Ciszę panującą w mieszkaniu przerwał powtarzający się dźwięk dzwonka. Kanno odłożył książkę, wcześniej zaznaczając zakładką stronę, na której skończył, po czym sięgnął po swoją komórkę. Spojrzał na ekran, zmarszczył minimalnie brwi. W końcu odebrał i włączył tryb głośnomówiący.
— Słucham — rzucił krótko, z powrotem biorąc do ręki książkę.
— Hej, Kanno — usłyszał po drugiej stronie głos Yen. — Masz dzisiaj wolne?
— Zależy, co chcesz.
Z komórki wydobyło się westchnięcie.
Ta, Kanno to był ten typ osoby, której czas wolny zdecydowanie zależał od okoliczności powiązanych z innymi. W końcu nie mógł powiedzieć, że nie ma nic do zrobienia, nie wiedząc nawet, czego ktoś od niego chciał. Co jak Yen próbowała go namówić na coś głupiego? Na to nie mógł sobie pozwolić.
— Bo wiesz, wraz z Leą chcemy zrobić kampanię Kryształowej Wieży — powiedziała Yen. — Mieli do nas dołączyć inni znajomi, ale się wysypali, więc czy nie chciałbyś pograć?
Ho, ho, Yen naprawdę myślała, że wspaniały, wcale nie szamanistyczny czarodziej Kanno Avoir poświęci swój cenny dzień wolny od pracy, ażeby pojechać do jej mieszkania i pograć z nią w pół planszową grę fabularną, którą ona sama zaprojektowała na podstawie innej, popularnej gry fabularnej?
— Okej, o której mam być?
Miała stuprocentową rację.
— O czternastej — odpowiedziała dziewczyna.
— Tak wcześnie? — nieco się zdziwił blondyn.
— Zrobię obiad.
— Okej.
Jeszcze zamienili ze sobą parę zdań, po czym siostra się rozłączyła. Kanno wybrał zakładkę z książki, odruchowo spojrzał przed siebie, gdy nagle lekko się wzdrygnął. Wykrzywił twarz w grymasie, popatrzył na stojącego kawałek dalej Raouna.
— Musisz się skradać jak jakiś duch? — rzucił.
Bóg spuścił wzrok na siebie, a potem powrócił nim na czarodzieja.
— Wiesz, nie mam zbytnio innej opcji — odpowiedział. — Właśnie, o czym rozmawialiście? Co to Kryształowa Wieża? — dopytał.
— Taka gra fabularna. Tworzysz swoją postać i wyruszasz w przygodę po wymyślonym świecie. Jedna osoba jest narratorem lub jeśli go nie ma, wydarzenia się ciągnie ze specjalnych kart.
Raoun słuchał uważnie, w pewnym momencie jego oczy błysnęły.
— O, brzmi ciekawie. Też chcę grać!
— Nie.
Odmowa pojawiła się tak szybko, że bóg potrzebował chwili, aby ją zarejestrować. Zamrugał parę razy, podszedł bliżej.
— Czemu? — jęknął. — Yen potrzebuje graczy, myślisz, że ty jeden zapełnisz pustki po znajomych, których nie będzie?
— W trójkę też się da grać — odpowiedział spokojnie Kanno.
— No weź, nie bądź taki!
Koniecznie chciał spróbować zagrać w tę grę. Choć dostał dość krótki jej opis, wydawała się ciekawa, szczególnie że nie miał jeszcze styczności z czymś takim. Tak, on, Wielki Bóg Raoun, który przeżył tyle wieków, że dawno już stracił rachubę czasu, nigdy nie grał w fabularną pół planszówkę. ale co tu się dziwić, wcześniej jakoś nie usłyszał o podobnej zabawie, plus kiedyś nie okazywał specjalnego zainteresowania zajęciami śmiertelników. Teraz jednak, kiedy tkwił w niematerialnej formie, pozbawiony większości mocy to starał się chwytać wszystkiego, czego mógł. Nawet przyziemnych gier.
Kilka dobrych minut namawiał czarodzieja, aż ten wreszcie uległ i się zgodził. Kanno sprzeciwiał się głównie dlatego, że Yen nie lubiła Raouna, to znaczy tego ducha, a sam bóg bez ciała ani chociażby bycia widzialnym dla pozostałych nie miał jak grać. Na szczęście wpadli na rozwiązanie. Nie, nic wymyślnego. Nie, Kanno wcale nie udostępnił Raounowi swojego ciała (on naprawdę nigdy na to nie pozwoli, nie po to codziennie rano używał wody kolońskiej z zapachem cytryny). Po prostu obrali najbardziej podstawową ścieżkę.
Kwadrans przed czternastą po mieszkaniu dziewczyn rozległo się pukanie. Yen od razu wstała i pobiegła otworzyć. W pierwszej kolejności zobaczyła swojego brata, lecz swoją uwagę skupiła na stojącym koło niego, młodym mężczyźnie z brązowymi lokami oraz cieniami pod oczami.
— To jest ten kolega, o którym mówiłeś? — spytała z nutą ciekawości.
— Tak — odparł Kanno. — Też sąsiad. Cein. — Wskazał go ręką.
— No hej — powiedział tamten, machając na powitanie.
Oboje weszli do środka. Gdy Yen poszła do kuchni, by pomóc z obiadem, Kanno zbliżył się do Ceina.
— Chyba będę musiał coś dać Ceinowi w ramach przeprosin — powiedział nieco ściszonym głosem.
— Kiedy on nawet nie będzie wiedział, za co będą te przeprosiny — odparł tamten.
Tak, Raoun opętał sąsiada Kanno.
Cóż, to była najlepsza opcja, jaką wtedy mieli. Sąsiad mieszkał sam, pracował zdalnie, w dodatku rzadko wychodził ze znajomymi (o ile ich miał). Nikt by nie zauważył, gdyby na pół dnia gdzieś zniknął. A on sam raczej długo by nie dumał nad tym, że dostał nagły time skip. Ofiara idealna. To znaczy, nie! Ofiara? Jaka ofiara? Żadna ofiara!
Ekhem.
Weszli do pokoju, usiedli przy stole. Po chwili zjawiły się dwie dziewczyny: Yen, która postawiła na środku blatu garnek z zupą oraz druga, znacznie niższa od niej, o sięgających barków błękitnych włosach. Kanno spojrzał na nią, przybrał pogodny wyraz twarzy.
— Hej, Lea.
— Hejka — odpowiedziała dziewczyna.
Siedzący w ciele Ceina Raoun przyjrzał się jej uważnie.
Lea, najlepsza przyjaciółka Yen. Poznały się w liceum, będąc w tej samej klasie i zaprzyjaźniły się do tego stopnia, że po rozpoczęciu studiów obie zaczęły wynajmować wspólne mieszkanie. Spędzały razem tyle czasu, że gdy Lea wyjeżdżała do domu rodzinnego, Yen nie potrafiła sama spędzić nocy, przez co właśnie zjawiała się w mieszkaniu swojego brata.
— To jest mój kolega — rzekł Kanno, wskazując mężczyznę obok.
Raoun wyciągnął dłoń.
— Jestem Cein — przedstawił... się?
— Lea. — Dziewczyna uścisnęła jego rękę.
W pierwszej kolejności czwórka zajęła się obiadem. I co ciekawe, coś się z niego ostało. Choć Raoun był gotów zjeść wszystko, co mógł, Kanno go skutecznie powstrzymał. A gdy już byli najedzeni, wreszcie przyszła wyczekiwana pora.
Yen rozłożyła planszę, rozdała figurki, karty oraz żetony. Wpierw pochwaliła się (ponieważ nowy gość nie wiedział), że sama zaprojektowała grę i dzięki jednemu wydawnictwu udało się ją wydać. Raouna zaskoczyła ta informacja, ponieważ to oznaczało, że Kryształowa Wieża była dostępna w sklepach, a czarodziejka już zarabiała pieniądze. Może on też powinien coś w tym stylu zaprojektować?
Każdy z graczy stworzył swoją postać. Bóg wykreował maga, którego nazwał Youn, Kanno swojego krasnoluda ochrzcił imieniem Ron – co na początku nie spodobało się Raounowi, ale nie mogli się kłócić. Yen nadała swojej elfce imię Oleah, a Lea oznajmiła, że jej wilkołak będzie się nazywać Jeff.
Gra rozpoczęła się, cała drużyna pierśc... to znaczy poszukiwaczy przygód wkroczyła do akcji. Wpierw spotkali NPC, który dał im główną misję, a potem udali się w nieznane tereny.
Mijały godziny, ekipa przemierzała lądy, napotykając różnych przeciwników. W pewnym momencie, gdy wieczorem odpoczywali w lesie, zaatakowały ich dwa trolle. Drużyna zaczęła walczyć.
— Okej! — zawołał Raoun. — Tkwiąc w okowach trudnej sytuacji Youn dostał nagłego przebłysku cudu, który uwolnił w postaci magicznej fali. Fala ta uderzyła jednego z trolli i go przewróciła, bum! W ramach tego ataku używam jednego żetonu.
Wybrał jeden ze swoich plastikowych krążków i odłożył go na środek planszy.
— Youn zadał trollowi dwa punkty obrażeń — powiedziała Lea, zapisując w notesie.
— Chwila, chwila! — wtrąciła się wtem Yen.
Wszyscy odwrócili głowy i spojrzeli na nią.
— Cein, nie możesz tak zrobić — kontynuowała.
Słysząc jej słowa, Raoun uniósł brew.
— Czemu?
— Twoja postać może to robić dopiero jak odblokowuje poziom piąty.
— Dlatego ubrałem to w przebłysk cudu. — Wyprostował się. — To jednorazowa akcja.
— Ale nie możesz.
Raoun zmierzył wzrokiem siostrę Kanno, zmrużył nieco oczy. Zmienił swoją pozycję na krześle, opuszczając jedną stopę na podłogę. Wziął na moment do ręki szklankę, pociągnął łyk drinka.
— To naturalne, że w szczególnych okazjach ktoś może na krótką chwilę zrobić coś, co na co dzień nie jest zbytnio możliwe — powiedział do Yen, krzyżując ręce na piersi. — Może Lea jest drobna i chuda, ale sama opowiadałaś, że jak rzuciła chłopaka to dała mu tak mocno z liścia, że ten aż się zachwiał.
Wiedział o tym, ponieważ któregoś dnia Yen odwiedziła Kanno i opowiedziała mu tę historię, a że Raoun akurat był w pokoju to wszystko usłyszał. Nawet o tym gdzieś tam pomyślał, gdy dzisiaj po raz pierwszy zobaczył Leę. Dziewczyna naprawdę wyglądała niepozornie. A mimo to potrafiła pokazać, że nie można było ją traktować jak bezsilną ludzką śmiertelniczkę.
Yen niestety nie zamierzała tak szybko ustąpić.
— Ale takie są zasady, Cein. — Również skrzyżowała ręce.
— Zasady? — jęknął Raoun. — Aż tak ważne to dla ciebie jest? Spójrz na skalę tego mojego jednego ataku! Czy zabiłem trolla? Nie, zadałem mu dwa punkty, pozostało jeszcze dziewięć. Czy dużo na tym zyskałem? Nie, może trochę satysfakcji i chwilową przewagę, która się wyczerpała, a i tak tutaj obok jest Ron. — Ruchem głowy wskazał postać należącą do Kanno. — Czy to wpłynęło znacząco na główną drogę? Nie, tak w sumie to w ogóle, kiedy co innego jest celem naszej podróży. Zresztą, to tylko zabawa! To nie tak, że to wpłynie na losy świata czy cokolwiek!
Aż tak łatwo się nie da. Specjalnie poświęcił swój cenny, boski czas na dołączenie do gry, stworzenie swojej postaci, ale Yen miała sokole oko i zaczęła dyskusję. Co prawda, trochę ją rozumiał, ponieważ to ona zaprojektowała grę, całe jej otoczenie i tak dalej, ale jak pozwoliła innym wziąć w niej udział to powinna być nastawiona to, że gracze będą mieć różne pomysły. Poza tym, Raoun nie zrobił nic strasznego. Youn nie zranił nikogo z postaci innych; to były zwykłe trolle, których sensem istnienia było pojawienie się na moment jako przeciwnicy. Nie wpłynął na bieg głównej fabuły – król fikcyjnego świata nic nie odczuł ani wielki kościotrup będący jednym z głównych bossów. To był lekki ruch, sprawiający, że historia zrobiła się ciekawsza. Inaczej wszyscy by narzekali, że jest nudna.
Kanno chwilę obserwował mężczyznę z lokami. Wziął nieco głębszy wdech.
— Cein ma rację — przyznał. — To tylko gra.
Yen popatrzyła na niego, nie wyglądała na zadowoloną. Wzrok pozostałej trójki spoczął na niej, dawał znak, że wyczekują odpowiedzi. W końcu dziewczyna zaczesała ręką do tyłu swoje włosy, mówiąc:
— No dobra, niech będzie. Rzeczywiście nie zrobiło to dużego uderzenia. Ale na przyszłość postaraj się powstrzymywać przed takimi występkami, dobrze? — Spojrzała wymownie na Ceina.
Raoun zmierzył ją wzrokiem, wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
— O to się nie martw — uspokoił ją. — Zwłaszcza, że przygotowuję w głowie wielki plan na mojego Youna! Zobaczycie, to będzie świetna akcja!
Wziął do ręki swoje karty i z tajemniczym błyskiem w oczach zaczął je przeglądać.
Drzwi od mieszkania powoli się otworzyły, do środka wszedł młody mężczyzna o włosach w postaci burzy loków. Zdjął buty, bez zapalania światła wszedł do niewielkiego pokoju, gdzie usiadł przy biurku. Włączył komputer, uruchomił program kalkulacyjny, zaczął w arkuszach porządkować dane. Po dłuższym czasie wreszcie skończył. Ziewnął przeciągle, odchylił głowę do tyłu. Spojrzał na sufit, źrenice błysnęły białym światłem.
Wtem wyprostował się gwałtownie, przeleciał wzrokiem po całym pokoju.
— Co...? Co się...?
Potarł palcami oczy, zamrugał nimi parę razy. Popatrzył na widniejącą w dolnym rogu monitora godzinę, pokazującą pierwszą w nocy.
— Co jest? — zapytał, mimo że nikt nie mógł mu odpowiedzieć. — Przed chwilą była trzynasta.
Podrapał się po głowie. Spojrzał na arkusz kalkulacyjny, z pewnym zdziwieniem sprawdził dane oraz formuły. Niby wszystko było zrobione, ale jakoś nie przypominał sobie samego procesu. Nawet nie pamiętał czy coś jadł. Chociaż pewnie to zrobił, skoro nie czuł żadnego głodu. Ale nadal sytuacja wydawała mu się dziwna.
Po niekrótkim namyśle wziął głęboki wdech.
— Powinienem sobie zrobić przerwę od tej pracy — jęknął ostatecznie.
Jeszcze raz zapisał plik, po czym wyłączył komputer i udał się do sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz