30 kwietnia 2024

Od Cheoryeona – Boski trening

Tego dnia trwało stosunkowo spokojne popołudnie. Ludzie wracali z pracy, więc ulice Stellaire tradycyjnie były zakorkowane, ale na szczęście przy Pokoju Jasnowidza było dosyć przejrzyście i niezbyt tłoczno. Pogoda dopisywała, świeciło słońce, choć ciemne zasłony skutecznie blokowały promienie, przez co pomieszczenie musiało być rozjaśniane przez lampy. Dzień przebiegał swobodnie.
Cheoryeon zmarszczył brwi, zmrużył nieco gniewnie oczy. Popatrzył wpierw na Raouna, potem na Yonkiego.

29 kwietnia 2024

Od Bashara do Dantego

Nauka jazdy konnej stanowiła doskonały pretekst do tego, by wyposażyć Dantego w odpowiedni ku temu strój, składający się z ciemnych, dopasowanych spodni i wysokich, skórzanych butów. Syren nosił je z typową dla siebie gracją, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich osób w stajni. Włosy Bashar zaplótł mu w symetryczny, złoty warkocz, a ta jasna koszula była tylko trochę rozchełstana, akurat tyle, by nie zgrzać się za bardzo przy tej ciepłej, wiosennej pogodzie.
Oczywiście, że Dante nie dał mu ponieść siodła – mężczyzna był zdeterminowany, by Bashar pokazywał mu tylko palcem, a on sam wszystko zrobi i ogarnie, pan doktor nie musi się przemęczać, przecież on sobie z tym poradzi. Bashar śmiał się mówiąc, że nie ma co do tego wątpliwości, i dawał Dantemu się wykazać, przestrzegając tylko, żeby starczyło mu sił na całą jazdę.

Od Raouna – Bogowie się nie upijają...


Raoun śmiał się jak szaleniec, jego klarowny głos odbijał się echem po całym apartamencie. Ktoś mógłby zaryzykować stwierdzeniem, że słychać go było nawet w mieszkaniach sąsiadów... A nie, nie trzeba było ryzykować, bo po pewnym czasie odezwały się pieski sąsiada z boku. Gdy szczekanie zdołało przedrzeć się przez śmiech, bóg uciszył się, po czym wziął głęboki wdech.

Od Cheoryeona – Kiedy usłyszysz tak nieśmieszny żart, że zaczynasz zastanawiać się nad jego sensem


— Bogiem?
Cheoryeon zamrugał parę razy. Wpierw spojrzał na siedzącego po drugiej stronie niskiego stolika Raouna, potem na zajmującego poduszkę obok mężczyzny chłopaka. Był on niższy od jasnowidza, wyglądał też na znacznie młodszego (licealistę, może nawet gimnazjalistę). Z pozoru nie wyróżniał się niczym specjalnym... poza białymi źrenicami, tak dobrze znanymi Cheoryeonowi. Do tego ta cała aura otaczająca malca. Nie było opcji – należał do tego samego gatunku, co Raoun.
Chwila, ta energia...

28 kwietnia 2024

Od Merlina do Song Ana

— Wiesz co, w sumie to sam nie wiem — odparł Merlin z rozbrajającą szczerością.
— Nie wiesz, jakie rozmiary osiągają inne podobne mu smoki?
Czarodziej pokręcił głową.
— No właśnie problem jest taki, że ja nie wiem, jakie są podobne mu smoki. To znaczy, bo jak się pytaliśmy weterynarza, to on powiedział, że Falkor jest na pewno smokiem, co nie, ale nie powiedział, jakiego gatunku.
Dłoń Song Ana znieruchomiała, młodzieniec uniósł brwi.
— Falkor musi być w takim razie bardzo egzotycznym smokiem!
Egzotyczny smok poprawił się na macie, zerknął spod oka na Song Ana, próbując ustalić, co takiego się stało, że nie jest już szczotkowany, na co młodzieniec posłał mu uśmiech, wrócił zaraz do swego zajęcia.
— Nie wiem, może jest egzotyczny, a może… No, może być, że on to jest tak trochę takim smoczym kundelkiem — wyjaśnił w końcu.

Od Seymoura do Virgila

Mieszkanie Raama przytłaczało powodzią barw, elementów, zapachów i światła, wydobywającego się rozmytym blaskiem z witrażowych lampek, błyszczących LEDów i pachnących świeczek, dekorujących przypadkowe fragmenty pokojów. Asura idealnie wpasowywał się w egzotyczny styl własnego mieszkania, mimo potężnych rozmiarów poruszając się bez problemu między bibelotami, dekoracjami i chaosem poduszek do siedzenia. Reszta ekipy zalegała w tych poduszkach, czekając, aż pan domu skończy taniec z patelniami i garnkami, i uraczy ich cudem bharackiej myśli kulinarnej, takim wypalającym gębę i wszystko, co po drodze.

26 kwietnia 2024

Od Ilary do Virgila

Ilara nie mogła powiedzieć, że przebywanie na salach pełnych wpływowych, zapewne równie niebezpiecznych osób było dla niej czymś zaskakującym i wprawiającym w zakłopotanie. Swe kroki stawiała pewnie, z dumą wymalowaną na twarzy, lecz w głębi duszy czuła, że coś się zmieniło, a lata stagnacji spędzonej z dala od jakichkolwiek niebezpieczeństw odcisnęły na niej swe piętno.

25 kwietnia 2024

Od Zahry do Octavii

Z Zahrą było tak – zawsze miała plan. No, chyba że go nie miała.

Od Isidoro – Nie muszę pochodzić z Sallandiry, żeby znać kolor piasku pustyni

Biblioteka tonęła w nocnej ciemności. Blade światło gwiazd wlewało się wąskimi pasmami ze strzelistych okien. Grube mury odgradzały pomieszczenie od morderczego zimna gór, od srebrnego blasku księżyca wznoszącego się na bezkresnym firmamencie. W powietrzu tańczył tylko kurz. Pachniało starym papierem, skórzanymi obwolutami i nawoskowanym drewnem. Cisza otulała każdy kąt.

Od Hotaru – ハチ公

Dni otwarte w szkole zawsze były wydarzeniem. Każda z klas przygotowywała coś specjalnego, starając się pokazać, jak cudowna jest nauka w danej szkole i jak wspaniale mają się jej studenci, zachęcając potencjalnych uczniów do składania papierów do danej szkoły. Klasy zmieniły się w tematyczne kawiarnie albo domy strachów, zaś wejście do szkoły zmieniło się w labirynt straganów, pachnących ryżowymi ciasteczkami i słodkościami.

Od Hotaru – 花鳥風月

Popołudniowe słońce leniwie zerkało do wnętrza konkursowego pawilonu, z zaciekawieniem oglądało świeże tatami pustej sceny i zasiadających wokół sędziów. Błądziło wśród mieniących się kanzashi, spływało po gładkim gryfie shamisenu. Muzyk łagodnie trącał struny, po raz ostatni sprawdzając, czy każda niesie czysty dźwięk. Wszystko zanurzone w ściszonych rozmowach, w odległym ćwierkaniu ptaków w ogrodzie, w szumie chłodnej wody i miarowym stukocie bambusowego sōzu.

Auranthium 2024.04

Dopiero świętowaliśmy Nowy Rok i Walentynki, dopiero wszyscy wrócili ze świątecznego, sernikowego szaleństwa, a już mamy koniec kwietnia i nowy numer Auranthium! W tym numerze będziecie mogli zapoznać się z przekrojem artykułów poruszających przeróżne tematy – od przyszłości zapisanej w gwiazdach, przez ploteczki ze świata showbiznesu, aż po kącik historyczny, porady w relacjach z ludźmi czy ciekawostki biologiczne bądź naukowe.
Ci, którzy postanowili poszukać odpowiedzi na trapiące ich problemy wśród innych Czytelników, nie pozostali bez odpowiedzi! W drugiej części kwartalnika znajdziecie więc porady i odpowiedzi, które, jak wierzy Redakcja, na pewno pomogą w rozwiązaniu dowolnego przedstawionego problemu.

24 kwietnia 2024

Od Ignisa – But if you could heal a broken heart

To wcale nie było tak, że gdy ten cholerny Karp wysypał się z tym, kto ma urodziny w kwietniu, to Ignis zaczął chodzić w kółko po studio, stukać w napotkane sprzęty, odpływać myślami i kwitować przypadkowe pomysły przelatujące przez głowę powątpiewającym „hmm”. Dużo wylegiwał się z gitarą, palce tańczył po strunach, melodie płynęły losowo, czasem brzmiąc jakąś znaną frazą, swobodną improwizacją, czasem rozsypując się w przeciągły akord, by zamilknąć, zrobić miejsce na ciężkie westchnięcie genashiego, a potem podjąć swoją drogę od początku.

20 kwietnia 2024

Pod konarami kasztana, Pan sprzedał mnie, a ja pana

Annikki Hagluinyendë
Wiek: 26 lat
Data urodzenia: 18.04
Płeć: kobieta
Rasa: ćmowa wróżka (fae)
Pochodzenie: wieś z dala od znanych miast i dróg – Saturnida w Novendii
Zawód: dziennikarka dla średnio znanego tygodnika „Latarnik stolicy”
Cytat w tytule: George Orwell
Opis: Kiedyś myślała, że zjadała wszystkie rozumy, teraz zjada wieczorami resztki śmieciowego makaronu, przeglądając listę mało ciekawych artykułów do napisania, jak torturę, sposób na dobicie się jeszcze trochę świadomością, z jak wysoka spadła. Mimo to wstaje, idzie, pisze, czyta, szuka. Nie poddaje się. Po każdej katastrofie przyroda znajdzie sposób na odbudowę.

You have to give me everything
everything's not enough

Serafin

arcymag · wielki książę · kolekcjoner artefaktów · 33 lata · sallandira
Kolejna komnata nie zachwycała oczu wystrojem, czy bogatym zdobnictwem. Ściana z ciemnoczerwonego piaskowca była gładka i nienaruszona, powleczona jedynie cienką warstwą wapnia w ramach konserwacji, a podłogę stanowiły kamienne płyty; nudne i proste, kompletnie niezapadające w pamięć. Pomieszczenie było pozbawione okien, choć Serafin mógłby przysiąc, że skądś wieje. Cienki strumień chłodnego powietrza opływał jego kark, poruszał delikatnie włosami i jednocześnie stanowił bardzo irytującą i niewyjaśnioną na ten moment zagadkę.
Podobnie jak stojący na samym środku kamienny ołtarz ze złotą wagą.
― Łudziłem się, że będzie po prostu butelka ― mruknął Serafin zmęczonym tonem.
Isidoro uśmiechnął się kątem warg, wyraźnie czymś rozbawiony. Przezornie jednak nie skomentował, podszedł bliżej ołtarza i obejrzał uważnie wagę. Książę dołączył do niego po dłużej chwili wymownego spoglądania w sufit.
― W górach też nie było prosto ― przypomniał astrolog.
― Nie przywołuj tej misji w mojej obecności. Nadal mam ciarki na samą myśl o polu antymagii.
― Myślałem, że bardziej zapadła ci w pamięć moja wyrafinowana kuchnia.
Serafin parsknął.
― Tak, smak tamtych sucharków był niepowtarzalny, naprawdę. Zobacz jak ocieram łzę na samo wspomnienie.
Isidoro przyjrzał mu się bardzo uważnie, w błękitnych oczach błysnęło rozbawienie; skinął głową w bok, wskazując milczącą wagę. Serafin zrozumiał aluzję, powiódł spojrzeniem w stronę przedmiotu. Od razu dostrzegł, że szalki były puste, w idealnej równowadze, a podstawkę wagi zdobiły skomplikowane litery starego dialektu. Przyjrzał się im z zainteresowaniem, przesunął palcami po misternie żłobionych wgłębieniach.
― Czy ta zagadka też będzie nie w porządku?
― Na to wygląda ― odpowiedział Serafin i cofnął dłoń, odruchowo podkręcił wąsa. ― Tym razem dziedzina to mity. Co wiesz o… ― zawahał się, machnął ręką ― zresztą, przecież ty wszystko wiesz, ale i tak nie powiesz, bo Dziwka Fortuna.
― To nie do końca tak działa, Serafinie.
― Tak czy inaczej, to, ile nam zostało do tej cholernej butelki wiesz tylko ty.
Isidoro skinął głową.
― I nie powiesz.
Znów skinął. Serafin prychnął.
― Moja moc ma pewne ograniczenia. ― Astrolog oparł się biodrem o ołtarz, postukał palcem w chłodny kamień. ― Żeby rozwiązać tę zagadkę musimy działać razem, nic więcej nie wiem. Nie znam jej bezpośredniego rozwiązania.
― Te litery nawiązują do mitu o pewnym potworze. ― Książę splótł ramiona na piersi, zabębnił szponami o ramię. Nie było powodu dalej odwlekać nieuniknionego. ― Ammat, bo tak się potwór nazywa, czeka na dusze umarłych po drugiej stronie, tuż przy takiej wadze jak ta. Kiedy zmarły tam trafia, następuje sąd, na szali kładzie się pióro prawdy jakiejś bogini, której imienia nie pamiętam, na drugiej ląduje serce nieboszczyka. Jeśli przeważy pióro – Ammat go zjada, tym samym pozbawiając szansy na szczęśliwe życie pozagrobowe.
― Zastanawia mnie to, że zapamiętałeś imię potwora, a nie bogini.
― Chcesz o tym porozmawiać?
Isidoro uśmiechnął się enigmatycznie, nie dał się zbić z tropu.
― Jak tylko znajdziemy butelkę.
― Świetnie. ― Serafin stuknął szponem w szalkę od niechcenia, przez chwilę obserwował jak się kołysze. ― Mamy wagę, ale nie mamy czego zważyć, a nie uśmiecha mi się w tym momencie umieranie.
― Może coś jest ukryte w ołtarzu?
― To chyba jedyna opcja.
Isidoro zajrzał na drugą stronę, zbadał palcami każde wgłębienie w kamieniu i każdy wyłom. Żadna magiczna zapadka się nie odezwała, waga wciąż błyskała złotem w półmroku, wiatr wciąż szeptał słabo przypominając echem o swojej potędze. Serafin rozejrzał się po komnacie, rzucił oskarżycielskie spojrzenie lasce sayyida, ale rozwiązanie nie spłynęło na nich magicznie, samo z siebie.
― Skoro butelka jest jakby… drugim artefaktem sayyida, niemal tak samo ważnym, to może… ― zaczął Isidoro tonem pełnym zadumy, rzucił szybkie spojrzenie na trzymany przez księcia artefakt. ― Może one się równoważą? Może to właśnie laskę trzeba ułożyć na szali, a butelka pojawi się, by wyrównać ciężar?
Serafin uniósł nieznacznie brwi. To nie było głupie. W zasadzie, to było nawet całkiem sensowne.
Ułożył laskę na lewej szali z delikatnością o którą nikt o zdrowych zmysłach by go nie posądził, ale nie puścił. Podtrzymywał ciężar dłonią, dbając, by balans nie został zaburzony.
― Zastanawiam się… ― zaczął ostrożnie. ― Czy to może nie pułapka.
Isidoro zmarszczył brwi, nagle zmartwiony. Myślał nad czymś intensywnie przez minutę czy dwie; Serafin mógłby przysiąc, że widział w jego oczach odbicie przemykających ukradkiem myśli.
― Nie mamy wyjścia ― orzekł w końcu, z pewnym zrezygnowaniem, potarł brodę palcami. ― Musimy zaryzykować. Nie widzę innej możliwości.
― Spytałbym, czy wolisz już, czy na trzy, ale chyba znam odpowiedź.
Puścił szalkę, ta zjechała gwałtownie w dół, burząc balans wagi. Przez chwilę nic się nie działo, nic nie wybuchło, nie zmaterializowała się żadna Ammat by ich pożreć, ani żadna zagniewana i zapomniana bogini. W komnacie zaległa cisza; głęboka, mocna, wibrująca w uszach i wzmagająca niepokój.
― Chyba nic… ― zaczął Isidoro, ale Serafin uciszył go machnięciem szponiastej dłoni. Czuł coś. Gdzieś w powietrzu, jakby przy sklepieniu…
Zadarł głowę w górę, obejrzał sufit. Wiatr wzmógł się, czuł to wyraźnie nie tylko jako oddziaływanie magii, ale jako sam w sobie żywioł. Nagły podmuch targnął rękawem jego szaty, pomknął obok wagi, spychając ją na bok. Przedmiot zatańczył w miejscu, jakby nagle chciał opuścić towarzystwo, Serafin stanowczo przytrzymał podstawkę dłonią. Kolejny zbłąkany zefirek rozbił się o ołtarz, wzniecił tuman kurzu. Isidoro kichnął.
Magia kotłująca się w komnacie skłębiła się wyraźnie na drugiej szalce, przybierając formę bladobłękitnego obłoczku rozedrganej energii, który z początku był zbyt lekki, by swoim pojawieniem się czynić różnicę, ale rósł i nabierał ciężaru z każdą kolejną sekundą. Kształt, początkowo znacząco kulisty, rozciągnął się nieznacznie, stał się bardziej obły, by finalnie przybrać formę szklanej łzy spowitej magicznym obłokiem emanującym orzeźwiającym chłodem.
Obie szale wyrównały się, Serafin puścił podstawkę wagi i wyciągnął rękę po butelkę. Złote szpony zawisły tuż nad artefaktem, czarnoksiężnik wyczuwał wyraźną aurę właściwą przedmiotom klasy legendarnej. Uśmiechnął się pod nosem, trochę brzydko, a trochę chytrze.
Mevlana nigdy nie chciał pokazać mu tej cholernej butelki, nawet mimo tego, że był niższy rangą.
― Weź laskę ― zwrócił się do Isidoro. ― Wolałbym nie destabilizować wagi, nie mam ochoty na nieprzyjemne niespodzianki.
Astrolog posłusznie złapał za artefakt, poczekał aż Serafin zrobi to samo. Zdjęli przedmioty równocześnie; waga zachwiała się nieznacznie, szalki poruszyły się niespokojnie, ale nic się nie stało. Wiatr muskający jego kark zniknął, podobnie jak kłęby magii tak wyraźnie wyczuwalne jeszcze chwilę temu.
Odgarnął włosy niedbałym gestem, stuknął szponem w szkło.
― Teraz musimy tylko stąd wyjść w jednym kawałku.
― Przewidujesz jakieś problemy?
Serafin wzruszył ramionami.
― Sayyidzi bywają nieprzewidywalni, Isidoro. Nie zdziwiłbym się, gdyby skarbiec nagle postanowił nas utopić w baklawie.

Obrazek na nagłówku autorstwa: David Frasheski.

Let your dreams outgrow the shoes of your expectations

Hotaru Satō
Wiek: 27 lat
Data urodzenia: 16.08
Płeć: kobieta
Rasa: człowiek
Pochodzenie: Senkawa, Matsukaze
Zawód: pomoc domowa, aspirująca tancerka
Opis: cicha i delikatna, niczym rozkwitła wisteria. Nikt nie przypuszczałby, że musiała uciekać z kraju, przez skandal, którego była powodem.

I will look on the stars and look on thee, and read the page of thy destiny

Isidoro D'Arienzo
Wiek: 26
Data urodzenia: 14.07
Płeć: mężczyzna
Rasa: człowiek
Pochodzenie: Solmaria, Luminaria
Zawód: doradca księcia Sallandiry, padawan arcymaga, pokemon typu fairy i astrobułka
Opis: małomówny i cichy, Isidoro znika w większej grupie, a każda jego wypowiedź tonie w biegu rozmowy. Astrologia i gwiazdy są dla Isidoro całym światem, mężczyzna całkowicie ufa temu, jak przeznaczenie go prowadzi.

Sallandira: …a horyzont rozmyła łuna magii

18 kwietnia 2024

Od Mishki do Dantego

Dostrzegłszy, jak jeden z funkcjonariuszy znika za zamykającymi się za nimi drzwiami, Mishka pospiesznie podniosła się z miejsca, szczerze dosyć mając twardego metalu komisariatowych krzeseł i ich nieprzyjemnego, przedostającego się wprost do umęczonych kości, zimna. Wolnym krokiem obeszła doskonale znane jej pomieszczenie, rozglądając się wokół w poszukiwaniu jakichkolwiek nowych dziur w betonowych, siwych ścianach, zadrapań na lustrze fenickim, czy choćby – powstających nieustannie w zaniedbanych kątach – pajęczyn. Dopiero gdy do spiczastych, elfickich uszu dotarł niezadowolony mruk jej towarzysza, dziewczyna zatrzymała się w miejscu, samej skupiając swoją uwagę na uwięzionych w kajdankach dłoniach. Szarpnęła jeden raz, drugi. Łańcuszek ani drgnął. I choć Mishce krzepy nie brakowało, choć samotne życie na farmie pozwoliło dostatecznie chudziutkim rączkom się wzmocnić, daleko było elfce do syreniej, masywnej muskulatury.
Usiadła z powrotem na krześle, stal zaskrzypiała pod ciężarem jej ciała. Zastukała kilka razy twardą powierzchnią rozpadającego się trampka o, obłożoną zakurzonymi płytkami, podłogę i odwróciła wreszcie spojrzenie swych wielkich, zielonych ocząt w stronę siedzącego zaraz obok krawca.

Od Dantego do Yu Tian

Kolejne parsknięcie zamienił w swój charakterystyczny, zawadiacki półuśmiech, na krok odstąpił klientkę, jak aktor szykujący dla siebie improwizowaną scenę.
— Ach, szefowa wybaczy — odparł głosem głębokim, teatralnie skruszonym, dłoń przykładając do piersi z żalu, że od niewłaściwej, tej mało znajomej strony powitał dawną pracodawczynię, inspirację w obmyślaniu sprytnych planów i nieskończone źródło jego ulubionych, cynicznych tekstów. Chociaż ten przerzut przez ramię miał w sobie pogłos starych czasów.

Od Dantego do Cheoryeona

Była chwila, ten krótki moment zdziwienia Dantego i zaskoczenia, gdy chłopak dał radę zachęcić obumierające w jego pokręconym łbie szare komórki do podjęcia współpracy, połączenia faktów kosztem stracenia dwóch strun głosowych przy wykrzykiwaniu rewelacji, bo przecież każda myśl, niezależnie od natężenia debilizmu, musiała opuścić smarkatą buzię jako krzyk, wrzask, niszczący słuch pisk i powalić świat zdecydowanie nie w ten pożądany sposób. Lecz równie szybko, jak gnojek zabłysnął tą przeżutą przez kota, jasnowidzącą mocą, tak zapewnił sobie swym ostatnim tekstem pierwsze miejsce na dantejskiej liście durnot zasłyszanych w tym miesiącu, przeskakując Zapałkę i jego stwierdzenie, że pomiot (aksolotl) najgorszych ludzkich koszmarów w połączeniu z chujwieco kryjącymi głębiami szerokich wód jest abominacją łamiącą prawa przyrody. A to naprawdę był wyczyn.

17 kwietnia 2024

Od Song Ana do Merlina

Deszcz w najlepsze dudnił w okna, nie zwiastując tego, że miałby ochotę iść sobie w najbliższym czasie. Song An jeszcze przez chwilę wpatrywał się w spływające po szybach krople, a następnie po schodach w górę ruszył za Merlinem do pokoju chłopaka. 

Od Song Ana do George’a

Pierwszy dzień szkoły był dla Song Ana naprawdę dużym przeżyciem. W końcu nigdy wcześniej nie miał szansy uczestniczyć w niczym takim. Edukacja, którą zapewniał mu mistrz, różniła się zdecydowanie od sposobu, w jaki instytucja oświaty proponowała swoim uczniom. Przede wszystkim, brakowało mu trochę indywidualnego podejścia. Mentor był cały dla niego, a tutaj grupa składająca się z wielu osób nie miała nawet co liczyć na wyjątkowe traktowanie. Mimo tego Song An starał się przyzwyczaić. Jeśli chciał jak najlepiej wtopić się w społeczeństwo śmiertelników, musiał dać z siebie wszystko!

Od Seymoura do Klary

Wycieczki zawsze mu się podobały, szczególnie do miejsc, gdzie dało się obejrzeć jakieś dzieła sztuki, najchętniej rzeźby. No dobrze, może nie tak zawsze, ale od pewnego czasu bardziej, szczególnie właśnie te rzeźby, najlepiej marmurowe, klasyczne, choć innymi Seymour też potrafił się zainteresować.
Ich szarada wyglądała naturalnie – Klara nie pracowała w gargantuicznym muzeum, w którym każdego ze zwiedzających omiatano przed wejściem pikającym urządzeniem, mającym za zadanie wykryć wszelkie niebezpieczne czary i substancje, jakie ów zwiedzający mógłby wnieść, tylko w o wiele bardziej normalnym i spokojnym przybytku, w którym nikt nie popędzał z sali do sali, bo zwiedzających było po horyzont, a liczba sprzedanych biletów musiała się zgadzać. Dlatego też nikogo nie zdziwiło, że kobieta postanowiła przyprowadzić kolegę, pasjonata sztuki, i pokazać mu swoje miejsce pracy dokładniej, niż zrobiłby to jeden z przewodników. Robiła to już przecież i wcześniej, więc muzyk nie przyciągnął nadmiernej uwagi, może tylko parę luźnych pytań poleciało, lecz nie było to nic, czego wcześniej by nie przedyskutowali i co sprawiłoby, że obecność Seymoura zdawałaby się podejrzana.

16 kwietnia 2024

Od Seymoura do Charlie

Dante pultał się tam po swojemu, rzucając coraz bardziej wymyślnymi argumentami na to, dlaczego nie powinien płacić podwójnie, choć Charlie przerobiła jego dumną armadę na zbiór desek i strzępków żagli, barmanka zaś śmiała się i kręciła głową, ale pozostała przy swoim. Ignis oczywiście musiał podszczypać Karpia, na co ten się oburzył, że Zapałka przecież zebrał takie same wciry, nie mówiąc już o Raamie, na co asura się zaperzył i wygroził pięścią, kończąc tym samym resztę sporu. Seymour zaś zabierając z sobą swoje darmowe piwo i z pełnym samozadowolenia uśmiechem ruszył w stronę wolnego stolika.

15 kwietnia 2024

[Ignores you in ancient language]

Seth
Wiek: ??? Wizualnie nie wygląda na dalej niż 30
Data urodzenia: 3 Listopada
Płeć: Menszczyzna chyba
Rasa: Bóg Chaosu
Pochodzenie: Cholera wie skąd to wylazło
Zawód: Obecnie brak mu zajęcia, gdyż dopiero odnajduje się w obecnym świecie, ale tak potrafi zjadać dusze.
Opis: Jest to wysoce magiczny byt posługujący się starożytną magią, który został wyrzucony przez dziki portal prosto w jedną mniej uczęszczanych uliczek Stellaire i został obudzony z 600-letniego snu. Teraz nie dość, że nie potrafi posługiwać się obecnym językiem, co przynosi mu wiele problemów z komunikacją, to jeszcze ma do ogarnięcia elektryczność i inne internety.

14 kwietnia 2024

Od Octavii do Zahry

Miasto tonęło w mroku rozpraszanym jedynie przez stłumiony blask gazowych latarni, wyjątkowo niepraktycznej, zabytkowej pozostałości po dawnych czasach. Octavia nie poświęcała im zbyt wiele uwagi, nie widząc w nich absolutnie niczego nadzwyczajnego. Jedyną rzeczą, za którą była im naprawdę wdzięczna, była znikoma ilość rzucanego przez nie światła. Nieregularna, jakby wyblakła poświata umożliwiała Octavii niepostrzeżenie przemknąć pomiędzy plątaniną miejskich uliczek, pozwalała rozpłynąć się w powietrzu, jakby nigdy nie istniała. Na zewnątrz było wilgotno i duszno, najprawdopodobniej niedługo rozpęta się burza. Dziewczyna nie zdawała się jednak szczególnie tym przejmować, nieprzerwanie brnąc przed siebie. W końcu przystanęła, opierając się plecami o chropowatą ścianę jednego z budynków. Wzrok utkwiła w jednym z nielicznych okien, w których wciąż paliło się światło. Przeklęła pod nosem, wsuwając dłonie do kieszeni skórzanej kurtki. Wciąż był w domu.

Od Sorena do Charlie

Sytuacja, w której się znalazł, a raczej oboje się znaleźli, dla wielu byłaby pierwszym krokiem ku przedwczesnemu zawałowi serca, jednak Soren im dłużej myślał o tym, w co się wpakowali, tym bardziej mu się to podobało. Czymże byłby w końcu model bez nieznajomych czyhających na jego życie, bez intryg, w które ktoś potajemnie go wplątuje?

Od Dantego do Bashara

Moc życzeń musiała być naturalnie współmierna z poziomem umiejętności czempiona oraz złotym błyskiem nagrody, na którą się on zapatrywał, więc Dante nie przebierał w środkach, gdy ze swym konkretnym zamiarem pojawił się w boksie. Ręka szybko oplotła talię Bashara od tyłu, przyciągnęła ze stanowczą siłą i taką gwałtownością, aż koń zarzucił łbem przez poruszenie, prychnął, lecz dźwięk mu jakoś umknął. Dla syrena przestała istnieć w tym momencie reszta świata, zostało ciepło ciała przy ciele, lekkie zdziwienie na twarzy i rubin skupiony na zabójczym półuśmiechu. Dał mu pocałunek spragniony powrotu zwycięzcy, zarazem niecierpliwie wyczekujący ujrzenia ukochanego pędzącego dumnie przez tor, dał wargi przepełnione uwielbieniem i dłoń żarliwie obejmującą policzek, ten ostatni raz przed puszczeniem lubego na zawody przekazującą mu wsparcie swoją własną siłą.
Ledwie trochę się od siebie odsunęli, Dante zaczerpnął głębiej tchu i dopiero spostrzegł, że szczotka wypadła z lekarskiej ręki, gdyż wplotła się ona w jego loki. Kieł błysnął po zawadiackim uniesieniu kącika ust, dłoń ścisnęła wąską talię.
— Zniszcz ich — zamruczał — moja miłości.

Od Bashara do Yu Tian

Basharowi ledwie udało się złapać ostatnie metro – gdyby wyszedł ze szpitala chwilę później, gdyby szedł nieco wolniej, pociąg zamknąłby mu drzwi przed nosem i mężczyzna musiałby albo sterczeć na przystanku, czekając na autobus nocny, albo dzwonić po taksówkę, gdyby konsultacja z rozkładem jazdy skończyła się perspektywą godziny stania pod przechodzoną wiatą. Lekarz przysiadł między ostatnimi pasażerami, podobnie jak on w milczeniu wracającymi do swych domów, westchnął. Wagon był spokojny, cichy, a jednostajny szum powietrza i to lekkie kołysanie sprawiały, że Bashar wyczuł nadciągającą senność. Wstał w końcu – nie zamierzał zasnąć w metrze i obudzić się na końcowej stacji – i oparł się barkiem o poręcz, jednocześnie próbując dobrać się do schowanego w torbie czytnika.

Od Raouna – Zabawa w detektywa

Szedł spokojnie korytarzem szpitala, tylko pobieżnie witając się z mijanymi pracownikami. Uwagę w większości miał skupioną na ekranie swojego smartfona, na którym wyświetlony był pierwszy filmik, jaki nakręcił z Basharem. To znaczy, oni nie nakręcili. Oni tylko tańczyli do melodii baby z HR. Ach, pomyśleć, że tak dobrze im to poszło, wróć, fatalnie! Fatalnie, ponieważ zyskali niespodziewaną popularność. Tyle osób zasubskrybowało profil, pewnie z nadzieją na kolejne edukacyjne wideo... lub wideo, w którym można sobie przez kilkanaście minut popatrzeć na przystojne twarze... I pomyśleć, że te nowe publikacje miały nadejść! Co prawda, zbiegiem okoliczności nagrania do drugiego odcinka zostały przerwane i przesunięte na inny dzień, ale nadal.
Cheoryeon go oszukał.

13 kwietnia 2024

Od Raouna – Komisariat

— Nazwisko.
Przy jednym z obecnych w pomieszczeniu biurek siedział ubrany po cywilnemu policjant, ze wzrokiem skupionym na monitorze komputera. Trwał w ciszy, spokojnie wyczekując odpowiedzi. Niestety nie doczekał się jej. Wziął nieco głębszy wdech, po czym spojrzał na zajmującego krzesełko po drugiej stronie niskiego, bardzo młodo wyglądającego chłopaka.

Od Cheoryeona – Track 9: B-dur (1/X)

Wysoki mężczyzna wszedł po schodach na piętro, leniwie udał się do głównej sypialni. Był zmęczony po pracy, szef wiele od niego tego dnia wymagał. Jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał zabierać swoje obowiązki do domu, a tego zdecydowanie nie chciał. Wolał, żeby po opuszczeniu biura mógł oddać się wygodzie, odpoczynkowi, a także rodzinie.
Złapał za klamkę, otworzył drzwi. Przekroczył próg, gdy nagle zatrzymał się na wpół kroku. Otworzył trochę szerzej oczy, zamrugał dwukrotnie.

12 kwietnia 2024

Od Virgila do Seymoura

Promienny uśmiech wypłynął na wargi Seymoura, a Vi obdarzył je pocałunkiem przepełnionym wdzięcznością i radością.
— Seymour — szepnął, tuląc się do smukłej szyi i barków, nie popuszczając swojego chwytu na żebrach muzyka. — Dziękuję.

Od Bashara do Raouna

Bashar siedział wygodnie na kanapie, z nogami podwiniętymi na siedzisku i z barkiem opartym o szeroką, bokserską pierś, z głową wspartą na muskularnym ramieniu i bokiem przyjemnie otoczonym ciepłem silnej dłoni. Jego spojrzenie błądziło po ekranie tabletu, brwi marszczyły się lekko, gdy urządzenie wypluwało z siebie dobrze znane mu dźwięki i wypowiedzi. Dante oparł policzek o jego skroń.
— Wiesz, Bashar — zaczął, lekki śmiech brzmiał w głosie. — Powiedziałbym, że wyszedłeś naprawdę uroczo na tym filmiku. Patrz, jak profesjonalnie opowiadasz, normalnie sam już bardziej ogarniam, o co chodzi z tymi bólami głowy, żaden nauczyciel mi nigdy tak nie wytłumaczył.

Od Kindry do Ilary

Zgodnie z zaleceniami doktora Karima, które wybrzmiały jeszcze bardziej stanowczo niż zwykle po ostatnim ataku w klubie sportowym, Kindra miała odpoczywać.

11 kwietnia 2024

Od Merlina do Oriona

— Och, kurka, no racja w sumie — wydusił z siebie Merlin, nieudolnie próbując ukryć swoje rozczarowanie i starając się nie mieć nosa spuszczonego na kwintę.
Pan Moonward, jak przedstawił się ich nowo poznany rozmówca, wzięty przez nich za jednego z kelnerów, okazał się celebrytą świata literatury, Merlina zaś czuł, że jego umysł nawet nie wziął się za procesowanie tego faktu, będąc w głównej mierze skupionym na nadnaturalnej mocy pana Moonwarda, czyli umiejętności rozmawiania ze zwierzętami.

10 kwietnia 2024

Od Dantego do Hugona

Dante wyszczerzył kły do Hugona, ignorując stękanie rabusia, to trzecie koło u roweru notorycznie im przeszkadzające, nawet zyskujące powoli w głowie syrena miano głównego powodu problemów genialnych pracowników sklepu, bo skoro Maurycego łba niemytego nie było w pobliżu, to ktoś musiał zostać kozłem ofiarnym.

Od Dantego do Raouna, Octavii

Dante nie zaliczyłby do swojego typowego dnia zostania wyniesionym ponad budynki stolicy przez istotę z ciałem usianym gałkami ocznymi, uciekając przy tym całemu personelowi Komendy Głównej Policji.

Od Dantego do Maeve

Śmiech Maeve był najlepszą rzeczą, która się wydarzyła od przekroczenia przez Dantego progu pracowni. Obca postać z wróżkowych koszmarów, niepokojące malunki, krwawa farba lejąca się z płótna – ogarnięcie tych dziwactw było żadną ceną do zapłacenia, jeśli dzięki temu mógł obrócić nerwowość przyjaciółki w pewność siebie i zaskakującą radość. Dla tego strachu, fizycznego i namacalnego dzięki przeniesieniu go na płótno, nie istniało miejsce, w którym mógłby się skryć przed nienaturalną siłą syrena, dorwałby go i rozerwał na drobne kawałki za każdym razem, gdy Maeve by go o to poprosiła, a potem uśmiechałby się tak jak teraz, zawadiacko i z rozbawioną iskrą w oczach, widząc, że jego wsparcie spełniło swoją rolę, pobudziło jeszcze do działania.

Od Ignisa do Dantego

— Ja zawsze wiedziałem, że jesteś jakiś popierdolony, ale nie wiedziałem, że aż tak — odparł mu genashi, krzywiąc się.
Zarobił przyjacielski cios w bark, zadany z zamachu przez syrena.
— Nie pierdol, Zapałka. Co tak cementuje przyjaźń, jak wspólne spierdalanie przed glinami?
Genashi westchnął ciężko, pokręcił głową.
— Już w swoim życiu wyrobiłem normę spierdalania przed policją.
— Nie ma czegoś takiego, jak norma spierdalania przed policją — odparł syren, krzyżując ramiona na piersi.

09 kwietnia 2024

Od Dantego – Złamane serce, złamane ręce (II)

Kindra, kurwa. To było jedyne, co mu się po tych minutach rozpierdolu nasuwało na myśl. Chociaż co on pieprzył, od początku ta sytuacja była na tyle zjebana, że brakowało mu jakichkolwiek lepszych słów na nią. I na panią sierżant zachowującą się jak skończona idiotka, bredząca, z zakrwawionymi zębami wyszczerzonymi w posępnym uśmiechu.

Od Kindry – Złamane serce, złamane ręce (I)

Noc nie przynosiła błogiego odpoczynku. Gdy większość mieszkańców stolicy bawiła się w najlepsze lub spała snem sprawiedliwych, Kindra śledziła spojrzeniem błyski i cienie tańczące na białym suficie sypialni, wsłuchana we własny, niespokojny oddech i zdecydowanie zbyt szybki rytm serca. To, co udawało jej się stłumić w ciągu dnia ciężkim treningiem, pracą i kłóceniem się z Dantem, nocą całkowicie obejmowało nad nią władzę, ściskając lodowatą dłonią za gardło. Strach. Bała się. Tak kurewsko się bała, że miała ochotę wrzeszczeć. Nie umiała odpędzić natrętnych myśli o tym, co nieuniknione. Złośliwy głos w jej głowie wciąż powtarzał cichą mantrę o tym, że koniec jest bliski. Że prawdopodobnie umrze przykuta do łóżka, obezwładniona bólem, pozbawiona kontroli nad własnym ciałem. I będzie wtedy całkiem sama. Odejście będzie długie, bolesne, a kostucha litościwie poczeka, aż ona zacznie błagać o śmierć…

08 kwietnia 2024

Od Cheoryeona – Sen czy wizja?

Niebo tego dnia było dość czyste. Takie błękitne. Tak idealnie współgrające z białymi chmurami. Puszyste obłoki leniwie unosiły się nad światem; jedne były większe, inne mniejsze. Powoli się przesuwały, ale stosunkowo szybko zmieniały kształty. Zdeformowana paszcza krokodyla rozbiła się na kilka koślawych rybek i miskę. Jedna przeistoczyła się w pingwina, druga w marchewkę, trzecia w ptaka kiwi, a czwarta... A czwarta w sumie przypominała szczura. Takiego mocno spasionego, ale szczura.

Od Raouna – Wizyta

W wielkim, „nowocześnie gotyckim” holu jak zawsze przebywało sporo osób. Ci wyglądający na gości wydawali się być nieco zagubieni, odrobinę spięci – bardzo wyraźnie było widać, że zawitali tu po raz pierwszy. Co innego można było powiedzieć o drugiej grupie, która poruszała się po tym miejscu sprawnie, pewnym krokiem, dobrze wiedząc, gdzie zmierzali; każdy nosił schludne, jednolicie czarne ubrania, okazjonalnie z białą, acz nadal formalną koszulą. Tak, tamci to na pewno byli pracownicy. Nawet mieli przewieszone przez szyje smycze z identyfikatorami. Choć trzeba przyznać, że te ich zdjęcia w czarnych rameczkach z tego samego koloru paseczkiem w jednym rogu prezentowały się trochę... ponuro.

07 kwietnia 2024

Od Cheoryeona do Dantego

Więc znów nie popełnij błędu...
Cherry Moon przerwał granie, odczekał równą chwilę, po czym kilkoma sprawnymi muśnięciami poszczególnych strun zakończył piosenkę. Zapadła cisza, szybko przerwana przez brawa otaczających go słuchaczy.
— Dziękuję bardzo! — Wykonał głęboki ukłon, po czym zdjął z siebie gitarę.
Ktoś zaczął sięgać ręką do swej torby, zapewne po portfel, lecz niezwracający na to uwagi uliczny grajek kilkoma sprawnymi ruchami schował instrument do pokrowca, który następnie zarzucił na plecy i żwawym krokiem zaczął się oddalać od reszty.

Od Ignisa do Maeve

Ignis odebrał od Maeve wyziębiony kłębek przerażenia, popatrzył w te wielkie, błękitne oczy i pogłaskał przemoczony łebek. Nie namyślając się wiele, rozpiął swoją skórzaną kurtkę i schował kotka za pazuchę, dzieląc się ze zwierzakiem właściwym ciału genashiego ciepłem i osłaniając puchate uszy przed zrywającym się od czasu do czasu wiatrem.
— Masz dobry słuch, że go usłyszałaś w tym gwarze — powiedział, zerkając wokół.

06 kwietnia 2024

Od Merlina do Souela

— No, u Falkora to jak zwykle coś nowego — odparł, parsknąwszy śmiechem.
Bo i faktycznie, posiadanie w domu smoka to była praca na pełen etat, i jak to się mówiło? Mały smok, mały kłopot; duży smok, duży kłopot. Falkor może jeszcze nie był duży, ale na pewno przestał być już mały, więc urastał do rangi generatora średnich kłopotów, takich jeszcze w miarę ogarnialnych, ale już trzeba było myśleć, co będzie potem.

Od Bashara do Dantego

Nim poznał Dantego, sushi miało dla niego smak nostalgii – kojarzyło się z czasami, gdy służący przemykali bezszelestnie po tatami jego komnaty, by dostarczyć mu posiłek i czmychnąć chyłkiem, zasunąwszy za sobą malowane atramentem drzwi. W tamtym czasie opętał człowieka okrutnego, skorego do gwałtownych wybuchów, karzącego według zmieniającego się każdego dnia kodeksu i nieznającego w owych karach litości. Śmiertelnicy, poza nielicznymi wyjątkami w rodzaju jego nauczycielki łucznictwa, Makoto, czuli się przy nim nieswojo, a lata dalszego życia, które demon prowadził odmiennie od swego ludzkiego naczynia, niewiele w tej materii zmieniły. Smak senkawańskich potraw przywoływał wspomnienia, doprawdy odległe, i niczym jesienna pogoda przynoszące czasem słoneczną radość, czasem ulewny smutek. Teraz jednak to się zmieniło, odkąd coraz większą część jego życia zajmował Dante. Wzrok syrena zawsze zbiegał ku miejscom, gdzie dało się zjeść rybę, gdy szukali nowej restauracji do wypróbowania, a kolejne popołudnia i wieczory spędzone na śmiechu sprawiły, że delikatny smak octu ryżowego, morska woń nori i surowej ryby, zaczęły kojarzyć się demonowi z pełnymi ekspresji gestami, barwnymi sukienkami i mroźnobłękitnymi oczami, śmiejącymi się do niego znad kubka herbaty.

Od Yu Tian do Dantego

Metro było dziś wyjątkowo puste, Fotogram wyjątkowo żywy, a sama Yu Tian wyjątkowo zmęczona życiem. Zdawało jej się, jakby od rana minęło już całe stulecie, tymczasem zegarek w telefonie jasno wskazywał upływ całych czterech godzin, co oznaczało, że kolejne cztery dzieliły ją od godzin szczytu, sześć do zamknięcia herbaciarni, osiem do otwarcia palarni i chuj-wie jak długo do znalezienia sensownego krawca. Ostatnio nie miała szczęścia do rzemieślników – albo nie wiedzieli o czym mówi albo wykonanie misternego haftu na kimonie przerastało ich zdolności albo wiedzieli o czym mówi i mieli umiejętności by spełnić jej zachcianki, ale za to kompletnie nie posiadali artystycznej duszy, a efekt pracy był co najwyżej średnio zadowalający, maszynowy. Gdzie im do wielkich rzemieślników minionej ery, gdzie do ludzi, którzy ubierali ją jeszcze w królewskim pałacu. Kiedyś to było, kiedyś to były czasy. I nikt nie narzekał, gdy za niezadowolenie metresy oblewano kulasy wrzątkiem.

05 kwietnia 2024

Od Seymoura do Virgila

— Wezmę to za tak — powiedział, wyciągając dłonie, by ująć w nie ten wielki, wilczy pysk.

Od Oriona do Merlina

Każdy, kto wygospodarował w swoim mózgu nieco więcej miejsca na zdrowy rozsądek, wiedziałby, że podchodzenie do grupy obcych mu nastolatków może skończyć się różnie i niekoniecznie przyjemnie. Byłoby całkiem uzasadnione, gdyby zamiast przysuwać mu krzesło, zwyczajnie go pogonili, obrzucając jednocześnie gniewnymi, a może i pełnymi niepokoju spojrzeniami. W mózgu Oriona jednak tę część zajmowała znacznie przydatniejsza niż zdrowy rozsądek wyobraźnia, a także, być może, nieskończone pokłady czystej naiwności. Przyciągnąć jego uwagę było naprawdę trudno. Młodzi ludzie mieli pecha, że rozmawiali o książkach. O jego książce. Dołączenie do dyskusji wydawało mu się równie naturalne, co oddychanie i nie widział w tym niczego niestosownego. W końcu ożywiona rozmowa na temat literatury była znacznie ciekawsza niż roznoszenie kolejnych kaw i ciast. No i wychodziło mu to znacznie lepiej. W końcu ogarnięcie kilku stolików w porównaniu do omawiania kolejnych tropów i motywów literackich było dla niego niczym fizyka kwantowa.

Od Klary do Seymoura

Klara lubiła swoją pracę. Niewielkie muzeum miało tę niewątpliwą zaletę, że było – cóż – niewielkie. Spokojne, ciche, bez tłumów i fleszów. Pracowników też była raczej garstka, stanowili dobry i zgrany zespół.
Matka kręciła wprawdzie nosem, że w większej i bardziej „prestiżowej” galerii jej córka rozwinęłaby skrzydła i zdobyła znajomości, ale ona przez to miała na myśli wyłącznie swoją galerię. A dziewczynie zależało naprawdę na tym, żeby starać się o własnych siłach. Na linie była sama, tak samo jak wtedy, gdy przykładała dłuto do rzeźby. Wiedziała, że jeśli pozwoli sobie na uzależnienie się od matki i jej pozycji, później będzie jej trudno się uwolnić.

Od Raouna do Bashara

Tak, Raoun wrobił Bashara.
W momencie, w którym zdał sobie sprawę, że baba z HR-ów już się nie podda z zaciągnięciem go do AllTube'a, uznał, że sam na pewno nie będzie się w to bawił. Delikatnie zatem wciągnął w to wszystko Bashara, a ich pani-wróg na to, że ach, to bardzo dobry pomysł, bo co dwie głowy, to nie jedna, a słowa padające z ust dwóch lekarzy brzmią bardziej przekonująco!
Tak oto zaczęły się przygotowania do wielkiego debiutu.

04 kwietnia 2024

Od Hugona do Dantego

Ach, słodkie zwycięstwo.
Co dostaniesz, kiedy zgarniesz boksera, mykologa i miotłę? Stuprocentowo skuteczny preparat na złodziei, niech się w muchomora pocałują. Hugo pławił się w glorii zwycięstwa. Chwała wygranej roztaczała się płomienną aurą na ich głowami. Zdawało się, że naprawdę może poczuć jej zapach. Mocny, męski, z dymną nutą i… zapiekankowy?
– HUGUŚ, JEBANA MIKROFALA PŁONIE!
 Jednak to nie chwała.
– Kurwa!
Upuścił miotłę, ruszył sprintem w stronę regałów.
Taa, spalił coś raz czy dwa w mikrofalówce. Na przykład piękne kurki, które chciał ususzyć w błyskawicznym tempie. Próbował tam zrobić jajko w skorupce czy kokosa, kiedyś po pijaku na kilka sekund wsadził tam gałkę oczną, którą wyhodował w laboratorium. Okazało się, że bardzo trudno odłączyć w takim stanie zupełnie czucie z organów. No więc tak, nic z tego nie skończyło się dobrze, ale sama mikrofalówka potem raczej działała. Nie stanęła w ogniu, nie podpaliła domu, wszystko było bardzo grzecznie i porządnie. Potrafił sobie odgrzać schabowe czy drożdżówkę. I zapiekankę. Kto, kurwa, podpala mikrofalówkę przy czymś takim? Co za jełop wypuścił ten złom na rynek?
– WODA! – ryknął Hugo, chyba uderzył w piskliwe tony. Potknął się o głowę rabusia, ten jęknął, ale wciąż zamroczony. Jeszcze bardziej nawet.

Od Charlie do Seymoura

Ogrywanie Dantego w różnego rodzaju gry stało się swoistym rytuałem i czymś tak oczywistym, jak fazy księżyca. Najpierw pojawiał się, całkowicie pewny siebie, że tym razem da sobie radę i z nawiązką odpłaci się za każdą krzywdę, która spotkała jego portfel, a Charlie nie wyprowadzała go z błędu do chwili, aż porażka syrena była właściwie przesądzona. Później następowała obraza majestatu, paskudne oskarżenia (Charlie nigdy nie powiedziała, że niesłuszne. Ale też nie przytakiwała) i na jakiś czas krawiec znikał, by później pojawić się znów, wytężając swoją szarą (a może różową?) komórkę w celu rozgryzienia arachnesy. To był znak, że za jakiś czas przyjdzie, by przegrać kolejną grę i rozpocząć cały cykl od nowa. Nigdy dotąd jednak nie przyprowadził kolegów, by mogli podziwiać jego sromotne porażki, a nawet w nich uczestniczyć. Było to naprawdę ciekawe urozmaicenie wieczoru i Charlie musiała przyznać, że nigdy nie bawiła się tak dobrze. Nie, że przy rozgrywkach. Bardziej bawiła ją irytacja i frustracja przeciwników niż zbyt łatwa wygrana, która tak naprawdę nie wymagała żadnego wysiłku.

Od Dantego do Cheoryeona

Powołań miał niemało, od przycierania nosa pyszałkom na konkursach modowych swoimi zwalającymi z nóg kreacjami, przez wykręcanie rekordów prędkości na rowerze, aż po szukanie granicy, za którą w końcu pęknie Zapałce żyłka na czole. A teraz jeszcze doszło do tego bycie ekspertem w sprawach miłosnych.

Od Dantego do Ignisa

A już mu się zaczynało podobać to miauczenie Zapałki. I co? I chuj.

03 kwietnia 2024

Od Maeve do Ignisa

Maeve nie potrafiła kłamać. I choć wielu to dziwiło, w końcu była aktorką, to jednak przecież jest wyraźna różnica między odgrywaniem roli, a bezczelnym oszustwem rzucanym w oczy kogoś, kto nie był świadomy tego, jaka jest prawda. Nigdy też nie próbowała wykształcić w sobie tej sztuki, ponieważ kłamać zwyczajnie nie chciała. Tym bardziej, jeśli miała do czynienia z kimś, kogo tak długo chciała poznać i w końcu, dzięki Dantemu, jej się udało. Dante nieraz wspominał o tym, że ten sfajczony brykiet znacznie traci przy bliższym poznaniu, co tylko umacniało wróżkę w przekonaniu, że Ignis jest osobą wartą znajomości. Głównie dlatego, że emocje Dantego nie pokrywały się z tym, co mówił o muzyku. 

Od Dantego – Rocznica (II)

— …i w tamtym momencie wyglądanie na Ciebie z okna, jak odjeżdżasz, stało się moim nowym nawykiem — przeczytał, ostatnie słowo dopowiadając z kontekstu zdania i rozmazanego kształtu liter, bo nowa kurtyna łez poczęła przysłaniać Dantemu widok na świat. Jednak wzroku nie odwrócił, mroźnym błękitem zalanym słoną wilgocią wpatrywał się w kartki jak zaczarowany, zdania rozpoznając jedynie jako czarne kawałki muliny oplatające się z uczuciem wokół syreniego serca, płatki kwiatów jako barwną plamę na środku strony. Pierś, szeroka, niezłomna, odwagą i uporem wykuta, zadrżała, będąc bezsilną wobec sztormu, który Bashar wywołał. — Zawsze to robiłeś? — spytał szeptem, znając odpowiedź i wciąż nie dowierzając, w to jedno przemyślenie, we wszystkie poprzednie i każde następne.

Od Bashara – Rocznica (I)

Dantemu oczywiście nic nie powiedział, stawiając na element zaskoczenia i niespodziankę, bo oglądanie tego bezcennego wyrazu szoku zdobiącego syrenią twarz nigdy mu się nie nudziło. Poza tym zawsze, gdy Dante wiedział zawczasu o ich wspólnych planach, do głosu dochodziła ta jego chaotyczna natura, każąca do całości dodać coś od siebie i tak, jak Bashar zawsze z radością witał taki przypływ inicjatywy i inwencji twórczej, tak teraz zależało mu na tym, by wszystko poszło dokładnie według jego planów i postanowień. Dante miał tamtego dnia przyjść kompletnie nieprzygotowany.

Od Yu Tian - Śledztwo (I)

W dzisiejszym feedzie Fotograma panował istny burdel, co dla Yu Tian nie stanowiło specjalnej nowości. Wszystkie zaobserwowane konta, jedno po drugim, dodawały relacje dotyczące jakiegoś orientalnego poparańca, jakby gościli w Stellaire co najmniej cesarza całego odłamka.
Twoj_Przyjaciel_Bog dodał relację spod stacji metra z której wynikało mniej-więcej tyle, że jest tam sporo ludzi. Głos mężczyzny utonął w ogólnym gwarze, szumie hamujących mechanizmów i odgłosach szeleszczącej kurtki; obiektyw telefonu szalał, tracił ostrość, drżał. Yu Tian skrzywiła się z niesmakiem, przeturlała na brzuch i przesunęła kciukiem w bok po ekranie, ominęła relację. Kolejną okazała się magic_Judytka, która w wyjątkowo podekscytowany sposób streszczała dzieje magii w jednym z odłamków, z godnym uwagi talentem do akcentów cytowała teksty źrodłowe. Obcy język chrzęścił w słuchawkach twardymi zgłoskami, kłuł uszy ostrością tonu. Mimo tego, że czarodziejka opowiadała o tamtejszej edukacji, można było odnieść wrażenie jakby miała do widza jakieś straszne pretensje. Kolejny ruch palca w bok, kolejna relacja, potem jeszcze następna, a wszystkie jednakowo mdłe i nijakie, niezdolne utrzymać jej uwagi na dłużej. Wampirzyca prychnęła i już-już miała odłożyć smartfon na niski stolik zawalony stertą dokumentów, gdy aplikacja odświeżyła stronę główną i zaprezentowała zdjęcie. Wybitnie interesujące, szalenie ciekawe i pozostawiające po sobie bardzo istotne pytanie: dlaczego nikt jej nie powiedział, że rzeczony gość, o ego przerastającym otchłań bezkresu, siedzi w jej własnej herbaciarni?

Od Maeve do Dantego

Dom Maeve zawsze był otwarty dla jej przyjaciół. Mogli zjawić się tutaj o każdej porze dnia i nocy, nie zapowiadając się wcześniej i nigdy nie usłyszeliby słowa skargi czy odmowy. Mogli poruszać się po całym domu jak po swoim własnym, z wyjątkiem tego jednego, niedużego pokoju, przesiąkniętego zapachem farb, rozpuszczalników i werniksu. To tutaj zapadały decyzje o tym, co chce pokazać innym, a co zachować jedynie dla siebie, co jest obrazem duszy zbyt intymnym, by dzielić się nim z innymi. Czerwonooka zjawa na obrazach była właśnie czymś takim. Ucieleśnieniem najgłębszych strachów szepczących w ciemnościach, wywołujących drżenie rąk i szybsze bicie serca, które i teraz mocno, niemal boleśnie obijało się o żebra. O tych obrazach, postaci prześladującej jej w snach nigdy nikomu nie mówiła. Bała się, że zostanie uznana za wariatkę przez przyjaciół, nie chciała martwić też rodziców, już wystarczająco zamartwiających się o nią i jej zaniki pamięci. Choć minęło już kilka lat, to jednak wciąż w rozmowach pojawiały się wzmianki o tym, że nie jest dobrym pomysłem, aby ze swoją przypadłością mieszkała całkiem sama. Nie chciała jednak całe życie być od nich zależna. Chciała radzić sobie sama na tyle, na ile potrafiła. 

02 kwietnia 2024

Od Octavii do Dantego, Raouna

Octavia nie zaliczyłaby do swojego typowego dnia rozbicia się karetką na losowym drzewie, ratując przy tym tyłek dwójce mężczyzn przedrzeźniających się jak typowe, męskie naczelne.

Trudno określić jej wiek. Ale sądząc po cynizmie i zmęczeniu światem, będących odpowiednikiem datowania węglem dla ludzkiej osobowości, miała jakieś siedem tysięcy lat

Yu Tian
Cytat w tytule: Terry Pratchett
Wiek: po pierwszej połowie tysiąclecia przestała liczyć
Płeć: kobieta
Rasa: wampir
Pochodzenie: Altan Pingyuan, Wielkie Równiny
Zawód: właścicielka herbaciarni i palarni opium; jedna z poważnych figur przestępczego półświatka
Opis: Wielowiekowa wampirzyca ze zdecydowanie zbyt długim stażem wśród ludzi i innych istot; jej najpotężniejszą bronią są słowa i znajomość cudzej natury. Cyniczna, zmęczona życiem i światem, ale wciąż trzymająca się dnia kłami i pazurami. Grę w niewiniątko opanowała do perfekcji, podobnie jak zakłamanie rzeczywistości i zwodzenie ludzi na manowce.

Człowiek nigdzie naprawdę nie był, póki nie wróci do domu

draumkona

draumkona

01 kwietnia 2024

Podsumowanie 2024.03

Witajcie w podsumowaniu marca!
Sprawdza się hipoteza, że co drugi miesiąc zawiera jakieś podwyższone stężenie rozwałki i nadmiaru zajęć, bo po małej przerwie i odpoczynku w lutym znowu wszyscy zostali dojechani, a rzeczywistość nie miała litości. Mimo to udało Wam się napisać dużo słów, pchnąć wątki do przodu i podzielić się z nami historią swoich postaci. Na kanale głosowym przybyło nam streamów z przeróżnych gier, z czego bardzo się cieszymy, bo wiadomo – nic tak nie integruje, jak kibicowanie innym przy bojach ze służbą zdrowia, driftowaniu samochodem po mieście, klepaniu orków albo Yasuo <3