— Mocne osiem na dziesięć.
— No co ty gadasz, Raam.
— No widziałeś te nogi?
— Ale ty to się jednak nie znasz, wiesz?
— Ściągnij te debilskie cyngle, to może sam zobaczysz.
Dante prychnął, pociągnął kolejny łyk piwa. Na początku jeszcze liczył, który to już kufel z kolei idzie, ale coraz to nowsza kolejka z Seymourem i Raamem mieszała bardziej mu w głowie, w końcu dał sobie spokój, uznał, że to i tak bezsensu. Po piciu z perkusistą nie było szans, żeby wyjść trzeźwym z baru. Ignis siorbał swoją szkocką, jawił się na też podpitego.
— Te debilskie cyngle dają mi plus dziesięć do zajebistości — Wytknął mu hybryd, odwrócił się do pozostałej dwójki. — Seymour, Ignis, potrzebuję wsparcia tutaj.
— Ja nadal nie mam pojęcia, o kim mówicie. — Czarodziej zaśmiał się, pokręcił głową.
— Ja się nie wypowiem. — Wokalista zamoczył znowu usta w alkoholu.
— Się nie wypowiesz, bo byś nie poderwał. — Wtrącił Raam, kpiąco zerknął na genashi. — Tych bicków to jeszcze trzeba umieć używać, a nie tylko na pokaz mieć.
— Używam do grania na gitarze przez całe godziny, także — Ignis pokazał mu środkowy palec.
— Twoje bdzym bdzym bdzym — Raam uniósł dłonie, jakby po ryfie gitary zasuwały — się nie liczy w tym przypadku.
— Bdzym bdzym bdzym jest bardzo ciężkie na dłuższą metę — Zaangażował się w dyskusje Seymour.
— Mnie kiedyś koleś prawie z laski na studiach ojebał, bo bdzym bdzym bdzym… — zaczął Dante.
— Przysięgam, jeszcze jeden raz ktoś zrobi bdzym bdzym bdzym, a nie ręczę za siebie. — Ignis z brzdękiem odstawił szklankę na blat, spojrzał się po reszcie.
— …bo jej zagrał pod pokojem. — Hybryd powstrzymał śmiech, dokończył historię. — Skurczybyk zaśpiewał nawet.
— Ale powiedziałeś, że prawie ojebał, to co się stało? — zapytał Raam.
— Pobiłem się z nim. — Dante uśmiechnął się dumnie, wspominając tamtą potyczkę, chociaż przypominało to bardziej nękanie z jego strony. — Mogłem mu prawy sierpowy w żebra zasunąć i po frajerze by było, ale lepszy efekt miało, jak mu mordę obiłem trochę. Dziewczyna, wiadomo, wszystko widziała i coś na mnie nawymyślała, a jemu pomogła się podnieść, do pielęgniarki zaprowadziła, ale już noc spędziła u mnie.
— Czy tym frajerem był może Ignis? — Zagadnął drugi gitarzysta, odchylił się na krześle.
— Co, Ignis się klepać nie umie? — Prychnął jakoś sarkastycznie, ale gdy cisza się przedłużała, popatrzył po zebranych, usta rozdziawił w niedowierzaniu. — Ignis się klepać nie umie.
— Od razu, że nie… — zareagował wokalista.
— Ignis prędzej by sobie przydzwonił, niż kogoś trafił. — przerwał mu Seymour, poprosił barmana o kolejną dolewkę dla wszystkich.
— Ignis. — Blondyn wychynął zza gitarzysty, szyderczo się uśmiechnął. — Ja nie wiedziałem, że z ciebie taka miękka klucha jest.
— No chyba ciebie… — spróbował się odgryźć muzyk.
— Żebyś ty go widział, jak mu raz w barze przywaliłem. — Raam prychnął, oparł się mocarnymi ramionami o bar.
— Czy możemy skończyć ten temat? — Genashi schował twarz w dłoniach, westchnął głośno.
— O nie, nie, stary, tak być nie może. — Dante wstał, zakołysał się lekko, zdecydowanie niedoceniająca ilości alkoholu we własnej krwi. Wyprostował się jednak, podszedł pewnie do Ignisa, położył mu dłonie na ramionach. — Ty obrabiasz siebie z bardzo witalnej umiejętności dla każdego seksiaka.
Cała trójka parsknęła śmiechem, choć Ignis wydawał się gotowy do przejścia na tamten świat z zażenowania.
— Dante, nie, o czym ty…
— Nie, cicho, posłuchaj mnie. — Niczym mentor sportowy nachylił się, pogroził mu palcem. — Nic ci tylu panienek nie dostarczy, jak dobra fanga w nos jakiegoś gnojka.
— To ty chyba nie widziałeś, co czasami pod sceną się dzieje, jak Ignis zaczyna śpiewać — zauważył Seymour. — Dzicz, dżungla, chaos i zniszczenie.
— No — genashi zrzucił z siebie ręce swojego niedoszłego trenera. — Jakbyś się bić nie umiał, to byś zaśpiewał tamtej dziewczynie?
— Gdzie, ja? Skąd!
— Syren i nie umie śpiewać? — Raam uniósł brew.
— A ty wszystkie historie o syrenach łapiesz jak ten pelikan? — żachnął się hybryd. — Po jaką cholerę mi śpiewanie?
Pomysł przyszedł momentalnie, ledwo zdanie skończył. Przez myśl przebiegły czyjeś złowrogie oczy, czerwone, wwiercające się w niego z nieskrywaną irytacją, pochłaniającego go za każdym razem, gdy w nie spoglądał. Gdyby tak mógł mu… Właściwie to śpiewanie to nie był taki zły pomysł.
— Cofam to — rzekł, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać. — Śpiewanie to kolejna bardzo witalna umiejętność dla każdego seksiaka.
— Możesz przestać to powtarzać? — Ignis odezwał się błagalnym, acz nieco rozbawionym tonem.
— Nie możesz mnie prosić, żebym aż dwóch rzeczy nie powtarzał, mózg mi przepalisz.
— Seksiaki to zresztą bardzo dobre określenie na nas — Dodał Seymour, pokiwał głową z uznaniem.
— No dobra, ale to co trzeba umieć, żeby być takim… bożyszczem seksiaków? Żeby wszystkie laski ściągać do siebie? — zapytał Raam, zaczął wyliczać na palcach. — Bić się?
— I śpiewać — wymienił Dante. — Jak umiesz się bić i śpiewać, to jesteś absolutnym mocarzem, chodzącym afrodyzjakiem, wszystkie loszki twoje, reszta umiejętności się nie liczy. Więc zrobimy układ — obdarował Ignisa zawadiackim uśmiechem, jak zwykle nie zwiastującym nic dobrego. — Ja ci pokażę, jak poskładać kogoś jednym ciosem, a ty nauczysz mnie ładnie śpiewać jedną piosenkę.
Wokalista zdawał się chcieć zaprzeczyć od razu, lecz tylko otworzył usta, zaraz je zamknął, zapatrzył się gdzieś, mruknął coś cicho pod nosem.
— Ignis, ja ci mówię, możemy sobie nawzajem pomóc. Seksiak seksiakowi — Hybryd odsunął się kawałek, klasnął w dłonie. Napalił się na ten pomysł. — Dawaj, wstawaj.
— Co, że teraz mnie będziesz uczył?
— No, a kiedy? Chociaż podstawy jakieś, no dawaj!
— Idź, Ignis, Dante będzie przecież delikatny, co nie? — Ironicznie troskliwym tonem zapytał Raam.
Mężczyzna zlustrował krawca i perkusistę, zlustrował swoją szklankę, z nie wiadomo, którą już dolewką szkockiej, i jednym haustem dopił jej zawartość, decydując się na ten pijacki pomysł.
— To będzie ciekawe… — zaśmiał się Seymour, wraz z Raamem obrócili się na krzesłach, zadbali o dobry widok na stojący duet. Nawet barman, wcześniej jakoś niechętnie do brygady nastawiony, zainteresował się kątem oka ich wyczynami.
— Pokaż, co tam umiesz. — Dante schował dłonie do kieszeni, rozluźnił postawę, żeby bardziej zachęcająco do ataku wyglądać, choć prawa noga instynktownie się wycofała. — Spróbuj mnie uderzyć.
Ignis zmrużył oczy.
— Nie myśl sobie, że trafisz. — Hybryd pochwalił się drwiącym półuśmiechem, przyjrzał się nadchodzącemu zamachowi.
Nawet nie musiał myśleć o uniku. Cokolwiek, co próbował zrobić muzyk, było tak proste do przewidzenia i wyminięcia, że pokonało cienką zaporę powagi i rozśmieszyło aż do bólu blondyna.
— Nie no, przepraszam, było… — Jego śmiech był bliższy piskowi gotującego się czajnika, niż jakiemukolwiek ludzkiemu odgłosowi. Reszta wesołej ekipy zaczęła pokładać się razem z nim na swoich siedzeniach. — To było… coś.
— Będę się dokładnie tak samo śmiał, jak sfałszujesz pierwszą zwrotkę. — Ignis podparł się rękoma na biodrach, spojrzał wymownie na Dantego.
— Już, już, przepraszam… — Opanował kolejną falę śmiechu, podszedł do muzyka. — Nie było tak źle, jak myślisz, serio. Tak dla pewności, jesteś prawo czy leworęczny?
— Obu.
— Ha ha, kurwa, bardzo śmieszne, a tak na poważnie?
— Poważnie ci mówię. Raam też.
Krawiec obejrzał się, brwi ściągnięte miał prawie tak samo mocno, jak znajomy doktorek.
— Dlaczego ja tego wcześniej nie zauważyłem?
— Ty ogólnie mało spostrzegawczy jesteś, wiesz?
— Przywalę ci, nie wiem kiedy i gdzie, ale w końcu się doigrasz. Ale ta oburęczność… To jest… hm — blondyn pstryknął palcami. — W walce wręcz oburęczność daje ci ciekawe możliwości. Ale dobra, skupmy się na razie na zwykłym prostym. Na prawej stronie ci pokażę, bo sam praworęczny jestem. Dobry miałeś odruch ze zgarbieniem się trochę, ale nie możesz jak takie pudło stać.
— Pudło? — Ignis rzucił mu pytające spojrzenie.
— Moc uderzenia idzie z rotacji bioder. Jeśli stoisz jak pudło — Dante złączył obie nogi w jednej linii, ramiona trzymał prosto — czyli tak, to ani nie masz mocy w pięści, ani nie masz za dużo możliwości ruchu. Więc wystawiasz w tył prawą nogę, jeśli twoja dominująca ręka jest prawa. Ty jesteś specjalny, ale postaraj się to zrobić na prawej.
Muzyk jakoś bez przekonania posłuchał.
— Wiem, czujesz się jak idiota, każdy się czuje — zapewnił go hybryd. — Ale staje się to całkiem naturalne, jak już parę razy popróbujesz. Bez przynajmniej słabo opanowanej postawy nie uderzysz za mocno. Biodra i ramiona obracasz nieznacznie razem z nogą i dzięki temu masz już jak poruszać się sprawnie. Tylko nogi szerzej, błagam, bo sam się wypierdolisz, zanim ktokolwiek cię uderzy.
Zrobił krok w tył, przejechał wzrokiem od góry na dół po Ignisie.
— Spięty na tych nogach jesteś jak skurwysyn, ale ujdzie. Gdzie celujesz?
— W sensie?
— Co powinieneś uderzyć, jak już masz się bić?
— W twarz?
— Gdzie konkretnie?
— W bok?
— Źle, rękę sobie złamiesz, kości policzkowe są kurewsko potężne. Jak celujesz w twarz, celuj w nos. Jak w ciało, celuj w splot słoneczny, prostym ciosem go trafisz. Więcej ludzi na ulicy będzie poza tym chronić głowę, a nie pierś. W twoim przypadku jeden dobry traf jest kluczowy, żeby pozbyć się jakieś fujary, bo jak będzie miał siłę się podnieść i ci oddać, to raczej uciekaj. Wracając, sam z siebie spróbowałeś zrotować pięść, także to się chwali. Pokaż jeszcze raz, jak zaciskasz ją.
Ignis zerknął na swoją dłoń, sformował pięść.
— Nie chowasz kciuka do środka, super, z tym mogę pracować. Normalnie pięść masz ułożoną kciukiem do góry. Gdy wyprowadzasz cios, musisz ją zrotować tak, żeby kłykcie były na samej górze — Dante zademonstrował. — Spróbuj teraz uderzyć powietrze, ale powoli.
Wokalista zawahał się na moment, ale wykonał polecenie.
— Ale flaka z tej ręki masz! Stąd widzę, jak luźny masz nadgarstek, zepnij te mięśnie. Cała twoja ręka, od dłoni po samo ramię, ma być twarda jak chuj, jak żelazną ręką boga masz tłuc. Stabilizacją ręki są twoje własne mięśnie, bez tego masz złamanie gwarantowane. Jeszcze raz spróbuj, tym razem dodaj silniejszą rotację bioder. Skup się na tym, że siła uderzenia to nie tylko kwestia pary w barku, ale także tej rotacji. Taki wyrzut energii, rozumiesz?
— Ty, Ignis, nawet, że tobie to wychodzi — odparł Seymour.
— Nietrudno poprawić to pierwsze uderzenie — Raam parsknął śmiechem, głośno i tubalnie, starł piwną pianę z ust.
Hybryd uśmiechnął się jedynie na te uwagi, wrócił do pouczania genashi.
— Popraw tę nogę z tyłu. I prosto celuj, prosto w jedno miejsce pięść! Od czegoś jest nazwa ciosu, nie? O, to było dobre! Łapiesz, o co chodzi. — Dante stanął przed nim, ciało samo wpadło w wyuczoną pozycję bokserską. — Zaatakuj mnie teraz.
— Żebyś mógł mnie skontrować i przywalić? — Ignis się wyprostował, opuścił ręce.
— Nie kuś — Różowe szkiełka wychynęły za bloku z pięści. — Zablokuję cię tylko. No jazda. Muszę zobaczyć, ile zapamiętałeś z tej szybkiej lekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz