12 lipca 2023

Od Raouna do Bashara

Ile Raoun by dał, by móc w tym momencie uderzyć się dłonią w czoło.
Najpierw lekarz zasypał go imionami szamanów, które nawet pół razu nie obiły mu się o uszy, a teraz zagarnął jak brud zmiotką z postacią z gry. Normalnie aż potrzebował chwili, żeby przestudiować całą sytuację oraz oszacować, jak głęboko wpadł w bagno (chyba po pas). Niestety, nie mógł sobie pozwolić na namysł, ponieważ im później się odezwie tym gorzej dla niego. A musiał szybko jakoś, jakimś cudem uratować sytuację...
Czekaj, czy on...?
O nie.
Czyżby lekarz wiedział, że to Raoun sterował ciałem Giordano? To znaczy nie, że Raoun, tylko ogólnie krytyk był teraz opętany. W zasadzie to niemałe były szanse, że doktorek już się czegoś domyślał. Zadał pytania-pułapki; zresztą, Massimo coś pewnie mu nagadał, a lekarze przecież nie byli tacy głupi. Czyli w dużym skrócie Raoun wpadł. Wspaniale.
Ale na razie coś sprawdzić.
— Postać z gry? — zapytał, udając oburzenie. — Poszedłem do prawdziwej osoby!
— Mhm — odparł spokojnie doktor, przytakując — i musiał pewnie zrobić naprawdę dobry cosplay.
Raoun już miał odpowiedzieć, lecz zamilkł na wpół wdechu.
Mayday, co to cosplay??? Nie brzmi jak jedzenie...
— Nie! — zaprzeczył żywo.
— Nie? — zdziwił się tamten.
Bóg uciekł wzrokiem, sekundę później powrócił nim na lekarza.
— Tak? — powiedział do tego stopnia niepewnie, że gdy to zauważył to miał ochotę sobie strzelić w kolano.
Zapomniał się i odruchowo spróbował zaczesać ręką włosy, lecz nie znalazł ich palcami, bo oczywiście Giordano miał lśniącą łysinę, w której zapewne po wypolerowaniu można by było się przejrzeć.
Bardzo pożałował, że w ogóle zaczął ten temat z szamanami. Mógł powiedzieć cokolwiek innego: zahaczyć o autorefleksję albo namowy żony Massimo, albo chociaż coś, o czym on miał jakiekolwiek pojęcie. Ale nie spodziewał się, że lekarz okaże się... cóż, sprytny i zacznie prowadzić jakąś grę, której celem najprawdopodobniej było złapać nieproszonego gościa ciała krytyka we własnoręcznie skonstruowaną pułapkę.
— Hmpf, a od kiedy takie rzeczy nie są skuteczne? — burknął. — Młode laski piszą na Ćwierkaczu, że uratował je idol, który nawet nie wie o ich istnieniu lub fikcyjna postać! Wiem dobrze, sam widziałem memy!
Spojrzał na lekarza, który obserwował go badawczo, choć wzrok miał w pewnym stopniu... wymowny. Raoun z początku nie wiedział, czemu, lecz w końcu zdał sobie z tego sprawę.
Cholera jasna, teraz to już w ogóle nie brzmisz jak Massimo, japier...!
Okej, dobra, okej – trzeba było coś na szybko skleić. Nie mógł strzelać w ciemno ze słowem, którego znaczenia nawet nie znał ani używać języka obcego krytykowi; musiał przejąć piłkę, którą dryblował lekarz, a nie po prostu wymachiwać nogami z nadzieją, że w ten sposób cokolwiek zdziała. Nie puści kolejnej wymówki, ponieważ już całkiem zatonie.
Powinien wziąć kwestię tych szamanów i spróbować coś z niej ulepić.
Nachylił się do doktora, odchrząknął głośno.
— Dobra, moja żona zaaranżowała spotkanie, a że na początku byłem sceptycznie do tego nastawiony, nie zapamiętałem jak szaman miał na imię.
Słysząc jego słowa, lekarz uniósł brew. Raoun zmrużył delikatnie oczy. Coś się działo, coś się powoli kształtowało. Czyżby zwiększały się szanse, że się uratuje?
— Nie ma pan na myśli mój mysio-pysio? — usłyszał wtem.
— Co. — Zamilkł na moment. — Aish, zbyt spostrzegawczy, zbyt postrzegawczy! — fuknął wtem, uderzył pięścią w udo.
Okej, dobra, okej – jednak bardzo szybko się poddał.
Walić, już trudno. Doszedł do wniosku, że jak dalej będzie próbował nawciskać nowe kity to tylko się bardziej upokorzy. Doktor nie był byle pierwszym debilem; wykształcił swoje podejrzenia, z których tak szybko nie zrezygnuje. Skoro już pewnie wpadł na coś takiego jak opętanie to tego typu diagnozy prędko nie odrzuci. Na Pramatkę, że też musiał mi się trafić ktoś wiedzący cokolwiek o okultyzmie!
Nie podobała mu się ta cała sytuacja, do której częściowo doprowadził on sam. Najchętniej to by teraz wyszedł z tego gabinetu, poszedł coś zjeść, żeby zapomnieć o swojej smutnej wpadce; nie wiedział jednak czy aby na pewno może to zrobić. To by oznaczało, że się poddał, a tak przecież nie można! Poza tym, jak już pomyślał trochę racjonalnie to zdał sobie sprawę, że tak w sumie to nie wiedział, z kim miał do czynienia. Może lekarz nie tylko wiedział coś o rzeczach okultystycznych, ale sam w nich siedział? Może nie był takim o zwykłym lekarzem? Może sam był w sekrecie szamanem! Albo ktoś w jego rodzinie!
Szamani to nie byle kromka chleba. Część, co prawda, była żałosnymi oszustami i typowymi wannabe, ale istnieli przecież tacy, co chowali nie tylko sporą wiedzę, ale również moc. Kanno miał powiązanie z szamanizmem (nie był szamanem, ale orientował się w kwestiach rytualnych oraz spirytystycznych) – i co, i jakby chciał to zaszkodziłby Raounowi.
Co to znaczyło?
Znaczyło to tyle, że siedzący przed nim doktor mógł znać jakiś sposób na poradzenie sobie z opętaniem. Był zbyt spokojny z tym wszystkim.
Wziął nieco głębszy wdech.
Zmiana taktyki. Nie cieszyło go to jakoś szczególnie, ale dobra, niech będzie. To nie tak, że był jedyną istotą w tym świecie, która umiała opętywać. Co drugi demon to robił.
Oparł się powoli plecami o krzesło, skrzyżował ręce na piersi.
— I co teraz? — rzucił lekko.
W odpowiedzi doktor zmarszczył brwi, mrużąc lekko oczy. Raoun powstrzymał uśmiech na myśl, że prawdopodobnie ukradł kwestię.
— I co teraz zrobisz? — ciągnął dalej bóg.
— Ja zrobię? — spytał spokojnie, acz z nutą zdziwienia tamten.
— Ups, wydałem się, masz mnie, aj. — Przejęcie w tej wypowiedzi po prostu nie istniało.
Mężczyzna chwilę mu się przyglądał, ewidentnie nad czymś się zastanawiając. W końcu stwierdził:
— Czyli się przyznajesz do porażki.
— Ejjjj, dopóki siedzę w tym ciele, nie przegrałem — zwrócił mu uwagę bóg. — Musisz mnie jeszcze wypędzić, a choć sam nie jestem lekarzem potrafię określić, że nie będzie to proste zadanie. W końcu trzeba wpierw wiedzieć, z czym się ma do czynienia.
Posłał mu uśmiech z nutą triumfu, oparł się plecami o krzesło, splatając ze sobą palce dłoni.
Obrał sobie za cel zbicie pewności siebie u doktora, plus dobicie z nim targu. Nie, nie jakiegoś mrocznego. Co, może od razu spisać cyrograf? Nie, po prostu chciał mieć spokój. Dobra, już zostawi Massimo. I tak planował to zrobić. Wcześniej czy później...
Wracając jednak chciał pozbyć się tej całej pewności lekarza. Może i doktorek domyślił się, że coś opętało Giordano. Może nawet miał jakiś podstawowy sposób na wykurzenie opętującego. Ale! Raczej nie wiedział, z kim rozmawiał. Patrząc na sposób mówienia, lekarz już dawno wskazałby przynajmniej pośrednio, że odgadnął tożsamość intruza. A skoro tego jeszcze nie zrobił oznaczało to tyle, że Raoun był bezpieczny.
Mężczyzna w kitlu z dobrą chwilę przyglądał się bogu, wróć, krytykowi kulinarnemu, ewidentnie zamyślony. W końcu pokiwał głową, wyprostował się na krześle i przysunął bliżej komputera.
— Na razie spora jest szansa na demona. — To powiedziawszy chyba bardziej do siebie niż pacjenta spojrzał na monitor i zaczął coś wystukiwać w klawiaturze.
— Demon?! — oburzył się Raoun, niemalże wstając; szybko się jednak opamiętał. — A co, jeśli demon?
Nastała cisza. Doktor popatrzył na niego, bóg spojrzał gdzieś w bok – kilka trochę niezręcznych sekund później odchrząknął.
— Co jeśli demon, co jeśli nie... — powiedział wolno z udawanym zadumaniem. — Zresztą, nie wszystkie demony działają tak samo. A jeżeli jestem czymś innym to już w ogóle coś wykombinować... — Wtem uśmiechnął się złośliwie i zaczął skandować: — Ciężko będzie, ciężko będzie, ciężko będzie.
Wyprostował się, poprawił swoją pozycję.
— Dlatego! — Odchrząknął ponownie, zniżając głos. — Zostaw mnie w spokoju.
Oczywiście, że nie udało mu się zabrzmieć czadersko, bo struny głosowe Giordano były po prostu beznadziejne.
Rozluźnił mięśnie, oparł się o oparcie krzesła.
Lekarz chwilę milczał; odsunął się od komputera, splótł dłonie w ten swój sekretnie wywyższający się sposób.
— Cóż, ja swoją pracę traktuję poważnie i jak mam wyleczyć pacjenta to go wyleczę...
— A weź nie kombinuj, no! — przerwał mu Raoun. — I co ty niby ze mną zrobisz jak nawet nie wiesz, kim jestem? Dasz mi kontrakt do podpisania? Leki powodujące odruch wymiotny, żeby Massimo mnie po prostu wypluł? — Prychnął, skrzyżował ręce na piersi. — Przed traktowaniem poważnie swojej pracy powinieneś wpierw zastanowić się czy w ogóle możesz ją wykonać.
Chciałby móc po zaledwie minie oponenta określić czy udało mu się choć trochę zbić jego pewność siebie. Chociaż możliwe, że szło mu nie najgorzej, ponieważ doktor to tu, to tam potrzebował chwili na namysł, więc musiał nie być w pełni przygotowany na każdy atak. Może nie był jednak kimś, kto bardzo się znal na sprawach opętania? Oby. Wtedy Raoun nie będzie się o nic martwił.
— Po prostu daj mi spokój. — Bóg wzruszył ramionami. — Okej, zostawię Massimo. I tak mi się znudził, zwłaszcza przez tę całą wizytę. — Zastukał dwa razy butami jeden o drugi.
— A skąd mam mieć pewność, że nie opętasz pana Giordano po jakimś czasie? — zapytał lekarz; widać, że nie ufał ani trochę.
— Mogę ci obiecać na mały paluszek.
Wyciągnął rękę, zgiął wszystkie palce, pozostawiając wyprostowany tylko ten najmniejszy. Mężczyzna popatrzył wpierw na palec, potem na twarz krytyka, nic jednak nie odpowiedział. Raoun chwilę trwał tak bez ruchu, aż w końcu zabrał dłoń, cicho wzdychając.
— Jeśli lubisz wyzwania, mów od razu. Jak chcesz się pomęczyć to mogę dalej go opętywać — rzucił lekko.
Może powinienem opętać samego lekarza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz