12 lipca 2023

Od Souela do Merlina

Ponownie stanął przed grupką, jeszcze upewnił się wzrokiem, że wszyscy mieli nadmuchane balony. Gdy ostatnia osoba skończyła wiązać supełek, przeszedł do dalszej części zajęć.
— Chciałbym sprawdzić, czy umiecie utrzymać balon w powietrzu bez dotykania go — oznajmił.
Złapał do ręki swój, bez podrzucania go sprawił, że wzbił się lekko do góry i zgrabnie zawisł nad jego dłonią.
— Na ogół stosunkowo proste ćwiczenie, ale chciałbym zobaczyć, jak wy sobie z nim radzicie. Jeśli czujecie się pewni, możecie spróbować nim poruszać. Starajcie się nie wywoływać silnych, gwałtownych ruchów. Liczy się płynność — dorzucił.
Mocą wiatru zaczął przesuwać swój balon raz w prawo, raz w lewo. Drobnym gestem przeniósł go nad drugą dłoń, a potem spuścił obie ręce wzdłuż ciała i stanął obok. Cały ten czas pierścienie w jego oczach delikatnie świeciły.
Uczniom polecił wykonywać na dobry początek wolne, niewielkie ruchy. Gdy wszyscy przeszli do ćwiczenia, udając, że ich obserwuje, chwilę poświęcił na przerwę.
Nareszcie mógł na moment odsapnąć. Jeśli miał być szczery to te zajęcia nieźle go stresowały. Nie potrafił przestać myśleć o odwróconej karcie Wyspy, której energia wydawała się złowrogo nad nim wisieć. Wszystkiemu dokładnie się rozglądał, pilnując, by nic mu nie przeszkodziło, nic niczego nie popsuło. Badał ruchy uczniów, ich zachowania. Tyle szczęścia, że nikt obecnie nie wydawał się być kimś problematycznym. Inaczej nie dałby rady ukryć trzymania się od tej osoby na pewien dystans.
Spojrzał na wiszący nad drzwiami zegar, sprawdził godzinę. Trochę czasu zostało do końca praktyk... co mu się niezbyt podobało. Myślał, że już tylko kilka minut i będzie mógł w końcu w spokoju, bezpiecznie zająć się swoimi sprawami. Najwyraźniej jednak musiał jeszcze sporo wytrzymać. Tutejsi bogowie ewidentnie nie mieli go w opiece.
— Ach!
Wyrwany z zamyślenia Souel wzdrygnął się lekko. Podniósł głowę, przeniósł wzrok na kilkoro uczniów, którzy spoglądali w górę. Gdy również spojrzał w tę samą stronę, dostrzegł mały ozdobny żyrandol, na którym utknął żółty balon. Podszedł bliżej, kruczowłosy chłopak (jedyny z grupki bez swojego balonu) odwrócił wzrok, nie ukrywając zawstydzenia.
— Przepraszam — wymamrotał pod nosem.
Souel zmierzył go wzrokiem, przybrał spokojny, pocieszający wyraz twarzy.
— Nie przejmuj się, to nic takiego — odpowiedział. — Na razie go tam zostawmy.
Po ostatnim zdaniu uczeń popatrzył na niego z pewnym zdziwieniem. Nic jednak nie powiedział. Tymczasem Beannaithe jednym gestem dłoni przywiał swój balon i wręczył go uczniowi, mówiąc, że może użyć jego. Tamten niezręcznie podziękował.
Żeby nie psuć pozorów, jakie zdołał dotychczas zbudować o sobie jako nauczycielu, postanowił podchodzić po kolei do uczniów, żeby sprawdzić, jak im szło oraz zarzucić radami, wskazówkami. Części szło całkiem dobrze, więc musieli mieć już jakiekolwiek doświadczenie z posługiwania się magią powietrza. Lepiej dla niego.
Kilka minut później uznał, że pora przejść do kolejnej części lekcji. Poprosił uczniów, żeby teraz trzymali balony w swoich rękach, a gdy cała uwaga ponownie skupiła się na nim, kontynuował zajęcia.
— Umiecie latać na miotłach? — spytał.
Większość uczniów podniosła rękę. Souel pokiwał głową.
— A ktoś umie unosić się na wietrze, czyli w dużym skrócie latać, ale bez miotły?
Tym razem tylko jedna osoba się zgłosiła: dziewczyna w okularach. Beannaithe poprosił ją, by wyszła na środek i zaprezentowała to, co potrafi. Uczennica zaś uprzedziła go, że przez wcześniejszy brak zainteresowania magią powietrza umie tylko na moment się unieść.
— Nic nie szkodzi, sam nie jestem w tym zbyt dobry — odpowiedział genashi.
Przez chwilę zastanawiał się, czy dobrze zrobił, mówiąc to.
Dziewczyna stanęła przed resztą, rozłożyła nieco ręce. Zmarszczyła brwi, zmrużyła oczy, ukazując tym pełne skupienie. Souel poczuł ruch wiatru, a moment później stopy dziewczyny oderwały się od ziemi. Wszyscy spojrzeli na nią z podziwem wyskakującym z oczu, a gdy wylądowała po kilku sekundach, genashi pochwalił ją, kilkukrotnie klaszcząc w dłonie.
— Bardzo dobrze. — Uśmiechnął się ciepło. — Jak masz na imię?
— Guinevere — odpowiedziała uczennica.
— Bardzo dobrze, Guinevere — jeszcze raz ją pochwalił, po czym zwrócił się do reszty. — Choć to kilkanaście centymetrów na kilka sekund, coś takiego dla wielu stanowi niemały wyczyn. Jeśli mieliście wcześniej jakiekolwiek problemy z poruszaniem balonem, to tutaj potrzebujemy zebrać dużo wiatru, żeby zdołał on nas unieść, a musimy jeszcze ten stan utrzymać, nie wspominając o zmienianiu położenia. Przyznam szczerze, że sam nie osiągnąłem jeszcze zadowalającego poziomu.
Słysząc ostatnie zdanie, część uczniów spojrzała na niego, jak gdyby mu do końca nie wierzyła. Hm, to chyba niedobrze, że wyrobił taki pogląd na swój temat. Jeszcze ich zawiedzie...
Postanowił jednak o tym zbytnio nie rozmyślać. Musiał się skupić na zajęciach. Zmienić bieg wydarzeń, przepowiedziany przez karty.
— Nie martwcie się, nie będę was dzisiaj tego uczył. — Przeleciał wzrokiem po kilku zaniepokojonych twarzach. — Pokażę wam coś innego. Znacie wyzwanie niewidzialnego pudełka?
— Tak! — odparła chórem klasa.
— Wiem, że to już jest niemodne, ale...
Podniósł prawą nogę i na tyle naturalnie wykonał skok po niewidzialnym pudełku, że niektórzy na początku nie załapali nawet, co się wydarzyło. Pojawiły się jednak żywiołowe reakcje, wiele osób otworzyło usta z zaskoczenia.
Souel odwrócił się przodem do reszty, splótł dłonie.
— Ja osobiście wolę wymyśloną przez siebie wersję wyzwania — to mówiąc, postawił wpierw jedną stopę na pudełku, a potem dołączył drugą,
— Ooooooooo! — zawołali uczniowie.
Widząc ich reakcje, Beannaithe spuścił na moment głowę, cicho się zaśmiał.
Szczerze mówiąc, podobały mu się czasy wyzwania niewidzialnego pudełka. Trend się szybko rozprzestrzenił, wszyscy próbowali, a gdy jego znajomi to robili w wolnych chwilach, on cicho dołączał, by potem skraść show. Połowa kampusu wiedziała, że to wyzwanie należało do niego i on w tym polu rządził. Nie był w stanie określić słowami tego, jak bardzo się cieszył, że Władca Powietrza postanowił go takich rzeczy nauczyć.
— Jeśli ktoś z was myśli, że rzeczywiście stoję na niewidzialnym pudełku — w tym momencie opadł na podłogę — to muszę was rozczarować.
Kolejna fala zachwytu ze strony uczniów.
Poprawił swój kardigan, już miał coś mówić, lecz jedna uczennica go wyprzedziła. Jej dłoń wystrzeliła do góry, w tym samym czasie wyskoczyło z ust pytanie:
— Jak pan to zrobił?!
— Już tłumaczę — odparł spokojnie z lekkim uśmiechem. — Ale najpierw zapytam: czym jest powietrze pod względem fizyki?
Tym razem rękę podniosła Guinevere. Souel wskazał ją dłonią.
— Powietrze to atomy swobodnie przemieszczające się w przestrzeni — odpowiedziała dziewczyna.
— Prawidłowa odpowiedź. Cieszę się, że wspomniałaś o tym, że atomy swobodnie się przemieszczają, ponieważ to jest punkt całej sztuczki. — Spojrzał na resztę. — Co się stanie, jak te atomy zbijemy w ciasną grupę?
— Powstanie ciało stałe? — ktoś spytał.
— Tak. Można tak powiedzieć. — Przestąpił z nogi na nogę. — Jeśli odpowiednio się skupicie, uda wam się stworzyć powietrzną platformę. Trick ten w praktyce daje bardzo zbliżony efekt do unoszenia się na wietrze, a zużywa mniej energii. Dobrze opanowany pozwala w szybki i energooszczędny sposób dostać się do miejsc wcześniej nieosiągalnych.
Stworzył kilka stopni, wszedł po nich i zdjął z lampy balon, który wcześniej na niej utknął. Wiatrem przyniósł go do właściciela, a następnie zszedł na dół.
— Plus możecie być ulepszoną wersją fakirów.
Z użyciem mocy wykreował niewidzialną platformę, na której usiadł po turecku, wcześniej zagarniając rękami dół kardiganu do tyłu, by swobodnie zwisał. Uśmiechnął się, pokazując dołeczki, zmrużył delikatnie oczy, których pierścienie lekko lśniły.
Uczniowie pochłaniali wzrokiem jego prezentację mocy. Niejeden był pod wrażeniem; dało się dostrzec ten błysk, mówiący, że chcieli również osiągnąć taki poziom zdolności. Niestety Souel musiał odrobinę rozwiać ich marzenia, przynajmniej na najbliższą przyszłość. Mógłby ich tego uczyć, ale chyba dopiero na następnych zajęciach. O ile w ogóle jeszcze będą... A mogłoby ich nie być... Nie, że ich nie lubił... Ale...
— Nie będę kazał wam się tego nauczyć, ponieważ mimo wszystko nie jest to prosta sztuczka — powiedział. — Gdy ja się uczyłem, przez spory czas mi nie wychodziło. Jeśli jednak postanowicie poszerzyć arsenał swoich zdolności o tę sztuczkę, mogę was teraz nakierować na dobry tor.
Wstał z platformy, jednocześnie ją rozpraszając. Poprawił swoje ubrania.
— Kluczem jest postrzeganie powietrza jako atomy. Musicie wyobrazić sobie cząsteczki, które chcecie zbić ze sobą, najlepiej w platformę. W momencie, w którym będziecie w stanie ją dotknąć, połowa za wami. Później tylko skupić moc na tyle, by nie załamała się pod waszym ciężarem.
Zgodnie z jego oczekiwaniami, entuzjazm nieco opadł. Kilka osób okazało swego rodzaju zmartwienie, ktoś szepnął do stojącego obok towarzysza, że wydaje się to trudne. I mieli w sumie rację. Souel nawet nie wiedział jak oni, niebędący genashi powietrza, poradzą sobie z tym. Na razie mógł tylko się domyślać.
Jemu samemu nauczenie się tego zajęło dobre dwie pory, to znaczy prawie trzy miesiące. Miał wtedy sześć lat, więc zbytnio nie rozumiał praw fizyki ani nie potrafił za bardzo wyobrazić sobie tego, co robił. Ponadto dopiero w połowie gimnazjum ogarnął, jak mieć z tego więcej pożytku niż chwilowy schodek do sięgnięcia wyższych półek. Bazę załapał dzięki naukom Władcy Powietrza, odkąd jednak wrócił do domu, nikt mu w tej kwestii nie pomógł. Musiał poradzić sobie sam.
— Na dzień dzisiejszy możemy spróbować wykorzystać ten trick do czegoś prostszego, a mianowicie tworzenia tarczy — oznajmił. — Wiem, że pewnie już znacie zaklęcia dające podobny efekt, ale rodzajów barier ochronnych nigdy za wiele, prawda?
Uczniowie pokiwali głowami. Souel kontynuował:
— Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli macie do wyboru topór lub tarczę to bierzcie tarczę.
Wcale nie wykorzystał słów postaci z filmu animowanego.
Wykonał ruch ręką, kręgi wokół źrenic zabłysły, lecz poza tym nic się nie wydarzyło. Licealiści zmierzyli go wzrokiem, szepcząc między sobą, że nic nie widzą. Kąciki Souela uniosły się lekko ku górze. Podniósł z blatu paczkę chusteczek i rzucił nią w stronę uczniów, lecz ku ich zaskoczeniu odbiła się ona od czegoś nieuchwytnego gołym okiem, po czym ze smutnym dźwiękiem upadła na podłogę.
— Tarcze powietrzne są o tyle ciekawe, ponieważ ich nie widać, dzięki czemu można innych zaskoczyć — rzekł.
Wszyscy przytaknęli, oczami notując informacje. Souel rozproszył tarczę, złożył dłonie i wziął głębszy wdech.
— Dobrze, dobierzcie się w pary — poprosił. — Jedna osoba skieruje podmuch wiatru lub rzuci balonem w stronę drugiej, a tamta osłoni się tarczą i tak na zmianę. Jeśli macie problemy z samym wytworzeniem tarczy, możecie wpierw na to poświęcić trochę czasu, a także sobie pomagać samym poruszaniem wiatrem; podobny ruch wykonałem, gdy obroniłem się przed chusteczkami, którymi rzucił we mnie wasz kolega.
Wspomniany chłopak spuścił głowę z widocznym zakłopotaniem. Souel zaś jeszcze dodał pocieszająco:
— I nie martwcie się, jeśli tarcza wam bardzo szybko zniknie. Na początku to normalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz