Na blacie jego biurka leżała jeszcze tylko jedna karta pacjenta. Ostatnia tego dnia. Bashar westchnął, ucisnął palcami kąciki oczu. Był zmęczony, ten dzień po prostu nie miał końca, a ciągłe brzęczenie jarzeniówek i ich ostre, białe światło sprawiało, że zaczynała boleć go głowa. Jeszcze jeden pacjent i będzie mógł wrócić do domu, trochę odpocząć, może obejrzy jakiś serial. Chyba na Netfilms było coś, co polecał mu jeden z jego znajomych, ale przemęczony umysł nie pamiętał tytułu. Bashar go sobie zapisał, lubił mieć wszystko wynotowane, wtedy informacje nie ginęły. Co to mogło być…?
Do rzeczywistości przywołało go pukanie – głośne, stanowcze, niemalże bezczelne. Znał ten dźwięk, tak pukali pacjenci, którym nic nie było, ale trzeba było ich przyjąć teraz-zaraz-natychmiast, inaczej podnosili larum, skarżyli się na wszystko dookoła, grozili skargami i pozwami. Doktor Karim naprawdę potrzebował tych pięciu minut przerwy, już miał się odezwać i poprosić, by ktokolwiek się dobija – raczył w swej łaskawości nieco poczekać – ale nie. Drzwi się otworzyły, pojawił się w nich pacjent.
Wkroczył do gabinetu tak, jakby w nim mieszkał, zaś Bashar był jedynie irytującym dodatkiem. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi, odsunął sobie krzesło (musiał tak szurać?), zasiadł na nim z dostojeństwem maharadży.
— To już za długo trwa! — Wypalił, pochylając się w stronę lekarza.
Doktor Karim obdarzył go uśmiechem godnym bodhisattwy, splótł dłonie na blacie, przyjrzał się przybyszowi.
Niski, krępy, o śniadej karnacji i wypolerowanej na wysoki połysk łysinie, straszył świat starannie podkręconym wąsem, krzaczastymi brwiami i koszulą z szykownym żabotem. Basharowi wyglądał na człowieka, który nigdy nie był zadowolony z tego, co miał na talerzu, a pomysłodawcę pizzy z ananasem zamordowałby gołymi rękami. Demon zerknął na kartę. Massimo Giordano. Coś mu to nazwisko mówiło, ale jego umysł, zbyt zmęczony pracą, nie był w stanie wykrzesać z siebie niczego sensownego.
— Panie Giordano…
— Pan musi mi coś na to przepisać! Tak się nie da żyć!
Bashar mocniej zacisnął splecione dłonie. Ćmiący ból głowy się nasilił, demon czuł, że na tym się nie skończy. Westchnął ciężko.
— Co się stało?
— Co się stało? Pan się pyta, co się stało? — Mężczyzna poczerwieniał. — Mam raka mózgu, to się stało!
Doktor Karim przechylił głowę w uprzejmym zdziwieniu.
— Och, to wielce niefortunne. Czy mógłbym zobaczyć pana badania? Robił pan rezonans magnetyczny?
Pan Giordano zmarszczył brwi.
— Co? Nie! Jaki rezonans?!
— To skąd pan wie, że to akurat rak mózgu?
— Bo nic nie pamiętam!
Palce demona zabębniły po stole.
— Przyczyny amnezji mogą być różne, tak samo jak i sama amnezja może być częściowa, całkowita, lub dotyczyć tylko konkretnych momentów…
Bashar zastanowił się przez moment, po chwili sięgnął w stronę biurka, kliknęła szuflada. Przed mężczyzną pojawił się bardzo poważnie wyglądający neseser, a także opasła książka. Demon otworzył ją wprawnie, wśród mrowia tekstu – rysunek. Dokładny, medyczny, przedstawiał rozkrojoną ludzką głowę, widzianą z profilu, z gałką oczną wpatrującą się w horyzont, gulą języka spoczywającą w okolicy podniebienia i pofałdowanym masywem mózgu kryjącym się pod porowatą czaszką. Realistyczny i nadźgany szczegółami, robił wrażenie na „cywilach”.
— Mózg to skomplikowany organ — powiedział demon, widząc, jak jego pacjent błądzi wzrokiem po rycinie, niepewność wkrada się w spojrzenie. — Mówienie, że amnezja jest spowodowana guzem to zbyt duże uproszczenie. Proszę mi w takim razie powiedzieć, których fragmentów wspomnień pan nie pamięta i… jak pan się w ogóle zorientował, że brakuje panu ich części?
Mężczyzna westchnął głęboko, znowu zmarszczył brwi – tym razem jednak głębiej, ale nie tak gniewnie. W tym obliczu przeważać zaczął smutek i zmęczenie.
— Jestem recenzentem restauracji — zaczął, zerknął na Bashara, jakby spodziewał się jakiejś reakcji, może zachwytu, może czegoś innego. Lekarzy jedynie skinął głową. — Mój zmysł smaku nie ma sobie równych – jeśli sądzi pan, że można wcisnąć mi mrożone mięso, twierdząc, że jest świeże i dopiero zeszło z patelni, to się pan bardzo grubo myli. Rozróżniam ponad trzysta gatunków wina, wystarczy mi ledwie powąchać zawartość kieliszka. Dania najbardziej egzotycznych krain nie stanowią dla mnie tajemnicy, a szefowie restauracji kulą się na sam dźwięk moich kroków.
— Niebywałe. — Doktor rozplótł dłonie, splótł je inaczej. — Jaki ma to związek z pana amnezją?
— Nie pamiętam, w których restauracjach byłem i których potraw kosztowałem. Panie doktorze, przecież to niedopuszczalne!
— Czy jeszcze jakichś fragmentów pan nie pamięta?
— Nie! Wszystko jest w najlepszym porządku! — Ukrył twarz w dłoniach. — Nie, nic nie jest w porządku! Doktorze, cała moja kariera legnie w gruzach, ludzie przestaną ufać memu osądowi! Wolałbym zapomnieć imienia żony, niż restauracji, w których jadłem!
— Jest pan pewien?
— Całkowicie! — Pan Giordano uniósł wzrok. — I tak mówię do niej „puszku-okruszku”, „moja myszeńko” i…
— Tak, ekhem… — Bashar przerwał jego wywód. — Cóż, tak jak mówiłem, z mózgiem nie ma żartów. Ja zaś nie mogę wystawić żadnej diagnozy, dopóki nie dostanę wyników badań.
Szuflada znów szczęknęła, doktor Karim wyjął bloczek skierowań.
— Powinien pan zacząć od rezonansu magnetycznego, to powie nam najwięcej na temat tego, co też dzieje się w pana głowie.
Pacjent pokiwał ochoczo głową, wodził wzrokiem za wypisującą skierowanie dłonią. Bashar zamaszyście przystawił pieczątkę, oderwał skierowanie na rezonans, kliknął parę razy długopisem, zastanawiając się. Pan Giordano był upierdliwy, demon miał migrenę, to nie mogło się skończyć dobrze dla pacjenta.
— I jeszcze skierowanie na gastroskopię.
— Co takiego?! Dlaczego gastroskopię?
Bo mam kiepski humor.
— Sam pan wspominał, że zajmuje się pan jedzeniem, prawda? To układ pokarmowy też trzeba przebadać, może tam jest jakiś problem…?
— Ale ja mam amnezję, nie niestrawność!
Bashar wychylił się do przodu, oparł mocniej na blacie, popatrzył pacjentowi w oczy tym charakterystycznym, poważnym wzrokiem zatroskanego lekarza.
— Widzi pan, postrzega pan poszczególne układy pańskiego organizmu jako osobne byty, a przecież tworzą jedno ciało, prawda? Wszystko jest ze sobą połączone, zaś ludzki organizm jest niemożliwie skomplikowaną maszyną, którą nadal tak ciężko jest nam pojąć i zrozumieć. Skoro pana amnezje dotyczą momentów, gdy zajmuje się pan konsumowaniem potraw, najlogiczniejszym jest sprawdzenie, czy i układ pokarmowy nie został w jakiś sposób naruszony i wytrącony ze swej równowagi.
— Ale ja nie chcę!
Demon spojrzał na niego, zabębnił palcami po blacie.
— Wie pan co? Ma pan rację.
— Naprawdę?
— Tak. — Bashar wziął się za kolejne skierowanie. — Kolonoskopię też zrobimy.
Wyniki badań były jednoznaczne, pacjent był zdrów jak ryba. Bashar po raz kolejny przyglądał się rezonansowi, ale jak nic nie zobaczył na nim technik, tak nic nie zobaczył lekarz. Tam po prostu nic nie było – mózg jak mózg, pełen myśli o sushi i ravioli, ale nic na tyle podejrzanego, by wzbudziło czujność lekarza. I to był pewien problem.
Gastroskopia i kolonoskopia też niczego nie wykazały – to diablo ostre jedzenie, którym zachwycał się pan Giordano, nie wypaliło mu wyściółki układu pokarmowego, mężczyzna mógł nadal bez obaw zajadać się ostrym vindaloo i chilli con carne. Nic, nic i nic. Badania krwi też w normie.
Bashar zasępił się – nie lubił, gdy rzeczy nie układały się po jego myśli, zaś wykonane badania nie przynosiły diagnozy.
— Czy miał pan jeszcze epizody z amnezją?
— Tak! — Pan Giordano pokiwał ochoczo głową. — To było wtedy, jak kilka restauracji miało zawody w tym, kto lepiej przygotuje tangsuyuk. Widzi pan, to danie…
Doktor Karim pokręcił głowa, uciszył pacjenta gestem dłoni.
— Najważniejsze pytanie – w którym dokładnie momencie nastąpiła utrata pamięci?
— Tuż przed tym, jak usiadłem do stołu! Wszystko było już przygotowane, talerze czekały, wziąłem pałeczki i… puff, obudziłem się już po wynikach!
— Interesujący przypadek…
— Interesujący przypadek? Interesujący przypadek?! Niech mnie pan wyleczy, a nie rozprawia o interesujących przypadkach!
Doktor Karim przewiercił mężczyznę zmęczonym wzrokiem, pan Giordano nieco spuścił z tonu. Te czerwone oczy potrafiły pokazać człowiekowi jego miejsce lepiej, niż niejedna kolonoskopia.
— No… w każdym razie… To mi utrudnia życie, sam pan doktor rozumie…
— Rozumiem i staram się panu pomóc. Medycyna nie jest prostą dziedziną, a i pana przypadek to wcale nie żaden zwykły katar.
Lekarz obrócił długopis w palcach. Miał już pewien pomysł, choć może lepiej byłoby rzec azymut i czuł, że intuicja dobrze go prowadzi. Byłby w stanie pomóc panu Giordano, problem był tylko taki, że nie miał na tę okoliczność dobrego cyrografu. Większość z nich zobowiązywała go do zniszczenia tego, co zagraża pacjentowi, zaś kaliber owego zagrożenia, które Bashar miał zniszczyć, zależał od ofiary, jaką złożył mu pacjent. Lekarz przepisywał zazwyczaj przedziwne „terapie”, które nie różniły się niczym od czarnomagicznych rytuałów – wciskał pacjentowi kit dotąd, aż ten uwierzył, że wpatrywanie się w wymalowany krwią pentagram to chromoterapia – ale dzięki nim mógł zrobić z ludzkim ciałem, co mu się żywnie podobało. Czego nie leczyła medycyna, z powodzeniem leczyła czarna magia.
Problem był tylko taki, że w przypadku pana Giordano raczej nie chodziło o przypadłość jego własnego ciała. Problem pochodził z zewnątrz.
Spisanie cyrografu nie było prostą rzeczą – demon sam musiał się dobrze zastanowić, odpowiedni sformułować mnóstwo podpunktów, rozważyć też każdy przypadek, gdyby cokolwiek poszło źle. Ludzie nie zawsze składali mu ofiary w poprawny sposób, czasem w ogóle o nich zapominali, zaś Bashar nie mógł pozwolić sobie na to, by coś takiego zaburzyło mu pracę i rytm dnia. Teraz zaś wszystko wskazywało na to, że jeśli chciałby wmanewrować pacjenta w cyrograf, będzie musiał tam wpisać nie po prostu „zniszczenie tego, co zagraża”, tylko raczej „tego, kto zagraża”. A tego Bashar z wielu przyczyn nie chciał robić.
Po pierwsze – trudno było z pełną stanowczością określić, co nawiedzało pacjenta, więc demon mógł równie dobrze stanąć w szranki z czymś problematycznym. Druga sprawa była taka, że skoro byt (czymkolwiek był), przejmował sobie świadomość mężczyzny na czas jedzenia, to zapewne nie był nadmiernie żądnym krwi potworem i może dało się z nim spokojnie i logicznie porozmawiać. Szansa była i jeśli Bashar mógłby użyć swych wspaniałych zdolności manipulowania innymi w rozmowie, by pan Giordano przestał go nachodzić, gra była warta świeczki. Tylko trzeba było pana Giordano na razie odesłać, by Bashar miał czas przygotować dla niego inny typ cyrografu.
— Myślę, że wiem, co może być przyczyną, ale potrzebuję jeszcze jednego potwierdzenia. — Skłamał gładko, popatrując na swego pacjenta.
— Tak?
— Tak. Jeszcze pan EEG zrobi, zaraz skierowanie wypiszę…
Minęło parę dni, doktor Karim znów zobaczył kartę pana Giordano na swoim biurku. Lekarz westchnął, uchylił szufladę. Tak, odpowiedni cyrograf już tam był, wystarczyło tylko zmusić pacjenta do tego, by go podpisał. Tym demon się nie przejmował, okłamywanie śmiertelników było dla niego tak naturalne, jak oddychanie, martwił się jednak nieco tym, co też może spotkać, gdy przyjdzie mu pomówić z bytem żywiącym się wspomnieniami mężczyzny. Albo opętującym go od czasu do czasu. Albo robiącym cokolwiek innego, co zaburzało jego spokojną egzystencję.
Bashar wstał, podszedł do drzwi gabinetu, wychylił się na korytarz.
— Następny! — zawołał, szukając wzrokiem pana Giordano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz