Jak przy każdym poprzednim święcie, Sora biegał po sklepach, zachwycony różnorodnością nowych kolekcji i promocjami związanymi z Walentynkami. Hoshime ledwo go widywał. Próbował nawet skontaktować się przez telefon, czego zazwyczaj unikał za wszelką cenę, ale odpowiedzi na wiadomości były zawsze zdawkowe, typu "niedługo będę" albo "jestem w sklepie", a połączeń Sora nie odbierał. Imugi zaczął się poważnie zastanawiać, czy jego przyjaciel kogoś nie poznał i się z tą osobą nie spotyka, specjalnie robiąc zakupy, by na Walentynki zabrać tą osobę na romantyczną kolację. Łuskowaty z natury nie był raczej zazdrosny, ale obecnie czuł ostre igiełki żalu wbijające się mu w serce, bo jeśli Sora znajdzie sobie kogoś, z kim będzie spędzać więcej czasu niż z Hoszką, Hoszka zostanie w tym obcym świecie sam. Nie miał jeszcze żadnych znajomych, dalej szukał pracy, niech to wszystko cholera weźmie. Niech Amekami zje te Walentynki i wysra je na jakimś zadupiu, gdzie nikt ich już nigdy nie znajdzie. Dlaczego Hoshime musiał tracić wszystkich przyjaciół po kolei? Najpierw musiał porzucić Mitsuko, Yuki i Nezumiego, wyprowadzając się z Kyosei do Stellaire, bo wszyscy z rodzinnej wioski chcieli usłyszeć historie, jak to jest w innym świecie i akurat na Hoshime padło, że ma się przenieść. Dobrze, że Sora postanowił przeprowadzić się razem z nim, przynajmniej nie był sam. Aż do teraz. Sora spędzał prawie całe dnie poza domem, wracając dopiero na wieczór. Nawet na obiadach go nie było. Hoszka jadał sam, oglądał filmy sam, sprzątał mieszkanie sam. Minęły czasy wspólnych żartów i tańców przy losowych piosenkach z AllTube'a.
Ktoś zapukał do drzwi.
Hoshime wychylił się nieznacznie z kuchni, ubrany jedynie w granatowe bokserki. Przez moment zastanawiał się, co zrobić. Od społecznych interakcji był Sora, bo to on poznał tutejszy język, półnagi mężczyzna nie potrafił powiedzieć nic poza "dzień dobry," "dziękuję," "przepraszam" i "do widzenia." Z pewnością nie miał najmniejszego pojęcia, jak powiedzieć "chwila, muszę się ubrać." Już miał zamiar pobiec do sypialni bez słowa i nałożyć na siebie pierwsze lepsze rzeczy, jakie chwyci, gdy osoba po drugiej stronie drzwi pociągnęła za klamkę.
Sora?
Nie, to nie był Sora.
– NEZUMI???
W lekko uchylonych drzwiach ukazała się koścista twarz otoczona długimi, czarnymi włosami, standardowo nieuczesanymi, bo Nezumi był ostatnią osobą, by zadbać o fryzurę. Jednak coś się w twarzy starego przyjaciela zmieniło i była to zmiana, którą Hoshime zauważył od razu.
Ten absolutny sukinsyn nosił na nosie okulary z tęczowymi szkiełkami.
Nie przyciemnianymi, nie różowymi.
Z twarzy bladego bruneta biła cholerna tęcza zajmująca mu mniej więcej pół twarzy. Gdyby nie charakterystyczny kształt żuchwy i kruczoczarne włosy, Hoszka w życiu by go nie poznał, takie miał wielkie bryle.
– O, cześć, golasie – szczur przywitał się grzecznie i bezceremonialnie wpakował do mieszkania, wciągając za sobą małą walizkę. No tak, Nezumi nie należał do osób, które przywiązywały jakąś konkretną wagę do dóbr materialnych. – Sora powiedział, że będziesz w mieszkaniu. Mogę się u was uwalić na czas wakacji, co nie? – wątły mężczyzna rzucił walizkę w kąt.
Gdy się wyprostował, Hoshime mógł wreszcie przyjrzeć się jego strojowi. Tęczowa, zdecydowanie zbyt duża koszula, która wisiała na chudzielcu jak worek od pyr, krótkie spodenki, choć na dworze panował mróz i atakował śnieg, a na nogach cieplutkie kozaczki. Wyglądał idiotycznie, ale to akurat nie różniło się w żaden sposób od standardowej aparycji pana Szczurka. Jedynie okulary były zaskakującą zmianą, bo Imugi jeszcze nigdy nie widział, by Nezumi nosił jakiekolwiek okulary, nawet przeciwsłoneczne. O Amekami, jak dobrze było zobaczyć starego przyjaciela w tym obcym, nieprzyjaznym świecie. Hoshime był gotowy go ze szczęścia przytulić, jednak głupio mu było to zrobić w samych gaciach. Nezumi sięgał mu klatki pierisowej, to nie mogło być zbyt komfortowe.
Cóż, najwyraźniej nie według bruneta, bo sam nagle przeteleportował się (przyskoczył dwoma krokami) tuż przed Imugiego i obiął go rękoma, przyciskając do siebie. Hoszka bez zastanowienia odwzajemnił gest. Jednak nie zostanie sam.
Nie zostanie.
– Czyli widziałeś się z Sorą.
– Nom. Choć w tej sukience ledwo go poznałem. I jakiś taki weselszy się wydaje. Wy coś bierzecie w tym Stellaire?
– Nie? Przynajmniej ja nic nie wiem.
– Szkoda.
Wciąż przytulony do wielkoluda Nezumi oberwał w głowę za durne pomysły, ale było to całkowicie przyjacielskie. Imugi naprawdę był wręcz przepełniony szczęściem. Gdyby miał swój wężowy ogon, z pewnością właśnie by on sterczał sztywno do góry z radości jak u kotów. Jednak Nezumi nigdy nie widział prawdziwej formy wężosmoka i w najbliższym czasie nie zapowiadało się, że to się zmieni. W końcu Szczurek odkleił się od wielkiego przyjaciela i podniósł głowę, pozwalając niesfornym kosmykom zostać na twarzy. Nagle Hoshime zauważył, że jego dziwacznie ubierający się kumpel wygląda całkiem uroczo w swoich okularkach.
– No, to co robisz w Walentynki? – zapytał swoim dość piskliwym, szczurzym głosem, o ile można powiedzieć, że ktoś ma szczurzy głos.
Nadszedł ten znienawidzony dzień, cały ubrany w czerwone serduszka i romantyczne świeczki. Niektóre zakochane pary od tego dnia zmienią się w narzeczonych, w niektórych przypadkach za mniej więcej dziewięć miesięcy zwiększy się rodzinka o średnio jeden dodatek. Natomiast Hoshime leżał w łóżku, otoczony chusteczkami i tabletkami na odporność, bo przecież czemu miałby być zdrowy w święto, gdzie mógłby gdzieś wyjść i chociaż pooglądać walentynkowe ozdoby, których tak bardzo nie znosił? Nie potrafił powiedzieć, czy było to błogosławieństwo, czy przekleństwo, ale w każdym razie paskudnie strzelał fochy, że został tak okrutnie unieruchomiony. Nawet opiekujący się nim Nezumi mu to wytknął, a on nie miał w zwyczaju niczego nikomu wytykać.
– Odwróć się jeszcze raz, a przytrzymam twój łeb kolanami i będę cię karmić siłą – warknął na wielkiego kumpla, który po raz setny odsnunął twarz od łyżki z ciepłą zupą. Z kuchni można było usłyszeć tłumiony chichot Sory.
Hoshime posłusznie wziął zupę do ust i przełknął z wielką niechęcią obrażonej księżniczki (i też z bólem, bo gardło go napieprzało jak rzadko).
– Dobra, chłopaki, wychodzę. Trzymajcie się, Nezumi, dbaj o niego. Nara!
– Hej! – Szczurek machnął zbytkowo wolną ręką na pożegnanie.
W mieszkaniu zrobiło się martwo, ciszę przerywało jedynie jęczenie umierającego węża, który miał już serdecznie dość unieruchomienia. Teraz już brunet nie miał siły walczyć z humorkami, ale zdecydowanie nie zamierzał odpuścić sobie jakichś przyjemności. Zniknął na chwilę w kuchni, otwierając szafki i wyciągając jakieś plastikowe miski i coś szeleszcządzego. Hoshime poczuł w nosie zapach czipsów i sklepowego gotowego popcornu. Gdyby miał siłę krzyczeć, z pewnością wywołałby kłótnię, bo przecież jak Nezumi śmie grzebać w szafkach nie swojego domu.
Cóż, teraz chyba już swojego.
Ludzki mężczyzna wrócił do klatki więziennej większego przyjaciela z dwoma miskami słonych przekąsek w jednej ręce, otwarymi biszkoptami, które miały nie podrażnić gardła smoka jeszcze bardziej w drugiej, a pod pachami trzymał zwykłą wodę i termos z herbatą. Znając Szczurka, spokojnie zdołałby przynieść jeszcze jedną miskę, jeszcze jeden napój i co najmniej trzy nieotwarte paczki przekąsek, gdyby to miała być jakaś noc filmowa. To była bardzo ciekawa umiejętność człowieka, której jego znajomi mu zazdrościli. Pewnie gdyby bardzo chciał, przyniósłby coś również we włosach.
– Suń dupę, oglądamy Anata no Iki no Aji. – Hoszka na dźwięk tego tytułu skrzywił minę. – Mamy cholerne Walentynki i będziemy świętować cholerne Walentynki, oglądając animowane romansidło. Będziemy oboje cringe'ować, a potem idziemy spać. Ja pewnie w twoim łóżku.
Gdyby starczyło Hoszce siły, rzuciłby jakimś komentarzem na ten temat. No ale niech będzie, skoro Nezumi chce oglądać romantyczne anime, to będą to oglądać.
Oglądanie skończyło się na przyśnięciu obu mężczyzn trzymających się w objęciach. Sora ukratkiem pstryknął im zdjęcie jak wrócił z do domu, po czym wyłączył wciąż odpalony komputer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz