Ignis był przekonany, że ten pomysł to jakiś rodzaj wysublimowanej zemsty Norberta za to, co zrobili na ostatnim koncercie.
Norbert Goldworthy, ich bardzo systematyczny i twardo stąpający po ziemi manager, dbał usilnie o to, by Vox Metallica nieprzerwanie utrzymywali się na szczytach list przebojów i jednocześnie nie pakowali w żadne nadto skomplikowane problemy, które nadszarpnęłyby reputację zespołu. W tym celu mężczyzna starannie planował, kiedy mają wyjść kolejne płyty zespołu, komu udzielić wywiadów, gdzie koncertować, jak przygotować spotkania z fanami i tym podobne. Mężczyzna był artystą jeśli chodzi o żonglowanie terminami i kwotami, z prawdziwą wirtuozerią balansował pomiędzy daniem zespołowi wystarczająco dużo czasu i swobody na to, by ich kreatywność nie spadła ani krztynę, a tym, by zaspokoić przeróżne potrzeby fanów, producenta i kogo tam jeszcze. Ignis sam nie znał pełnego zakresu obowiązków Norberta, i jeśli miałby być ze sobą szczery, to wolał tego nie zmieniać.
Ich ostatni wyczyn, czyli wylecenie z nową, niezapowiedzianą piosenką, na dodatek o mocno politycznym wydźwięku, sprawiło, że Norbert niemalże dorobił się siwych pasm, usiłując obrócić całą sytuację na korzyść Vox Metallici, a także udowodnić wszystkim wokół, że to wszystko to była całkowicie zaplanowana akcja. Draconis miało być jednym z utworów krążka De Draconibus, który Norbert szacował, że wyjdzie zimą pod koniec roku, tymczasem zaś Ignis z zespołem zagrali go na koncercie zimę wcześniej, wywracając do góry nogami cały plan Norberta. Obecnie utwór miał się pojawić jako singiel, a żeby pojawił się jako singiel, trzeba było go między innymi nagrać w paru wersjach. Tym Vox Metallica się nie przejmowali – mieli pomysły, muzyka była ich żywiołem, wystarczyło tylko grać i nagrywać. Problem był tylko taki, że singiel nie mógł składać się z gołej płyty w plastikowej okładce i koniec. Trzeba było czegoś więcej, czegoś nowego i to takiego, co zachwyci fanów.
— Zrobimy wam sesję zdjęciową — oznajmił im Norbert, gdy siedzieli w salonie ich studia nagrań, odpoczywając po kolejnych próbach.
— Rozbieraną?
— Nie, Raam, nie rozbieraną.
— Dlaczego?
— Chłopie, nikt nie chce oglądać cię nagiego — wtrącił Seymour.
— Internet mówi co innego — burknął perkusista, krzyżując mocarne ramiona na piersi.
Wygodne kanapy otaczały niski stolik, na który Norbert zaczął wykładać jakieś papiery i foldery. Ignis rozpierał się na brzegu jednej z sof, w dłoni kołysała mu się szklanka szkockiej. Kawałek dalej przycupnął Arieth, zaraz obok po turecku siedział Ioannis. Raam jak zwykle leżał na kanapie, przerzuciwszy jedną nogę przez oparcie, zaś Seymour zajmował jedyny fotel, obejmując spojrzeniem resztę zespołu.
— Dobrze, panowie, skupcie się. — Norbert otworzył właściwy folder. Mężczyźni pochylili się, by zobaczyć, co też kryły strony. — Wasze poprzednie sesje zdjęciowe były…
— Za długie — wtrącił Ignis, na co Norbert obdarzył go niezbyt przychylnym spojrzeniem.
— Za proste, zbyt zwyczajne i niewyróżniające się.
— Mnie się podobały. — Arieth wskazał na jedno ze starszych zdjęć w folderze. — Tutaj ładnie wyszliśmy.
— Monsters of Rock? Jak byliśmy te sześć lat temu? — spytał Ioannis, Arieth potwierdził. — Pamiętam, to był świetny festiwal.
— Daliśmy takiego czadu, że Seymour musiał nam ratować dupy, pamiętacie?
Były czarodziej uśmiechnął się z wyższością.
— Co wy byście beze mnie zrobili?
— Siedzieli w pierdlu razem z Ignisem.
— Bez przesady — mruknął genashi. — Nie w pierdlu, tylko na dołku. Poza tym to nie była moja wina, tylko…
Norbert chrząknął znacząco.
— Wracając do sesji zdjęciowej — podjął, stukając palcem w folder, na powrót skupiając na sobie uwagę zespołu. — Czas, kiedy mogliście pokazać się na zdjęciu w zwykłych T-shirtach i z gitarami bezpowrotnie minął. Świat się zmienia, a Vox też nie jest pierwszym z brzegu zespołem.
— Nigdy nie byliśmy pierwszym z brzegu zespołem. Po prostu nie wszyscy się od razu poznali.
— Otóż to, Raam. I właśnie dlatego musicie wyglądać odpowiednio do swej muzycznej rangi.
Ignis zmarszczył brwi.
— Wyglądamy odpowiednio.
— Fani tak nie uważają.
Słowo-klucz: fani. Z ich zdaniem zespół się liczył, ich opinia była w stanie zmusić Ignisa do tego, by chociaż przemyślał swoje decyzje i może zmienił to czy tamto. Gdyby Norbert zasłonił się zdaniem producenta albo własną opinią, zespół nie chciałby słyszeć o żadnej sesji zdjęciowej, mężczyźni zwyczajnie zebraliby się z kanap i znowu zalegli w swojej sali, grając bez patrzenia na zegarek i wychodząc z podziemia tylko po to, by buszować w lodówce.
— To co, nowe T-shirty, czy jak? — spytał Raam.
— Lepiej. Zaopiekuje się wami profesjonalista.
— Ile czasu nam to zajmie? — Ignis zadał oczywiste pytanie, Norbert zaś obdarzył go urażonym spojrzeniem.
— Pamiętam, że macie co robić. To wszystko zajmie tyle czasu, ile niezbędne, i ani chwili dłużej, nie martwcie się.
Ignis nie był przekonany, ale cóż poradzić. Zgodził się. Sam nawet jeszcze nie wiedział, na co.
Dzień sesji zdjęciowej przyszedł zbyt szybko. A przynajmniej Ignisowi wydawało się, że to będzie moment na robienie zdjęć, że wszystko zamknie się w tych paru godzinach i będą wolni, wrócą do muzyki, nie trzeba będzie się dalej tym przejmować. Jakże się mylił – Norbert musiał czekać na ten dzień długie tygodnie, obmyślając w ciszy swego pokoju zemstę na Ignisie. Bo zaśpiewał zgodnie z pragnieniem swego serca, za nic mając plany i przemyślenia swego managera. Genashi miał za swoje. Akcje przynosiły konsekwencje.
Znajdowali się w salonie ich studia nagrań – pokój zawierał ten niski stolik, te wygodne kanapy, na których zespół lubi się wyłożyć, gdy przychodził czas przerwy od nagrań. Do tego był jeszcze ni to kącik kuchenny, ni to pełnoprawna kuchnia, mieszcząca to i owo, umożliwiająca wszystkim członkom zespołu to, by posilić się między kolejnymi partiami nagrań i nie opaść z sił, gdy całość się przedłużała. A przedłużała się często, bo wyciągnięcie członków Vox Metallici ze studia było doprawdy ciężkim zadaniem.
Ignis starał się nie podchodzić do nikogo z uprzedzeniami, nie sądzić na podstawie wyglądu i generalnie pozostać neutralnym przy pierwszym spotkaniu, jednak obecność mężczyzny, który miał zająć się ich strojami i całą sesją zdjęciową, z jakiejś przyczyny działała mu na nerwy.
— Oto pan Dante Selachinius — przedstawił go Norbert, zaś projektant uśmiechnął się olśniewająco. — Zajmie się wami, waszymi strojami i całą sesją zdjęciową.
Z pozoru w mężczyźnie nie było niczego podejrzanego. Ekstrawagancki ubiór zdradzał człowieka, który nie przejmował się konwenansami, uśmiech mógł topić lodowce, zaś te charakterystyczne, różowe okulary, nadawały mu tego specyficznego, pogodnego tonu, który powinien przemawiać do Ignisa. Ale nie przemawiał. I genashi sam nie wiedział, czemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz