Raoun wziął głębszy wdech, powoli poruszył się na poduszce.
Coś... nowego? Cóż, chciał, żeby przyszedł ktoś z czymś innym niż problemy małżeńskie czy prośby o szybkie wróżenie, ale... Nie, nadal to było zbyt blisko. Teoretycznie bardzo podobne. Ale niech już będzie. Załóżmy, że mimo wszystko różniło się od reszty.
— Hm... — wykonał pauzę na dwie sekundy. — Czyli mówisz, że borykasz się z toksycznym związkiem.
Dziewczyna niepewnie przytaknęła. Cały ten czas unikała kontaktu wzrokowego.
— Tak — odpowiedziała cicho. — Chcę zerwać z Tobielem, to znaczy moim obecnym chłopakiem, ale... nie mogę.
Raoun pokiwał głową w geście zrozumienia sytuacji.
Ach, co za biedna śmiertelniczka! Nie mogła się wyrwać z toksycznej relacji, przez co cierpiała niemiłosiernie! Spojrzeć tylko na nią i od razu serce się krajało!
To na pewno nie były myśli Raouna. To znaczy! Nie można z niego robić takiej znieczulicy. W końcu był bogiem i to nie byle jakim – Bogiem Spirytyzmu; jednym z tych, którzy przebywali najbliżej ludzi. Taki Celtrioz, na przykład, mało czasu spędzał wśród swoich wiernych, ba, on to sobie gdzieś szedł hen daleko, do kompletnie innych światów, a jeden to mu się szczególnie spodobał i ostatnio spędzał tam równie tyle czasu, co w rodzinnych stronach.
Właśnie, może Raoun napisze do niego kolejny list, żeby Celtrioz przestał go ignorować i wreszcie odpisał. Nie od tego byli kumple, żeby jeden miał wywalone na drugiego.
Ale wracając do obecnej sytuacji.
Poprawił swoją pozycję, odchrząknął głośno.
— Nie bój żaby! — zawołał. — Przyszłaś z tym do idealnej osoby, albowiem przez usta tego szamana przemawia Wielki Duch!
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, zamrugała parę razy, widocznie nie rozumiejąc wypowiedzi tamtego.
— Wielki Duch? — spytała niepewnie.
— Ano! — Uśmiechnął się dumnie. — Swą wielką mocą sprawię, że twój problem bezpowrotnie zniknie!
Ku jego minimalnemu zdziwieniu, dziewczyna wydawała się wierzyć w to, co powiedział, przynajmniej częściowo. Ale co tu miał się dziwić, był to świat przepełniony tyloma dziwadłami, że praktycznie wszystko było możliwe. Jak się trafiały osoby wróżące z kart, chodzące po mieście demony z ogonami i niekompetentne boginki, to czemu miałoby nie być Wielkiego Ducha, pomagającego biednym ofiarom toksycznych związków? Mógł być, jak najbardziej. I był nim właśnie Raoun.
Dziewczyna zacisnęła dłonie na pasku od torebki, jej pełne usta na moment przemieniły się w wąską kreskę.
— Co muszę zrobić? — zapytała w końcu.
W odpowiedzi Raoun wyciągnął rękę i potarł kciuk o pozostałe palce. Młoda spojrzała na gest, pospiesznie wyjęła z torebki portfel i wybrała trzy banknoty.
— Czy tyle wystarczy? — spytała, wręczając pieniądze.
— Wystarczy — odparł bóg; nie mógł kazać jej więcej bulić.
Znów poprawił swoją pozycję, teatralnie odchrząknął.
— Musisz czekać. Nic więcej. Minie trochę czasu i pozbędziesz się ciężaru, jakim jest twój chłopak.
— Będę wolna?
— Tak.
— Na pewno?
Słysząc te słowa, Raoun zmarszczył nieco krytycznie brwi. Szybko jednak przyjął spokojny wyraz twarzy.
— Jestem Wielkim Duchem! — zawołał, prostując się. — Pokażę debilowi, to znaczy Tobielowi, gdzie jego miejsce!
Dodawszy jeszcze kilka pocieszających słów, puścił dziewczynę. Młoda powoli wstała, pożegnała Wielkiego Ducha, a następnie wyszła. Raoun oparł się plecami o stojącą za nim szafkę.
Dobra pora na plan. Chociaż... Czy musiał długo nad tym dumać? Co on niby miał do zrobienia? Opęta dziewczynę, użyje jej komórki, żeby umówić się na spotkanie z debilem, wróć, Tobielem, nagada mu, pokaże, gdzie jego miejsce, aż w końcu zerwą i po problemie. Normalnie nie mógł uwierzyć, jaką bułką z masłem to było...
Chwila.
Nie mógł tak po prostu opętać jej i narobić bałaganu. Jeśli to była toksyczna relacja, to koleś później będzie się na niej mścił. A jak sytuacja wymknie się spod kontroli, to albo ona ucierpi, albo on pod wpływem działań Raouna. I tak jak bóg z ogromną wręcz chęcią poznęcałby się nad nim, tak nie wiedział, czy mu to czasem bokiem nie wyjdzie. Raz porządnie kogoś dobił i co, i skończył jako duch-bóg. Czasy się zmieniły, ale też rozwinęła się służba cywilna. Kto wie, może policja miała teraz środki, które powiedzą im, że tak, tego głupka wymęczył taki jeden niematerialny... Dać się złapać – na to pozwolić nie mógł. Nie, dopóki nie odzyska pełnej mocy.
Czyli musiał jakoś inaczej podejść do tej sprawy. Jednak nie była to bułka z masłem ani kaszka z mleczkiem, ani nawet kawałek ciasta.
Okej, dobra, myśl, Raoun. Jesteś bogiem, na pewno wpadniesz na jakiś pomysł.
Dźwięk dzwonków powiadomił go o przybyciu nowego klienta. Zamrugał parę razy, podniósł głowę, jego oczom ukazała się młodo wyglądająca dziewczyna. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz tamta go wyprzedziła, mówiąc:
— Przyszłam, bo chcę wiedzieć, kiedy znajdę sobie chłopaka.
Raoun zmierzył ją wzrokiem, siedział nieruchomo.
Słońce świeciło na niewiele zachmurzonym niebie, swymi promieniami ogrzewając Astorię. Pogoda dopisywała – nie zapowiadało się na deszcz – więc sporo osób kręciło się tego dnia po mieście. Wśród nich była pewna młoda dziewczyna. Szła chodnikiem, szpilki miarowo stukały o kostki brukowe. Przemieszczała się z wdziękiem, długie, blond, falowane włosy poruszały się na delikatnym wietrze. Obcisłe, błyszczące spodnie, skórzana kurteczka, biały T-shirt z Myszką Mickiewiczówą – wyglądała jak dziesięć tysięcy innych osób w jej wieku.
Dwóch stojących z boku mężczyzn zmierzyło ją wzrokiem z góry na dół. Dziewczyna uśmiechnęła się, puściła im oczko, nie zwalniając, gdy nagle jej stopa wykręciła się w dosyć nienaturalny sposób. Machnęła rękami, przechyliła się niebezpiecznie w bok, lecz tuż przed upadkiem odzyskała równowagę.
— Kurwa — wyślizgnęło jej się spomiędzy warg; ciche, acz soczyste.
Będący najbliżej przechodnie spojrzeli na nią: jedni otworzyli nieco szerzej oczy, inni unieśli brwi.
Dziewczyna szybko stanęła prosto, palcem zagarnęła włosy za lewe ucho i cicho odchrząknąwszy, ruszyła dalej.
— Nigdy więcej nie opętuję osób w szpilkach — szepnęła pod nosem.
Po kilku minutach weszła do kawiarni. Rozejrzała się dokładnie, dostrzegła chłopaka, który zajmował jeden ze stolików przy oknie. Tamten jej nie zauważył, więc wykorzystując okazję, usiadła w pobliżu, acz poza jego zasięgiem wzroku.
Chłopak siedział, wyglądając przez okno. Czas mijał, on wydawał się coraz bardziej niecierpliwić. Wreszcie wyciągnął z kieszeni komórkę, zaczął coś na niej wystukiwać. Cokolwiek robił, nie poprawiło to jego nastroju, ponieważ ostatecznie schował urządzenie z wyraźnym grymasem na twarzy.
— Ciebie też wystawiono? — usłyszał.
Nie ukrywając zaskoczenia, podniósł wzrok na dosiadającą się do niego dziewczynę o blond falowanych włosach. Ewidentnie chciał coś powiedzieć, lecz tamta nie dała mu na to szansy. Bez zaproszenia czy chociażby pozwolenia dosiadła się do stolika i zawiesiła na oparciu swoją torebkę.
— Umówiłam się na randkę w ciemno, ale typ najwyraźniej mnie wystawił — zaczęła przykrym tonem. — Aż tak brzydka jestem? — Wydęła usta.
Chłopak przyglądał się jej z dobre kilka sekund, nim rzekł:
— Jesteś ładna...
Gdy wymienili się spojrzeniami, uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
— To znaczy — chwilę się wahał — czemu się dosiadłaś?
— Też tu siedzisz sam od dłuższego czasu — zauważyła dziewczyna. — A akurat zobaczyłam twoją minę, jak po pisaniu na smartfonie go schowałeś, więc zakładam, że osoba, na którą czekałeś odwołała spotkanie.
— To fakt...
— Widzisz? — Poprawiła włosy. — Najwyraźniej nie jest ona ciebie warta.
Usłyszawszy ostatnie słowa, chłopak zamrugał parę razy. Poprawił swoją pozycję na krześle, siadając prosto.
— Co? — spytał; jego głos nie brzmiał na oburzonego, lecz bardziej zaciekawionego.
Dziewczyna na moment popadła w zamyślenie.
— Cóż, gdyby rzeczywiście coś do ciebie czuła, to ona by siedziała na tym krześle, nie ja.
Tamten poświęcił trochę na namysł.
— Będę musiał jej o tym wypomnieć — rzucił podejrzanym tonem.
— A po co marnować na to czas?
Blondynka ewidentnie nie zamierzała ustąpić w tej konwersacji. Postawiła sobie cel i musiała go osiągnąć. Gdyby miała się poddać, to już by dawno sobie poszła. Ale nie mogła pozwolić, by cały jej trud poszedł na marne. Liczyły się pieniądze.
— Po co mieć do czynienia z kimś, kto, najprościej mówiąc, nie jest wart naszego czasu? — ciągnęła dalej. — Nie lepiej go spędzić z kimś, kto rzeczywiście chce się dla nas poświęcić?
Chłopak słuchał jej uważnie. Gdy skończyła, spuścił wzrok na blat. Nie było wątpliwości, nad czymś się zastanawiał. I to solidnie, ponieważ przez niemal minutę nie odpowiadał, a trwał tak bez ruchu niczym marmurowa rzeźba.
Obserwując go, dziewczyna powstrzymała skrzywienie. Przybrała za to spokojny wyraz twarzy, a gdy złapała jego chwilowe spojrzenie, zatrzepotała lekko rzęsami. Nawet siedziała schludnie – robiła wszystko, żeby złapać jego uwagę.
— Jak masz na imię? — odezwał się w końcu chłopak.
— Violet — odpowiedziała bez najmniejszego wahania.
Ledwo udało jej się ukryć triumf.
— Pięćdziesiąt, sześćdziesiąt i siedemdziesiąt.
Violet położyła banknoty na stole.
— Miało być osiemdziesiąt — usłyszała.
Spojrzała na siedzącego przed nią szamana, lewy kącik jej wymalowanych mocno szminką ust wykrzywił się w niezadowoleniu.
— Niby na co Wielkiemu Duchowi tyle pieniędzy? — spytała, marszcząc lekko brwi.
Raoun posłał jej nieco krytyczne spojrzenie.
— I tak tanio płacisz za chłopaka — wypomniał jej, po czym pomachał dłonią. — No już, jeszcze jedna dycha.
Dziewczyna z dobrą chwilę się wahała, ostatecznie jednak dała mu ten jeden banknot więcej. Raoun przyjął zapłatę, którą po dokładnym przeliczeniu schował do szkatułki.
Zarabianie pieniędzy jednak było proste. Co on niby zrobił, opętał Violet, która chciała znaleźć sobie partnera, spiknął ją z gościem, od którego chciała się odciąć inna klientka – upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu, zabił dwa ptaki jednym kamieniem. I aż ciężko określić, jak bardzo był z siebie dumny. Co prawda, część to mu się tak trochę poszczęściła; gdyby nie nagłe pojawienie się blondynki, nie miałby tak łatwo. Ale po co rozbijać wszystko na atomy, kiedy liczył się efekt końcowy? Wspaniały, swoją drogą.
Pożegnał dziewczynę, rozsiadł się wygodnie na poduszce.
Kolejny dzień, kolejne klepanie forsy.
Okej, dobra, fajnie, że Raoun zarobił, że rozwiązał sprawę z pierwszą dziewczyną, z którą (na jej ogromne szczęście) deb... nie, Tobiel zerwał, ale co z Violet? Czy ona nie przejmie później pałeczki ofiary toksycznego związku? A to nie było ważne dla Raouna. Załatwił problem pierwszej laski? Załatwił. Znalazł drugiej chłopaka? Znalazł. Jak się później ta kwestia rozwinie? To już go nie interesowało. Aczkolwiek patrząc na osobowość blondynki, tak łatwo się nie da. Na pewno sobie sama poradzi.
Nie mając więc nawet najmniejszych zmartwień, wyskoczył z ciała szamana. Podczas gdy mężczyzna się zbierał mentalnie i czytał notkę, którą Raoun wcześniej dla niego zostawił, bóg przeciągnął się parę razy, odpoczywając chwilę od opętywania mężczyzny.
— Powinieneś zacząć uprawiać sport — rzucił krytycznie do szamana, zacmokał z niezadowoleniem.
Dokładnie w tym momencie drzwi się otworzyły, o czym poinformował brzęk dzwonków. Do środka weszła średniego wieku, farbowana na niepasującą jej czerwień kobieta i pospiesznie uklękła na poduszce.
— Dzień dobry — powiedziała. — Mam bardzo pilną sprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz