31 sierpnia 2025

Od Souela – Zakazana przyjaźń (IV)

— Właśnie, Pyskacz, bo jak tak studiowałem księgę smoków, to zauważyłem, że brakuje informacji o nocnych furiach. Nie ma czasem drugiego tomu z nimi albo jakiegoś zwoju czy...?

30 sierpnia 2025

Od Caina – Rex tremendae majestatis

TW: krwawy rytuał, śmierć postaci, śmierć dziecka, otwarte rany
Do momentu, w którym stracił wszystko, śnił tylko o pięknej istocie, która objęła czule palcami jego małą, samotną duszę, wbijając ostre pazury w sam jej środek, skąd popłynęła gęsta czerwona krew i wyrwała ją z jego ciała, tuląc do własnej piersi niczym matka swoje własne dziecko, wypowiadając tajemnicze słowa, które brzmiały jak powiew delikatnego wiatru, łagodnie i ciepło.

29 sierpnia 2025

Od Song Ana — Początki [AU]

Nieliczna grupka młodych osób odzianych w granatowe szaty w ciszy przedzierała się przez leśną gęstwinę. Nie rozmawiali oni ze sobą prawie wcale, raz na jakiś czas tylko wymieniając się pomniejszymi spostrzeżeniami na temat kierunku. Zachowywali wyjątkową czujność. Rozglądali się i nasłuchiwali. Byli bowiem na polowaniu.

Od Merlina – Baśń czwórki wspaniałych [AU]

Bywały dni, kiedy Merlin zastanawiał się, czy życie w królestwie Darion było z definicji tak absurdalne, czy może to on sam, niczym magiczny magnes na kłopoty, przyciągał do siebie cały ten chaos. Znał opowieści. Słyszał legendy o wielkich bohaterach, którzy na rozkaz króla przemierzali kontynenty, walczyli z armiami demonów i nieumarłych, i odzyskiwali potężne artefakty, śpiewające do nich z głębi ziemi. Ich życie, przynajmniej w pieśniach, zdawało się mieć jakiś sens, jakąś epicką strukturę. Był pogodny i beztroski początek, pełne chwały rozwinięcie oraz zakończenie, w którym dobro zawsze zwyciężało.
Jego życie nie miało epickiej struktury. Przypominało raczej serię luźno powiązanych ze sobą, komicznych scenek.

27 sierpnia 2025

Od Souela – Zakazana przyjaźń (III)

Popołudniowe słońce przedzierało się przez iglaste korony drzew, rozświetlając las. Souel wędrował z notatnikiem otwartym na mapie, podążał wyrysowaną wcześniej trasą. Wreszcie przystanął, gdy dotarł do obrysowanego grubym kółkiem krzyżyka. Schował notatnik, rozejrzał się dokładnie. Przeszedł przez długi, wyryty w ziemi ślad, zsunął się po niewielkim zboczu. Minął głaz, wreszcie kucnął przy poprzecinanych kawałkach liny. Podniósł jedną z kul.
Pyskacz powiedział na szkoleniu, że smok nie przegapi żadnej okazji, żeby zabić.
Czemu więc Souel wciąż oddychał?

Od Tristana – Not one path leads to greatness, but a myriad of them (II)

Zaklęcie teleportacji brutalnie zrzuciło nim o suchą ziemię. Tristan stęknął, zdrętwiałe i obolałe ciało odmówiło jakiekolwiek współpracy, leżąc marnie jak zepsuta kukiełka.
— Wstawaj, wojowniku — odezwał się mężczyzna nad nim. — Masz zadanie do wykonania.
Wyłącznie ta czysta nienawiść wobec właściciela opanowanego głosu była w stanie zmusić go do zaciśnięcia zębów i poruszenia się, nic więcej mu nie pozostało. Niegdyś wielki wojownik run, teraz człowiek na drodze do zostania pustą, pękającą skorupą, wsparł się na łokciach i spiorunował spojrzeniem stojącego przed nim mężczyznę.

Od Tristana – Who we are never changes, who we think we are does (I)

Liczyłem na nieco więcej spokoju, westchnął w duchu, czując na sobie spojrzenie szpiega.

26 sierpnia 2025

Od Isidoro – W stronę gwiazd

Isidoro wpakował do plecaka piżamę i skarpetki z nanowłókien, pamiętał też o termoizolacyjnej kurtce i szaliku. Do bocznej kieszeni włożył jeszcze swój ukochany datapad z symulacjami holograficznymi nieba, a z drugiej strony, dla przeciwwagi – kilka wysokoenergetycznych racji żywnościowych. Całość przykrył pluszową, białą foką od babci Maristeli, następnie ściągnął troczki i starannie zapiął klapę. Zarzucił plecak na plecy, ostatni raz popatrzył po swoim pokoju.

Od Tristana – The love that binds us is more important than the power we wield (II)

Jego rycerska zbroja nigdy nie wydawała się tak ciężka, przypominająca klątwę, a nie słuszny obowiązek. Jak wypełniona kłami paszcza olbrzymiego monstrum, zaciskała się na nim, dusząc i wżynając się w ciało, z każdym szczęknięciem metalu drwiąc z jego przekonania, że kiedykolwiek zakładał ją w imieniu dobra i prawości. Teraz te nieprzeliczone poranki oraz wieczory spędzone na polerowaniu najmniejszej skazy przecinającej napierśnik były niczym opieka nad paskudną bestią, godziny treningowe z mieczem przyzwyczajały ją do pragnienia krwi. Jednak to jego decyzje, jego zaufanie względem tych, którzy na owo zaufanie nie zasługiwali, pozwoliły bestii panoszyć się i rozwijać. Splamił grzechami duszę, lecz nadszedł czas odkupienia.

Od Hotaru – 天狗

Hotaru przystanęła, poprawiła plecak. Po chwili zmieniła zdanie, podeszła do skraju drogi i przysiadła, z westchnieniem zdejmując z pleców bagaż. Postawiła go na ziemi, oparła o wyciągnięte przed siebie nogi.

Od Souela – Zakazana przyjaźń (II)

Słońce świeciło wysoko na niebie, choć częściowo było przysłonięte leniwie wędrującymi obłokami. Wysokie drzewa cicho szumiały w akompaniamencie śpiewu ptaków, gdzieś po pniu przemknęła wiewiórka. Las z drugiej strony Berk trwał w spokoju, nienaruszony, ani trochę niedotknięty nocnym nalotem.
No właśnie.
Ani trochę niedotknięty.

25 sierpnia 2025

Od Virgila – When one falls, we continue (II)

Bitewny pył opadł na ziemie wraz z ciężkim cielskiem potwora, zostawiając ich nagle w dziwnej, drżącej wciąż napięciem ciszy, pełnej obawy, czy to na pewno koniec niebezpieczeństwa. Lecz Nevron się nie podnosił, Virgil wciąż słyszał swój oddech, czuł bicie niezmiennie pracującego serca, a wysoka trawa łagodnie falowała na wietrze, niosąc im kojący szum. Była w tym ulga i zmęczenie, chęć ruszenia dalej i wydarcia się na okrutność Malarki, obwarowanej z każdej strony śmiercią, bo ile jeszcze nierównych walk mieli stoczyć, nim koszmar łaskawie się zakończy? Vi odetchnął głęboko powietrzem polany wydającym się niezwykle lekkim po odgonieniu świeżego widma zagłady. Tyle razy pójdzie w bój, ile będzie trzeba, by odnaleźć Seymoura.

Od Felixa – Not one path leads to greatness, but a myriad of them (I)

Przehandlowanie własnej wolności w zamian za nieśmiertelność było ryzykownym gambitem. Chyba najbardziej ryzykownym w całej karierze Felixa – nawet biorąc pod uwagę jego interesujący styl życia, w którym zaglądał śmierci w oczy równie często i głęboko, co najwierniejszy kochanek. Taniec na linie, unikanie zguby o włos, stawianie wszystkiego na jedną kartę, czyli typowy jego wtorek. Cierpliwość, spryt, strategicznie rozsyłane uśmiechy, by jego runa trafiła w odpowiednie miejsce, i w końcu los, po wielu meandrach i zawirowaniach, zwrócił mu ową runę wprost w jego własne ręce. Jego wola znów należała do niego samego, a przy tym śmierć mogła tańczyć wokół i szczerzyć swe gnijące zęby, on zaś nadal zaglądał jej głęboko w oczy, wiedząc bardzo dobrze, że kościste łapy nie mogą go tknąć.

Od Souela – Zakazana przyjaźń (I)

Wyspa Berk.
Niewielki skrawek lądu, wysunięty daleko na północ od kontynentu, należący do Archipelagu. Położona idealnie pomiędzy „piździ jak z paszczy mroziczorta” i „pustką jaczego łba”, łącząc w sobie obie te cnoty. Nawet postawienie osady na południowej części, za naturalną barierą w postaci samotnej góry, nie mogło pomóc w tej kwestii. Cóż, przynajmniej wszystkie domy niemal lśniły nowością. Ach, no i można było tu podziwiać malownicze zachody słońca.
W zasadzie mieszkańcy bardzo dobrze radzili sobie z większością trudów. Grube futra, skóry, wielkie muskuły i też szczypta (lub więcej) tłuszczyku skutecznie chroniły wikingów przed kaprysami pogody. Jedyny poważniejszy problem stanowiły szkodniki. Inni to tam zmagali się z myszami, względnie jakimiś robakami. Ale nie mieszkańcy Berk. Oni mieli...
Smoki.

24 sierpnia 2025

Od Isarra – Wakacyjna robota

Michał miał szczerze dość nieodpłatnej pracy dla swojego wujka Ignacego. Już drugą godzinę pielił ten paskudny ogródek. No, może warzywniak sam w sobie nie był paskudny, ale fakt, że Misiek dostał takie bojowe zadanie jak walka z chwastami, go takowym czyniła.

Od Aiolyt — Pobierowo, poker i mutant.

    — Czy ty się głową z chujem na miejsca pozamieniałeś?

Od Aiolyt — Wieczna zima (II)

        Gdyby sama zmiana pogody i pogorszenie warunków nie wpłynęłyby na samopoczucie Aiolyt, to zmienienie fachu na kupca by to zrobiło.

21 sierpnia 2025

Od Nikolaia — Przykro mi, terminal się zepsuł

Obudził go duszący zapach papierosów. Sąsiad znowu palił na balkonie, pomimo zakazu płynącego ze spółdzielni mieszkaniowej. Firanki wiszące w sypialni Mikołaja już dawno przeszły smrodem fajek. Wcześniej jeszcze przejmował się ich stanem i prał je regularnie, ale dzisiaj zdążył się poddać. Zaakceptował nieprzyjemny zapach, tak samo, jak wcześniej pogodził się z workami śmieci na klatce schodowej, dziecięcym wózkiem blokującym schody i tym głośnym maltańczykiem, który ujada i w dzień, i w nocy. Bez przerwy.
Mieszkanie pełne wad, zagrzybiałe, małe, ale przynajmniej drogie. Żyć, nie umierać.

Od Bashara – Life keeps forcing cruel choices (II)

Miłość, w swej najczystszej formie, była aktem tworzenia.

Od Dantego – Life keeps forcing cruel choices (I)

Ziemia zadrżała, zatrzęsła się i pękła z mrożącym krew w żyłach hukiem, gdy stabilny grunt zmienił się w otwarte arterie chropowatych skał. Tnące głęboko okruchy, zmieszane z gliną, przesunęły się w nowopowstałych jamach, pył i odłamki podłoża wystrzeliły w twarz Dantego. Podrażnione oczy zapiekły koszmarnie, lecz nie miał czasu, by je otrzeć – pęknięcia otoczyły go z lewej i prawej, teren pod jego nogami zaczął się zapadać. Skoczył desperacko na najbliższy stabilny fragment. Stopa oparła się niefortunnie o kruszący się kamień. W jednej sekundzie mięśnie stężały w przypływie grozy. W następnej pancerne rękawice chwyciły krawędź. Dante podciągnął się, przewalił nieskładnie na plecy, potem brzuch. Płuca zajadle walczyły o każdy możliwy oddech, łokcie zadygotały, gdy się na nich podparł. Spojrzał przed siebie, przełykając własną krew.

Od Theo – When one falls, we continue (I)

Kwiaty były pięknym organem roślinnym. Mieniły się wieloma barwami, jedne bardziej matowe, inne lśniące niemal niczym klejnoty. Przyciągały zapylaczy zarówno swym pięknem, jak i urzekającym zapachem. Kiedy już doszło do zapłodnienia, następowała przemiana kwiatów w owoce z nasionami, które dzięki zoochorii rozprzestrzeniały się i w ten sposób poszerzały zasięg gatunku. W pierwszych etapach powstawania owocu płatki odpadały, sypiąc się z drzew niczym kolorowe, nieroztapiające się śnieżynki.

Od Arthura – The love that binds us is more important than the power we wield (I)

— Niekoniecznie takiego powitania się spodziewałem…
Szczupły mężczyzna odetchnął cicho, próbując nie zadławić się powietrzem nasyconym gniewem i śmiercią. Podniósł wzrok na sylwetkę, oświetlaną ciepłym, drżącym światłem lamp oliwnych. Drugi mężczyzna pochylał się nad miednicą, szorując twarz. Z każdym ruchem dłoni woda ciemniała, mieszając błoto, pot i świeżą posokę.

Od Virgila – Mazury

— Jak ci się któryś chłopiec spodoba — mawiała do niego babcia Heloiza, siedząc na ganku i puszczając z fajki dziadka okrągłe dymki — to na Mazury go przywieź do mnie. Ludziom się serca na Mazurach otwierają lepiej. W miastach to one ściśnięte są, jak ta cała paskudna zabudowa przez kota nasrana. Tam ci ludzie nic nie powiedzą, tak jak nic ci rozkład jazdy krakowskich tramwajów nie powie, bo to jeździ wedle swojego widzimisię. Ale na Mazurach — przy tych słowach babcia uśmiechała się szerzej, rozkładała ramiona, jak ten gospodarz prezentujący swe rozkwitłe pole — jest przestrzeń, miejsce na oddech, zwierzenia. Jeśli by się tak zdarzyło, że twój dziadek w jakieś zatłoczonej uliczce by mi wyznał, że mnie kocha, to chyba przez łeb by dostał. A tak, to on zabrał mnie nad jezioro, wziął za rękę, powiedział „Heloizo, kwiecie” i byłam cała jego... Było tak ładnie i romantycznie, że nawet to jego wysokie czoło mi nie przeszkadzało. — Wilczek wiedział od mamy, jak babcia uwielbiała dziadka w to czoło całować. — Więc mówię ci, na Mazury zabierz gagatka.

20 sierpnia 2025

Od Cheoryeona – ...Po prostu żyj tak, jak chcesz, pochwyć swe marzenia

Dzisiaj nie było klientów.
Cheoryeon wiedział, że Pokój Jasnowidza nie zawsze będzie się cieszył braniem. W zasadzie od początku to nie był biznes o świetlistej drodze. Już sama wróżka, która swego czasu przygarnęła bliźniaki do pomocy, nie miała mnóstwa klientów. Przeplatały się głównie te same osoby, znajomi chętni na nie tylko wróżby od koleżanki, ale też wszelakie ploteczki. Po odejściu wróżki jeszcze przychodzili ze względu na dzieciaki, lecz z biegiem lat wizyty stopniowo ustawały. Część również przeszła na drugą stronę, część nie przychodziła ze względu na zdrowie, a reszta po prostu zrezygnowała.
To była naturalna kolej rzeczy.

18 sierpnia 2025

Od Bashara – Cisza przed sztormem

Powietrze w starym magazynie ciążyło zapachem kurzu i stęchlizny, zimnym kamieniem i rdzewiejącym metalem, nabrzmiewało niewypowiedzianą groźbą i pełnym napięcia oczekiwaniem. Światło, sączące się przez brudne okna pod sufitem, malowało długie, blade smugi na betonowej posadzce, co chwilę wydobywając z cienia sylwetki uzbrojonych mężczyzn, snujących się niespokojnie w tę i z powrotem, niczym zwierzęta zatrzaśnięte w klatce.

17 sierpnia 2025

Od Dantego – Kwiaty i granat (Interludium)

Za każdym razem, gdy patrzyła na syna, ciepło rosnące w piersi mówiło Sappho, że w swym nieśmiertelnym życiu nigdy nie pokocha nikogo mocniej od niego.

Od Dantego – Kwiaty i granat (XI)

Oczywiście, że pamiętał, co Bashar mówił o podziemnych rumakach i ich narowistym temperamencie. Pamiętał, przyjął do wiadomości, po czym następnego dnia przeskoczył ochoczo kamienny płot i po prostu usiadł na środku pastwiska.

16 sierpnia 2025

Od Bashara – Kwiaty i granat (X)

— Jest pewne specjalne miejsce w tym pałacu, którego ci jeszcze nie pokazałem.

15 sierpnia 2025

Od Dantego – Kwiaty i granat (IX)

Powierzchnia niezupełnie zmieniła się od czasu, gdy ostatni raz ją widział. Jednak dla niego zmieniło się wszystko.
Nie rozumiał, czemu irytowała go tak bujna trawa pod stopami, czemu zapach lasu drażnił go w nos bardziej od przytłaczających, siarkowych wyziewów, czemu patrzenie nawet na zwierzęta go męczyło. Ptaki wiły gniazda parami, sarna trwała przy boku postawnego jelenia, dwójka dzikich koni nie odstępowała siebie na krok, zbiegając w dół doliny. Znów czuł się tak, jakby wszyscy i wszystko wokół znało swe miejsce, a on jeden nie wiedział, dokąd zmierzać.

14 sierpnia 2025

Od Bashara – Kwiaty i granat (VIII)

— Ponownie zszedłby do Podziemia, gdyby dano mu wybór — odezwał się nagle Bashar w ciszy swego gabinetu, odrywając rysik od pergaminu.
Nikt mu nie odpowiedział. Jedynie drzemiący w kącie pomieszczenia Cerber poruszył przez sen łapą, zaskomlał cicho, wyłożył się na drugi bok.

Od Song Ana —Zmiany [AU]

Słońce zaszło znad sawanny. Skryło się za horyzontem, rzucając swoje ostatnie ciepłe promienie na suchą roślinność. Ptactwo poderwało się do lotu, szukając schronienia na nieubłaganie nadchodzącą noc. Ciszę przerwał ryk lwa. Ogłaszał wygraną. Zdobył te ziemie, okolica należy wyłącznie do niego. Zwycięzca bierze wszystko, a przegrany musi odejść.

13 sierpnia 2025

Od Dantego – Kwiaty i granat (VII)

Zawsze pragnęło się czegoś – więcej złota, więcej ofiar składanych przez wiernych na ołtarzu, więcej rozgłosu wśród śmiertelników, więcej władzy, choć ta ledwo mieściła się w dłoniach. Bogowie żyli w ten sposób, karmili się przepychem, oddychali nieskończonym bogactwem, a gdy spełniło się jeden ich kaprys, nadchodził kolejny. Czy takie istoty mogły kiedykolwiek uznać, że mają wszystko? Czy którykolwiek gaj oliwny usatysfakcjonowałby wreszcie jego matkę, czy owocne zbiory dałyby jej pełną radość? Czy on sam, trwając przy jej boku, zaakceptowałby w pełni swoje życie? Olimp opływał w obfitość i gnał z żądzą w oczach za tym, co wydawało się nieosiągalne, by śmiertelnicy ku uciesze bogów podejmowali się tych samych wyzwań, nadając swemu życiu sens oraz wartość. Nauczono Dantego wierzyć w ten najwyższy cel ludzkiego życia – zdobycie chwały, by zapisać się w pieśniach razem z bogami. Więc jak te dusze mogły się cieszyć jakimkolwiek jej brakiem przez nieustanne czynienie tego samego?

12 sierpnia 2025

Od Bashara – Kwiaty i granat (VI)

Bardziej oczywisty już ten fortel nie mógł być i Bashar westchnął głęboko, popatrując na zagubionego bożka spojrzeniem błyszczącym czymś pomiędzy politowaniem a poirytowaniem. Przeniósł wzrok na piłkę, skrzyżował ramiona na piersi.

11 sierpnia 2025

Od Seymoura – Rzeźbię cię w świetle (III)

Pytanie zawisło w powietrzu, ciche, niepewne. Virgil tylko na moment zerknął w bok, gdzieś w stronę sandałów Seymoura, dłonie ściskały glinę mocniej, niż to było konieczne. Cień rozbawienia przemknął przez twarz boga, mężczyzna oparł się niezobowiązująco o jeden ze stołów.

Od Bashara – Stajenny i jego książę (III)

Pogoda oblekła się w świeżą zieleń wczesnej wiosny, a pojedyncze chmury, podążające wraz z łagodnym wiatrem, przypominały puchate owieczki brykające po swym lazurowym pastwisku. Przyroda zbudziła się do życia i wyskoczyła spod śnieżnej pierzyny, obdarzając świat ciepłem słonecznego uśmiechu. Ptaki już ćwierkały w koronach drzew, kwiaty już otwierały swoje barwne oczy i wydawało się, że w taki dzień nie ma prawa wydarzyć się nic złego.

Od Virgila – Rzeźbię cię w świetle (II)

Bogowie, szukający nowych źródeł przyjemności, swymi niewinnymi zabawami doprowadzali śmiertelników do śmierci, obłędu albo wieczności spędzonej jako drzewo bądź pająk. „Nic ci nie zrobię” spływało łagodnie z ich błyszczących od nektaru ust, lecz zapominali, jak kruche i skazane na rozkład jest ciało ich poddanych.
Tymi słowami jego ojciec rozpoczynał każdą opowieść o ludziach, którzy stanęli zbyt blisko świetlistej aury bogów. Choć Virgil miał swój powód, by niezupełnie w to wierzyć, powód ten stanowił jedynie wyjątek od reguły.

10 sierpnia 2025

Od Bashara – Purpurowa Łuna (VII)

Dante budził się, by spojrzeć spod ledwo uniesionych powiek, dostrzec wciąż czuwającego u jego boku Bashara, a potem odpływał znów w głębiny leczniczego snu, łagodne i bezpieczne, kołyszące jego świadomość w swych kojących objęciach. Gorączka porwała go na pewien czas, gdy ciało wypalało odniesione rany, oczyszczało krew, walczyło. I gdy to minęło, a Dante spojrzał przytomniejszym wzrokiem, uniósł się w poduszkach, Bashar pochylił się, uważnym wzrokiem wpatrzył się w syrenią twarz, łagodnym dotykiem odgarnął włosy z czoła.

Od Cheoryeona – Kto ma najsmaczniejszy mózg? (V)

TW: eeeeee post-apo
Souel siedział przy stole, zajmował się... w zasadzie niczym konkretnym. Przez jakiś czas próbował z chusteczki złożyć pieska origami, ale zdecydowanie brakowało tej sztywności, jaką miał papier. Poddał się w końcu, trochę niezręcznie splótł ze sobą palce, opierając je o uda.

09 sierpnia 2025

Od Dantego – Purpurowa Łuna (VI)

Ten nieznany ból wciąż uciskał pierś, jakby wyrwano coś z niej i rozdeptano na jego oczach, czemu winny był on sam. Jakby topił się we własnych żalach, syren, który nie znał niebezpieczeństwa zniknięcia na dobre pod wodą bez powietrza. A jednak kolejny dzień walczył on o oddech, o chwilę przypomnienia sobie, jak dawniej oddech ten zawierał w sobie słoną bryzę, rozkosz jednej nocy, słodycz obcych warg. Trzymająca go przy życiu iskra pozostała w kajucie kapitana Purpurowej Łuny i nieważne, jak bardzo starał się Dante ją odzyskać i odnaleźć na dnie butelki, na pięści przypadkowego oprycha, w kojących ramionach morza, wszystko sprowadzało się do tego martwego uczucia pustki, braku wartości, żałości.

08 sierpnia 2025

Od Naberiusa – μαλακία

μαλακία (mălăkíā, /ma.la.kí.aː/) - noun, f., 1st declension (genitive μᾰλᾰκίᾱς); ancient greek;
        1. softness, delicacy, effeminacy;
        2. a dead calmness of the sea

Od Bashara – Purpurowa Łuna (V)

Ta noc miała w sobie tak wyczekiwany spokój. Ich ostatnie walki przyniosły dźwięczący złotem łup, wypełniający kufry, zdobiący pirackie dłonie. Załodze należał się odpoczynek, Bashar zaś nie widział niczego złego w tym, by jej go udzielić.

07 sierpnia 2025

Od Nikolaia - Migot za pół ceny [AU]

Tutaj nie chodziło o czerpanie z życia garściami. 
Tutaj chodziło o czyste przetrwanie. Myślisz, że osiągnąłeś już samo dno i  nie ma dla ciebie żadnej  nadziei, a los rzuca ci pod nogi same kłody. Wszystko stracone. Właśnie wtedy przypominasz sobie, że urodziłeś się w Zaun. 
A tutaj może być tylko gorzej. 
Każdy ma swój własny sposób na wyrwanie się z biedy. Mieszkańcy Zaun radzą sobie na wszelakie sposoby. Prace dorywcze, mniej lub bardziej legalne biznesy, żebranie, kradzieże… Moralność nie ma znaczenia. Byleby przeżyć. Przetrwać kolejny dzień w tym niekończącym się piekle. 
Nikolai doskonale wiedział, jak przedłużyć swój marny żywot o jeszcze kilka dni. Chociaż czuł, że balansuje na przepaści, a każda doba może być jego ostatnią, nie zamierzał tak łatwo się poddawać. To on był panem swojego losu. Tylko on miał prawo zdecydować, kiedy nadejdzie jego koniec. Życie to jedyne, co miał na własność. 

Od Dantego – Wieża czarnoksiężnika (III)

Z mieczami wzniesionymi do walki przeszli przez portal, spodziewając się zastać po drugiej stronie armię sługusów czarownika… a nie pokój z kominkiem?

Od Dantego – Purpurowa Łuna (IV)

Karaka płonęła i nic nie mogło już jej uratować.
Pod rozszerzającymi się pióropuszami ognia załoga Łuny uwijała się z przenoszeniem łupów z wielkiego statku handlowego na wierny okręt i tylko polecenia wykrzykiwane przez kapitana wraz z bosmanem były zdolne utrzymać piratów w ryzach, nie doprowadzić do rozniesienia się po ludziach chaosu tak, jak nowe iskry przeskakiwały na kolejne żagle karaki. Napotkali większy opór, niż można było się tego spodziewać po handlowcu. Najwyraźniej człowiek, na którego zlecenie transportowano broń i żywność w przepastnej ładowni, wolał stracić cały okręt, zamiast oddać cokolwiek piratom. Nim dorwali ostatniego marynarza, ten zdążył podłożyć ogień, a im zostało ratowanie tego, co mogli.

06 sierpnia 2025

Od Bashara - Purpurowa Łuna (III)

Przyjęcie syrena do załogi było ryzykownym posunięciem, jednak Bashar już postanowił, że to ryzyko to się opłaci, Dante dopasuje się do życia na statku i będzie kolejnym asem w rękawie kapitana Purpurowej Łuny. Przez pewien czas faktycznie tak było. Dante szybko się uczył, nawet, jeśli jako syren nie miał za dużego pojęcia o tym, jak dbać o statek. Lecz te silne ramiona, wyrobione morskimi prądami, wzmocnione błogosławieństwem oceanu, szybko nauczyły się obsługiwać liny, taszczyć ciężkie beczki i przenosić kule armatnie. Dante wypływał też w morze, kierował sieciami, a dzięki jego staraniom załoga mogła liczyć na świeże ryby. Wszystko było lepsze od suszonej wołowiny, od pasków twardej jak podeszwa wieprzowiny i krakersów zostawiających w ustach przykry, drewniany smak. Syren kierował ich pewnie ku niezbadanym wodom, prowadził tam, gdzie na mapach wciąż ziały białe plamy, a dzięki jego wskazówkom Purpurowa Łuna znikała królewskim admirałom z pola widzenia, by wyskoczyć na nich wtedy, gdy najmniej się tego spodziewali.

05 sierpnia 2025

Od Dantego – Purpurowa Łuna (II)

— Dołączyć do załogi? — powtórzył kapitan, mierząc go uważnym wzrokiem, doświadczonym w wyłapywaniu podstępu, lecz w tym lekkim półuśmiechu trudno było dojrzeć coś poza zawadiackością, cieniem filuterności. — Czemuż syren pragnąłby porzucić bezmiar wód na ograniczony pokład statku?
Dante nie przestawał się uśmiechać, racząc się widokiem kapitana skąpanego w blasku księżyca. Pierwszy raz widział go z tak bliska. Był jeszcze piękniejszy, niż gdy oglądał go ze skał.

04 sierpnia 2025

Od Bashara - Purpurowa Łuna (I)

Bashar pewną dłonią trzymał ster, prowadząc swój wierny okręt między zdradliwymi skałami. Purpurowa Łuna zanurzała się głęboko, obciążona wiezionym w ładowni skarbem, zrabowanym sprytnie królewskiej marynarce. Kapitan uśmiechał się pod nosem, rad z łupu, rad i z nowej kryjówki, którą udało mu się dla nich znaleźć. Nie, te ostre skały i gwałtowne prądy, skryte pod powierzchnią oceanu, to było za mało, by ochronić ich bezpieczną przystań, potrzeba było czegoś więcej, by wymagający kapitan naprawdę poczuł, że wszyscy jego ludzie są bezpieczni. Dlatego też Bashar z radością powitał wieść od jednego ze swych podwładnych, że oto na drodze do ich kryjówki pojawiły się syreny – morskie istoty zdolne słodyczą swego głosu odebrać rozum najbardziej wstrzemięźliwym ludziom – i postanowił wykorzystać to do swoich celów.

Od Undine – Dla tych, którzy przyjdą po was (IV)

TW: śmierć zwierzęcia, śmierć postaci.

03 sierpnia 2025

Od Ilary - I niech los zawsze wam sprzyja [AU] (I/?)

Mgła majaczyła nisko nad taflą morza, otulając doki i łodzie niczym pajęczyna, dusząca w swych sidłach wszystkich mieszkańców czwartego dystryktu. Nawet mewy — zwykle hałaśliwe, skrzeczące rybakom nad uchem — milczały, jakby i one wiedziały, że nie należało dzisiaj kusić losu.

Od Cheoryeona – Tak samo jest z tobą, więc rzuć już te kaprysy...

Niegłośne pukanie rozległo się po pomieszczeniu. Siedzący za biurkiem mężczyzna zaprosił do środka, nie odrywając wzroku od monitora.
— Wybrano już agenta, który zrekrutuje muzyka — oznajmiła kobieta po wejściu. — Według wpisów użytkowników Chirpera i Fotograma muzyk powinien zjawić się jutro na Placu Wolności koło Parku Zachodniego.
Przesunęła coś palcem na swoim tablecie, następnie spojrzała z wyczekiwaniem na mężczyznę.
— Panie Dyrektorze? — ostrożnie spytała, gdy nie otrzymała odpowiedzi.

Od Nikolaia — Wieczna zima (I)

Nadeszła nagle. Z północy. 
Wszystko to zaczęło się niespodziewanie: od zimniejszych powiewów wiatru, krótszych dni, pierwszych niepozornych płatków śniegu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że do tych anomalii doszło w środku upalnego lata. 
Wieczna zima, tak bowiem nazwali ją wszelacy specjaliści, trwała bez końca. Dni, miesiące, następnie lata. Śnieg i lód pokryły wszystko, co mogły: łąki, lasy, góry, wody, domy, ulice, aż w końcu całe miasta. Tak gwałtowne i niespodziewane obniżenie temperatury odcisnęło piętno na każdej istocie. 
Pierwsze dni wiecznej zimy były najgorsze. Pewnie dlatego, że nikt nie potrafił poradzić sobie w nowej, tak nietypowej sytuacji. A może dlatego, że wtedy jeszcze ludzie mieli nadzieję… 
Nieprzychylna rzeczywistość szybko zweryfikowała nawet największych optymistów. Mróz nie przechodził — wręcz przeciwnie. Dał wszystkim dosadnie w kość. 
Wkrótce prąd wysiadł, wodociągi zamarzły, śnieg zasypał najważniejsze trasy, jedzenia zaczęło brakować. Rozpoczęła się prawdziwa walka o przetrwanie. Najgorsze było jednak to, że wraz z okrutnie niską temperaturą pojawiły się mroźne bestie…

Od Tristana – Dla tych, którzy przyjdą po nas (III)

Potwory noszą najmilsze maski.

02 sierpnia 2025

Od Janka - Dla tych, którzy przyjdą po nas (II)

Otaczający ich las mienił się szmaragdowym blaskiem, śpiewał łagodną melodią, lśniąc nierzeczywistą zielenią, delikatną i baśniową, niczym z jakiegoś dobrego snu. Ich mała grupa przypominała niewielką łupinkę dryfującą wśród falujących liści, niespiesznie zmierzającą ku czekającej ich przygodzie. Janek kochał las. Lecz ten nie napawał go radością, a jego bezsprzeczne piękno, ten melodyjny dźwięk wydawany przez kołyszące się liście i kwiaty, sprawiał, że zamiast uśmiechu, na jego twarzy pojawiał się napięty grymas. Każdy dźwięk, każde poruszenie, mogło być zapowiedzią nadciągającego zagrożenia, śmiertelnie niebezpiecznego Nevrona, czekającego tylko na to, by dokończyć dzieło rozpoczęte na plaży. Mimo to Janek starał się nie narzekać. Narzekanie zatruwało serca i myśli, sprawiając, że najmniejszy problem urastał do rangi czegoś, czego nie dało się przeskoczyć, to zaś było ostatnim, czego potrzebowali.
Szedł na końcu ich małego pochodu, w duchu biorąc na siebie odpowiedzialność za tę trójkę. Andrea, twarda i skupiona, wciąż służyła temu, co wpajano w Akademii, jakby wzrok nauczycieli nadal oceniał każdy jej ruch. Tristan, pełen gniewu, nienawiści i chęci zemsty, z ręką na mieczu, gotów do walki z każdym cieniem, zdawał się zdolny do zaatakowania wszystkiego, co tylko pojawiłoby się na ich drodze. I Undine, ich nieoczekiwana sojuszniczka, ta biedna dusza, która musiała przeżyć śmierć swoich towarzyszy, by stać się ich kompasem. Janek czuł do niej mieszankę podziwu i współczucia. Tyle czasu sama w tym dzikim miejscu… To musiało złamać nawet najsilniejszego ducha – cud, że wciąż potrafiła się uśmiechać.

Od Cheoryeona – Kto ma najsmaczniejszy mózg? (IV)

TW: krew, śmierć, walki, czyli ciąg dalszy niesamowitych przygód Cheoryeona w świecie postapo
W mieście panował względny spokój. Zarażonych nie było bardzo dużo – pojedynczo łazili po ulicach lub bezczynnie stali w kilkuosobowych grupkach, cicho mrucząc pod nosem. Nikogo nie atakowali, za nikim się nie uganiali, jak gdyby uznali, że już ich nie interesują ocalali. Położenie słońca wskazywało wieczór, stąd też ta zmniejszająca się aktywność. Jeszcze trochę i nastanie ciemność, a razem z nią całkowita cisza.

01 sierpnia 2025

Od Ignisa – Wieża czarnoksiężnika (II)

Ich rumaki pozostały na zewnątrz, przywiązane luźno, by mogły dłużej na nich czekać i by mogły ratować się ucieczka, jeśli coś z głębi tego przeklętego lasu postanowiłoby im zagrozić. Ignis bardzo chciał wierzyć, że do niczego takiego nie dojdzie – że oni sami spędzą w wieży krótki czas i będą mogli wrócić, upewniwszy się, że cokolwiek jest źródłem zła rozlewającego się po okolicy, nie jest to ta wieża. Rozum i serce podpowiadały jednak zgoła co innego, więc bard pogładził na odchodnym chrapy swego wierzchowca, zanucił dla niego melodyjne błogosławieństwo, a potem podążył za Dantem w głąb wieży, na plecach czując dodający otuchy ciężar zaklętej lutni.
Nie był pewien, czy wnętrze wieży wywołuje w nim bardziej rozczarowanie, czy niepokój. Kamienne pomieszczenie wyglądało dokładnie tak, jak można byłoby sobie wyobrazić parter sypiącej się, od dawna opuszczonej budowli. Szarość ścian cuchnęła zatęchłą wilgocią i przenikliwym, mokrym zimnem. Podłoga nosiła pociemniałe ślady czegoś, co kiedyś na niej stało, lecz zbutwiało i rozsypało się w śmierdzące próchno. Okien nie było, a jedyne źródła światła stanowiły półotwarte drzwi wejściowe oraz schody, prowadzące gdzieś na górne piętro.