzi, powoli usypia jej czujność, by niespodziewanie pozwolić trutce wedrzeć się do jej ciała. Wizji, w której powoli słabnie w jego ramionach, by następnie bezwładnie opaść na posadzkę, pozostawiając The Web w rękach zwodniczego losu. Wiedział, że zadanie nie będzie proste, zwłaszcza biorąc pod uwagę kilku nieustannie wgapiających się w niego osiłków, którzy zdawali się nie opuszczać dziewczyny na krok. Ukrywali się wyjątkowo skutecznie, Soren sam nie był pewien, czy zdołał kątem oka dostrzec każdego z nich i nie wątpił, że gdyby doszło co do czego, ich obecność okazałaby się dla niego niespodzianką. Trudno, w najgorszym wypadku najzwyczajniej teleportuje się najdalej, jak tylko może.
– Jeszcze jeden? – zapytała, przysuwając do siebie ich kieliszki
Soren skinął głową, opierając brodę o wierzch dłoni. Nie miał w naturze pić zbyt wiele alkoholu, a tym bardziej upijać się do stanu kompletnej nietrzeźwości, jednak w obecnej sytuacji nie potrafił odmówić. Znajdował się w jej leżu i czy tego chciał, czy nie, grał według jej zasad. Charlotte w mgnieniu oka przygotowała dla nich kolejną partię shotów. Jej ruchy były szybkie, precyzyjne i wyćwiczone, nie sposób było nie zauważyć, że zajmowała się swym fachem już od dawna. Soren z ciekawością obserwował sposób, w jaki poruszają się jej dłonie, chłonął tak wiele szczegółów, jak tylko zdołał, jakby licząc, że gdy dojdzie do starcia, zdoła wykorzystać pozyskaną wiedzę na własną korzyść.
– Za piękną właścicielkę The Web i żeby szczęście jej zawsze sprzyjało. – Chłopak uniósł kieliszek, a na twarzy błysnął zawadiacki uśmiech. Ciesz się tym szczęściem, póki możesz.
Wypili kolejkę w tym samym czasie, a żadne z nich nie odważyło się przerwać kontaktu wzrokowego na dłużej niż kilka sekund. Istniejące między nimi napięcie dałoby się kroić nożem, jednak mimo to żaden z gości wokół zdawał się go nie wyczuwać. Wciąż poruszali się w rytm muzyki, niczym w transie, z którego nie potrafili się ocknąć. W tym jakże zatłoczonym otoczeniu, Soren i Charlotte zdawali się zawieszeni we własnej rzeczywistości, niewidoczni dla reszty świata. Liczyły się jedynie wzajemne, nigdy niewypowiedziane groźby, uważne spojrzenia i oczekiwanie, które z nich wykona pierwszy ruch. Obydwoje nie zauważyli stojącego nieopodal chłopaka, który od dobrych kilkunastu minut domagał się drinka, wykrzykując swoje prośby na tyle głośno, że był w stanie zagłuszyć nawet buczącą z głośników muzykę.
– Zjeżdżaj. – Soren nie wiedział, co w niego wstąpiło. Nie pracował tutaj, jednak niespodziewane wrzaski chłopaka negatywnie odbijały się na jego planach. – Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?
– Ale ja chcę drinka od niej, ona robi najlepsze. – Chłopaczek zatoczył się i niewiele brakowało, by stracił równowagę. Cuchnął wódką i rodzajem zioła, którego Soren nie potrafił do niczego przypasować.
Gdy zignorowano go ponownie, chłopak złapał najbliższy mu kieliszek i wściekle cisnął nim w tłum. Chciał pokazać wszystkim, kto tu rządzi, zwrócić na siebie uwagę, jednak pech chciał, że kieliszek rozbił się o plecy równie pijanego gargulca. Ofiara niefortunnego rzutu nie przyjęła tego z godnością, natychmiastowo szturmując ku wątłemu, ledwo stojącemu o własnych siłach chłopaczkowi. Ten gest, niczym pierwsza krew, zdawał się rozbudzić coś w pozostałych spragnionych jatki gościach - na parkiecie podniósł się wrzask, a tańce zdawały się jedynie przybierać na intensywności, przypominając obecnie bardziej walkę, szaleńcze konwulsje, niż jakąkolwiek formę artystyczną. Soren uśmiechnął się na ten widok - poruszenie w klubie było dla niego idealną okazją, by zaatakować, by wbić pierwsze szpony w Charlotte. Gdy odwrócił się w jej stronę, mógłby przysiąc, że w oczach pajęczycy pojawiła się ta sama iskra, zalążek tego samego pomysłu. Była niezła, a Soren czuł się tym niesamowicie wręcz podekscytowany. Mógłby dobrowolnie wejść w jej sidła, byle tylko na własnej skórze przekonać się, do czego była zdolna.
W bezsłownym porozumieniu, wzbogaconym dodatkowo o jednoznaczne skinienia głową, oboje zniknęli w plątaninie korytarzy na tyłach klubu, najpewniej strefie dla pracowników. Soren pozwolił się prowadzić, ostrożnie podążając za Charlotte kolejnymi zakamarkami jej doskonale uplecionej sieci. Dziewczyna zaprowadziła go do niewielkiego pokoiku, którego przeznaczenia Acedia nie był w stanie rozszyfrować. Oboje oparli się o dwie, równoległe ściany, przez dłuższą chwilę przyglądając się sobie w milczeniu. Soren nie był w stanie jednak dłużej znieść tej ciążącej pomiędzy nimi ciszy, rzucając w stronę Charlotte kilka starannie ułożonych, jednak przy tym prawdziwych, komplementów. Dziewczyna nie pozostawała mu dłużna, odgryzając się kilkoma równie przemyślanymi docinkami, napędzając to, jakże fałszywe i przesycone jadem, koło wzajemnej adoracji. Soren nie wyczuł nawet momentu, gdy zbliżyli się do siebie, zmniejszyli dzielący ich dystans, a jego ramię oplotło talię dziewczyny. Serce chłopaka zabiło szybciej. Wszystko albo nic, nie było już niczego, co mogłoby powstrzymać którekolwiek z nich przed zamordowaniem drugiego. Soren nie zamierzał czekać ani chwili dłużej, cenił swoje życie za bardzo, by pozwolić się z niego ograbić. Żegnaj Charlotte, na zawsze pozostaniesz wyjątkowo ekscytującym, przyjemnym wspomnieniem.
Dłoń Acedii znalazła się na policzku pajęczycy, delikatnie go głaszcząc, a drugą ręką pewnie przysunął ją do siebie. Charlotte nie protestowała, wydawała się aż zbyt skłonna przystawać na wykonywane przez Sorena gesty. Jej dłoń powędrowała ku klatce piersiowej chłopaka, ku szyi, po której powoli przejechała opuszkami palców. Dwójka zabójczych, chwilowych kochanków wpatrywała się w siebie jeszcze przez chwilę, nim ich usta złączyły się w jedno. Całowali się długo - Soren nie mógł pozwolić sobie na jakikolwiek margines błędu, pojąc nieznajomą płynącą wraz ze śliną trucizną. Mógłby przysiąc, że potraktował ją ilością toksyn zdolną powalić całą grupę dorosłych, jednak, ku ogromnemu zdziwieniu, dziewczyna nie słabła, nie straciła przytomności, a co najważniejsze nie umierała. Czyżby źle całował? Czy w przypływie emocji i wizji własnej śmierci zapomniał o wszystkim, co potrafił? Soren przedłużył pocałunek o dodatkowe kilkanaście sekund, nim zszokowany i zdezorientowany odsunął od siebie pajęczycę. Trzymał ją za ramiona, wpatrując się w jej równie zaskoczoną twarz.
– Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? – Nie potrafił już dłużej ukrywać swoich prawdziwych zamiarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz