TW: opis operacji
Bashar czasem napotykał rzeczy na tyle interesujące i niezwykłe, że skłaniały go do lekkiego odstępstwa od ustalonych przez niego zasad, lecz od tolerancji obecności bóstwa w swoim życiu do stawiania jakichkolwiek ołtarzyków, prowadziła na tyle długa droga, że demon nie sądził, by kiedykolwiek było mu dane ją pokonać. W każdym razie, szczerze zdziwił się tym, że owo odzyskanie ciała, o którym Raoun wspominał przynajmniej raz w tygodniu, nie okazało się wcale tylko czczym gadaniem i mężczyzna faktycznie zdobył sobie ciało. I to na dodatek posiadające funkcje, o których tyle opowiadał. Bo bóg mówił, że sen jest dla słabych, i że ograniczenia ciała nie powinny istnieć, będąc domeną wyłącznie śmiertelników, nie zaś bogów, toteż nowy Raoun, zupełnie materialny i cielesny, zachował swoją boską umiejętność obywania się bez snu, lecz mógł teraz sam kosztować przeróżnych potraw, bez konieczności opętywania sobie kogokolwiek. Cóż, opętywać nadal mógł, o tym Bashar wiedział, lecz to, że w końcu było go widać i dało się z nim normalnie rozmawiać, było interesującą odmianą. Raoun w końcu był zakorzeniony w rzeczywistości i realnym świecie, musiał mieć swoje imię i nazwisko, dowód osobisty, paszport, musiał rozliczać się z podatków i mieszkać gdzieś, choćby mieszkanie to służyło mu wyłącznie do przyrządzania kolejnych, egzotycznych potraw. Bashar nie narzekał. Czekał tylko na to, aż bóg zaprosi go na jakiś interesujący posiłek, najlepiej stanowiący dziedzictwo kulturowe Altan Pingyuan, bo potraw z tego kraju Bashar dawno nie jadł.
To jednak musiało widać poczekać, bo inne rzeczy czekały na rozwiązanie.
— Jaki silikon? — spytał doktor Noir, podpierając podbródek na pięści.
Siedzieli w niewielkim pomieszczeniu, z uwagą patrząc na przygotowaną prezentację, lecz jedynie Raoun dysponował odpowiednią kombinacją otwartości w wypowiadaniu własnego zdania połączoną z brakiem szacunku dla jakichkolwiek zasad, by na głos powiedzieć to, co każdy z obecnych na sali lekarzy miał na myśli.
— Techniczny — odparła doktor Ángela Velázquez, ich chirurżka plastyczna.
Bashar siedział zaraz naprzeciwko, pocierając palcami skroń. W jego specjalizacji ludziom zdarzało się uciekać do jakichś przedziwnych terapii, w przeciwieństwie do jego cyrografów, kompletnie nieskutecznych, lecz swą dziwnością na pewno nie dorastały do pięt temu, co działo się w chirurgii plastycznej. Bo pacjenci Bashara, po tym, jak już lekarz przedstawił im konieczność poddania się groźne brzmiącym procedurom – tym, które zawsze były wyrokiem w chwytających za serce filmach – próbowali znaleźć jakieś alternatywne metody leczenia. Problem był tylko taki, że w tej dziedzinie akurat nie istniały alternatywne metody leczenia (chyba, że demoniczne cyrografy, a i one przecież nie stanowiły żadnego panaceum), więc jeśli pacjenci szukali ratunku poza murami szpitala, jedyne co znajdowali, to bandę szarlatanów i konowałów, robiących najpodlejszy skok na kasę. Wlewy z witaminy C, wstrzykiwane DMSO i nie wiadomo, co jeszcze – wszystko to zabierało cenny czas, kiedy można byłoby podjąć normalne leczenie i może wygrać z przeznaczeniem.
Niemniej jednak ta witamina C brzmiała o wiele lepiej i normalniej, niż silikon techniczny wstrzyknięty w twarz.
— Dobrze, czyli gość poleciał aż do Medwi i znalazł tam chirurga plastycznego, który obiecał, że strzeli mu implanty w policzkach za jedną dziesiątą ceny rynkowej. — Podsumował Raoun. — Jesteście pewni, że potrzeba mu tylko przeszczepu skóry po tym wszystkim, czy może też potrzebuje przeszczepu innego organu, tego odpowiedzialnego za myślenie? Nie zapaliła mu się czerwona lampka, że zabiegi medyczne po taniości to jest kiepski pomysł?
Doktor Velázquez westchnęła, profesjonalnym gestem poprawiła okulary w cienkiej, drucianej oprawie.
— Przytłaczająca większość zabiegów chirurgii plastycznej nie jest w żaden sposób refundowana, a ich koszty osiągają niebotyczne kwoty. Jeśli doda się do tego powszechny nacisk na to, by łączyć atrakcyjny wygląd z wartością danej osoby, mamy prosty przepis na tego typu katastrofę — odparła, zrobiła lekką pauzę, podjęła wątek. — To będzie bardzo trudna operacja.
Bashar skinął głową.
Silikon techniczny oczywiście nie nadawał się do wszczepiania go w ludzkie tkanki, a gdy już się wśród nich znalazł, organizm zrobił dokładnie to, czego można byłoby oczekiwać – otorbił ciało obce warstwami ziarniny, a następnie rozlał stan zapalny na całą twarz mężczyzny. Pacjent zaś, zamiast natychmiast udać się z tym do prawdziwego szpitala z prawdziwymi lekarzami, radził się swojego konowała, co z tym zrobić, a potem za jego poradą po prostu kupił jakąś mieszankę antybiotyków z lekami przeciwzapalnymi, maskując w ten sposób słuszną reakcję organizmu, bez leczenia jej przyczyny.
— Wydobycie silikonu to jedno, ale zostają jeszcze te nieszczęsne guzy. — Chirurżka wróciła wzrokiem do prezentacji.
Pacjent wylosował chyba wszystkie pechowe wydarzenia, bo, jak się potem okazało, jego konował trafił tym silikonem w niewielkie utkania komórek tkanki łącznej, śpiące gdzieś przy kości policzkowej i kompletnie niegroźne, dopóki coś nie naruszyło ich pokojowej egzystencji. Do spółki ze stanem zapalnym i szybko powiększającą się ziarniną, łagodna zmiana nowotworowa pokazała swoje groźniejsze oblicze, i teraz ekspertyza Bashara okazała się niezbędna.
— Plus musimy uważać na nerwy, inaczej pacjent skończy z niedowładem twarzy — Raoun westchnął. — A co z tym „chirurgiem” z Medwi?
— Przepadł jak kamień w wodę — odparła doktor Velázquez. — Typowo w takich przypadkach.
Prezentacja przeskoczyła do najnowszego zdjęcia pacjenta. Mężczyzna, którego wiek dało się określić tylko na podstawie daty urodzenia, przypominał bardziej jakiegoś fantastycznego kalafiora, niż ludzką istotę. Całą jego twarz pokrywały nieregularne, opuchnięte fragmenty, wypełnione tym nieszczęsnym silikonem, przerośniętymi strzępami tkanki łącznej, zbierającym się w przestrzeniach międzykomórkowych osoczem, i wszystkim tym, co organizm uznał za stosowne, by wrzucić na linię frontu.
Kolejny slajd, tym razem przestawiał rezonans twarzy mężczyzny, ukazujący dokładnie, gdzie znajdowały się interesujące trójkę chirurgów elementy.
— Uciska nerw twarzowy — powiedział Raoun, podnosząc swój wskaźnik i kreśląc niewielkie, czerwone kółeczko z boku wyniku.
— Tego się najbardziej obawiam. Pacjent już ma problem z wyraźnym mówieniem i wydaje mi się, że to nie tylko problemy mechaniczne spowodowane nadmiarem tkanki pod skórą. Nerw też ucierpiał.
— Jeśli jego sytuacja nie poprawi się po wszystkim, przekażemy go Paulowi — dodał Bashar, pozostali zaś pokiwali głowami. — Przejdźmy teraz do zaplanowania przebiegu tej operacji…
Zaczęli od wydobycia wszystkich niepożądanych elementów. Wykonana ze stali chirurgicznej nerka szybko przestała być tak lśniąca i nieskalana, jak na początku, gdy co chwilę lądowały w niej bezkształtne, mokre ochłapy, starannie wycinane z wnętrza ciała. Bashar westchnął, prostując się – to była ciężka, mrówcza praca, bo silikonowych bąbli było mnóstwo, a i guzki nie raczyły zebrać się w jednym miejscu, tylko rozpanoszyły się po prostu wszędzie, pożerając też fragmenty nie tak dawno zdrowej skóry. I właśnie do tego był im potrzebny Raoun.
— Wydaje mi się, że wydobyliśmy już wszystko, co mogliśmy. — Głos doktor Velázquez brzmiał na nieco stłumiony pod maseczką chirurgiczną. Tylko jej oczy, patrzące bystro zza okularów, były jakkolwiek widoczne, a wzrok przebiegał między jednym a drugim lekarzem.
— Tak, teraz zajmiemy się rekonstrukcją tego policzka.
Lekka roszada przy stole operacyjnym, Raoun przemieścił się ze skalpelem w okolice uda mężczyzny. Kilka precyzyjnych pociągnięć ostrza, na udzie pozostał krwawy trójkąt, którego opatrzeniem i zabezpieczeniem zajął się Bashar, Raoun zaś, do spółki z chirurżką plastyczną, zajęli się rekonstrukcją twarzy pacjenta.
Bashar był przyzwyczajony do tego, że jeden z losowych rezydentów jest nagle jakoś o wiele bardziej sprawny i pomocny, niż by człowiek zakładał, ale posiadanie u boku Raouna, w swoim odpornym na zmęczenie ciele, to była zupełnie inna sprawa. Teraz Bashar miał pewność, że jego pomocnika na pewno nie wyrzuci z ciała w trakcie operacji, a on nie będzie musiał podejmować nierównej walki z losem, by utrzymać pacjenta przy życiu, gdy nie będzie miał wystarczająco dużo rąk do pracy. Dosłownie.
Ostatni szew spiął fragmenty tkanki, doktor Velázquez odeszła krok od stołu, podziwiając ich wspólne dzieło.
Człowiek nigdy nie wyglądał ładnie po operacji. Ciało, opuchnięte i zmęczone, nosiło niezdrowo żółtą barwę silnego środka dezynfekującego, a cienkie, czarne szwy, straszyły drapiącymi końcówkami. Niedługo pod skórą pojawią się zapewne sińce i krwiaki, kolejne dowody na to, przez co musiała przejść skóra i mięśnie, Bashar zaś miał nadzieję, że wszystkie naczynia krwionośne zostały zamknięte i nie dojdzie do żadnego wewnętrznego wylewu. Tego tylko brakowało pacjentowi, by wszystkie szwy trzeba było pruć i spuszczać jezioro zgromadzonej gdzieś krwi.
Na razie jednak wyglądało na to, że wszystko przebiegło pomyślnie, i ostatnim, co zostało do zrobienia, było założenie opatrunków. Czas miarowo płynął, gdy wszystkie szwy i cięcia znalazły się pod grubą warstwą jałowych bandaży, a potem można było odłożyć narzędzia i pozwolić pacjentowi przejechać na blok pooperacyjny.
— Sześć godzin. — Bashar westchnął, patrząc na zegarek. — Mam nadzieję, że szybko się wybudzi.
— My się za niego wzięliśmy, spróbowałby nie — mruknął Raoun, gdy sanitariusze zajmowali się przygotowaniem pacjenta do transportu.
Po doktor Velázquez widać było zmęczenie długimi godzinami nad stołem.
— Od jak dawna razem operujecie? — spytała, gdy łóżko wyjechało z bloku operacyjnego, a ich trójka mogła pójść, zdjąć ochronne stroje i odświeżyć się nieco po operacji.
— To był pierwszy raz — odpowiedział jej Raoun. — Normalnie nigdy wcześniej się nie widzieliśmy.
— Nigdy.
— Ani razu.
— Nie rozmawialiśmy.
— Ani słowa nie zamieniliśmy.
— Wcześniej nawet nie wiedziałem, że ktoś taki, jak doktor Noir istnieje — dodał Bashar.
— Hej!
— Mamy odmienne specjalizacje.
— Właśnie. Nie było okazji, żeby się poznać.
— Poza tym Raoun mieszkał gdzie indziej.
Maseczki zniknęły z twarzy, rękawiczki trafiły do kosza, fizelinowe fartuchy powoli odsłaniały sylwetki trójki lekarzy.
— Doprawdy? — spytała doktor Velázquez. — Czyli jesteś od niedawna w Stellaire?
— Taaak — odparł Raoun. — Oryginalnie pochodzę z Senkawy.
Chirurżka zamrugała zaskoczona.
— To chyba nie jest typowe, senkawańskie imię… poza tym twój novendyjski jest idealny, w ogóle bym nie zgadła, że wychowałeś się gdzieś indziej.
Raoun wyszczerzył zęby.
— Cóż, jeśli ee… lekarz nie jest w stanie się czegoś nauczyć, to tylko dlatego, że nie chce — powiedział w końcu, przeciągnął się. — To jak, poszlibyśmy na jakieś jedzenie? Nic tak nie zaostrza apetytu, niż długa operacja.
Pacjent faktycznie szybko się wybudził. Narzekał nieco na ból całej twarzy, zrezygnowanym spojrzeniem powitał perspektywę płynnych pokarmów przez następne trzy tygodnie, lecz wydawało się, że wszystko przebiegło pomyślnie i nerw twarzowy, wcześniej uciśnięty nieco gulą silikonu, teraz wracał już do pełnienia swojej funkcji. Paul zerknął jeszcze na pacjenta, ale tak bardziej w ramach przyjacielskiej przysługi niż by faktycznie brać go pod swe skrzydła, bo teraz, gdy nic nie drażniło już ciała, twarz goiła się poprawnie, odzyskawszy stworzony przez naturę kształt. Mężczyzna zaś zaklinał się na wszystkie świętości, że już nigdy więcej żadnych operacji plastycznych, a jeśli cokolwiek będzie się działo, to natychmiast przydrepce do szpitala i będzie grzecznie stał w kolejce, a potem wypełni przykazania lekarza co do litery.
— Historia z happy endem — powiedział Raoun, gdy pochylali się razem z Basharem nad wynikami pacjenta, decydując, za ile dni będzie mógł wrócić do domu. — Jak najlepszy team chirurgów się bierze za operację, to zawsze jest idealnie.
— Jeszcze zobaczymy, czy tamte utkania nowotworu nie dały żadnych przerzutów.
— Aish, zawsze taki pesymista — burknął do niego bóg. — Nie marszcz się tyle, bo sam będziesz niedługo botoksu potrzebował.
— Potrafię starzeć się z godnością.
— W swojej sytuacji nie masz wyboru. Nie dość, że musisz się starzeć, to jeszcze musisz spać.
Bashar chciał coś jeszcze odpowiedzieć, ale w tym momencie znikąd pojawiła się pielęgniarka, by przekazać, że zespół HR ma jakąś ważną sprawę do dwójki lekarzy i będą zobowiązani, jeśli obaj stawią się w odpowiednim gabinecie jak najszybciej. Demon momentalnie zmarszczył brwi.
— Znowu wymyślili jakiś bezużyteczny idiotyzm — mruknął, chcąc nie chcąc, kierując swoje kroki w stronę siedziby tego nowotworu na zdrowej tkance szpitala, jakim było leże HR.
— Może chcą ci wstawić do gabinetu drugą panią Kościowską?
— Pani Kościowska może być tylko jedna.
Prawda okazała się o wiele gorsza, niż dalsze zagracanie czyjegokolwiek gabinetu. Bashar przyjął entuzjazm pani od HR w pełnym nienawiści milczeniu, a następnie wstał bez słowa, zasunął krzesło i zaczął kierować się do drzwi.
— Panie doktorze! — krzyknęła za nim kobieta, gdy Raoun wciąż siedział jeszcze na swoim krześle, trzęsąc się ze śmiechu.
— Wróć, Bashar — zawołał za nim.
Demon przystanął, odwrócił się, lecz na twarzy pozostał ten sam, nieprzejednany wyraz.
— Mój czas jest zbyt cenny na te idiotyzmy. Jestem tu, by leczyć ludzi, nie zajmować się zabawianiem ludzi.
— Bashar, nie chcesz zostać gwiazdą AllTube?
— Nie, dziękuję — odparł kwaśno.
— Panie doktorze, proszę to przemyśleć! Takie filmy na pewno przyczyniłyby się…
— Żegnam.
I Bashar wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz