18 lutego 2024

Od Raouna – Okulary


Do grupki podeszła Yen. Machnęła ekstrawagancko swoim kardiganem, przyjęła teatralnie przejętą minę.
— Wielka i wspaniała Sherylla Avoir udała się do jasnowidza po radę! — Zaśmiała się głośno. — Nie mogę się doczekać, jak wypytam bliźniaki o szczegóły!
Fiołkowowłosa miała zdecydowanie lepszy humor niż wcześniej. Przy stole bez problemu można było określić, że od środka rozsadzały ją zaczepki oraz teksty rodziny. Dziwne, że ona sama nie wybuchła. Może zrobiła to już w zeszłym roku.
— Nie zapomnij podzielić się nimi. — Kanno porozumiewawczo szturchnął młodszą siostrę w ramię, posyłając jej delikatny uśmiech.
— Jasne — odparła tamta. — Jeśli w zamian zdradzisz mi, jak tak ładnie obsmarować rodzinę przy stole. — Wykrzywiła swoje pełne, koralowe usta w zawadiackim uśmieszku.
Kanno skrzyżował ręce na piersi, spojrzał przelotnie bok.
Choć gest ten był całkiem dyskretny, siostry go zauważyły. I obie w tym momencie wiedziały, że poza trójką czarodziejów ktoś jeszcze tutaj przebywał.
Już sporo czasu minęło, odkąd poznały sekret brata. Łatwo było o tym zapomnieć, ponieważ Kanno zwykle za wszelką cenę unikał rozmów z powietrzem czy chociażby spoglądania zbyt długo w nieznany nikomu innemu punkt. Lecz dzisiaj sprawa wyglądała inaczej. Gdy Yen była zatopiona w swojej komórce, w pewnym momencie usłyszała, że brat coś szeptał w jej stronę, ale nim zdążyła chociażby go spytać, o co mu chodziło, czarodziej wrócił do jedzenia obiadu, jak gdyby nigdy nic. Do tego te wszystkie inne momenty. I...
— Nie masz czego się ode mnie uczyć — powiedział blondyn, powracając spojrzeniem na Yen. — Jesteś na bardzo dobrej drodze.
Fiołkowowłosa przyjrzała mu się uważnie. Powstrzymała się przed popatrzeniem w tę samą stronę, co wcześniej Kanno; zamiast tego przyjęła spokojny, rozluźniony wyraz twarzy.
— Tylko pamiętajcie, dzieci — wtrąciła się z uśmiechem nauczycielki Iviya — takiej mowy używamy jedynie wtedy, gdy ktoś na to zasługuje.
Reszta rodzeństwa popatrzyła na nią.
— Dobrze — odpowiedzieli chórkiem niczym grupa pierwszoklasistów.
Cała trójka się zaśmiała.



— I tak właśnie zjazd rodzinny stał się totalną ruiną — podsumowała Yen.
Zabrała waciki od oczu, przetarła jeszcze parę razy powieki, żeby całkiem zmyć eyeliner. Zamrugała parę razy, spojrzała na ekran swojego laptopa, na którym widniała rozmowa wideo z przyjaciółmi. Zerknęła na siebie w kamerce, poprawiła ręką włosy.
— Pozytywem będzie to, że przynajmniej przez najbliższy czas twoja rodzina nie będzie cię zaczepiać — powiedziała spokojnie Suyeon, wzruszając ramionami.
— A było chociaż dobre jedzenie? — rzucił Cheoryeon, z odrobinę zmrużonymi oczami wpatrując się w tablet, na którym coś rysował.
— Nie, nie było rolad — odpowiedziała od razu fiołkowowłosa.
— CO MASZ NA MYŚLI, NIE BYŁO ROLAD?!
— Cheoryeon, to był rodzinny zjazd, nie wesele!
— A twoja siostra nie miała wychodzić za mąż?
— Już dawno wyszła i przecież cały ten czas mówiłam, że to zjazd, widać, kto tu mnie słucha!
Pięć minut kłótni później.
Ekipa siedziała na czacie głosowym, wspólnie obgadując rodzinę Yen (za wyjątkiem jej rodzeństwa). Niemiłe gadki na temat poszczególnych członków szczególnie ich bawiły; kto by przypuszczał, że głupie zachowania matki czarodziejki tak bardzo rozbawią Pole Kwiatowe. Ach, i jeszcze ta wisienka na torcie w formie faktu, że Sherylla była u Jasnowidza Moona. Cheoryeon, co prawda, zebrał mini manto za zapomnienie o czymś takim, ale ten się tłumaczył, że nie zdążył rozpoznać twarzy, coś tam, coś tam.
— Tylko jest pewna kwestia... — zaczęła wtem niepewnie Yen.
Słysząc jej ton, wszyscy, łącznie z Cheoryeonem, spojrzeli do kamer swoich urządzeń.
Dziewczyna przedstawiła reszcie sytuację, razem ze swoimi przemyśleniami oraz podejrzeniami. Ekipa słuchała uważnie, nawet jasnowidz przestał rysować, a gdy nastała cisza, wspólnie popadli w zamyślenie.
— Zabierz Cheoryego — zaproponował Souel. — On się zna na takich rzeczach, to zaraz powie, z czym macie do czynienia.
Suyeon jednak pokręciła głową.
— Obawiam się, że przyprowadzenie go do domu Kanno wzbudzi zbyt wiele podejrzeń — powiedziała.
— A jakby go tak zakryć iluzjami? — kombinował dalej genashi.
— A jakby go tak spytać, czy chce? — wtrącił się wtem jasnowidz.
Wszyscy popatrzyli na niego.
— Nie chcesz pomóc Yen? — zapytała Lea; z jej ust zabrzmiało to bardziej smutno, niż powinno.
— Chcę, chcę, ale wolałbym się aż tak otwarcie nie mieszać — bronił się Cheoryeon. — Kanno nie wydaje się być głupią osobą, w dodatku jest całkiem dobrym czarodziejem, więc nawet przy niezawodnych iluzjach Suyeon może nabrać podejrzeń. To znaczy, nic nie przebije jej iluzji, ale mimo wszystko to magia, a każdy dobry czarodziej magię w końcu rozpozna.
Yen skrzywiła się, lecz nie potrafiła się nie zgodzić z jego słowami. Spuściła na moment wzrok, przyglądając się klawiaturze. Ostatecznie wyprostowała się, poprawiła włosy i rzekła:
— Dobra, jeszcze nad tym pomyślę.
Zmienili temat, trochę rozmawiali, aż przyszła pora na zajęcie się swoimi sprawami: Souel miał się spotkać ze swoim czarodziejskim prywatnym uczniem, a bliźniaki musiały otworzyć wreszcie Pokój Jasnowidza. Yen zamknęła laptopa, dała Lei czas na naukę do kolosa, sama zaś położyła się na łóżku z telefonem. Chwilę coś w nim grzebała, w końcu postanowiła wystukać wiadomość do siostry.

Czy zjazd już się zakończył?

Nie musiała długo czekać na odpowiedź.

Tak, wszystko się rozpadło w przeciągu pół
godziny po waszym wyjeździe.

Serio?

Wow, ten rok się zapisze na kartach historii

Tak, hahaha

Chwila ciszy.

Masz czas na rozmowę?

Z tobą zawsze ♡

Nie marnując ani chwili, fiołkowowłosa rozpoczęła rozmowę wideo. Ujrzała w komórce twarz siostry, która właśnie siedziała na łóżku z mokrą głową. Musiała wcześniej się wykąpać. Przywitały się ze sobą, Yen dla powinności zapytała, jak tam dzieci, Iviya odpowiedziała, że Herard się właśnie nimi zajmował, więc miała dla siebie chwilę spokoju.
Fiołkowowłosa potrzebowała kilku solidnych sekund, zanim wzięła głęboki wdech i zapytała:
— Iviya, czy ty też zauważyłaś?
— Chodzi o Kanno? — Jak przystało na mądrą siostrę, od razu wiedziała, o czym mówiła tamta. — Tak, zauważyłam. Na tegorocznym zjeździe było o jednego gościa więcej.
Czyli obydwie zdążyły wtedy zauważyć, co się działo. Zachowanie ich brata w pewnym momencie nie było do niego podobne – zupełnie, jak gdyby stał się kompletnie inną osobą. Rodzinka na zjeździe w końcu solidnie przegięła, fakt, szczególnie znienawidzona przez wszystkich, nigdy niezapraszana, a jednak zawsze zjawiająca się ciotka, lecz to dalej nie stanowiło powodu do tego, by Kanno wybuchł i to na taką skalę. Dlatego właśnie Yen wysnuła teorię, że jej starszy brat... nie był wtedy sobą.
— Myślisz, że on go opętał? — zapytała. — Wtedy... — na sekundę zamilkła. — Rozumiem, że ta cała rozmowa mogła urazić Kanno, ale znam go od zawsze i wiem, że nigdy by tak nie się nie zachował.
— Cóż, nie chcę skakać do konkluzji — zaczęła Iviya — ale również znam go od zawsze i podzielam twoje zdanie.
— Ha, wiedziałam! To on wszystko popsuł! Zakładam, że to był ten duch!
Usłyszawszy jej ostatnie słowa, siostra uniosła brew. Poprawiła swoją pozycję, zagarnęła część mokrych włosów do tyłu.
— Ten duch? O kim mówisz?
— Em, nigdy go nie widziałam — wzruszyła ramionami — ale od jakiegoś czasu przy Kanno kręci się jakiś duch. Pamiętasz, jak ci opowiadałam o tym, jak mnie coś opętało? To był on! Dlatego jestem pewna, że tym razem też maczał w tym palce!
Iviya słuchała jej uważnie, na kilka sekund popadła w zamyślenie.
— Aczkolwiek z tego, co wiem, duchy zwykle nie opętują, prędzej demony — podzieliła się swoją myślą.
Yen otworzyła szerzej oczy.
— Chwila... To może być demon? — Momentalnie pobladła.
Musiała przyznać, że nie pomyślała nigdy o takiej możliwości. Jak mogła pominąć coś tak istotnego? Przecież ten duch rzeczywiście wydawał się być jakiś inny od zwykłych niematerialnych bytów, więc coś więcej musiał kryć. Jeśli chodziło o demoniczne geny, to szykowały się poważne kłopoty.
— Trzeba coś z tym zrobić! — zadecydowała gorączkowo. — Koniecznie!
— Yen, spokojnie — powiedziała troskliwie Iviya. — Nie sądzę, że to demon.
— Ale mówiłaś, że...
— Tak, ale wydaje mi się, że ten tajemniczy byt nie chce zaszkodzić Kanno. Zanim wyszłaś za nami, zamierzałam dać Kanno pierścień, dzięki któremu nie widziałby ani nie słyszałby niematerialnych. Lecz odmówił, mówiąc, że nie bez powodu ma taką zdolność i jeśli nie chce, żeby stała mu na drodze, musi ją dobrze wykorzystać.
Yen zamrugała kilkukrotnie.
— O co mu chodzi? — zdziwiła się. — Z demonem przecież nie ma żartów!
— Ale raczej wie, co robi. — Wzięła głębszy wdech. — Yen, zaufaj starszemu bratu. Nie widzi duchów od wczoraj, a tajemniczy byt nie jest przy nim od dzisiaj. Skoro Kanno normalnie się z nim komunikuje, na pewno się znają. W przeciwnym razie nie pozwoliłby, żeby byt udał się za nim na zjazd.
Fiołkowowłosa zaczęła studiować w głowie słowa siostry. Miała ona rację, Kanno był kimś na tyle mądrym, że potrafiłby sobie sam poradzić z większością problemów. A mimo to dalej się o niego martwiła. Kiedyś brat zapewniał ją, że ten duch nigdy go nie opęta i co, i doszło do tego. Albo on stracił na sile, albo duch (możliwy demon) na niej zyskał.
— A co, jeśli jest za słaby? — Skrzywiła się. — Co, jeśli Kanno nie potrafi przeciwstawić się temu duchowi i jest na niego skazany?
— Wątpię. — Pokręciła głową Iviya.
A Yen dalej miała swoje wątpliwości.
Z dobrą chwilę siedziała w ciszy, solidnie się nad czymś zastanawiając. Usiadła po turecku, spojrzała gdzieś w tylko sobie znanym kierunku. Wreszcie powróciła wzrokiem na siostrę.
— Czy mogłabym się z tobą spotkać w najbliższym czasie?



Niewielki samochód zatrzymał się na pokaźnej pętli przed porośniętą czerwonym bluszczem rezydencją. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, z pojazdu wysiadła ubrana w elegancki płaszcz Yen. Odruchowo sprawdziła, czy dobrze zamknęła auto, bo należało ono do Lei, więc tym bardziej trzeba było go pilnować (co z tego, że w tym lesie nikogo nie było poza mieszkańcami rezydencji), następnie z towarzyszącym stukotem słupków obcasów o kostkę brukową ruszyła w stronę głównego wejścia.
Wciąż czuła niechęć do tego miejsca. Nie przypuszczała, że tak szybko do niego wróci – najchętniej by o nim zapomniała. Planowała się zjawić najszybciej na pogrzebie babci (warto tutaj zaznaczyć, że babcia cechowała się niesamowitym wręcz zdrowiem), ale niestety. To znaczy stety. To znaczy... Ach. Po prostu musiała rozwiązać problem tego ducha i postarać się, żeby Kanno miał wreszcie spokój.
Spore szczęście ją odwiedziło, ponieważ rodzice wyjechali gdzieś na jakieś spotkanie, mąż Iviyi był w pracy, dzieci w szkole i przedszkolu, a babcia to się nawet ucieszy na widok swojej wnuczki i nie piśnie słowa, więc siostry mogły się na spokojnie zobaczyć.
Iviya otworzyła jej drzwi, przywitały się już w progu. Starsza z sióstr zaprowadziła młodszą do salonu, gdzie czekała na nie herbata i ciastka; gospodyni sama wszystko przygotowała, odsyłając służbę na przerwę. Kobiety chwilę piły, rozmawiając o zwykłych rzeczach, aż wreszcie przeszły do konkretów.
— Trochę mi zajęło zaklęcie ich — powiedziała Iviya. — Musiałam szukać pomocy u doświadczonego medium.
Podała fiołkowowłosej niewielki pokrowiec. Yen wzięła go do rąk i otworzyła, żeby ujrzeć spoczywającą w nim okrągłą parę okularów. Nie pasowały ani trochę do jej stylu, ale tutaj najważniejsza była funkcja.
— Naprawdę dziękuję — odpowiedziała. — Dopilnuję, żeby nic im się nie stało.
— Cóż, są twoje. Rób z nimi, co chcesz. Tylko pilnuj, żeby tobie nic się nie stało — dodała troskliwie.
— Jasne.
Z pomocą siostry Yen zdobyła magiczne okulary, dzięki którym mogła zauważyć oraz nawiązać kontakt z niematerialnymi bytami. Plan był taki, że wejdzie do mieszkania Kanno – co mogła w każdej chwili, bez najmniejszego problemu zrobić, ponieważ kochany braciszek podał jej hasło do zamka – i sprawdzić, co to za byt tak za nim chodził. A co dalej? Cóż... Zobaczy się. Mogła dać sobie rękę uciąć, że brat gdzieś trzymał talizmany. Kiedyś jeden przez pewien czas wisiał na drzwiach od sypialni. W sumie ciekawe było, czemu został zdjęty, ale na chwilę obecną czarodziejkę to nie interesowało. Dla niej liczyło się jedynie to, że teraz wreszcie będzie mogła dorwać tego ducha.
Albo i nie.
— Codziennie chodzę tam i nic nie widziałam! — jęknęła głośno.
— A to nie tak, że duch chodzi za Kanno? — usłyszała.
— No tak, ale nie będę jego cieniem...
Odwróciła głowę, spojrzała na idącą obok niej Suyeon. Dziewczyny właśnie kierowały się do mieszkania bliźniaków z zamiarem wspólnego stworzenia zaklętego przedmiotu, który jakoś pomoże młodej Avoir w polowaniu na ducha. Może to tylko kilka dni, ale Yen zaczynała powoli świrować. Efektów brak, a jak tak dalej pójdzie, to w końcu brat zauważy, że coś tu się dzieje. W dodatku nie mogła chodzić za nim wszędzie, zwłaszcza do pracy. Już musiała nazmyślać jakieś totalne głupoty, bo Kanno przyłapał ją na noszeniu tych przesiąkniętych kiczem okularów. To znaczy, nie wyglądały tak źle, dobra, wyglądały źle, dziewczyna za nimi nie przepadała, plus nigdy nie miała potrzeby ani fantazji żadnych zakładać. Udało jej się z poważną miną nagadać bratu, że przegrała zakład z przyjaciółmi, ale udało jej się wybrać najmniejsze zło, bo drugą opcją było niby noszenie męskich ciuchów. Kanno jakimś cudem to kupił, choć być może po prostu nie chciał za długo nad tym myśleć.
Gdy weszły do Pokoju Jasnowidza, spotkały Cheoryeona. I tu los ponownie zaczął się do czarodziejki uśmiechać, słońce wyjrzało, ponieważ chłopak odczytał jej przyszłość, żeby powiedzieć, kiedy wreszcie dopadnie tego ducha.
O, a co to za chmury? A takie, które przyniosły nowinę, że to „wreszcie” nastąpi dopiero za dwa tygodnie.
Dwa.
Tygodnie.
Za ten czas to ten duch sam zostawi Kanno! Nie no, dobra, skoro uczepił się go na tyle miesięcy, to te dwa tygodnie nic nie zmienią, ale sama Yen nie chciała tyle czekać! Nie mogło to nastąpić szybciej?
Nie mogło. Ale się nie poddała. Cierpliwie czekała na ten dzień. Dzień ostateczny. Dzień prawdziwego starcia.
Aż ten dzień w końcu nadszedł.
Wykonane z ciemnego drewna drzwi otworzyły się, do środka weszła Yen. Nie zdejmując nawet butów, a już zwłaszcza płaszcza, wyskoczyła z przedsionka i znalazła się w pokoju dziennym. Od razu dostrzegła siedzącego przy stole Kanno, który popijał herbatę ze swojego ulubionego kubka. Miejsce po drugiej stronie zaś zajmował jakiś inny typ, o dziwo znajomy. Coś opowiadał blondynowi, żywo gestykulując, gdy jednak uderzył pięścią w blat, nie rozniósł się żaden dźwięk.
Czarodziej odwrócił głowę, spojrzał na swoją młodszą siostrę. Uniósł lekko brew, zmierzył ją wzrokiem; skrzywił się, gdy zobaczył, że nie zdjęła butów.
— Hej — rzucił do niej obojętnie. — Co tu robisz?
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała. Cały ten czas, z szeroko otwartymi oczami wpatrzona była w jeden punkt, dokładnie...
— Ej, czy ona na mnie patrzy? — Siedzący po przeciwnej stronie stołu Raoun uniósł jedną brew.
Odchylił się do tyłu, przenikając przez oparcie krzesła. Yen podążyła za nim wzrokiem.
Powrócił z powrotem do pionu. Yen podążyła za nim wzrokiem. Cała trójka trwała moment w ciszy.
Czarodziejka wyjrzała zza oprawek okularów. Typ zniknął.
Spojrzała znów przez szkła. Typ się pojawił.
— TO TY! — wrzasnęła, wskazując go palcem.
— O MÓJ KURWA... NA PRAMATKĘ! — krzyknął Raoun.
Zerwał się na równe nogi jak poparzony, niemożliwym wręcz cudem przewracając krzesło. Kanno podskoczył na niespodziewany dźwięk, popatrzył na leżący na podłodze mebel, wyglądający, jak gdyby sam z siebie zemdlał.
— Kanno, ona mnie widzi! WIDZI! — zawołał nerwowo bóg.
Blondyn przyjrzał się uważnie dziewczynie, na moment popadł w zamyślenie. Wtem go olśniło.
— Czyli po to były tobie te okulary.
Yen dalej patrzyła na ducha z pewnym niedowierzaniem. Cheoryeon miał rację, wreszcie go zobaczyła! W sumie Cheoryeon nie mógł się mylić, w końcu miał jasnowidzące zdolności, ale nadal! Szansa nadeszła!
Pospiesznie sięgnęła do kieszeni płaszcza, z której wyciągnęła podejrzanie żółty świstek papieru. Rozłożyła go, ujawniając tym samym, że był to talizman, który pewnego dnia udało jej się zwędzić z mieszkania brata. Wyprostowała rękę, wymierzyła papierkiem w stronę niematerialnego mężczyzny.
— Masz zostawić w spokoju mojego brata albo nigdy więcej nie ujrzysz żadnego światła, nawet tego Zaświatów! — warknęła groźnie.
Raoun spojrzał na talizman, nie wyglądał na zachwyconego. Przełknąłby głośno ślinę, gdyby mógł.
— Kanno uspokoisz swoją siostrzyczkę, zanim ją opętam? — spytał, starając się brzmieć na możliwie jak najbardziej uprzejmego.
— Yen, chwila, przystopuj na moment — zaczął Kanno. — Co to ma być? Zostałaś egzorcystką czy jak?
— Dla ciebie mogę! — odparła fiołkowowłosa.
— Nie, Yen.
Wstał od stołu, podszedł do siostry. Jednym zgrabnym ruchem zabrał jej z ręki talizman, schował do kieszeni swoich spodni. Spotkał się z ostrą dezaprobatą ze strony siostry, lecz zdołał ją jakoś powstrzymać przed niepotrzebną tu ani trochę przepychanką.
— Yen, posłuchaj.



Dziewczyna weszła do swojego pokoju we własnym mieszkaniu po tym, jak nie odnalazła w środku Leę, która była na zajęciach. Runęła na łóżko, jakiś czas tak leżała bez najmniejszego ruchu, aż wykonała głęboki wdech. Poprawiła ręką włosy.
Trochę ciężko było jej zrozumieć, że ten cały duch nawiedzający jej brata nie był wcale zły. Ale jak? Przecież... Przecież nawiedzał go! Chodził za nim (co z tego, że według słów Kanno nie zawsze). Opętał na zjeździe rodzinnym! O, to był konkretny argument, żeby się go pozbyć!
Jednakże jeśli czarodziej mówił, że wszystko na serio miał pod kontrolą, to nie mogła się wpieprzać w jego sprawy. Też Raoun nie wydawał się aż tak groźny. Aczkolwiek na pewno był wredny. I potężniejszy niż przeciętny duszek, skoro jakimś cudem udało mu się innego dnia, kiedyś tam, pokazać przed dziewczyną. Cholera, nawet miał numer telefonu! No, chyba że coś nazmyślał wtedy.
To wszystko było przedziwne, niemające absolutnie sensu, nawet jak na to, że na świecie istniały przeróżne dziwy.
I o tym wszystkim opowiedziała później na Polu Kwiatowym.
— Czyli ten duch jest dobry? — zapytała Suyeon na wideo rozmowie.
— Bogowie, dobrze, że do niczego złego nie doszło — powiedziała Lea, akurat siedząca w tym samym pokoju, co Yen.
— O właśnie, a co do bogów — zaczęła Yen — bo ten cały Raoun mówi, że niby jest bogiem.
— BOGIEM AHAHAHAHA! — zawołał Cheoryeon, który przez ostatnie kilka minut w milczeniu naparzał w klawiaturę (na sto procent grał). — Też mi bóg, co ciała nie ma! Ale lamus!
— Może poszukajmy informacji o nim w Internecie — zaproponował Souel.
— Tylko nawet jeśli znajdziemy boga Raouna w sieci, nie będziemy mieli jak potwierdzić, że on to ten duch — spostrzegła Suyeon.
Cała piątka popadła w zamyślenie; wszyscy zastanawiali się, co zrobić z tą kwestią. Dobra, poza Cheoryeonem, którego jakoś za mocno pochłonęła pewna popularna gra na bitki drużynowe. Postarać się i próbować coś znaleźć czy po prostu odrzucić wszystko? Mimo zapewnień brata Yen dalej chciała być pewna, że kręcący się przy nim duch nie stanowi zagrożenia lub... Nie, na pewno nie chronił czarodzieja w żaden sposób. Nie wyglądał na takiego. Ani nie wyglądał na boga.
Ostatecznie postanowili odstawić to na potem. Było już trochę późno, nikomu nie chciało się o tym myśleć. Rozmowa wideo dobiegła końca, ostatni wyszedł z niej Cheoryeon, bo się trochę zapomniał. Yen i Lea jeszcze trochę porozmawiały o tym, a potem przyjaciółka zostawiła czarodziejkę samą w jej pokoju, ponieważ musiały obie iść się szykować na jutrzejsze zajęcia.
Yen wzięła swoją piżamę, już miała iść do łazienki, gdy usłyszała krótkie burczenie swojej komórki. Wróciła się, podniosła urządzenie z biurka, zobaczyła, że dostała wiadomość od jasnowidza:
Ej, przyprowadź ducha do mnie, chciałbym mu się przyjrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz