11 lipca 2023

Od Raouna – Jolly

— Jolly...
Młoda dziewczyna podniosła wzrok znad stołu i spojrzała na siedzącą po przeciwnej stronie starszą od niej kobietę. Ubrana była ona w gustowny ciemnozielony płaszcz obszyty biszkoptowym futerkiem w ciemne kropki, szyję owijała kolorowa apaszka, zaś głowę zdobił różany kapelusz z małym rondem, częściowo zakrywający pojawiającą się stopniowo siwiznę.
Jolly zagarnęła palcem kosmyk swych gęstych, falowanych, brunatnych włosów za ucho. Zwilżyła językiem usta, splotła pod blatem dłonie.
— Jolly — mówiła dalej starsza kobieta. — Chcę dla mojego syna najlepiej, dobrze to wiesz. Dlatego proszę cię... Odejdź.
Jolly otworzyła szeroko swe duże, okrągłe niczym u sarny i zielone jak świerkowy las oczy, które zaszkliły się smutno.
— Słucham? — zająknęła się.
— Nie chcę, żebyś się kręciła koło Johna — rzekła twardo tamta.
— Hęęęę? — wyślizgnęło się z ust Raouna.
Siedział na kanapie ze skrzyżowanymi rękami oraz założoną nogą na nogę i wpatrywał się w telewizor. Z zaskakującą wręcz dokładnością oglądał serial, niespodziewanie też się wczuł w podobną do setek innych fabułę. Chyba aż tak bardzo nie miał nic do roboty. Cóż, na nowy odcinek serialu, w który ostatnio się wciągnął musiał czekać aż pięć dni, inny skończył dwa tygodnie temu, a z jeszcze innego zrezygnował, bo się znudziła fabuła. A że ponadto dzisiaj miał lenia i nie chciało mu się za bardzo nigdzie specjalnie wybierać, pozostało mu oglądanie czegokolwiek.
Obok niego, kawałek dalej siedział pan Viosky, równie mocno zapatrzony w ekran, choć z mniej wyraźnymi emocjami na twarzy. W ręce trzymał miskę z chrupkami – tradycyjne krążki cebulowe, którymi zagryzał piwo. Poza odgłosami chrupania i dźwiękami z telewizora w mieszkaniu panowała zupełna cisza.
Raoun wyciągnął się w bok, sięgnął ręką w stronę chrupek, lecz zamiast pochwycić przynajmniej jednego dłoń w dosyć smutny sposób przeniknęła przez całą miskę. Wyprostował się, spojrzał na przekąskę, głośno westchnął, z powrotem opierając się plecami o oparcie kanapy. Siedział chwilę nieruchomo, lecz wtem znów popatrzył na miskę. Oczywiście, że to musiałby być krążki cebulowe; pan Viosky nie mógł kupić zwykłych prażynek jak to miał w zwyczaju.
— No dobra, na chwilę — powiedział do siebie.
Zaczął przysuwać się bliżej mężczyzny, wyciągnął ponownie rękę, by go opętać, lecz gdy dzieliło go zaledwie kilka centymetrów od ciała, po mieszkaniu rozszedł się dźwięk przekręcania klucza w drzwiach, które to następnie z cichym stękiem się otworzyły. Raoun w jedną sekundę znalazł się na drugim końcu kanapy, niemal przywarł do podparcia pod łokieć.
W głąb mieszkania weszła żona pana Viosky'ego. Zdjęła buty, odłożyła torebkę na komodę.
— Już jestem — oznajmiła głośno.
— Dobrze — odrzekł mężczyzna.
Kobieta odwiesiła swój płaszcz na wieszak, podeszła bliżej. Spojrzała na telewizor, poprawiła okulary, krzywo mierząc ekran telewizora.
— Dalej to oglądasz? — spytała z nutą niezadowolenia w głosie.
— Nie ma nic innego. — Pan Viosky wzruszył ramionami. — Czekam na wiadomości.
Odłożył miskę obok siebie. Raoun popatrzył na chrupki, przełknął wyimaginowaną ślinę.
Pani Viosky chwilę stała za kanapą, na wpół oglądając serial. Między dwójką, to znaczy trójką panowała kompletna cisza, wszyscy zapatrzeni byli w ekran, na którym pokłócona z Jolly kobieta w kapeluszu wyszła z kawiarni, zostawiając główną bohaterkę zupełnie samą z paragonem.
— W ogóle Jolly umrze — odezwała się wtem pani Viosky.
— COOOOOOOOOOO? — Raoun wstał na równe nogi, odwrócił się i wybałuszonymi oczami rzucił jej zaskoczone spojrzenie.
— Tak? — odparł niewzruszonym tonem mąż. — Czemu?
— Moja koleżanka pracuje na planie i powiedziała, że aktorka zrezygnowała z roli — odpowiedziała kobieta.
Raoun przestąpił z nogi na nogę, rozłożył ręce w geście niewiedzy i kompletnego osłupienia.
— A-Ale czemu od razu zabijać? — zapytał nerwowo. — Nie można było, nie wiem, posłać jej na wycieczkę? Albo w jakiejś prywatnej sprawie za granicę?
Oczywiście nikt mu nie odpowiedział na to pytanie. Pan Viosky wziął do ręki puszkę piwa, pociągnął nieduży łyk.
— Śmieszne — krótko skomentował.
— Wcale, że nie! — zaoponował Raoun.
— Ja tam się nie znam — rzuciła pani Viosky. — W każdym razie Jolly umrze, bodajże za dwa odcinki. Ale wcześniej jeszcze wyzna miłość Johnowi.
— NIEEEE!
— W sumie to dobrze, że jej nie będzie – powiedział mąż. — Nie podoba mi się jej charakter. Osobiście uważam, że Hela bardziej zasługuje na Johna.
Raoun odwrócił się, zmierzył wzrokiem mężczyznę z góry na dół.
— Okej, ma pan punkt, ale nie można tak robić! I nie można spoilerować! — zwrócił się do kobiety.
Wieczór zrujnowany. Nie był co prawda fanem serialu, ale jak już oglądał od jakiegoś czasu (ta, jakimś trafem ogarnął całkiem sporą część ogólnej fabuły) to wypadałoby pociągnąć do końca... To znaczy przynajmniej do zakończenia wątku. Nie podobało mu się jednak, że tak nonszalancko pani Viosky zdradziła ciąg dalszy jednej z głównych spraw. To nie było wcale miłe.
— Idę sobie — oznajmił buntowniczym tonem. — Sąsiedzi pewnie jedzą teraz kolację, może mają coś dobrego.
Wsunął ręce do kieszeni bluzy, kopnął butem niewidzialny kamień, po czym poszedł i przeniknął przez ścianę do mieszkania obok.
Dobrze trafił, ponieważ domownicy właśnie nakrywali do stołu. Rozejrzał się, ujrzał stosunkowo młodego mężczyznę stawiającego na samym środku blatu pieczoną wieprzowinę. Na ten widok oczy boga niemal błysnęły. O tak, mięsko! Nadchodzę!
Żona kucharza wzięła do ręki mały dzbanuszek z sosem, którym polała pieczeń. Dwójka dzieci podbiegła do stołu, Raoun mierząc całą rodzinkę zaczął wyliczankę, kogo opęta. Chociaż... Chyba padnie na dzieci. One najmniej nie podejrzewałyby, że coś dziwnego się dzieje.
— Uuuu, pieczeń! — zawołał blondwłosy chłopiec.
Raoun zbliżył się do niego, już gotowy wskoczyć do ciała...
— Tak, z sosem pomarańczowym! — odparła matka.
— Juhu!
Bóg zastygł w całkowitym bezruchu, jak gdyby przemieniony w rzeźbę. Chwilę później spojrzał na wieprzowinę.
Pan Viosky siedział na kanapie, dalej oglądał serial. Powoli sięgnął ręką do miski, gdy nagle jego źrenice błysnęły na moment bielą. Kiedy oczy wróciły do normy, pochwycił całą miskę i zaczął wypychać policzki chrupkami z krzywą miną, niespowodowaną ani smakiem, ani serialem. Pogryzł z cieniem złości, popił solidnym łykiem piwa. Zakrztusił się, kaszlnął parę razy.
— No, no, jeszcze się zadławisz — rzuciła niezbyt przejęta pani Viosky z aneksu kuchennego.
— Przynajmniej nie pomarańczami — odburknął pan Viosky.
— O, właśnie, kupiłam mandarynki, może chcesz...?
— NIE.
W mieszkaniu nastała dosyć niezręczna cisza. Przerwała ją dopiero kobieta, która zacmokała głośno, po czym powróciła do szykowania kolacji.
— Za dużo telewizji oglądasz... — mruknęła pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz