Z roku na rok ze służbą zdrowia było coraz gorzej.
Bashar pamiętał, jak to wyglądało jeszcze te parę lat… no dobrze, parę dekad temu. Wtedy, gdy sam był uznanym kardiochirurgiem. Medycyna nie była aż tak rozwinięta, brakowało tego cudownie nowoczesnego i inteligentnego sprzętu, przeszczepy wielu organów nadal pozostawały w strefie marzeń, a na wyniki badań krwi trzeba było tyle czekać. Wydawałoby się, że skoro technologia nie pomagała tyle, co obecnie, to życie lekarza musiało być jednym pasmem niekończącej się pracy i biegania od pacjenta do pacjenta. Że czasu wolnego było tyle, żeby może wypić jedną kawę, zjeść pół kanapki i już, trzeba było lecieć dalej, bo ktoś potrzebował pomocy, a lekarzy nie było wcale aż tak wielu. Paradoksalnie, przez to, że lekarzy nie było aż tak wielu, jakoś bardziej szanowano ich pracę, nikt nie burczał i nie irytował się o to, że pan doktor nie ma czasu, albo że musi wziąć i po prostu odpocząć. W obecnych czasach zaś od ludzi wymagało się nadludzkiej produktywności, a wymaganie to dotyczyło również i lekarzy. Technologia poszła do przodu, wiele rzeczy łatwiej było zrobić, diagnostyka stała się precyzyjniejsza i jednocześnie bardziej różnorodna. Więcej osób kończyło studia medyczne, było więcej personelu, do tego jeszcze powstawały te wszystkie prywatne kliniki – wydawałoby się, że tyle rzeczy odciążało lekarzy i umożliwiało im spokojną pracę, ale nie. Było dokładnie na odwrót.
Bashar miał tamtego dnia udać się do domu na zasłużony odpoczynek. Już miał dyżur w tym tygodniu, więcej nie musiał brać, czekały go wyłącznie spokojne wieczory, które śmiało mógł spędzić na oglądaniu seriali na Netfilmie, czytaniu jakiejś książki, lub na próbach przyrządzenia takiej wersji jajangmyeon, która by go nie zabiła i jednocześnie była strawna dla Raouna. Jednak los postanowił uśmiechnąć się do demona w wyjątkowo złośliwy sposób, jak to zwykle miewał w zwyczaju.
Lekarz szedł już do pokoju, by w końcu zdjąć lekarski kitel, założyć płaszcz i opuścić budynek szpitala, gdy jego drogę zastąpił doktor Newron.
Mężczyźni niespecjalnie się wcześniej znali, jakoś nie było im po drodze, by spędzać razem czas i rozmawiać. Całość zmienia się, gdy Raoun przechodził fazę opętywania Newrona, a neurochirurg jakoś tak z niewyjaśnionych powodów pojawiał się w tej części szpitala, w której urzędował Bashar. Sam Bashar dopiero niedawno uwolnił się od nawyku zerkania na mężczyznę, by dostrzec w oczach ten charakterystyczny błysk świadczący o tym, że to wcale nie lekarz zasiadał za sterami ciała. Niemniej jednak jakoś od przypadku do przypadku wyszło tak, że obaj mężczyźni zaczęli jakoś tak więcej ze sobą rozmawiać, a ich relacja przeszła od „nieznajomych z pracy” do „razem narzekamy na HRy”.
Z tej też przyczyny Bashar nie był w stanie odmówić, gdy doktor Newron zatrzymał go w korytarzu i przepraszającym tonem prosił, by zamienił się z nim dyżurami. Podał powód, demon westchnął, nawet nie wywrócił oczami. Gdyby to był znowu doktor Ventriculus, proszący go o zajęcie się jego studentami, Bashar zasłoniłby się jakąś wymówką i nawet nie zaprzątał sobie głowy sytuacją. Ale Newron prosił go o przysługę pierwszy raz, do tego dobrze mu z oczu patrzyło i wydawało się, że szczerze potrzebuje mieć ten jeden wieczór wolny. Bashar, będąc w gruncie rzeczy małym pracoholikiem, zgodził się bez konieczności bycia nadmiernie przekonywanym, uspokoił Newrona, że to żaden problem i że pewnie sam dyżur będzie spokojny, nic takiego się nie wydarzy.
Jakże się mylił.
Pielęgniarka obudziła go chwilę po północy. Bashar wstał z kozetki, przegarnął dłonią włosy, ruszył do gabinetu.
Kobieta po czterdziestce, ubrana w ładnie skrojoną garsonkę, do tego z lekkim makijażem i skórzaną aktówką rzuconą niedbale pod fotelem do pobierania krwi, na którym kobieta właśnie siedziała. Skórę miała pobladłą, lekko przepoconą, a ten ściągnięty wyraz twarzy świadczył o bólu, który zalągł się gdzieś w ciele.
— Skarży się na silny ból w klatce piersiowej — powiedziała do niego pielęgniarka, nim Bashar podszedł do swej pacjentki. — Pobraliśmy już krew do badań.
Lekarz skinął jej głową, zbliżył się do kobiety, przedstawił.
— Proszę się rozebrać. — Demon wyciągnął stetoskop. Miał już pewne podejrzenia.
Kobieta ściągnęła marynarkę, ściągnęła koszulę. Zmarszczyła brwi, gdy musiała odgiąć ramiona do tyłu, grymas nie umknął lekarzowi.
Rytm serca był przyspieszony, oddech ciężki, lecz Bashar nie usłyszał tam niczego, co wskazywałoby na problemy z sercem.
— Gdzie dokładnie boli? — spytał, wyciągając plastikowe oliwki z uszu.
— Tutaj. — Dłoń kobiety przesunęła się wzdłuż mostka, trochę niżej, niż można by zakładać. — To zawał, prawda?
Mężczyzna pokręcił głową.
— Małe szanse, ale poczekamy jeszcze na wyniki badań z krwi.
To mówiąc wstał, podszedł do jednej z szafek, wyjął koc. Okrył nim kobietę.
— Jeszcze pani z nami posiedzi. Może pani założyć ubranie, ale proszę zostawić jedną rękę wolną.
— Po co?
— Kroplówka. — Bashar już był przy jakichś innych szafkach. — Nie podciągnie pani rękawa koszuli tak, żeby odsłonić mi łokieć.
Pacjentka miała przesuszone usta, podkrążone oczy. Bashar wyciągnął w końcu wszystkie rzeczy, podjechał do fotela ze stojakiem, w drugiej ręce dzierzył nerkę pełną jałowych drobiazgów. Dłonie w rękawiczkach zawiesiły przejrzysty worek pełen jakiegoś płynu na stojaku, zdezynfekowały zgięcie łokcia kobiety. Błysnęła igła.
— Gdzie pani pracuje?
— Project manager w IT-Genix, zajmujemy się…
— Mhm… — Igła wbiła się w skórę, Bashar zabezpieczył plastikową końcówkę kilkoma plasterkami. — Jakie są pani godziny pracy.
— Nielimitowane.
Lekarz zerknął na zegarek, pogmerał jeszcze przy worku, coś poprawił.
— Właśnie widzę. Prosto z pracy? — Wrócił wzrokiem do pacjentki, ta przytaknęła. Lekarz złączył kroplówkę z wenflonem. — Dużo stresu?
— Jeszcze pan doktor pyta.
— Kawa?
— Wie pan doktor, jak to jest…
Demon skinął głową, przesunął coś na regulatorze, krople cieczy popłynęły wprost do żyły.
— Co mi pan podaje?
— Nic specjalnego. Sól fizjologiczna, węglowodany. — Bashar zmierzył wzrokiem wlew, ale wyglądało na to, że wszystko jest w porządku. — Kiedy pani ostatnio jadła?
Pacjentka milczała przez moment, zastanawiając się.
— Piłam kawę rano.
Bashar powstrzymał westchnienie. Zamiast tego przysiadł na stołku, splótł dłonie.
— Leczy się pani na żołądek?
— Nie?
— To pani zacznie.
Kobieta rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
— Ale mnie boli serce.
— Na szczęście to nie serce, ale blisko. Refluks. Boli panią dolny odcinek przełyku i żołądek.
Pielęgniarka wróciła, zamieniła kilka słów z Basharem. Wyniki krwi wykluczyły zawał. Demon już był przy kolejnych szafkach, szukał jakichś rzeczy. A gdy wrócił do pacjentki, trzymał w dłoni plastikowy kieliszek z jakimiś pigułkami i kubek wody.
— Pantoprazol — powiedział, podstawiając pacjentce jedno i drugie.
Kobieta sięgnęła, przełknęła tabletki, popiła wodą. Poprawiła się pod kocem.
— Kiedy będę mogła iść?
— Już panią nie boli?
— Boli. — Westchnęła, spuściła wzrok. — Ale projekt jest do zrobienia, jesteśmy do tyłu z planem, a trzeba go odesłać klientowi do końca tygodnia.
Bashar obdarzył ją spojrzeniem pełnym niedowierzania.
— Czy pani się słyszy? Jest pierwsza w nocy! A pani chce wrócić do pracy? Kiedy pani ostatnio spała?
— Ale to jest wyjątkowa sytuacja, ja naprawdę muszę… — Urwała, skrzywiła się, dłoń bez wenflonu poruszyła się pod kocem, powędrowała w stronę mostka.
— Musi pani odpocząć. To jest to, co pani musi. Firma przeżyje bez pani, a ja wypiszę zaraz L4.
— Kierownik mnie zabije!
— Wrzody też to mogą zrobić. Widziała pani kiedyś perforację ściany żołądka? Zaręczam, że pęknięty wrzód boli o wiele bardziej, niż refluks.
Kobieta uciekła gdzieś wzrokiem.
— Jak kierownik się będzie czepiał, to pani na niego doniesie do PIPu i już.
— Przecież się domyśli, że to ja!
— To pani powie, że firma używa nielegalnego oprogramowania. Jak już wjadą, to go znajdą. A na czas audytu to i kierownik pewnie spuści z tonu, bo łamanie zasad BHP, wrzucanie pracownikom nadmiaru zadań i tym podobne, podpadają pod paragraf.
Bashar wygodnie nie dodał, że on właściwie łamał trochę tych zasad teraz, robiąc nadgodziny, kiedy nie powinien.
Pacjentka nie wydawała się przekonana, jednak demon miał nadzieję, że jeśli posiedzi jeszcze trochę z tą kroplówką i pokontempluje sterylną biel kafelków zdobiących ściany zabiegowego, to może coś do niej dotrze.
Tymczasem zaś dyżur nie zamierzał przebiegać spokojnie i bez wypadków, bo oto kolejna pielęgniarka odnalazła Bashara, poinformowała o nowych pacjentach.
— Dwóch młodych mężczyzn, jeden ma podejrzenie złamania — powiedziała, gdy wyszli już z zabiegowego i szli korytarzem na salę.
— A drugi?
— Nie wiem — odparła, mocniej zacisnęła dłonie na niesionych w dłoni dokumentach. — Twierdzi, że stan przedzawałowy.
— To zaraz zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz