18 lutego 2024

Od Sorena do Liliana

Jedyną rzeczą na tym szarym świecie, którą Soren kochał jeszcze bardziej niż samego siebie, była atencja, sensacja, którą wzbudzał niezależnie od tego, gdzie by się nie pojawił. Nie liczyło się dla niego, czy mówiono o nim przychylnie, czy nie, dopóki magazyny wciąż biły się o jego zdjęcia, a zapierająca dech w piersiach twarz zapewniała mu pokazy u każdego projektanta, którego tylko sobie wymarzył. Wystarczyło skinienie palca, a świat padał u jego stóp. A Acedię niesamowicie to kręciło. Z tą myślą w głowie i szerokim uśmiechem na ustach rozbierał się właśnie z wyjątkowo odważnego, odkrywającego znacznie więcej niż powinno odzienia, którym przez ostatnie godziny zachwycał wpływowe jednostki przemysłu modowego. Już teraz mógłby założyć się o własną rękę, że kolejny kontrakt miał w kieszeni i nie było niczego, co mogłoby mu go odebrać.
Soren narzucił na siebie piżamę i przeniósł do łazienki, gdzie czekała na niego absolutnie znienawidzona przezeń czynność. Zmycie makijażu. Acedia czuł się chory na samą myśl domywania twarzy z resztek kolorowych cieni lub eyelinera. Nie malował się często, jednak za każdym razem, gdy decydował się jeszcze bardziej upiększyć swoją twarz, wieczorem poważnie żałował tejże decyzji. Najciężej przychodziło mu zabranie się do tej jakże długiej, wymagającej rutyny, później całość okazywała się całkiem przyjemnym zajęciem. Chłopak nałożył na głowę opaskę, odgarniając tym samym włosy z czoła, jednak na tym zaprzestał. Pod wpływem nagłego impulsu wyciągnął telefon z kieszeni, odruchowo klikając ikonkę Fotograma. Przez chwilę bezmyślnie przewijał stronę główną, nie poświęcając jednak szczególnej uwagi zdjęciom swoich kolegów z branży. Tym, co zdołało zatrzymać go przy sobie najdłużej, był live Liliana. Soren uśmiechnął się pod nosem i kliknął w okrągłą ikonkę, dołączając do niego jako widz. Mężczyźni znali się dość dobrze, o ile można tak powiedzieć o kimś, kogo spotkało się zaledwie kilka razy w życiu, dodatkowo w wyjątkowo wystawnych i pompatycznych okolicznościach. Acedia zdołał jednak zapałać do światowej sławy muzyka pewną sympatią - gdy już mieli okazję ze sobą porozmawiać, przeskakiwanie z tematu do tematu przychodziło im całkiem łatwo, a słowa same opuszczały ich usta. Ostatnimi czasy oboje byli jednak na tyle zajęci, że nie mieli okazji choćby do siebie napisać. Wtem w głowie Sorena zrodził się pomysł. Wyjątkowo głupi, a zarazem niesamowicie wręcz genialny.
Prośba wysłana.
Model nie musiał długo czekać, nim w jego uszach rozbrzmiały jakże piękne, pochlebne słowa Liliana, a jego twarz pojawiła się tuż obok twarzy artysty. Soren uśmiechnął się lekko, mężczyzna wiedział doskonale, jak połechtać komuś ego. W szczególności komuś takiemu, jak Soren.
— Dobrze w końcu widzieć cię w żywszym wydaniu niż na okładkach magazynów, Soren! Opowiadaj, jak tam życie w wielkim świecie? — Lilian szczerzył się do ekranu, a jego oczy co jakiś czas uciekały w stronę czatu.
— Ciebie również dobrze widzieć, brakowało mi cię na kilku ostatnich czerwonych dywanach. Nawet nie wiesz, jak nudno tam bez ciebie! — Model wyciągnął w międzyczasie olejek do demakijażu, celowo przesuwając go przed opartą o lustro kamerą telefonu. Czat zalała fala znaków zapytania. — Jak widać pokazuję się wam dzisiaj w mniej wyjściowej wersji, niż zazwyczaj. O ile taka wersja w ogóle istnieje. — Tym razem czatem zawiesił się wręcz od ilości wysyłanych serduszek. — Ze względu na moją przyjaźń z Lilianem, mogę zdradzić wam, że wróciłem właśnie z bardzo owocnego spotkania biznesowego. Szykuje się coś wyjątkowego, coś, na co nikt z was nie jest gotów. Niestety musicie jeszcze trochę poczekać na więcej szczegółów.
Soren zwracał się bezpośrednio do widzów transmisji. Zasiewał w nich nutę ciekawości, bawił ich przywiązaniem do życia celebrytów. Nie zamierzał zdradzić jednak niczego więcej. A przynajmniej nie teraz. Licznik widzów rósł w zniewalającym tempie, a czat zacinał od ilości przesyłanych dwójce sław pytań.
— Jednak Lilian, nie przyszedłem tu tylko po to, żeby rozmawiać o sobie i zabierać cię twoim fanom. — To, co zamierzał zrobić, sprawi, że lud do reszty oszaleje. — Być może wiesz, być może nie, ale już w ten piątek otwieram pokaz Maisona Marigioli. Chciałbym cię na niego oficjalnie zaprosić, a po całym wydarzeniu wyskoczyć gdzieś razem. Spotkać się, jednak tym razem twarzą w twarz. Przy bezalkoholowych drinkach, przy herbacie, czy na co tylko masz ochotę. — Uśmiechnął się delikatnie, widząc iskry zainteresowania w oczach Liliana. — Kto wie, być może znowu włączymy kamerę. Tym razem już we dwoje. W końcu kim bylibyśmy bez was wszystkich. — Soren puścił oczko w stronę kamery.
Muzyk zgodził się niemal natychmiast, nie kryjąc własnej ekscytacji, szczerej lub nie. Ujął telefon w dłonie, a potok kwiecistych słów opuszczał jego usta w zawrotnym tempie, gdy zaczął ponownie przechadzać się po mieszkaniu. Soren skorzystał z okazji, kończąc myć własną twarz, a następnie z uśmiechem na ustach obserwował poczynania celebryty. Zmierzał on obecnie ku szafie w poszukiwaniu, jak to Lilian określił, idealnego stroju na tak szczególną okazję. Mężczyzna wiedział, jak podtrzymać uwagę widza, co do tego Acedia nie miał żadnych wątpliwości. Już wkrótce transmisja na żywo przerodziła się w istny, wyjątkowo osobliwy pokaz mody, w którym to widzowie topili się w iluzji rzekomego wpływu na ostateczny wybór kreacji Liliana. Soren oczywiście również nie powstrzymywał się od prawienia komplementów. “Oh, Lilian, absolutnie nie możesz tego założyć. Zostanę przez ciebie bez pracy”. Jednak wszystko, co dobre, w końcu się kończy, a coraz to bardziej zmęczony Soren musiał powoli żegnać się z wiernymi widzami i starym przyjacielem po fachu. I choć czat zalała fala płaczących emotikonów, Acedia nie miał innego wyjścia, niż powoli szykować się do spania.
— Miło było w końcu z tobą porozmawiać. — Uśmiechnął się w stronę Liliana. Ten ostatni już dzisiaj raz. — Pamiętaj, piątek o 18:00. Powiem Angusowi, żeby przysłał po ciebie samochód.
Opuść transmisję na żywo.
Soren od dawna nie kładł się spać tak zadowolony z samego siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz