14 lipca 2023

Od Bashara do Raouna

— Zawołać następnego pacjenta? — spytała Grace.
To ona zawsze zajmowała się pacjentami Bashara – przynosiła karty do gabinetu, umawiała wizyty, przypominała pacjentom, żeby zabrali ze sobą kartę z ubezpieczeniem zdrowotnym albo wyniki badań. Teoretycznie powinna wraz z Basharem siedzieć w gabinecie i skrupulatnie wprowadzać wszystkie niezbędne dane do komputera, ale jak łatwo się domyślić, demoniczny doktor wolał takie rzeczy robić sam.
— Tak, niech wejdzie.
— Nie, niech poczeka.
Doktor Karim zerknął przelotnie w stronę swojego biurka, wrócił spojrzeniem po Grace.
— Jak pan doktor sobie życzy — odparła pielęgniarka, również zerkając w stronę biurka, ale skoro nie dostrzegła tam niczego ciekawego ani niepokojącego, skinęła Basharowi głową i zaraz zniknęła za drzwiami.
Lekarz oparł się plecami o zamknięte drzwi, zmarszczył brwi, z naganą spojrzał na Raouna.
— Gabinet lekarski to nie miejsce na wygłupy.
— Brzmisz jak stary dziadek — odpowiedział, rozpierając się wygodniej na fotelu. — Totalnie nie pasuje do takiej młodej buzi.
Bashar westchnął, ucisnął palcami kąciki oczu. Czy ten dzień naprawdę musiał być tak ciężki?
— Potrzebuję z powrotem swojego fotela — powiedział, podchodząc bliżej.
— Długie siedzenie jest niezdrowe.
— Tak samo, jak denerwowanie innych.
— Zależy dla kogo.
Doktor Karim przystanął po przeciwnej stronie biurka, zabębnił palcami po blacie. Wygląda na to, że uwalniając pana Giordano od opętania, ściągnął sobie na głowę problem. I problem ten właśnie próbował huśtać się na jego fotelu, za nic sobie mając to, że Bashar chciał zająć swoje miejsce. Lekarz nie zamierzał dać się tutaj stłamsić.
— Za dziesięć minut mam pacjenta.
— Twój pacjent, twój problem.
Raoun nie ruszył się z fotela. Bashar wzruszył ramionami.
— Idę się przejść. Wrócę, fotel ma być pusty.
To mówiąc, odepchnął się od framugi, sięgnął do klamki i otworzył drzwi. Raoun zerwał się z siedzenia.
— Ej! Tak się nie bawimy!
Drzwi trzasnęły mu przed nosem, mężczyzna prychnął gniewnie.
— Jakby mnie to miało powstrzymać — burknął i przeniknął przez lakierowane drewno.


Kolejna pacjentka zajęła miejsce naprzeciwko doktora. Młoda, nieco korpulentna, z grubym warkoczem przerzuconym przez ramię, ściskała w dłoniach torebkę haftowaną w kwiaty. Wzrokiem przeskakiwała od trzymanego przez lekarza wyniku badań krwi do jego twarzy i z powrotem. Brwi Bashara pozostawały ściągnięte od momentu jej wejścia do gabinetu. Kobieta instynktownie wierciła się na krześle.
— Panie doktorze?
Odpowiedziała jej cisza, Bashar sięgnął do kubka z długopisami.
— Doktorze?
Wciąż nic.
— Pacjentka się ciebie pyta, a ty nic i nic.
Bashar jeszcze mocniej zmarszczył brwi, w końcu potrząsnął głową, spojrzał na kobietę.
— Przepraszam, zamyśliłem się. O co pani pytała?
— Czy te wyniki są bardzo złe? — Kobieta spytała ostrożnie. — Ma pan takie zaniepokojone spojrzenie…
— Nie, nie, spokojnie — Bashar odłożył kartkę — wcale nie jest tak źle.
— Mogło być gorzej.
— To mogło być gorzej?
Zdania nałożyły się na siebie, słowa splotły w jeden niezrozumiały węzeł. Bashar zrobił małą pauzę, pozwolił umysłowi rozpleść je, przypasować do osoby. Coraz lepiej szło mu niepodążanie wzrokiem za krążącym mu po gabinecie Raounem, ale mężczyzna wtrącał mu się co drugie zdanie i skutecznie rozbijał całą jego koncentrację.
— Jakie hormony pani bierze?
— Już pan doktor o to pytał.
Naprawdę o to pytał? Odpowiedź musiała wylecieć mu z głowy.
— Proszę mi przypomnieć, chciałem wpisać do kartoteki.
Kobieta popatrzyła na niego dziwnie, skrzywiła się.
— Nie biorę żadnych.
Lekarz popatrzył na nią badawczo. Nad ramieniem kobiety pojawiła się twarz Raouna.
— Komuś przydałaby się przerwa albo może powrót na studia?
Brwi Bashara ściągnęły się jeszcze mocniej – na tym etapie niemal się stykały, zaś czoło mężczyzny zdobiła bardzo gniewna harmonijka. Zapowiadała się kolejna ciężka wizyta.


Bashar nie miał pojęcia, co znowu strzeliło HR-om do tej ich kolektywnej głowy, żeby do jego gabinetu wstawić jakieś dodatkowe pomoce dydaktyczne.
— Przecież ja się nie zajmuję edukacją pacjentów, tylko ich leczeniem — burczał na spotkaniu personelu medycznego z gałęzią administracyjną.
Ubrana w ładnie skrojoną i dopasowaną garsonkę kobieta uśmiechnęła się do niego tak promiennie, że Bashar instynktownie zaczął szukać okularów przeciwsłonecznych.
— W nowoczesnym rozumieniu medycyny preferujemy holistyczne podejście do procesu leczenia pacjenta. Proces ten składa się nie tylko z samego znalezienia przyczyny choroby…
— …który to proces jest sam w sobie żmudny, trudny i czasochłonny, wymaga wiedzy, przeprowadzenia diagnostyki… — kontynuował Bashar, ale kobieta w garsonce nie dała mu dokończyć.
— …ale też z zapobiegania chorobom – a jak lepiej tego dokonać, jeśli nie na drodze edukacji pacjenta? — Spytała, znów oślepiając go uśmiechem. Bashar zastanawiał się, czy nie powinien był zabrać ze sobą kremu z filtrem.
Doktor Karim miał za sobą już tyle lat praktyki, że dobrze wiedział, że pacjentów można edukować i edukować, a wszystko to jak grochem o ścianę, bo co ludzie chcieli zrobić, to robili, i nie było we Wszechświecie siły, która by ich od tego odciągnęła. Może niektórzy, którym akurat zależało na własnym zdrowiu, potrafili nauczyć się tego czy tamtego, ale poza tymi nielicznymi wyjątkami ludzie kończyli swą edukację gdzieś w okolicach szkoły średniej, a potem nazwy tkanek i chorób były dla nich jedynie hasłami w krzyżówkach.
— Raaany, ale nudy! — odezwał się głos po jego prawej stronie, zaś Bashar nie musiał nawet zerkać w tamtą stronę, by wiedzieć, że Raoun usadził się właśnie na stojącym pod ścianą stoliku do kawy.
Bashar nie zamierzał tanio sprzedawać skóry – skoro chcieli mu zrobić przemeblowanie w gabinecie, to niech chociaż mają pod górkę.
— Czy w związku z nowymi obowiązkami przewidziane są jakieś dodatki do pensji?
Niestety jednak pracownicy administracji wcale nie ustępowali sprytem i pazernością demonom, zaś Bashar chyba stracił nieco naturalnej dla swego gatunku złośliwości, tyle lat pracując z pacjentami.
— Dodatki do pensji? Praca lekarza, możliwość niesienia pomocy i kaganka oświaty tym mniej fortunnym, powinna być nagrodą samą w sobie, czyż nie?
— No i tyle było z nowej fury — burknął Raoun.


I tak – w gabinecie Bashara, stanął szkielet. Taki sam, jak na pracowni biologicznej w prawie każdej szkole – często dekorowany przez uczniów szalikami, czapkami, albo czymkolwiek innym, przez co klasa kolektywnie lądowała na dywaniku u dyrektora. Doktor Karim nie miał bladego pojęcia, co obecność ruchomego modelu układu kostnego człowieka miała konkretnie do onkologii, ale umysł HR-ów podążał ścieżkami niezrozumiałymi ani dla śmiertelnika, ani dla demona, toteż Bashar po prostu zgodził się na pobyt Kostka w gabinecie i nie roztrząsał tego, jakie jest w nim jego przeznaczenie.
Jego nowy pacjent miał podejrzanie rozbiegane spojrzenie. Zerkał mu co chwilę nad ramieniem, na twarzy pojawiał się wyraz niepewności. Wyraz ten pogłębiał się z każdą chwilą i na tym etapie Bashar zaczął się niepokoić.
Bardziej czuł i słyszał, niż widział, że Raoun buszuje mu za plecami. Ale na przestrzeni tych dni, kiedy bożek postanowił radośnie go nawiedzać, zdążył już zauważyć kilka prawidłowości. Mianowicie – jak do tej pory był jedynym, który go w ogóle widział. A także zauważył fakt, że Raoun nie jest w stanie wpływać na rzeczy materialne. Jakimś cudem nie przelatywał przez podłogę na niższe piętra, ale długopisów z kubka nie był w stanie wyjąć, za to bez problemu przenikał przez zamknięte drzwi i zbrojone ściany. Raz, tak dla eksperymentu, Bashar udał się do pracowni rentgenowskiej – pokój miał wbudowane ołowiane płyty, skryte sprytnie pod sterylnie białą okładziną, ale nawet one nie były w stanie zatrzymać bożka. Interesujące.
Jak na razie Bashar przyjął twardą taktykę całkowitego ignorowania Raouna licząc na to, że ten znudzi się wybrykami i zostawi go w spokoju. Lekarz nie docenił jednak uporu i kreatywności bożka.
— Czy pan doktor wierzy w duchy? — spytał go nagle pacjent.
Bashar zerknął na niego z mieszaniną uprzejmego zdziwienia i łagodnej pobłażliwości, oderwawszy myśli od kwestii nadmiernie rosnącego pieprzyka.
— Nie rozumiem, jak się to ma do pańskiego problemu.
— No właśnie się zastanawiam, czy pan doktor nie ma czasem problemu — powiedział pacjent, patrząc Basharowi głęboko w oczy. Demon skrzywił się.
— Na pewno nie takie, które wpłynęłyby na pańską diagnozę.
— Czyli jednak jakieś są?
Raoun był podejrzanie cicho, Bashar jakoś nie zwrócił na to uwagi.
— Proszę pana. — Lekarz starannie zaakcentował kropkę na końcu zdania. — Każdy człowiek miewa w swym życiu problemy – gdybym zaprzeczał, twierdząc, że wszystko jest idealnie, wtedy miałby pan powody do niepokoju. Jednak nie chciałbym tu wypływać na jakieś filozoficzne wody, wróćmy do tematu. Czy pan…
— Czy pan kiedyś kogoś zabił? — wypalił pacjent.
Bashar zaniemówił.
Proszę?
— Bo… bo… — pacjent zakrztusił się, pokazał palcem.
Bashar odwrócił się.
Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Lekarz krzyknął, szarpnął się, prawie zleciał z fotela. Szkielet pochylał się nad nim, tuż nad głową, kościste palce wyciągały się, jakby zamierzały się na jego gardło. Pacjent też krzyknął, też się szarpnął, prawie zleciał z krzesła. Tylko Bashar słyszał, jak Raoun pokłada się ze śmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz