— Och, w to nie wątpię. — Bashar zmrużył oczy. — Do wyjścia.
— Dużo dalej. — Mężczyzna obdarzył go jeszcze szerszym uśmiechem, nachylił się w jego stronę. — Mama zawsze mi mówiła, bym podążał za marzeniami.
— Proszę w takim razie wybrać takie osiągalne.
Stan przedzawałowy teatralnym gestem chwycił się za pierś, opadł głębiej na krzesło.
— Panie doktorze, to bolało!
„Doskonale. Apap i do domu,” chciał powiedzieć Bashar, lecz nie zdążył. W gabinecie rozległo się pukanie.
— Proszę — odezwał się lekarz odruchowo.
Pielęgniarka wślizgnęła się do środka, podeszła do biurka, położyła plik kartek przed demonem.
— Są już wyniki pana Selachiniusa. — Kobieta odwróciła się do pacjenta. — I jak, udało się panu znaleźć ortopedię?
Bashar zareagował błyskawicznie. Poirytowanie wyostrzyło jego zmysły, zbudziło tę drwiącą, cierpką stronę jego natury.
— Ortopedię? Odwiedzał pan pana Olivera, tak?
— Jego imię pan doktor pamięta, a mojego nie? — spytał pacjent urażonym głosem.
Bashar radośnie zignorował uwagę.
— Mam nadzieję, że nie miał pan problemów z ominięciem drabin na korytarzu – straszny bałagan się zrobił, odkąd wzięli się za malowanie ścian, czyż nie? — spytał, przesuwając wyniki w swoją stronę.
— Pan doktor się o mnie troszczy? Miło, dziękuję, jakoś trafiłem mimo całego tego bałaganu… — Stan przedzawałowy znów przysunął się bliżej.
— Ale remont skończyli dwa tygodnie temu… — Wtrąciła rzeczowo pielęgniarka.
Bashar uśmiechnął się przelotnie, niespecjalnie krył lekkie rozbawienie, gdy kątem oka zerknął na pacjenta, jednocześnie wczytując się w jego wyniki. Czyste, niczego niepokojącego, nawet enzymy wątrobowe były w porządku.
— Pan może pobłądził trochę na radiologię? — Dodał demon. Mężczyzna chciał mu się tu wygłupiać? No to proszę bardzo: — Jeśli chodzi o te wyniki…
I znów nie dane mu było skończyć, bo oto kolejny człowiek wparował do gabinetu, tym razem bez pukania, bez wyników, zdyszany i zdenerwowany. Ochroniarz potoczył wzrokiem po wnętrzu pomieszczenia, zogniskował go na siedzącym na krześle mężczyźnie.
— Tu pan jest!
— Jestem, jestem. — Stan przedzawałowy uśmiechnął się na tyle szczerze i pogodnie, że ochroniarz stracił na pewności siebie, wyhamował, spuścił z tonu. — Coś się stało?
Mężczyzna w uniformie popatrywał to na pacjenta, to na lekarza, zerknął też na pielęgniarkę, w końcu zwrócił się do Bashara.
— On wyprawiał jakieś dziwne rzeczy w pooperacyjnym. Czołgał się tam po podłodze i…
— Ja się czołgałem? Wypraszam sobie, na pewno mnie pan z kimś pomylił!
— Pan jest trochę zbyt charakterystyczny, żeby pana z kimś mylić… — Wtrąciła ponownie pielęgniarka.
Bashar czuł się zbyt zmęczony, by dalej obserwować rozgrywającą się przed nim komedię.
— Czy w pooperacyjnym wydarzyło się coś niebezpiecznego?
Ochroniarza zająknął się, zamyślił, ale zaraz podjął się tłumaczyć, podobnie jak i stan przedzawałowy, próbujący wykaraskać się z opresji, a na to wszystko dołączyła jeszcze pielęgniarka, marszcząc brwi i czyniąc wyrzuty, że pacjent ją okłamał. Lekarz ucisnął palcami kąciki oczu.
— Cisza. — Bashar nie podniósł głosu, lecz w tym jednym słowie zawarł tyle stanowczości, że zdania urwały się, zapanował spokój. — Nie będę tolerował takiego chaosu w moim gabinecie. — Zwrócił się do pielęgniarki. — Otrzymałem wyniki, dziękuję, nie będę pani dłużej zatrzymywał.
Kobieta pokiwała głową, zrozumiała przekaz, skierowała się w stronę drzwi, po drodze rzucając pacjentowi urażone spojrzenie. Zamek kliknął, Bashar zwrócił się do ochroniarza.
— Ktoś ucierpiał? Coś nie tak z aparaturą?
— Nie, po prostu…
— Doskonale. W takim razie pana również nie chcę zatrzymywać.
— Ale…
— Nie chcę pana zatrzymywać. — Lekarz podkreślił przekaz uśmiechem.
Ochroniarz mruknął coś pod nosem, pokiwał głową, przestąpił z nogi na nogę, lecz w końcu dołączył do pielęgniarki. Trzasnęły drzwi, gabinet ogarnęła względna cisza. Siedzący na krześle mężczyzna odetchnął z ulgą, posłał Basharowi uśmiech zdolny stopić lodowiec.
— W końcu zostaliśmy sami… — Zamruczał, opierając łokcie na blacie lekarskiego biurka, zaglądając w przyniesione wyniki. — Czego interesującego się pan doktor o mnie dowiedział? Może musi pan doktor przeprowadzić jeszcze wywiad? Albo… ponownie osłuchać serce?
Dłoń sięgnęła zapięcia koszuli, puścił jeden guzik. Bashar był przekonany, że jeszcze chwila, a pacjent wejdzie mu na blat. Zmierzył mężczyznę poirytowanym spojrzeniem, lecz wtedy jakaś zapadka kliknęła w jego głowie; aż sam się zdziwił, że wcześniej na to nie wpadł. Przecież to było takie oczywiste – widać nie powinien był brać tego dyżuru, skoro aż tyle mu to zajęło. Wyniki były idealne, każde badanie dawało negatywny wynik, wyjaśnienie przedziwnego zachowania mogło być tylko jedno.
— Tak, jest jedna rzecz, której chciałbym się dowiedzieć — zaczął, pacjent zaś obdarzył go cudownie promiennym uśmiechem.
— Cóż, na piątek miałem już plany, ale skoro pan doktor nalega, to przecież nie odmówię…
— Leczy się pan psychiatrycznie?
Chwila pauzy, mężczyzna oparł podbródek na splecionych dłoniach, kącik ust uniósł się w lekkim uśmiechu.
— Nie, ale chyba zacznę. Pan doktor za bardzo miesza mi w głowie…
Bashar westchnął. Nie dowie się, po prostu się nie dowie i tyle.
— Proszę pana…
— Mówiłem już – wystarczy Dante.
Lekarz obdarzył go zmęczonym spojrzeniem. Te różowe szkła zasłaniały oczy, nie pozwalały demonowi przyjrzeć się lepiej, odgadnąć, co też ten mężczyzna próbował w ogóle osiągnąć.
— Proszę pana, szpital nie jest miejscem na pana wygłupy.
— Kiedy ja jestem śmiertelnie poważny. Przyniosłem panu kwiatki – nie podobają się panu?
— Najlepiej będzie, jeśli je pan odniesie na miejsce.
— Ale nie powiedział pan doktor, że się nie podobają. — Pacjent uniósł dłoń, musnął jeden z płatków. — Skoro tak je pan doktor lubi…
— Nic takiego nie…
— Oj, panie doktorze, ja umiem czytać między wierszami. — I kolejny uśmiech, lecz tym razem podszyty ni to smutkiem, ni to czym innym. Mężczyzna westchnął, zmienił ton. — Widzę, że lubi pan grać niedostępnego – rozumiem, potrzebuje pan więcej czasu, nie lubi pan być nadmiernie naciskany. Trudno, ale proszę się nie martwić.
— Nie martwię się. Wierzę, że trafi pan do wyjścia.
Stan przedzawałowy wstał, wsparł dłonie o blat biurka, nachylił się do doktora. Zadźwięczały wisiorki, rozpięty guzik ukazał część torsu.
— Wrócę, jak pan doktor zdąży za mną zatęsknić. — Obiecał, głos na końcu przeszedł w niski pomruk.
To mówiąc, posłał lekarzowi uśmiech, który nie zapowiadał niczego dobrego, a potem tak, jak wparował do gabinetu, tak z niego wyparował, pozostawiając po sobie chłodną i pustą ciszę. Bashar odetchnął głębiej, zapadł się mocniej w fotel, instynktownie powędrował wzrokiem ku wciąż leżącym na blacie wynikom badań, potem przeniósł go na te nieszczęsne goździki, zalegające mu na biurku. Żółte i różowe. Bashar westchnął.
— Co ten człowiek ma w głowie?
— No aż się ta pani, co USG mi robiła, to zdziwiła, że taka pustka i nic nie ma.
Młoda dziewczyna siedziała na krześle naprzeciwko Bashara, trzymając na kolanach torebkę w kwiatki i popatrując z zaciekawieniem na lekarza. Demon udał, że fachowym okiem ocenia wyniki badania, a następnie przywołał na twarz swój profesjonalny, lekarski uśmiech.
— Czasem się zdarza, że te przypadkowe utkania tkanki łącznej znikają samoistnie. Niemniej jednak proszę nie rezygnować z regularnej diagnostyki — przykazał, dziewczyna pokiwała głową.
Miała predyspozycje genetyczne, kwestią czasu było, nim znów do niego przyjdzie. Demon co prawda byłby w stanie naprawić to, co bogowie tak radośnie spartaczyli, jednak cyrograf tego kalibru wymagałby ofiary, jaka z pewnością przyciągnęłaby czyjąś uwagę, nie mówiąc już o tym, że dziewczyna sama nie zgodziłaby się na nią po dobroci. Pozostawało łatwiejsze i prostsze, choć nie ostateczne rozwiązanie – by regularnie się badać i trzymać rękę na pulsie.
— Oczywiście, będę pamiętać. Za rok do kontroli.
— Za rok — powtórzył za nią lekarz. — Proszę wpisać do kalendarza i nie zapomnieć.
— Nie zapomnę, obiecuję.
Wstała, pożegnała się, skierowała w stronę drzwi.
— Może pani zawołać następną osobę — rzucił za nią Bashar, dopisując ostatnie słowa do karty pacjentki. Dziewczyna skinęła głową.
Drzwi zamknęły się za nią, Bashar nie zwrócił uwagi na lekkie poruszenie na korytarzu. Gdy klamka znów kliknęła, usłyszał tylko męski głos. Właśnie ten głos.
— Tak, dziękuję, dziękuję, ja tylko na momencik. — Uprzejme słowa rzucone do kogoś, kto wpuścił go poza kolejką.
Lekarz uniósł wzrok, westchnął.
Miał nadzieję, że mężczyzna się znudzi, zapomni, zainteresuje się czymś innym i nie dotrzyma swojej obietnicy. Ale nie – stał właśnie w progu gabinetu, ubrany szykowniej, niż na galę filmową, w ręku zaś trzymał równie szykowny bukiet kwiatów. Pachnąca lawenda wylewała się z obejmy wstążki i głębokiej zieleni liści paproci, tworząc ładny kontrast barw. Demon zmierzył wiązankę podejrzliwym spojrzeniem.
— Panie doktorze, dzień dobry — przywitał się mężczyzna, obdarzając demona uśmiechem, którego lekarz miał nadzieję więcej nie oglądać. — Przemyślałem sprawę.
Nie czekał. Podszedł, wyciągnął bukiet w jego stronę. Bashar nawet nie drgnął.
— Proszę zabrać te kwiaty.
— Ale to dla pana doktora! Mówiłem, przemyślałem sprawę i teraz już wiem, co robić.
— Wyjść z gabinetu i nie marnować więcej mojego czasu.
— Widzę, że pan doktor nadal zgrywa niedostępnego — wymruczał pacjent, położył bukiet na blacie, sam zaś przysunął sobie krzesło, zasiadł na nim. — Stęsknił się pan doktor za swoim ulubionym pacjentem?
Zmarszczka między brwiami Bashara tylko się pogłębiła.
— Proszę pana…
— Wystarczy Dan…
— Proszę. Pana. — Bashar oparł łokcie na blacie, splótł dłonie. — Proszę zabrać kwiaty. Ja nie będę przyjmował żadnych łapówek, to jest nieetyczne.
Mężczyzna zamarł z ustami rozchylonymi w zaskoczeniu.
— Jaka łapówka? Proszę nie mówić, że wręczanie kwiatów ulubionemu lekarzowi jest nieetyczne!
— Jest. Nie przyjmuję niczego od pacjentów. — Bashar zerknął w bok, tam, gdzie na biurku leżały wszystkie karty. Nazwiska mężczyzny między nimi nie było. — Poza tym nie jest pan umówiony.
— Och, właśnie! Widzę, że myślimy o tym samym. — Pacjent momentalnie odzyskał humor. — W kwestii umawiania się z panem doktorem…
— Zapraszam do rejestracji — odparł chłodno Bashar.
— Ależ panie doktorze… Nie jesteśmy w szkole, żebym pytał pana koleżanki, czy chciałby pan iść ze mną na randkę…
Demon rozplótł dłonie, splótł je inaczej.
— Mówił pan, że pan przemyślał sprawę, a tymczasem nadal robi pan to samo.
— Ach, nie-nie, tu się pan doktor myli. Widzę, że nie wierzy pan w miłość od pierwszego wejrzenia, ale w tym przypadku sądzę, że do trzech razy…
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Proszę — zawołał Bashar, nie dając mężczyźnie skończyć wypowiedzi.
Do gabinetu wsadził głowę kolejny pacjent.
— Bo pan mówił, że tylko na chwilę, a ja byłem na trzynastą trzydzieści i już jest… — powiedział, zerkając na siedzącego na krześle mężczyznę. Ten skrzyżował ramiona na piersi, zacisnął gniewnie usta.
— Rozmawiam właśnie z panem doktorem. Jak skończę, to…
— Już pan skończył — przerwał mu Bashar.
— Ale pan doktor nawet mi nie odpowiedział z umawianiem się!
— Odpowiedziałem i odpowiedź brzmi „nie”. Zapraszam do wyjścia.
Pacjent wydął usta, westchnął ciężko.
— Naprawdę, łamie mi pan doktor serce. — Wstał, odgarnął włosy, światło zaigrało w złotych lokach. — Ale skoro jest pan doktor tak nieśmiały, niech będzie. — Zwrócił się do wciąż stojącego w drzwiach mężczyzny. — Do rejestracji to tam, korytarzem w prawo…?
— I potem po schodach w dół, na parter — odparł uprzejmie.
— Bardzo dziękuję.
— Żegnam pana — rzucił za nim Bashar. Mężczyzna odwrócił się na odchodnym, obdarzył lekarza ostatnim olśniewającym uśmiechem.
— Do zobaczenia.
Drzwi zamknęły się za mężczyzną, nowy pacjent przydreptał, zajął miejsce na krześle, zaczął wyciągać z torby jakieś kartki z wynikami, mówić coś do lekarza. Demon wrócił spojrzeniem do porzuconego na blacie bukietu lawendy.
— Co to ma w ogóle znaczyć?
Bashar zdążał spokojnie korytarzami szpitala. Umówił się z doktor Draculovą – kobieta miała pacjenta z bardzo niespecyficznym objawami, podejrzewała nowotwór krwi, ale jako hematolożka nie była pewna, czy idzie w dobrym kierunku. Bashar skutecznie skonstruował bajkę o tym, że rozważał kiedyś kardiochirurgię jako specjalizację, dlatego tyle wie o sercu, a że od serca do krwi nie jest daleko, to o krwi też wie więcej, niż od onkologa się wymaga, można śmiało zadawać mu pytania. Doktor Draculovą lubił – kobieta nie traciła czasu, nie rozwodziła się nad głupotami, skupiała na pracy i konkretach. Jej makabryczne poczucie humoru potrafiło wybić z rytmu, ale dało się do niego przyzwyczaić.
Bashar szedł, po drodze spotkał doktora Newrona, a że akurat szli w tę samą stronę, pogrążyli się w niezobowiązującej dyskusji o tym i tamtym. Newron wspomniał o tym, że przetarg na nowe EEG jakoś utknął w martwym punkcie, firma zwlekała z realizacją, marudziła o jakieś dokumenty, a przecież kolejka pacjentów tylko rosła, obecne maszyny ledwie dawały radę.
— Więc napisałem im tam maila, bo przecież… — Mężczyzna urwał, spojrzał w dół korytarza. — O, Grace przyszła. Nie miała dzisiaj wolnego?
— Nie, zamieniła się z… — Bashar nie dokończył, spojrzeniem złowił osobę, z którą pielęgniarka rozmawiała.
Tych jasnych włosów, ekstrawaganckiego ubioru i okrągłych, różowych szkieł, nie dało się pomylić z niczym.
— Z kim? — spytał doktor Newron, a nie uzyskawszy odpowiedzi, rozejrzał się.
Jego pytanie trafiło w pustkę, a rozwiany kitel doktora Karima właśnie niknął gdzieś za zakrętem.
Bywały takie dni, gdy Bashar był nieco bardziej zmęczony, niż zazwyczaj. Ostatni cyrograf odbił się na jego zdrowiu – pacjent lekceważąco podszedł do przepisanej przez demona „kuracji”, magia ledwie złapała, Bashar musiał się wysilić bardziej, niż planował. A po południu czekała go jeszcze operacja. Zabieg nie był bardzo trudny, nie groził powikłaniami, lekarz rozważał, czy nie dać więcej swobody asystującemu mu rezydentowi.
— Raoun powinien sobie poradzić — mruknął na głos, pociągnął łyk herbaty.
Pokój socjalny był pusty, na korytarzu cisza, gdy mężczyzna usłyszał charakterystyczne kroki. Grace pojawiła się w drzwiach z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy i bukietem kwiatów przerzuconym przez łokieć.
— Tu pan doktor jest — powiedziała na jego widok, podeszła, wyciągnęła kwiaty w jego stronę. — Proszę, jeden z pacjentów je dla pana zostawił.
Bashar objął spojrzeniem pomarańczowe lilie, ostrożnie odstawił kubek na stół.
— Nie przypominam sobie, bym zasłużył na taki bukiet… — mruknął, odsuwając się nieco.
— Piękny jest, nie sądzi pan? — Grace nie traciła humoru, sięgnęła między łodyżki, wyciągnęła bilecik. — Od ulubionego pacjenta. Miłe, prawda?
Demon zmarszczył brwi.
— Bardzo miłe. Grace, zabierz, proszę, te kwiaty do pokoju pielęgniarek.
Zdziwienie pojawiło się na jej twarzy.
— Do naszego pokoju? Nie chce ich pan doktor u siebie?
— Lilie pylą, wiele osób jest na nie uczulonych, nie mogę mieć czegoś takiego w gabinecie.
— A do domu je pan doktor weźmie?
— Nie-nie, nie będę jechał z nimi przez pół miasta, pogniotą mi się w metrze.
Pielęgniarka westchnęła smutno.
— Dante będzie niepocieszony…
— Kto? — Bashar spytał czujnie.
— Och, pan Selachinius… Miałam nie mówić, prosił, żeby to była dla doktora niespodzianka, ale… — Przestąpiła z nogi na nogę, wzruszyła ramionami, spojrzała na lekarza z nadzieją. — Na pewno ich pan doktor nie weźmie?
— Na pewno nie.
Oczywiście, że od początku wiedział, o kogo chodziło. Lecz użycie przez Grace imienia, nie nazwiska irytującego pacjenta wywołało w sercu demona niepokój.
— On się tu często pojawia?
— Pan Selachinius? — Pielęgniarka zamyśliła się, odłożyła bukiet na stół, przysiadła na wolnym krześle. — Szczerze mówiąc, to nie wiem. Wpadłam na niego przy rejestracji i jakoś tak wyszło, że chwilę porozmawialiśmy. Wspomniał, że bardzo mu pan doktor pomógł.
— Cieszę się, że tak uważa — mruknął Bashar kwaśno. — Nie pamiętasz może, na kiedy się zapisał?
— Środa na czternastą — odparła Grace, musnęła opuszkami płatek lilii. — Moment, nie mówiłam, że zapisywał się właśnie do pana. Skąd pan doktor wiedział?
— Szósty zmysł — odparł Bashar.
Ostrzega przed zagrożeniem.
Środa nadeszła zbyt szybko. Bashar miał nieco czasu na obmyślenie taktyki, jak pozbyć się natręta i miał szczerą nadzieję, że zadziała. Demon był cierpliwy, potrafił trzymać się raz ustalonego planu, trwać niewzruszonym, bez względu na wszystko. Mężczyzna w końcu się znudzi, widząc, że nie osiągnie niczego z lekarzem, a cokolwiek próbuje ugrać, jego starania są bezcelowe. Wszystkie żarty w końcu się nudzą, skoro nie stoi za nimi żadne głębsze postanowienie.
— Miłość od pierwszego wejrzenia. — Burknął Bashar w irytacji, zerkając na leżące na biurku karty pacjentów na ten dzień i obserwując, jak z każdą chwilą coraz bliżej do czternastej.
Nie wierzył w takie rzeczy. Od pierwszego wejrzenia można było pokochać parę butów lub ładną kanapę, ale nie człowieka. Bashar miał nadzieję, że jego najnowszy problem nie postanowi znowu przyjść do niego z kolejnym wiechciem zieleniny. Westchnął, rozmasował skronie, przygotowując się mentalnie na stoczenie ciężkiego boju.
— Panie doktorze, dzień dobry! — zawołał problem od progu, dzierżąc w dłoniach kolejny, fantazyjny bukiet. Bashar przez dłuższą chwilę zawiesił wzrok na wkomponowanych między inne kwiaty żółtych główkach wrotyczy. Nie, nie dojdzie, co ten człowiek miał w głowie.
— Dzień dobry panu.
— Dante wystarczy, ileż razy trzeba panu doktorowi przypominać… — zamruczał, wcale nie porzucając tego promiennego uśmiechu i zasiadł na krześle, nim Bashar zdążył w ogóle wskazać mu miejsce. — Proszę, to dla pana doktora.
Błękit powojnika zamrugał wśród jakichś nienazwanych, dekoracyjnych liści. Lekarz rozciągnął usta w uśmiechu, który nie sięgał oczu.
— Proszę położyć z boku biurka.
— Nawet pan doktor ich nie weźmie?
— Muszę mieć czyste dłonie do pacjenta.
Mężczyzna się ożywił, wzrok uciekł mu ku dłoniom Bashara, leżącym spokojnie na blacie.
— Pan doktor jest dzisiaj bardzo troskliwy.
— Dobro pacjenta jest dla mnie najwyższą wartością.
Skoro mężczyzna postanowił być jego pacjentem, to tak też Bashar zamierzał go traktować. Zgodnie z najsurowszymi wytycznymi najgrubszych i najcięższych tomiszczy traktujących o tym, jak podejść do człowieka. Zobaczymy, jak sobie z tym poradzi.
— Jest to pana pierwsza wizyta jako mojego pacjenta…
— Ależ panie doktorze, przecież widzieliśmy się już tyle razy! — zaprotestował, unosząc się na krześle. — Niech mi pan doktor nie wmawia, że pan nie pamięta!
— Pamiętam. Miałem na myśli to, że teraz jest pan moim pacjentem. Przepraszam, jeśli wyraziłem się nieprecyzyjnie. — Dłonie demona nie drgnęły, wciąż leżąc na tym blacie idealnie wystudiowanym gestem. Bashar kontynuował:
— Jeśli nie ma pan nic przeciwko, chciałbym teraz przeprowadzić podstawowy wywiad, nim przejdziemy do zajęcia się tym, co panu dolega. — Lekarz sięgnął po kartę pacjenta, otworzył ją, przelotnie spojrzał na gąszcz rubryczek i wziął długopis. — Czy wyraża pan na to zgodę?
— Jak pan doktor prosi, to ja się na wszystko zgodzę — powiedział, przysuwając się bliżej, opierając łokcie o blat i zapuszczając żurawia w kartki. — Jestem zodiakalnym Skorpionem. A pan doktor?
— Pańska data urodzenia została zapisana wraz z numerem identyfikacyjnym przy rejestracji. Chciałbym skupić się na pańskim stanie zdrowia do tej pory, przebytych chorobach, operacjach i chorobach w rodzinie. — Długopis kliknął. — Rozumie pan?
— Pan doktor tak jasno tłumaczy, że wszystko, co do słowa.
— Doskonale. Proszę mi w takim razie powiedzieć – czy uprzednio leczył się pan na jakiekolwiek choroby przewlekłe? Cukrzycę, padaczkę, choroby tarczycy… — wymienił zgodnie z formułką.
— Nie, nic z tych rzeczy.
Bashar zanotował w karcie.
— Ma pan doktor bardzo ładny charakter pisma. — Mężczyzna pochylił się bliżej, lekarz nawet nie drgnął, skrupulatnie notując informacje, mając mocne postanowienie ignorować wszystko, co nie dotyczyło wizyty lekarskiej i stanu zdrowia pacjenta.
— Chciałbym teraz zadać kilka pytań o pana styl życia. Czy zgadza się pan pomówić na ten temat?
— Jest pan doktor dzisiaj taki delikatny, że aż nie wiem, co powiedzieć.
Najlepiej „Żegnam”.
— Przepraszam. Jeśli nie zrozumiał pan pytania, postaram się je inaczej sformułować.
— Och, nie, proszę! Może pan doktor pytać, o co tylko pan doktor chce. Szczególnie o styl życia. Chciałbym, żeby mnie pan doktor bliżej poznał… — powiedział, przeciągając lekko ostatnie sylaby. Bashar nie zdziwiłby się, gdyby mężczyzna pracował w radiu, głos go wyróżniał.
— Jaki tryb życia pan prowadzi? Ma pan raczej siedzącą pracę, stojącą, pracuje pan fizycznie, wykonuje ryzykowny zawód…?
— Mam siedzącą pracę.
— Czy regularnie uprawia pan jakąś aktywność fizyczną?
— O, tak! Jeżdżę do pracy na rowerze i uprawiam… inną aktywność fizyczną. Regularnie. Takie kardio. — Pacjent nachylił się jeszcze bliżej, Bashar potrzebował nieco więcej samokontroli, by wytrwać w swym postanowieniu. — Pan doktor też o siebie dba, prawda?
— Czy mógłby mi pan powiedzieć, jakie są pana nawyki żywieniowe? Czy je pan posiłki regularnie, jakie produkty składają się na typowe śniadanie, obiad i kolację?
— Panie doktorze, z panem pójdę na kolację do każdej restauracji.
— Czy moje pytanie było niejasne? — Bashar obdarzył mężczyznę uśmiechem rodem z plakatu o zapobieganiu miażdżycy i nadciśnieniu.
— Ależ wszystko było jasne. Z regularnością moich posiłków jest… różnie… ale się staram! — Zapewnił go solennie. — Ale gdyby pan doktor mi coś zasugerował, a najlepiej pokazał… O, już wiem! Może poszlibyśmy razem na jakieś miłe kardio, a potem zjedlibyśmy razem śniadanie…?
— Bieganie na czczo jest niezdrowe — zauważył profesjonalnie Bashar. — Zanotuję, że potrzebuje pan konsultacji dietetyka.
Pacjent westchnął głęboko, pokręcił głową, odchylił się na krześle. Lekarz powstrzymał oddech ulgi, wrócił do wywiadu.
— Pali pan?
— Okazjonalnie.
— Myślał pan o tym, żeby rzucić?
— A chciałby pan doktor, żebym rzucił? — spytał pacjent, znów wspierając łokcie na biurku.
— Palenie jest szkodliwe, mnie zaś cieszy dobre zdrowie moich pacjentów.
— W takim razie rzucę. Dla pana doktora. — I obdarzył go uśmiechem.
— Pije pan alkohol?
— Jak spotykam się ze znajomymi.
— To się często zdarza?
— Panie doktorze, każdy musi przecież odpocząć od pracy. — Palce mężczyzny zabębniły tuż przy kartce. — A jak pan doktor odpoczywa po pracy?
Pytanie zostało radośnie zignorowane.
— Czy stosuje pan regularnie jakieś leki? Przeciwbólowe, przeciwalergiczne, może hormony…?
— Nie, regularnie to nie…
— Czyli zdarza się panu?
— Tylko, jeśli jest potrzeba.
Bashar zanotował w karcie. Potem poszły pytania o historię chorób w rodzinie, o alergie, przeprowadzone zabiegi, operacje, transfuzje krwi i wszystkie inne poważniejsze interwencje medyczne. Pacjent od czasu do czasu wtrącał uwagi, które wymagały od Bashara sięgania do rezerw własnego opanowania i lekarskiego profesjonalizmu. Demon nie zamierzał dać się złamać, przeszedł przecież przez wszystkie egzaminy, sam smażył studentów z tego tematu, nie mógł okazać słabości. Poza tym wierzył mocno, że problematyczny pacjent w końcu się zniechęci i przestanie go irytować kolejnymi naręczami badyli. Pacjent, jak na razie, zdawał się dobrze bawić.
— Nie wiedziałem, że pan doktor ma taką czułą stronę, no nie można się z panem nudzić — powiedział, gdy Bashar skończył wywiad. — Jest pan doktor taki stanowczy w gabinecie, a jednocześnie tak bardzo skupiony na komforcie partnera…
— Pacjenta.
— Tak, pacjenta. Dokładnie to miałem na myśli. — Poprawił się szybko.
Bashar przewrócił stronę w karcie. Tym razem całą kartkę zajmowała prosta tabelka, gdzie lekarz mógł zanotować datę wizyty i wszystkie swoje obserwacje z badania.
— Tak jak mówiłem wcześniej, po tym podstawowym wywiadzie chciałem przejść do przypadłości, z jaką pan do mnie dzisiaj przyszedł.
— Nie mogłem się doczekać.
— W takim razie słucham: co panu dolega?
— Ból i zaciskanie w klatce piersiowej… Czuję, że moje serce bije nieregularnie i zbyt szybko, zupełnie tak, jakby chciało wyrwać się na zewnątrz i do kogoś pobiec. — Dłoń mężczyzny spoczęła na klatce piersiowej. — O, tu najbardziej boli. Chciałby pan doktor mnie osłuchać?
Lekarz splótł dłonie.
— Proszę pana, jestem onkologiem, a pana problem wygląda raczej na sprawę dla kardiologa…
— Och, nie-nie, to na pewno nie jest takie proste!
— Kardiologia nie jest prostą dziedziną.
— Chodzi mi o to, że moja przypadłość… Ona ma bardzo wyraźną przyczynę.
— Czyli jest coś, co powoduje u pana objawy? Jest pan w stanie określić, od jakiego momentu wszystko się zaczęło?
— O tak, bardzo precyzyjnie. Takich momentów się nie zapomina — odparł, znów nachylając się w stronę Bashara. — Stałem wtedy na korytarzu, chciałem podejść do baniaka z wodą, wtedy, na dyżurze, pan doktor pamięta. I w tamtym momencie zobaczyłem pana doktora, jak idzie gdzieś korytarzem – moje serce przyspieszyło, biło tak mocno i nieregularnie, a gdy tylko pan doktor zniknął w gabinecie, niemal pociemniało mi w oczach i tak boleśnie zacisnęło tutaj, w piersi… Ale wszystko ustąpiło, jak tylko pan doktor się mną zajął! Szczególnie, jak mnie pan doktor tak starannie osłuchał i z taką troską się nade mną pochylał…
Bashar nabrał powietrza i powoli wypuścił.
— Rozumiem, że stres związany z wypadkiem pana Olivera okazał się na tyle silny, by doprowadzić do problemów z sercem — podsumował demon.
Pacjent spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Pan doktor jest po prostu niemożliwy…
— Dokładam wszelkich starań, by zająć się pańskim zdrowiem i pomóc z każdą przypadłością, jaka pana niepokoi.
Mężczyzna westchnął głęboko.
— Zaręczam, że to nie Oliver sprawia, że mi serce szybciej bije.
— W takim razie myślę, że dobrze byłoby mieć lepszy dowód na to, co powoduje u pana te objawy – coś bardziej solidnego, niż tylko „wydaje mi się”. — Bashar sięgnął do szuflady, wyciągnął bloczek ze skierowaniami. — Proponuję, żeby zrobił pan echo serca.
Lekarz wziął się za wypisanie skierowania, mężczyzna znów westchnął.
— A wie pan, co mi pomaga na te dolegliwości?
— Napar z głogu? — spytał Bashar, nie odrywając długopisu od kartki.
— Jak o panu doktorze myślę.
— Bardziej by panu pomogły leki — odparł demon, przystawiwszy pieczątkę do skierowania. Oderwał kartkę od bloczku, przesunął w stronę pacjenta.
— Leki nie zaspokoją mojej potrzeby serca.
— Jeśli będą dobrze dobrane, zapewne rozwiążą problem. A może się okaże, że to coś poważniejszego i będzie wymagało interwencji chirurgicznej – czasem wady serca odzywają się w okresie dojrzałości.
— Z chęcią powierzyłbym swoje serce pańskim dłoniom, panie doktorze.
— Przykro mi, nie jestem kardiochirurgiem. — Już nie. — Pana przypadłość może być też związana z zaburzeniem gospodarki jonowej w organizmie. Wspominał pan, że nie je pan regularnie i okazjonalnie pali.
— Obiecałem też poprawę. Staram się dla pana doktora…
— W takim razie zrobi pan też jonogram. I dobrze byłoby sprawdzić, czy pana przypadłość nie jest zależna od pory dnia, więc holter też się panu przyda.
Poleciały kolejne skierowania, Bashar zerknął na zegarek.
— Z mojej strony to już wszystko. Proszę zrobić badania i wrócić do mnie, jak już będzie pan miał wyniki.
Pacjent spojrzał na lekarza ze smutkiem.
— Nawet ciśnienia mi pan doktor nie zmierzył…
— To nie jest w tym momencie konieczne, a poza tym – wyniki badań dadzą mi o wiele pełniejszy i lepszy obraz pana zdrowia.
Mężczyzna potarł w palcach skierowania.
— W takim razie nie pozostaje mi nic innego, niż zapisać się na to wszystko jak najszybciej.
— O, tak, to byłoby roztropne. Najbliższe terminy na echo serca są chyba za trzy miesiące, jeśli mnie pamięć nie myli.
— Trzy miesiące?! — Jasne brwi podskoczyły w górę. — Pan doktor sobie chyba żartuje!
— Chciałbym, ale niestety, taka jest prawda. Służba zdrowia jak zwykle jest niedofinansowana, na najprostsze badania trzeba czekać. Ale może pan spróbować znaleźć miejsce i wykonać je prywatnie. Oczywiście, za opłatą.
Bashar bardzo się starał, by profesjonalny uśmiech nie opuścił jego twarzy, ale nie do końca mu to wyszło. Teraz jego problematyczny pacjent powinien odpuścić – bo jak wygłupy zaczynały mieć swoją cenę, to każdemu by w końcu para zeszła i zająłby się czymś produktywniejszym. Może powinien był dodać mu jakąż droższą diagnostykę, ale doszedł do wniosku, że tyle powinno wystarczyć i ostudzić zapędy mężczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz