Stał w autobusie, nie mogąc przytrzymać się słupka utrzymywał równowagę siłą woli. Gdyby miał przy sobie komórkę, z pewnością przeglądałby w niej Internet, lecz ze względu na okoliczności mógł jedynie zapuścić żurawia w ekran smartfona stojącej obok dziewczyny i razem z nią oglądać TickTocki (na szczęście miała ona dobry gust, bo zamiast tańców wyświetlały się jej memy). Czasem się zaśmiał z jakiegoś filmiku, w międzyczasie odrzucał negatywne myśli związane z tym, że musiał polegać na śmiertelnikach.
Tak właśnie mijał mu czas.
Pojazd zatrzymał się na przystanku, dosiadło się kilka osób; ruszył dalej, gdy nagle ktoś wstał i zaczął po kolei podchodzić do każdego pasażera. Raoun spojrzał na mężczyznę, szybko się domyślił, że był to kontroler biletów. Powrócił do oglądania TickTocków.
Nieznajomy podszedł do dziewczyny, poinformował o sprawdzaniu biletów. Tamta szybko pokazała mu swój, zapisany w komórce, już miała wracać do wcześniejszej, znacznie lepszej czynności, lecz niespodziewanie usłyszała:
— Proszę bilet do kontroli.
Odwróciła głowę, posłała mężczyźnie pytające spojrzenie.
— Już dałam? — odparła wyraźnie zdziwiona.
— Ach, to nie do pani — tłumaczył — to do stojącego obok pana.
Dziewczyna rozejrzała się, wydawać by się mogło, że przeszedł ją dreszcz. Szybko oddaliła się na kilka kroków. Raoun podążył za nią wzrokiem, zmarszczył nieco brwi w geście niezadowolenia.
Ciche odchrząknięcie dotarło do niego zza pleców. Odwrócił się, popatrzył na stojącego przy nim kontrolera. Tamten ruchem głowy wskazał trzymane w ręku urządzenie.
Raoun stał nieruchomo przez dobre trzy sekundy.
— Ach, już — odpowiedział.
Zaczął grzebać w kieszeniach, kątem oka widząc stopniowo narastające zniecierpliwienie kontrolera, gdy wtem ku sporemu zaskoczeniu tamtego bez ruszania się przeniknął przez cały autobus. Wylądował na środku ulicy, podążył wzrokiem za jak gdyby nigdy nic jadącym dalej pojazdem. Wyciągnął ręce z kieszeni bluzy i podparł się nimi na biodrach, cicho pod nosem cmokając.
— Nie będę płacić za bilet, co to, to nie! — zawołał z cieniem niewytłumaczalnego oburzenia.
Jeszcze prychnął niemal jak zezłoszczony koń, po czym przeszedł przez jezdnię na drugą stronę, kompletnie ignorując przenikające przez niego samochody.
Dźwięk dzwonków roznosił się po całym pstrokato udekorowanym, przepełnionym zapachem jakiegoś kadzidła pomieszczeniu. Przy niskim stoliku, na obszytej fałszywą złotą nicią poduszce siedział ubrany równie kolorowo, co sam pokój mężczyzna, z zamkniętymi oczami trzęsąc żywiołowo dzwoneczkami i coś niezrozumiałego mrucząc pod nosem. Całą swoją osobą wprowadzał tajemniczą, acz dziwną atmosferę.
Miejsce po drugiej stronie stolika zajmowała średniego wieku kobieta. Mierzyła wzrokiem szamana, jej twarz nie ukrywała niepewności ani krytycyzmu. Zmrużyła nieco oczy, wykrzywiła usta w lekkim grymasie.
Wreszcie, po tej krótkiej, aczkolwiek niezręcznej chwili mężczyzna uderzył dzwonkami o blat, otwierając szeroko oczy. Spojrzał na przestraszoną tą akcją kobietę, odchrząknął.
— Czyli chce się pani dowiedzieć, czy mąż panią zdradza — przemówił.
— Tak — odpowiedziała tamta. — Od jakiegoś czasu zachowuje się podejrzanie, a że sama nie dam rady się tego dowiedzieć, przyszłam po... — wykonała pauzę — odpowiedź.
— Rozumiem. — Przytaknął. — W takim razie przywołam Wielkiego Ducha i on nam powie prawdę!
Wybrał z miski garść ryżu, rozsypał ją na blat. Poprzesuwał część ziaren, ułożył z nich coś, co tylko on (chyba) mógł rozczytać. Ponownie podniósł dzwonki, zaczął nimi dzwonić, mrucząc pod nosem kolejne niezrozumiałe słowa.
— O, Wielki Duchu — powiedział. — Użyczam ci moje skromne ciało, ażebyś mógł odpowiedzieć tej zbłąkanej duszy na martwiące ją pytanie. Przyjdź na mą prośbę!
Zastygł w kompletnym bezruchu, dzwonki ucichły. Siedział z zamkniętymi oczami i zmarszczonymi brwiami, czekając. W całym pomieszczeniu nastała cisza.
Kobieta zmierzyła go wzrokiem z góry na dół. Uniosła jedną brew. Wyprostowała się na poduszce, niezręcznie rozejrzała się po pokoju, biorąc głębszy wdech. Poprawiła swoją pozycję, przygryzła na moment dolną wargę..
Szaman podniósł lewą powiekę. Popatrzył na kobietę, potem na półki obok, na świeczki, kadzidło. Z powrotem zamknął oko, odchrząknął.
— O, Wielki Duchu! — rzucił głośniej niż wcześniej. — Wysłuchaj mych próśb!
Cisza.
Twarz klientki ukazywała coraz większe powątpienie. Wykonała ruch, zapewne z zamiarem wstania, gdy nagle szaman wzdrygnął się, a jego oczy na moment błysnęły bielą. Mężczyzna poprawił swoją pozycję, usiadł wygodniej, mówiąc:
— Sorka, małe komplikacje na drodze.
Kobieta spojrzała na niego, zamrugała parę razy. Dwójka wymieniła się spojrzeniami.
— To znaczy. — Szaman odchrząknął. — Oto ja, Wielki Duch! Usłyszałem prośby tego oto śmiertelnika, więc przybyłem użyczyć mej wielkiej wiedzy! Z jakim zapytaniem kieruje się siedząca przede mną osoba?
Raounowi się trochę spóźniło, to fakt, choć raczej nie znacząco. Miał jednak nadzieję, że nie zostanie mu to potrącone z zapłaty... Chwila, co, nie! Ha, jak nisko musiałby upaść, żeby pozwolić na odcięcie choćby jednego procenta z powodu spóźnienia! Niedoczekanie! Jeśli szaman będzie się kłócił, to Raoun nałoży na niego karę. Nie będzie jakiś tam marny śmiertelnik dyrygował bogiem! I to jeszcze nie byle jakim bogiem, a Wielkim Bogiem Raounem!
— Cóż... — zaczęła tamta po pewnym namyśle — chciałabym wiedzieć, czy mój mąż mnie zdradza.
Opętujący szamana Raoun zamrugał parę razy.
Najbardziej oryginalna prośba, jaka mogła kiedykolwiek zaistnieć! Nikt na przestrzeni całego życia Boga Spirytyzmu nie pomyślał nigdy o czymś takim! Co za pomysłowość! Co za umysł! Co za geniusz!
To już był siódmy raz, kiedy ktoś przyszedł do niego z czymś takim, a pracował od mniej niż tygodnia. Nie wiedział, czy tyle osób miało problemy ze swoim związkiem, czy wieść się rozniosła po kole wzajemnej adoracji gospodyń miejskich, ale miał już serdecznie tego dość. Naprawdę ludzie nie przychodzili do szamanów z czymś lepszym? No dobra, parę razy dla odmiany klienci chcieli poznać swoją przyszłość... tyle że Raoun ani trochę się nie specjalizował w tym polu. Nie był Bogiem Czasu ani chociażby Losu, a do Tesdin jakoś nie chciało mu się pisać z takimi bzdetami; nie tak wyglądała ich relacja. Pozostawało mu więc samemu, na własną rękę, załatwiać te sprawy. Tak, przykładał się. Dziwne, ale nie tak bardzo, jeśli wziąć pod uwagę jego plan, a planem było polepszyć reputację szamana, żeby tamten mu więcej płacił. W końcu kasa musiała się zgadzać.
Udał, że duma chwilę, coś tam pomruczał cicho, aż ostatecznie rzekł:
— Jako Wielki Duch mam moc, dzięki której będę mógł ci odpowiedzieć. Jednakże prawda nie jest czymś, co łatwo przychodzi.
— Co muszę zrobić? — zapytała kobieta; wydawała się być przejęta.
W odpowiedzi Raoun wystawił rękę, potarł kilkukrotnie kciuk o złączone palce wskazujący i środkowy. Klientka szybko zrozumiała gest, ponieważ wyciągnęła z torebki portfel, z którego wybrała kilka banknotów i wręczyła szamanowi. Bóg przyjął pieniądze, schował do małej szkatułki, stojącej na krańcu stolika. Wziął nieco głębszy wdech.
— Musisz czekać — odpowiedział. — Dokładnie trzy dni.
— Trzy dni? — powtórzyła kobieta.
— Trzy dni. Jak po tym czasie przyjdziesz, to powiem, czy mąż cię zdradza, czy nie.
Kilka minut później klientka zagarnęła swoje ciemne, z pierwszymi oznakami siwizny włosy, a następnie wstała i poprawiwszy swoją spódnicę wyszła. Raoun odprowadził ją wzrokiem; gdy zniknęła mu z pola widzenia, westchnął ciężko, opuścił ciało szamana i poszedł za nią.
Świetnie, kolejna sprawa zdrady. Miał pewną wiedzę, jak z czymś takim sobie poradzić, lecz to mu się właśnie nie podobało, ponieważ świadczyło o tym, że już kilka razy to robił. A chciał czegoś innego. Czegoś świeżego. Ale nie, cokolwiek mu zgotowało taki los, nie zamierzało spełnić jego próśb. Pramatko, dodaj mi ochoty i zdolności...
— Nie wierzę, że będę musiał znowu to zrobić — mruknął do siebie.
Dobra, szybko to załatwi. Przez te trzy dni pośledzi sobie męża babki, zobaczy, czy rzeczywiście zdradza, czy to jednak tylko jakieś urojenia, a potem dostanie swoją zapłatę.
Trzy dni później
Brzęczenie małych dzwoneczków oznajmiło otwarcie się drzwi. Do środka weszła średniego wieku kobieta. Usiadła na poduszce, położyła obok siebie czerwoną torebkę.
— Czy rozmawiam z Wielkim Duchem? — spytała.
Siedzący po drugiej stronie szaman wyprostował się, odchrząknął głośno.
— Jeszcze nie, ale... — zamilkł wtem.
Jego źrenice zmieniły chwilowo kolor na biały, a gdy powróciły do pozornej normy, poprawił swoją pozycję, mówiąc:
— Teraz tak.
Klientka otworzyła szerzej oczy, zbliżyła się nieco do stolika.
— I co, i co?
— Zdradza.
— Zdradza?
— Zdradza.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Kobieta spuściła głowę, spojrzała na swoje dłonie. Raoun zaś siedział spokojnie, zwilżył językiem dolną wargę. Milczenie. Typowa reakcja, poprzedzająca...
— Wiedziałam, że ten gnój niemyty grucha za moimi plecami! — rzuciła wtem klientka.
Gniew.
— Tyle zrobiłam dla rodziny, tyle zrobiłam! — burzyła się. — Wychowałam dzieci, zajmuję się domem, sprzątam po nim, pod ryj mu obiad podsunę! A on co? Zdrada?! Ja mu zaraz zdradę pokażę! — to wycedziwszy, wstała i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami.
Raoun pokręcił głową, zacmokał parę razy.
— Nawet jej nie powiedziałem, z kim zdradza — rzucił do siebie, po czym wzruszył ramionami.
Zawsze tak to się kończyło. Nawet nie miał okazji wyciągnąć więcej pieniędzy, bo nim się obejrzał, jej już nie było. No nic, mówiło się trudno. On swoją stawkę i tak dostanie. A jak sobie kobieta poradzi z problemem, to już nie jego sprawa.
Z początku myślał, że biznes z szamanem nie będzie zły, że trochę się zabawi i tak dalej... Ale okazało się, że tej zabawy w rzeczywistości zbytnio nie było. Może to dlatego, że gość nie był popularny i nie przychodzili do niego ludzie z wywalonymi w kosmos problemami. Ba, rzadko kiedy ktokolwiek siedział. Co tam, parę typiar, co mężowie je zdradzają, ktoś tam, kto chce szybkie wróżenie. Nic konkretnego.
Z drugiej strony robota nie była wymagająca. Trochę pośledzi, trochę poduma, trochę poudaje, że widzi przyszłość. A szaman i tak na koniec dnia mu zapłaci. Łatwa kasa, która przyda się na czasy, kiedy wreszcie zdobędzie nowe ciało.
Przeciągnął się, zamierzał wyskoczyć z ciała szamana, lecz wtem rozległ się dźwięk dzwoneczków. Podniósł wzrok znad stołu, jego oczom ukazała się stosunkowo młoda dziewczyna. Stanęła niezręcznie, ściskając w dłoniach ramię torebki. Chwilę jej zajęło, żeby niepewnie podejść bliżej i powoli klęknąć na poduszce. Z początku unikała kontaktu wzrokowego. Przełknęła głośno ślinę.
— Ja... — zaczęła — mam takie pytanie.
Raoun poprawił swoją pozycję, usiadł prosto.
— Słucham.
Dziewczyna z dobre kilka sekund się wahała. W końcu jednak otworzyła usta i zaczęła opowiadać o swoim problemie. Słuchając jej, Raoun zmierzył ją wzrokiem, otworzył szerzej oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz