13 lipca 2023

Od Bashara do Raouna

Bashar odchylił się na krześle, złożył dłonie w kontemplacyjnym geście i wpatrzył się w swego „oponenta”.
Jego oponentem najczęściej była choroba – bezrozumna siła, która trawiła ciało jego pacjenta, będąc utrapieniem dla śmiertelnika i świetnym wyzwaniem intelektualnym dla demona. Bashar lubił pozastanawiać się nad tym, jak użyć swoich mocy w najbardziej przewrotny sposób i sprawić, by naturalne dla jego rodzaju niesienie destrukcji przynosiło poprawę zdrowia pacjenta. Teraz zaś postanowił użyć owego doświadczenia w radzeniu sobie z chorobami, by wykurzyć nieproszonego lokatora z ciała pana Giordano. Byt, czymkolwiek był (choć Bashar miał już pewne przypuszczenia), zachowywał się niczym pasożyt. Z jakiejś przyczyny postanowił opętywać niczego nieświadomego mężczyznę w momencie, gdy ten zajmował się degustacją potraw, poddając w wątpliwość surowy i profesjonalny osąd słynnego krytyka kulinarnego.
Bashar zastanowił się wpierw nad tym, czy pan Giordano nie ma przypadkiem jakichś wrogów i przeciwników kulinarnych, którzy rozsierdzeni jakimś jego dawniejszym osądem, postanowili zdyskredytować mężczyznę i zrujnować jego reputację. To byłoby prawdopodobne zachowanie śmiertelników, a przynajmniej tak uważał demon, kładąc większy nacisk na te negatywne emocje i złorzeczenie drugiej stronie, niż spodziewając się czegoś innego. Ale skoro tak, to byt zapewne nie działałby w pojedynkę, zaś biorąc pod uwagę to, jak cudownie potrafił utrzymywać pozory, na tym etapie już dawno wysypałby się z jakiejkolwiek współpracy i dyskredytowania pana Giordano. Czyli problem tkwił gdzie indziej.
Lekarz przechylił głowę, wpatrzył się w swego „pacjenta” nieco dłużej i intensywniej – akurat tyle, by stało się to niekomfortowe dla strony oglądanej, zaś strona oglądająca mogła wysnuć jakieś wnioski.
Faktycznie wyglądało na to, że ów byt opętywał pana Giordano tylko po to, by zjeść sobie coś dobrego. Jakkolwiek Bashar był demonem, żywił się zaś ową niezbyt smakowitą żółcią, to jednak jego ludzka powłoka potrzebowała normalnych posiłków – zaś demon świetnie wiedział, dlaczego jedzenie potrafiło być traktowane jako jeden z grzechów. Było po prostu zbyt dobre, potrafiło wręcz uzależnić. Mężczyzna przebiegł w myślach te momenty, gdy nie miał cielesnej powłoki – dopiero jakiejś szukał po tym, jak poprzednia mu się zestarzała i zużyła – i przez pewien czas nie miał możliwości jedzenia niczego sensownego. Początkowo sprawiało to, że po prostu nie musiał martwić się o pójście do sklepu, kupienie jakichś produktów i poświęcenie czasu wieczorem, by przygotować sobie jedzenie na następne dni – wbrew pozorom zajmowało to sporo czasu i myśli, by owe posiłki przedstawiały sobą jakąś wartość, do tego były pozbawione soli i nadal smaczne. Ale po pewnym czasie Bashar czuł, że zaczyna się nieco nudzić, a monotonne, typowo demoniczne posiłki, coraz bardziej go irytują. Demon nie dotarł jeszcze w swej irytacji do momentu, gdy postanowiłby sobie kogoś tak niefrasobliwie opętać tylko po to, by zjeść coś dobrego, ale ku temu mogły być dwie przyczyny – po pierwsze czas, gdy demon nie posiadał ciała, nie był aż tak długi, po drugie zaś demon przebywał na tym świecie naprawdę długo i nie miał problemu z tym, by odmówić sobie chwilowej przyjemności w imię bardziej dalekosiężnego celu.
A ten wniosek pozwolił doktorowi Karimowi lepiej upewnić się co do swoich podejrzeń w kwestii proweniencji bytu opętującego pana Giordano.
— Możesz, ale jak szybko znudzisz się tym, że musisz znosić upierdliwego lekarza? — spytał spokojnym głosem.
— Hmpf, jestem bardziej uparty, niż ci się wydaje!
— Oczywiście. Masz w końcu boską cierpliwość, prawda?
— Oczywiście. Jak każdy szanujący się... ej!
Bashar uśmiechnął się. Uprzejmie i niewinnie, jak na demona przystało.
— Nie jest mą intencją, by prowadzić tu jakąś wojnę i udowadniać, kto dłużej wytrzyma oblężenie. Nie jestem żołnierzem, a lekarzem. I wierzę, że uda nam się dojść do konsensusu.
„Pan Giordano” skrzyżował ramiona na piersi, wydął usta w sposób, który o dziwo pasował sławnemu krytykowi.
— Najpierw się ze mnie naśmiewasz, potem mi grozisz, a teraz chcesz się dogadać? — burknął. — Mówiłem, że mogę obiecać na mały paluszek i już – rozstaniemy się w pokoju, nigdy więcej mnie nie zobaczysz, skoro jesteś taki niepewny swoich umiejętności.
— Prawda, ale tu chodzi też o pana Giordano.
— Nic mu nie zrobiłem! Jest zdrów jak ryba. To było tylko kilka krótkich i niewinnych przejęć ciała, kompletny drobiazg! Nie zrobiłem nim nic nielegalnego…
Bashar pokiwał w skupieniu głową, przywołując na twarz ten spokojny uśmiech godny lekarza z długim stażem. Akurat w tej kwestii czuł, że ten, który opętuje pana Giordano, wcale nie kłamie.
— Obawiam się, że pan Giordano będzie nadal doszukiwał się przyczyny swych amnezji, nawet jeśli ustąpią. Skoro go opętywałeś, wiesz dość dobrze, jaki to typ człowieka. — „Pan Giordano” westchnął, pokiwał głową. — Jeśli nie będzie całkowicie przekonany, że nic mu nie dolega i udało się go jakoś wykurować, to pewnie pójdzie do innego specjalisty. Może tym razem szamana.
— I ten szaman powie mu to samo, co ty, prawda? Że nie ma się czym przejmować, bo… bo nic mu nie jest? Ja naprawdę nie będę go już opętywał, obiecuję!
— A jesteś pewien, że to wystarczy? Co, jeśli szaman mimo wszystko cię wyśledzi?
— Uhh…
— Tak też myślałem. — Bashar ponownie splótł palce. — Zrobimy tak. Opuścisz teraz ciało pana Giordano, ja zaś przepiszę mu bardzo skuteczną terapię leczącą amnezję.
— Jaką?
— Tajemnica lekarska. Ale żeby terapia była skuteczna, to zero opętywania pana Giordano, czy to jest jasne? Obiecujesz?
— Obiecuję, obiecuję!
Bashar uśmiechnął się trochę za szeroko. Niby to podpis i krew były potrzebne do cyrografu, który demon zamierzał podpisać z prawdziwym panem Giordano, ale mężczyzna miał swoje dziwactwa i przyzwyczajenia. Jak się długo żyje, to nabywa się jakichś niewytłumaczalnych nawyków.
— W sumie… dalej nie wiem nawet, jak masz na imię — ni to stwierdził, ni to zapytał lekarz.
— A po co ci moje imię?
— Pytam z ciekawości. W końcu moje znasz – jest na drzwiach, na biurku — wskazał dłonią plastikową plakietkę, a potem kieszeń fartucha, tam, gdzie trzymał długopis — i tu. Trudno przeoczyć.
„Pan Giordano” westchnął, przelotnie uciekł gdzieś wzrokiem, w źrenicach odbiła się biel.
— Raoun.
No i już – byt przestał być bezimienny. Bashar miał na końcu języka stwierdzenie, że nigdy o nim nie słyszał, ale odpowiednio wcześnie się w ten język ugryzł.
— To jak? Na trzy? — spytał Bashar, skinąwszy głową pytająco.
Raoun westchnął i czmychnął z ciała pana Giordano. Na dwa.
Pan Giordano w końcu skupił nieco mętny wzrok na postaci Bashara, spojrzał na wyciągniętą w jego stronę dłoń. Nie namyślając się wiele, po prostu wziął i ją uścisnął. Lekarz uniósł brew.
— Też się cieszę, że pana widzę, ale prosiłem o wyniki EEG.
— Co? A, tak, wyniki-wyniki… — Mężczyzna odpiął aktówkę, podał Basharowi starannie schowane w błyszczącej koszulce wyniki swojego badania.
Demon wziął je, świetnie udał, że wczytuje się w nie z najwyższą uwagą.
— Tak, to całkowicie potwierdza moje przypuszczenia — powiedział z mocą, podniósł wzrok na swego pacjenta. A następnie jego spojrzenie uciekło lekko nad jego ramię – dokładnie tam, gdzie stał nieco przejrzysty byt.
Chłopak wyglądał zupełnie zwyczajnie i nie wyróżniał się niczym, prócz nieco dziwnych oczu. Sytuacja nie pozwoliła jednak Basharowi na przyjrzenie się Raounowi (czyli tak wyglądał – Bashar w życiu by nie zgadł, że tak może wyglądać bożek), bo pan Giordano, swoim sposobem, żądał od niego pełni uwagi.
— To niech się pan doktor raczy nimi podzielić, ileż można czekać!
— Widzi pan, pana przypadłość to υπερτασική εγκεφαλοπάθεια — powiedział płynnie, wywołując na twarzy pana Giordano wyraz kompletnego zagubienia. — Encefalopatia nadciśnieniowa — wyjaśnił cierpliwie, jakby to cokolwiek wyjaśniało.
— To… to ile mi zostało? — spytał pacjent grobowym głosem.
— Może ze dwa miesiące. — Bashar zrobił efektowną pauzę. — Chyba że będzie się pan pilnie stosował do moich zaleceń.
— Ależ oczywiście! Nie mogę zostawić mojego słodkiego kotunia, mojego misia-pysia na pastwę losu!
— Otóż to — mruknął lekarz, zastanawiając się, czy można słowem uszkodzić komuś trzustkę. — Jeśli będzie pan co do joty wypełniał moje zalecenia, będzie się pan cieszył długim zdrowiem. A przynajmniej nie będzie panu groziła amnezja.
Niby spojrzał na pana Giordano, ale wzrok powędrował do snującego się po gabinecie Raouna. Teraz bożek siedział mu na kozetce.
— Niech pan doktor mówi, ja zrobię wszystko!
— Naprawdę wszystko?
— Wszystko!
— A czy pana żona umie przyrządzić blodplättar?
Żona pana Giordano umiała przyrządzić blodplättar, a także cztery tysiące innych przedziwnych potraw, których połowy Bashar nie znał, jednak bardzo szybko zrozumiał, dlaczego żona jest oczkiem w głowie krytyka, i zasługuje na tyle wysublimowanych i uroczych inaczej mian.
Zdobycie krwi renifera nie było łatwą opcją, chyba że było się sławnym panem Giordano. Bashar miał bardzo dobre przeczucie, żeby wrzucić krytykowi tego typu ofiarę – krew z dużego, dzikiego zwierzęcia, nadawała cyrografowi więcej mocy, a skoro sam pacjent zamierzał spożyć ją ze smakiem, to demon nie wątpił, że wszystko idzie po jego myśli.
Mężczyzna starał się zignorować krzywiącego się Raouna, gdy bożek zareagował głośnym „Fuuu!” na samą perspektywę naleśnika zrobionego z krwi i piwa.
— O, wie pan, jeszcze mi się przypomniało — powiedział, szuflada biurka kliknęła. — Bo ostatnio weszły nam takie nowe regulacje…
Nakłamał coś o tym, że ochrona danych osobowych, że zgoda na przeprowadzenie badań, ponarzekał na nadmiar papierów i procedur, a potem dał panu Giordano ten specjalny długopis, który trzymał w swej kieszeni.
— Te inne to niespecjalnie działają — powiedział, w odpowiednim momencie odsuwając kubek długopisów spoza zasięgu mężczyzny.
Pan Giordano złapał długopis, zaraz go wypuścił.
— Ach!
Z dłoni spłynęła kropla krwi, skapnęła na cyrograf. Bashar, jak przystało na dobrego lekarza, momentalnie wystartował z dezynfekcją i gazikiem, dał mężczyźnie drugi długopis, ponarzekał na producentów, że nic nie sprawdzają swoich produktów i metalowe ozdoby zmieniają się w broń, do czego to podobne. Pan Giordano wtrącił coś o tym, że niesprawdzone restauracje to coś gorszego, niż wszystkie plagi egipskie razem wzięte, ale w końcu podpisał mu ten papier. Ściągnął w swoją stronę, nim Raoun, nagle zaciekawiony dokumentami, zdążył przeczytać coś więcej.
— No i wszystko rozwiązane — mruknął do siebie Bashar, również podpisując cyrograf.
Płynnym ruchem sięgnął pod biurko, przesunął palcem po tym starym gwoździu, a potem złapał cyrograf, schował go w szufladzie, po drodze zostawiając strategiczne maźnięcie krwi przy swym nazwisku.
— Kto by pomyślał, że chorobę mózgu można uleczyć naleśnikami.
— Αφήστε το φαγητό να είναι το φάρμακό — zauważył filozoficzne lekarz. — Dla pana nie powinna to być nowość, czyż nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz