Bashar niespecjalnie miał ochotę widzieć pana Giordano – to był ciężki tydzień, pacjentów było po horyzont, a los nie układał się tak, jak doktor Karim by sobie tego życzył. Jego ostatni pacjent radośnie zlekceważył sobie terapię, cyrograf pyknął siarkowym dymem, nie uczyniwszy niczego, zaś mężczyzna, zamiast przyznać się, że nie zastosował się do zaleceń swojego lekarza, indyczył się w gabinecie, mówiąc, że wszystko to wina Bashara. Demon bez wysiłku obrócił oskarżenia przeciwko niemu – byłby w stanie to zrobić, nawet gdyby oskarżenia okazały się prawdziwe, ale skoro były totalnie wyssanymi z palca bzdurami, po prostu zbiorem nieuzasadnionych kalumnii, które pacjent radośnie rzucał, nie patrząc nawet gdzie lecą? Nie było łatwiejszego zadania. Z argumentacji przeciwnika i logiki wypowiedzi Bashar robił origami, i to takie zdolne wygrać międzynarodowy konkurs.
Pan Giordano od momentu przekroczenia progu zachowywał się… może nie dziwnie. Ale inaczej, niż Bashar przywykł. Pacjent powinien był trzasnąć mu wynikami na stół, rozsiąść się na krześle, z wyniosłą miną zażądać, by lekarz wziął się w końcu do roboty i wyleczył go z jego przypadłości, a tu nic – sławny krytyk nie dość, że zachowywał się dość kulturalnie i bez pretensji, to jeszcze… Bashar zmarszczył brwi.
„Moja żona Julietta”, a nie tam żadna „mała myszeńka”, czy inny kancerogenny zbitek przesłodzonych słów, do tego jeszcze ten cały healing na końcu… Pan Giordano na pewno znał mnóstwo słów w obcych językach, ale Bashar stawiał bardziej na coś w rodzaju ratatouille albo sauerbraten, nie spodziewał się jednak tego typu wtrąceń, brzmiących charakterystycznie dla kogoś żyjącego bardziej w zgodzie ze współczesnymi trendami.
Ten, który tu przyszedł, tylko wyglądał, jak pan Giordano. Ale zachowywał się zupełnie inaczej.
„Mam cię, bratku”. Było pierwszą myślą doktora. Drugą zaś było: „Dobrze, to co teraz?”
Bashar szybko przebiegł w myślach to, co wiedział o tajemniczym bycie opętującym pana Giordano. Byt widać lubił jeść dobre rzeczy, więc może nie był nadmiernie agresywny ani niebezpieczny. Chociaż nie, tę ostatnią pozycję Bashar szybko skreślił z listy – słonie jadły głównie liście, a były przecież groźne. Jedna mała przebieżka i z człowieka zostawał naleśnik meksykański – z mięsem mielonym, w sosie pomidorowym. Że coś nie atakowało na wstępie, wcale nie oznaczało, że nie było w stanie urwać demonowi głowy równie łatwo, co znudzone dziecko odrywało fragment skuwki długopisu na wyjątkowo nudnej lekcji geografii. I teraz ten stwór pojawił się przed nim, opętawszy znowu ciało pana Giordano, kiedy Bashar nie zmusił krytyka kulinarnego do podpisania żadnego cyrografu, nie był w stanie wpłynąć w żaden sposób na jego ciało, i generalnie miał związane ręce. Pięknie.
Ale ów byt mógł tego nie wiedzieć.
Przyszedł, próbował wmówić Basharowi, że jego pacjent nie potrzebuje więcej pomocy i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Lekarz zmrużył oczy. Cóż, pan Giordano już coś podejrzewał, szukał jakiejś rady w związku ze swą przypadłością, więc widać byt próbował to jakoś naprostować i odkręcić, bojąc się ujawnienia swojej obecności. Mógłby w sumie po prostu zrezygnować z pana Giordano, odpuścić biednemu śmiertelnikowi i dać mu w spokoju jeść te jego żabie udka – może rozeszłoby się po kościach. A może nie, zaś sam tajemniczy byt miał jakieś inne plany.
Upodobania Bashara zmieniały się przez wieki – bo kiedy ktoś tak długo żyje, nie pozostanie na zawsze taki sam. Ale mimo tych licznych zmian jedno było w nim stałe – demon nigdy nie był wojownikiem. Oficjalnie przemocą się brzydził i uważał tych, którzy się do niej uciekali, za pozbawionych finezji brutali. Prawda zaś była taka, że przez długie wieki swojej egzystencji Bashar zawsze miał kogoś, kto po prostu by go obronił, toteż nawet jeśli interesował się jakimikolwiek sportami walki, to właśnie – robił to tylko w celach rekreacyjnych.
Ale ów byt mógł tego nie wiedzieć.
Jedynym, co Basharowi pozostało, to pokazać owej nienazwanej istocie, czymkolwiek była, że z doktorem nie należy zadzierać, ale jednocześnie, że da się z nim logicznie porozmawiać i może coś dla siebie ugrać. Tak, to była dobra taktyka – demon zepchnie tajemniczy byt na pole, na którym czuł się najlepiej i zrobi z nim, co zechce.
— Tak, to dobrze, że polecony przez pańską żonę szaman był w stanie panu pomóc i przekonać do tego, żeby się pan nie przemęczał. Wiadomo, jeśli człowiek nie wybierze dla siebie czasu na odpoczynek, organizm wybierze go sam i to wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewamy – w pana przypadku padło na sedno pańskiej pracy, czyli degustację potraw. Próbuję to przekazać moim pacjentom, ale to trudne w obecnych czasach – wszyscy wciąż się gdzieś spieszą, starają się być produktywni w pracy, upiec własny chleb, dotrzeć na zajęcia jogi…
„Pan Giordano” pokiwał głową, próbował coś wtrącić, może przerwać słowotok Bashara i czmychnąć z gabinetu, może się z nim zgodzić. Lekarz nie dał mu dojść do słowa.
— Ten szaman to Yoh Asakura, prawda? Znany człowiek, chociaż młody, ale nie przeczę, że bardzo zdolny. Sporo się o nim mówi. „Król Szamanów”, hm?
Lekkie zagubienie odmalowało się na twarzy drugiego mężczyzny, momentalnie zamaskowane uśmiechem.
— Nie, nie byłem u kogoś aż tak znanego…
— Proszę mi w takim razie pozwolić zgadnąć ponownie. Chodzi o Nakoruru, tak?
— Eee, t-to jednak był mężczyzna i miał prostsze imię. — „Pan Giordano” poprawił się na krześle, błądził wzrokiem po planszach na ścianach gabinetu, omijał nim lekarza.
— Ach, oczywiście, już wiem! To Thrall. Nie mógł być to nikt inny, jak on.
— Tak! Dokładnie, tak było, to ten Troll.
— Thrall.
— Haha, przejęzyczenie. — Mężczyzna podniósł dłoń, wykonał gest, jakby chciał przeczesać włosy, trafił palcami na jakże lśniącą tego dnia łysinę pana Giordano. — Ale się zagadaliśmy o tych szamanach…
— To ciekawy temat — Lekarz pochylił się do przodu, splótł dłonie na blacie swego biurka.
— Tak, tak, nie mówię, że nie. Ale pan na pewno ma jeszcze innych pacjentów… — „Pan Giordano” wykonał ruch, jakby zamierzał wstać z krzesła, zebrać się do wyjścia.
— Ależ nie, pan jest moim ostatnim pacjentem.
— W takim razie tym bardziej… Sam pan doktor mówił, że odpoczynek…
— Chciałem jeszcze spytać o tego szamana.
Głuche „uch” wydobyło się z gardła mężczyzny, jego wzrok uciekł w tył, w stronę wyjścia z gabinetu.
— Ja nie chcę pana doktora zatrzymywać.
— A ja bym się chciał dowiedzieć — Bashar zawiesił głos, splótł dłonie inaczej. — W jaki sposób został pan uzdrowiony przez postać z gry wideo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz