14 lutego 2024

Od Ilary - Walentynki

Przez ostatnie lata Ilara przywykła do spędzania Walentynek samotnie. Można śmiało powiedzieć, że drżała wręcz na samą myśl o nadchodzącym święcie zakochanych. Nie była w stanie poradzić sobie z nawracającą falą smutku tak silnego, że niekiedy już tydzień wcześniej nie potrafiła podnieść się z łóżka i zmusić do wykonywania najprostszych czynności. W tym roku dziewczyna obiecała sobie jednak, że przezwycięży dotychczasowy strach i, zgodnie z radami usłyszanymi podczas pamiętnego wyjścia do baru z Virgilem i Dantem, raz jeszcze spróbuje swoich sił na scenie randkowej. Miała przecież prawie wszystko, co potrzebne, żeby przyciągnąć do siebie kobietę. Zasługiwała na miłość równie mocno, co inni. A przynajmniej to próbowała sobie wmówić. Dlatego już ponad miesiąc wcześniej na własne życzenie ponownie wpakowała się w bagno zwane inaczej aplikacjami randkowymi i spędzała każdą wolną chwilę na przeglądaniu profili. Nie dałaby rady zliczyć, ile kobiet przewinęło się na jej ekranie, a tym bardziej ile z nich zdecydowało się zablokować Ilarę po kilku głębszych rozmowach. Przysięgła sobie jednak, że tym razem się nie podda i prędzej umrze, niż odinstaluje aplikację przed pójściem na przynajmniej jedną randkę.
Zbawienie nadeszło dopiero 3 dni przed Walentynkami. I to nie byle jakie zbawienie - Ilara nie mogła wymarzyć sobie atrakcyjniejszej i bardziej interesującej partnerki. A co najważniejsze, kobieta zdawała się szczerze nią zainteresowana. Orczyca, podobnie jak Rackham, wiele podróżowała, choć w zdecydowanie bardziej legalny sposób, a ponadto wizualnie była idealnym odzwierciedleniem typu Ilary. Dziewczyna nie wahała się więc ani chwili, kiedy nowopoznana zaproponowała jej wyjście na drinka do jednego z okolicznych pubów i kolację w restauracji. Czarodziejka czuła, jak serce przyspiesza jej na samą myśl o nadchodzących planach i po raz pierwszy przyłapała się na tym, że nie pamiętała, kiedy ostatni raz Ruimelle przewinęła się przez jej myśli.
Ilara absolutnie nie miała pojęcia, jak przygotować się na tę randkę. Chciała zrobić ogromne wrażenie na swojej potencjalnej drugiej połówce, ale cała zawartość jej szafy zdawała się niewystarczająco wyjątkowa, być może lekko monotonna. Desperacko potrzebowała pomocy, kogoś, kto poprowadzi ją za rękę, a dzięki Virgilowi doskonale wiedziała, że nie ma na tej planecie nikogo bardziej wykwalifikowanego niż Dante. I choć Ilara z początku wątpiła, że mężczyzna, którego widziała zaledwie kilka razy w życiu zgodzi się pójść z nią na zakupy, ten wydawał się zachwycony całym przedsięwzięciem. Na jego dobry humor zdecydowanie wpłynął również brak jakiegokolwiek górnego budżetu, który Rackham była w stanie przeznaczyć na zakup kilku nowych strojów. Niczym marionetka dała się ciągać po okolicznych sklepach, z cierpliwością przymierzając wszystko, co Dante wcisnął jej w dłonie. I musiała przyznać, że absolutnie się nie zawiodła. Dante okazał się jeszcze lepszy, niż zakładała i nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy ręce zaczęły nieznośnie boleć od ilości trzymanych w dłoniach toreb. Ilara była jednak gotowa znieść absolutnie wszystko, byle tylko przyciągnąć do siebie kobietę.
Walentynkowy wieczór nadszedł znacznie szybciej, niż się tego spodziewała. I dopiero w tamtej chwili, kiedy przekroczyła próg pubu, wyszykowana jak szczur na otwarcie kanału, poczuła, jak bardzo jest zestresowana. Żołądek wywrócił jej się do góry nogami i zawiązał w supeł, a natłok myśli dodatkowo sprawił, że Ilara przez chwilę planowała zwyczajnie odwrócić się na pięcie i wrócić do domu. Jedynym, co ją powstrzymywało, była złożona Dantemu obietnica, że opowie mu później o wszystkich szczegółach. A doskonale wiedziała, że w kwestii własnego życia romantycznego nie potrafiłaby skłamać. Rackham poprawiła więc włosy i skierowała się w stronę jednego z ulokowanych najbliżej wejścia stolików. Wiedziała, że jej randkę ciężko będzie przeoczyć, ale dla własnego spokoju wolała nie spuszczać drzwi z oczu. W międzyczasie napisała również do orczycy, że czeka już na nią w środku i nie może się doczekać. Nie siedziała jednak o suchym pysku, jakby w obawie, że ktoś wyrzuci ją, jeśli chociaż chwilę dłużej spędzi bez wydawania pieniędzy. Ilara siedziała więc cierpliwie przy stoliku, powoli sącząc wyjątkowo słodkiego, bezalkoholowego drinka. Jednak randka nie nadchodziła. Minęło dziesięć, trzydzieści, czterdzieści minut, a Rackham czuła, jak supeł w żołądku z każdą chwilą zaciska się coraz bardziej. Próbowała uspokoić samą siebie, że to przecież nic takiego, że kobieta za chwilę pojawi się w drzwiach i spędzą razem cudowny wieczór, jednak wraz z chwilą, w której opóźnienie sięgnęło godziny, Ilara nie potrafiła dłużej się oszukiwać. Została bezczelnie wystawiona. Miała ochotę płakać i zapaść się pod ziemię. Co ona powie Dantemu? Że znowu jej nie wyszło? Co on sobie w ogóle o niej pomyśli? Ilara westchnęła ciężko, ukradkiem ocierając napływające do oczu łzy chusteczką. Użalałaby się najpewniej nad sobą jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że kątem oka dostrzegła ogromnych rozmiarów, wybijającą się w tłumie, zieloną sylwetkę. Serce dziewczyny zabiło szybciej - czy to wszystko było jedynie wielkim nieporozumieniem? Może najzwyczajniej obie przez cały ten czas nie mogły się znaleźć i już za chwilę będą z tego żartować. Ilara, z nadzieją kiełkującą w sercu, poderwała się z krzesła i z trudem przeciskała się przez kolejne grupki osób. Miała ogromne szczęście, że poszukiwana kobieta górowała nad wszystkimi wokół, w przeciwnym wypadku najpewniej już dawno straciłaby ją z oczu. W końcu, po wielu trudach i potknięciach, Ilara zdołała dostać się do orczycy. Rackham odetchnęła głęboko, poprawiła strój i włosy, a następnie podeszła bliżej, kładąc dłoń na ramieniu kobiety.
– Cześć, wszędzie cię szukałam. Już myślałam, że nie przyjdziesz. – zagadnęła z ogromnym uśmiechem na ustach – Zajęłam nam miejsce przy stoliku.
Jednak wraz z chwilą, w której orczyca odwróciła się w jej stronę, Ilara poczuła, jak nogi się pod nią uginają i zaczyna kręcić jej się w głowie. To nie była ona. Choć kobieta była równie, o ile nie bardziej atrakcyjna, niż jej internetowa randka, wciąż była obcą osobą. Rackham mogła przysiąc, że jej twarz pokryła się rumieńcem, a z ust wydobył się nerwowy śmiech. Czyli jednak została wystawiona, a do tego zaczepiła kogoś, kogo nie powinna była zaczepiać. Instynktownie szykowała się na to, że ktoś znowu obleje ją piwem za zagadywanie do zajętej kobiety.
– Bogowie, przepraszam cię najmocniej. Pomyliłam cię z kimś. – Cofnęła wciąż opartą o ramię orczycy dłoń. – Miłego wieczoru. I jeszcze raz przepraszam. Pięknie wyglądasz.
Odwróciła się na pięcie i przeklęła pod nosem. Coś ty sobie do jasnej cholery myślała, dopowiadając ten ostatni komentarz? Ilara nie mogła się doczekać, aż w końcu wróci do domu i rozpłacze pod kołdrą.
[ciąg dalszy nastąpi hihihih 3:))) ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz