14 lutego 2024

Od Leviego - Walentynki

— Dzień dobry, co podać? — Dziewczyna o soczyście różowych włosach powitała go z uśmiechem. Jej pyzatą twarz rozświetlał szeroki uśmiech. Ekscytacja ekspedientki wydawała się szczera i niewymuszona, a to mogło oznaczać tylko dwie rzeczy. Levi przyjrzał się jej dokładniej. Powoli przesunął spojrzeniem na komplet tanich wisiorków, które wiły się wokół jej smukłej szyi, zatrzymał wzrok na fartuchu ze wzorem truskawek.

— Może coś panu polecę? — zaproponowała życzliwym tonem. Mówiła szybko, na dodatek nieco się spleniła przez aparat, który miała na zębach. — Próbował pan już naszych donutów?

Demon przecząco pokręcił głową w odpowiedzi. W innych okolicznościach wybrałby swoje ulubione red velvet cake, ale najwyraźniej się spóźnił, bo przeszklona gablota, w której zwykle było pełno łakoci tego dnia świeciła pustkami. Lekko zmarszczył brwi, zwracając uwagę na to, że na tych wypiekach, które były możliwe do kupienia znajdowała się posypka w serduszka albo napis “love” wykonany dekoracyjnym lukrem z niesamowitą pieczołowitością. No tak, Walentynki. Byłby zapomnial… Ostatnio prowadził tak zabiegany tryb życia, że kompletnie stracił rachubę czasu. Dopiero co wytrzeźwiał po świętowaniu Nowego Roku, a już była połowa lutego!

Nieśmiałe chrząknięcie sprzedawczyni wyrwało go z zastanowienia.

— Niech będzie, poproszę jednego i… — Zawiesił głos, specjalnie przedłużając swoją wypowiedź, choć przecież doskonale wiedział co zamówi. Bywał w tej kawiarni od dobrych dwóch lat, czyli niemal od jej otwarcia. Niemal zawsze zamawiał to samo, choć ekspedientka nie mogła tego wiedzieć. Na jej plakietce widniało imię Ruby, a tuż nad nim krótka informacja o treści “uczę się”. Zapewne została dopiero niedawno zatrudniona na to stanowisko. To wyjaśniało jej entuzjazm. Pewnie za kilka tygodni nie będzie już tak zaangażowana w obowiązki i znowu zaczną szukać kogoś na jej miejsce. Odkąd Ivy odeszła na macierzyński zmagali się z problemami kadrowymi. Znalezienie kogoś kompetentnego na jej miejsce okazało się trudniejsze, niż właściciele knajpy początkowo przewidywali. — Karmelowe latte — dokończył wreszcie.

— Razem za wszystko będzie 21,37 — oznajmiła, nabijając na kasę obie pozycje z menu. Jej długie, połyskujące paznokcie błyskawicznie uderzały o klawisze. — Gotówką czy kartą? — zapytała.

— Kartą — mruknął, sięgając do portfela. Przesunął czarną kartę płatniczą do terminala. Płatność została zaakceptowana. Szkoda, że za pierwszym razem się udało. Miał ochotę jeszcze chwilę pograć na nerwach osobom czekającym za nim w kolejce. Ich niecierpliwość miło łaskotała go po karku.

— Proszę, oto paragon. Za chwilę przyniosę pana zamówienie do stolika — odparła.

Levi bez słowa zgarnął świstek papieru (o zgrozo, również pokryty przeklętymi buziaczkami), a następnie szybko rozejrzał się po sali. Większość miejsc była już zajęta. Na szczęście jego ulubiony stolik właśnie się zwolnił. Chłopak z wyjątkowo nieszczęśliwą miną ciężko wstał z krzesła. Raz jeszcze zerknął na wyświetlacz smartfona, ale najwyraźniej ktoś na kogo czekał zdecydował się nie przyjść na umówioną randkę. A może, co gorsza, rzucił go w Walentynki. Dłoń młodzieńca zacisnęła się na bukiecie róż. Gdy opuszczał kawiarnię ze spuszczoną głową, nawet nie spostrzegł, że Ruby robiła do niego maślane oczy, odkąd tylko przekroczył próg kawiarni. Biedaczka, o mało nie oblała się gorącą kawą, którą niosła Leviemu.

“Miłość to jednak piękna rzecz”, pomyślał demon, po czym uśmiechnął się przewrotnie pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz