Znalezienie pracy, kiedy nie znasz tubylczego języka, jest niezwykle trudnym wyzwaniem. Ciężko, by ktokolwiek chciał cię przyjąć na jakieś bardziej wartościowe stanowisko niż sprzątaczka w jakimś tanim miejscu, a i tak wypłata nie była zadowalająca. Hoshime był co prawda świadomy, że w jego sytuacji nie ma co wybrzydzać, ale bał się zostać uwięziony w pracy, której będzie nienawidził, a której nie będzie mógł opuścić przez podstawową potrzebę w świecie prowadzonym przez kapitalizm, jaką są pieniądze.
Dlatego kiedy Sora podał mu datę i godzinę przeznaczonej dla niego rozmowy o pracę, po otrzęśnięciu się z szoku od razu zaczął się do niej szykować. Właściciele sklepu z antykami, gdzie pracował Sora, poszukiwali kogoś do pracowania w ich bibliotece ze starymi księgami, czyli pilnowania, by nikt nie wyniósł książek na zewnątrz, nie niszczył ich i inne takie podstawowe, znane wszystkim bibliotekarzom sprawy. Podobno dodatkowo miała być zasada, że do biblioteki nie mogą wchodzić dzieci poniżej dwunastego roku życia, ale to Sora wywnioskował po regulaminie sklepu i jedynie strzelał, że właściciele taki sam umieszczą w bibliotece. Ogromnym plusem był fakt, że właściciele pochodzili z Senkawy, więc mówili w jego języku, a co więcej podobno blondynowi zaproponowali dodatkowe kursy na naukę novendyjskiego, więc może Hoszce też coś podrzucą. Na pewno przydadzą się mu bardziej od Sory, bo "człowiek" zadziwiająco szybko podłapał tutejszy język urzędowy, a co więcej mógł względnie porozumieć się jeszcze w trzech innych. Hoshime nie wiedział, jak jego przyjaciel to robił, ale zamiast mu zazdrościć czuł jedynie wdzięczność, że chociaż ktoś z ich duo jakoś się tu odnajduje.
W dniu rozmowy Hoshime wyciągnął z szafy zapomnianą białą koszulę i jakieś niewygodne, czarne spodnie, które wyglądały na eleganckie. Prosty strój udekorował ciemnoszarą kamizelką, by dodać mu charakteru, a na stopy założył jedyne lakierki, jakie przywiózł ze sobą z Kyosei, akurat w czarnym kolorze. Gdyby nie nieokiełznana grzywa na głowie, z pewnością wyglądałby bardzo elegancko, jednak teraz przypominał może jakiegoś barmana. Sora mimo wszystko po obejrzeniu proponowanego stroju pokazał kumplowi kciuki w górę i potężny, podnoszący na duchu uśmiech. Hoshime był gotowy na najważniejszą w swoim dotychczasowym życiu rozmowę.
– Słyszeliśmy, że już pracowałeś kiedyś w bibliotece? – zapytał starszy pan, współwłaściciel sklepu z antykami. Obok niego na wygodnym, antycznym fotelu siedziała jego żona, rownież starsza kobiecina z siwymi włosami uczesanymi w drobny koczek. Oboje ubrani byli o wiele bardziej elegancko od Imugiego, jednak Sora przy wyjściu ostrzegł, że oni zawsze są odświętnie ubrani, więc Hoszka ma się tym nie przejmować. – Czyli masz doświadczenie w tej pracy?
– Tak, pracowałem przez kilka lat w rodzinnej wiosce. – Krótkie odpowiedzi nie były celem przerażonego młodego mężczyzny, ale nie potrafił się zmusić na coś bardziej wyczerpującego. Tylko cudem mówił więcej niż "tak, nie." Dobrze, że starsze małżeństwo uśmiechało się do niego ciepło, a nie trzymało kamienne miny, to czuł się trochę pewniej.
– Czyli Sora bardzo dobrze nam podpowiedział. – Pan Miyamoto klasnął z zadowolenia. – Cieszymy się, że możemy mieć doświadczonego bibliotekarza w naszej drużynie. Myślę, że jutro może pan zaczynać pracę, biblioteka jest gotowa do otwarcia.
W domu Sora miał przygotowane dwie lampki ciepłego sake i dwa stosy przekąsek, słodkich i słonych. Sam "człowiek" czekał oparty o krzesło z zadowolonym uśmiechem o działaniu pocieszająco-uspokajającym. Gdy Hoszka pokazał mu dwa kciuki w górę, bo mówić ze stresu wciąż nie był w stanie, twarz drugiego mężczyzny rozpromieniła się jeszcze bardziej.
– Mówiłem, że dasz radę? Siadaj, bo sake wystygnie, ty bambusie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz